25
━━━━━━━━━━
T W E N T Y F I V E
17 lipiec, 1977
Ava kłamałaby gdyby powiedziała, że nie cieszy się z powodu zakończenia szóstego rocznika.Po miesiącach męczenia się z nauką przywitała wakacje z otwartymi ramionami; słoneczne dni,upały oraz spokój.Kiedy przyjechała do domu nie zastała tam już Petunii, pojechała do koleżanki nad morze, Lily mówiła,że już na święta się tym chwaliła.Ruda z kolei od razu z peronu 9 i 3/4 poszła do Jamesa, miała tam spędzić blisko dwa tygodnie.W tym całym zamęcie końcorocznym nikt o niej nie pamiętał, naprawdę nikt.Lily była zbyt przejęta faktem wakacji z Potter'em, Marlene pomagała pani Pince a w ostatnich dniach szkoły wiadomo,że jest tam zawsze ruch,Remus gdzieś cały czas znikał a po za tym po ostatniej rozmowie kiedy Syriusz i Ava się pokłóciłi przestał się wraz z Peterem do niej odzywać.Tak, to było przykre.Od ich spotkania nas jeziorem byli razem tylko wspólnie w Hogsmeade a tak, to jeśli widziała Regulusa szedł szybkim krokiem trzymając pełno rulonów pergaminów, rzucał jej krótkie 'cześć' i znikał za rogiem. Ava podejrzewała,że musiał być bardzo obciążony obowiązkami przez profesora Slughorn'a który go faworyzował co między innymi sprawiało czasem kłopoty.Ava była jednak dawno spakowana i gotowa do opuszczenia budynku, został jej jedynie czas wolny z którym musiała się uporać.
Nawet na stacji nikt jej nie pożegnał.
Tak więc teraz siedziała nad jeziorem w cieniu wielkiego drzewa obserwując połyskującą powierzchnię wody, w głowie miała jedną myśl: 21 dni.Tyle czasu minęło od ich ostatniego spotkania, od tego czasu nie dostała od niego ani jednego listu.Czy Ava czuła się zawiedziona?Po krótszej chwili namysłu mogła powiedzieć, że tak.Poniekąd się nastawiła na myśl,że Regulus ją naprawdę zaprosił do siebie.Odrzuciła myśl,że ją okłamał i nieco chętniej przypuściła do siebie tą myśl, że rodzice zmienili zdanie chociażby z powodu jej statusu krwi...nie.Początkiem wakacji rodzice przeprowadzili z nią rozmowę na ten temat, mówiąc,że była w szoku to mało powiedziane.
Ava usiadła przy stole z nieco zniecierpliwionym wyrazem twarzy, kiedy rodzice przyszli do domu od razu ją zawołali na dól i kazali usiąść, tak więc zrobiła.
-Z Elizabeth uznaliśmy,że jesteś wystarczająco duża żeby poznać całą prawdę.
Dziewczynie już się nasuwało na język pytanie 'Jaką prawdę?' kiedy oni kontynuowali.
-Z Lily i Petunią nigy nie poznaliście swoich dziadków, a mam na myśli tych od mojej strony.-Elizabeth miała dziwny wyraz twarzy, Avie wydawało się,że nie do końca podjęli tą decyzję wspólnie
-Dlaczego?-przerwała ojcu, jego usta zwężyły się do cienkiej linii.
-Nie żyją.-odparł prosto, czuła,że jest za tym głębsza tajemnica ale widząc jego wyraz twarzy postanowiła,że nie będzie drążyła tematu.
-Wracając do tematu, przez to nie mieliście okazji do dowiedzenia się wielu rzeczy, otóż to...jestem czystej krwi.-panowała cisza więc mówił dalej:
-Ja jestem charłakiem, twoja matka odziedziczyła wszystkie magiczne geny.Była w szkole jedną z najlepszych, była w Ravenclawie.--na jego twarzy pojawił się przebłysk ironii.
-Rodzice byli z niej tacy dumni, prawdziwe oczko w głowie.
-A ciebie przesunęli na drugie tory.-dokończyłam, skinął głową.
-Poznała tego całego Christiana, wtedy całkowicie straciłem siostrę.Gdyby nie on nadal by żyła.
-Gdyby nie on, nie byłoby z nami Avy.-powiedziała Elizabeth z domieszką zdenerwowania, dziewczyna czuła, że to nie było specjalnie szczere.
-Jesteś czystej krwi.--powiedział w końcu, Ava była w szoku.Tyle razy szukała w bibliotece o swojej rodzinie.Gdyby tylko wiedziała,że jej matka tam uczęszczała.
-A moja rodzina ze strony ojca?-zapytała nieśmiało.
-Nie wystarczamy ci?-zapytał a na jego twarzy pojawiło się coś na wzór zawodu.
-Nie o to chodzi...-przerwano jej.
-I nazywasz jego swoim ojcem?Kto tu był całe lata i cię traktował jak swoją córkę mimo tego, że na to nie zasługiwała chociażby ze względu na twoją matkę?
Ava nie chciała się poddać, jego słowa do niej nie docierały.
-Co jest z resztą mojej rodziny?-powtórzyła zamieniając słowo.
-Zostawili cię.Kto by chciał przeklętego pół wilkołaka?Hańba ich rodu!Dziecko Christiana Peverella i Grace Maxwell!
Zmarszczyła brwi.
-Maxwell?-zapytała, jej 'ojciec" też przerwał swój monolog.
-To moje oryginalne nazwisko, przyjąłem Evans od twojej matki odcinając się przy tym od całego świata magicznego.-Ava nie chciała pytać jak to się stało,że on przyjął nazwisko matki.Pan Evans był naprawdę wściekły.
-Mam nadzieję,że ty nie pójdziesz w ślady Grace.-rzuciła mu pytające spojrzenie--Wyjdziesz za normalnego mugola i będziesz żyła w normalnym świecie.
Teraz to w Avie wzebrała się złość.
-Dlaczego miałabym to zrobić?Jestem czarownicą a w dodatku czystej krwi co tym bardziej wiąże mnie z światem magii.I gdybyście chcieli wiedzieć spotykam się z bratem Syriusza.-wstała, była pewna,że ojciec zna rodzinę Black'ow.Oj, nie myliła się.On też wstał i krzyknął:
-Ci którzy się wiążą z Black'ami mają życie pełne cierpienia!
Tak teraz siedziala pod drzewem, minęło sporo czasu od tej rozmowy ale ona sobie przy tym uświadomiła kilka istotnych rzeczy.
W końcu wyjaśniło jej się w stu procentach dlaczego Tiara brała pod uwagę Slytherin, jej matka była czystej krwi,jej brat jej nienawidził,jej 'rodzice' ją wcale nie chcą tylko pytanie brzmi:Dlaczego ją w takim przypadku przygarnęli?Jej matka była krukonką, jej 'ojciec' jest charłakiem i na nazwisko ma tak na prawdę Maxwell.
Avie kręciło się z tego w głowie, chciała uciec gdzieś daleko od tego wszystkiego, od tego świata.Całe te lata była niechciana, a ona miała pewną teorie do tego tematu przygarnięcia jej.Rodzice jej matki musieli się naturalnie wstydzić tego,że mieli w rodzinie charłaka.Jeśli więc nie żyli to na kogo przepisali majątek?Ich córka nie żyła ale jej córka tak.Jej ojciec nie żył, kto odziedziczył majątek?Majątek obecnie najstarszej i najbardziej szlachetnej rodziny świata czarodziejskiego?Kto?Ava!
Dziewczyna łącząc po kolei wszystkie fakty nie zdawała sobie sprawy z tego, że coraz bardziej wzrasta jej poziom złości.
Wstała i zaczęła iść szybkim krokiem w kierunku domu, musiała mieć to wszystko potwierdzone.W tej chwili.Zaczęła biec przez co kiedy dotarła do domu była czerwona na twarzy nie tylko ze złości, stanęła przez budynkiem i wzięła kilka głębokich wdechów.Potem wtargnęła do domu a matka zalewająca herbatę rozlała wodę, on siedział przy stole i czytał gazetę.
-To przez moje dziedzictwo?-zapytała; w głębi miała nadzieję,że temu zaprzeczy i poda wiarygodne argumenty.
-Czyli odziedziczyłaś inteligencję po Gr-
Nie było mu dane skończyć ponieważ jej złość osiągnęła zenitu a jej epicentrum został jej tak naprawdę wuj.
-Moje wszystkie klucze, teraz!-krzyknęła zaciskając zęby.Z racji,że byli obydwoje praktycznie mugolami nie mogli iść do świata czarodziejów i wybrać tak po prostu wszystko co było jej zapisane w banku Gringotta.Nie mieli by z tego pożytku ponieważ galeony nie działają w tym świecie.Dlaczego więc im tak zależało?
-To było dla Lily.-powiedziała martwym głosem-Wszystko dla niej.
-Zrozum,że chcieliśmy dla niej jak naj-
Elizabeth także nie była dana szansa dokończenia.
-Chcieliście mi zabrać wszystko!-krzyknęła, pan Evans wstał i zniknął na schodach. Jej ciotka roztrzęsionym głosem starała się ją uspokoić.
-Wzięliście mnie tylko po to zależy jej zabiezpieczyć dobrą przyszłość!Za pieniądze moich przodków!Moje pieniądze!-krzyczała dalej w agonii złości.
-Myślicie,że nie podzieliłabym się z nią?
Pytanie zostało wisieć w powietrzu, nie było na niej odpowiedzi która zostałaby wypowiedziana na głos.Po schodach zszedł on, w ręce trzymał drewnianą szkatułkę, drewno było ciemne i błyszczące chociaż widniała na nim pełno zadrapań.Na wierzchu był wyryty jakiś znak, trójkąt z wyraźną przekątną i kółkiem.Nie znała tego znaku, w żadnej z kronik Peverellów nie było o nim wzmianki.
Wzięła szkatułkę i bez słowa poszła na górę, wyciągnęła swój kufer szkolny i zaczęła do niego wrzucać różne rzeczy, w sumie wszystko co należało do niej.Wszystkie książki,ubrania,kosmetyki,zeszyty,przybory szkolne,eliksiry...wszystko.Kiedy skończyła wyciągnęła jeszcze sukienkę do kolan z rękawem trzy czwarte w kolorze czerwonego wina,czarne cienkie rajstopy i czarne buty na obcasie nie zapominając o czarnej pelerynie.Tak ubrana pomniejszyła walizkę i wsadziła ją do kieszeni, została szkatułka.Usiadła na łóżku i ją otworzyła,nie było tam jak się spodziewała dwóch kluczy ale dwunastu, dwa z tego nie były od skrytki w banku.Wyglądały na normalne klucze...może od domu?Przełknęła głośno nie chcąc sobie wyobrażać na dużo, dopakowała szkatułkę do walizki i zeszła po schodach.Rzuciła się na nią jej ciotka.
-Ava nie odchodź!Dziecko proszę cię to niebezpieczne!--dziewczyna zignorowała ją i wzięła z garażu swoją miotłe, miała trzy lata ale była mało używana.Bez pożegnań wyszła do ogrodu i wypiła eliksir niewidzialności który miałby wystarczyć na sześć godzin, wsiadła na miotłę i opuściła dom który uważała za swój rodzinny.
4 sierpień, 1977
Ava od czasu opuszczenia świata mugoli mieszkała w wynajętym pokoju w 'Dziurawym kotle'.Wybrała trochę pieniędzy z skrytki swojej matki, nie sprawdzała co było w innych.Dowiedziała się jednak,że miała klucze do skrytki matki,ojca,dziadków z obu stron i pradziadków.Nie myliła się także spekulując nad kluczami, były od domów jednak miała nad nimi pełne prawo dopiero kiedy skończy siedemnaście lat.
Dzisiaj postanowiła przejść się po Pokątnej i kupić do przodu potrzebne rzeczy, pomniejszyla swoje rzeczy i schowała je do kieszeni, nie chciała tutaj niczego zostawiać ponieważ sprzątaczka wchodziła do pokoji kiedy chciała.
Na ulicy nie było aż takiego gwaru jak końcem sierpnia, ale Pokątna jak Pokątna, zawsze było dużo ludzi.Ava w sumie nie wiedziała gdzie iść najpierw, z racji,że jednak Madame Malkin była najbliżej wstąpiła do środka.Nie było tam jednak pusto, w fotelu siedziała kobieta o ciemnych, niemal czarnych włosach i błękitnych oczach.Miała na sobie szarą suknie z bogatym srebrnym zdobieniem, zza kurtyny dobiegł ich głos Madame:
-Niech się Pan tak nie wierci panie Malfoy!
Mina Avy wyrażała naprawdę dużo, kobieta w fotelu zauważyła ją i w jej oczach pojawiło się zaciekawienie.
-Dzień dobry.-powiedziała dziewczyna nie chcąc być osądzona o brak dobrych manierów.Kobieta odpowiedziała jej tym samym, Ava usiadła w wolnym fotelu cierpliwie czekając na swoją kolejkę.
-Ktoś przyszedł?-zapytała Madame a szmery ustały, pani Malfoy jak Ava wywnioskowała przewróciła lekko oczami.
-Tak.-odpowiedziała, matka Lucjusza spojrzała na nią i zapytała-Jak się nazywasz?
-Ava Peverell, proszę pani.-kiedy w błękitnych oczach kobiety pojawiły się iskierki brunetka wiedziała,że ma przechlapane.Wstała i siląc się na uprzejmość powiedziała:
-Może wrócę później,dowidzenia.
Ava nie czekając na odpowiedź wyszła, nie chciała wdawać się w rozmowę o czystości krwi chociaż od czasu opuszczenia Evansów czuła niechęć do mugoli.Może to było chwilowe...
Ava wstąpiła do Essów Floresów i kupiła podręczniki, zatrzymała się jednak też przy dziale o genealogiach i bez problemu wyszukała kronikę Peverellów i ją kupiła.
Dalej wstąpiła do apteki kupić składniki na eliksiry, do jakiegoś sklepu z kociołkami, Miodowego Królewstwa po jakieś słodycze, Zonka żeby pooglądać śmieszne gadżety, znowu do Madame Malkin żeby kupić szaty do szkoły, kupiła też miotłe ponieważ od dłuższego czasu zastanawiała się nad zgłoszeniem do naborów do drużyny quidditch'a.Chciała wrócić do 'Dziurawego kotła' kiedy w jej i czy rzucił się sklep zoologiczny.Ava miała sowę w pierwszej klasie jednak zginęła w ciągu drugiej kiedy wysłała ją do rodziców, po prostu nie wróciła.Ava płakała przez dwa tygodnie, ale Heda nie wróciła, od wtedy nie miała żadne zwierzę.Czas jednak leczy rany a Ava stwierdziła,że zwierzę nie musi być złym rozwiązaniem.W zeszłym roku w wakacje używała sowy Lily ale teraz nie miała takiej możliwości.Wstąpiła do środka, w pomieszczeniu było pełno klatek, koty,szczury,sowy,ropuchy,sowy...klatki z ostatnimi wymienionymi wisiały pod sufitem, były tu małe i duże,czarne,białe, szare i brązowe.W sklepie było pusto nie licząc właściciela który obserwował ją zza lady, niektóre sowy spały kompletnie ignorując gościa.Ava bacznie rozglądała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu odpowiedniej sowy, w końcu postanowiła sięgnąć po radę sprzedawcy.
-Dzień dobry, szukam dobrej sowy.-oznajmiła, sprzedawca wstał zza lady i zaczął się przechadzać między klatkami.
-Dużo pani listów wysyła?-zapytał przesuwając jedną klatkę.Ava zmieszała się jednak ostatecznie stwierdziła na głos,że przeciętnie a nawet można powiedzieć, że mało.Sprzedawca wskazał na cztery klatki, w jednej była duża sowa którą Ava raczej wykluczyła a w pozostalych trzech małe, każda innego koloru.Ava nie od razu wybrała tą jedyną,była biało brązowa i miała czarne oczy, tak jej się wydawało.Zapłaciła i życząc właścicielowi miłego dnia opuściła sklep, nazwała sowę Salmon.
Do 'Dziurawego Kotła' dotarła wolnym krokiem, w środku było kilka osób pijących piwo, Ava już chciała wyjść po schodach kiedy zaczepił ją barman:
-Ktoś na panią czeka.-dziewczyna bez słowa wyszła na górę i zawahała się przed naciśnięciem klamki.To mógł być każdy, Lily,Remus,Syriusz a nawet Marlene. Nacisnęła klamkę i weszła do środka, stał przy oknie odwrócony plecami a w niej zawrzały różne przeciwne emocje.
-Co ty tutaj robisz?-zapytała lustrując go wzrokiem kiedy się odwrócił, miał na sobie czarne spodnie a spod czarnego płaszcza wystawała zielona koszula.
-O to samo mógłbym zapytać ciebie.
Nastała chwila ciszy i bezruchu, patrzyli na siebie kiedy niemal równocześnie rzucili się w swoją stronę.
-Pozwolisz mi zabrać cię do siebie?-zapytał zaciągając się zapachem fiołków, dziewczyna uśmiechnęła się nie osłabiając uścisku.
-Jeszcze pytasz.
2109 słów
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top