20
━━━━━━━━━━
T W E N T Y
14 luty, 1977
Dzisiejszego dnia wstałam wyjątkowo bardzo późno, nie byłoby w tym niczego złego gdyby nie fakt,że był poniedziałek. Łóżka moich współlokatorek były pierwszorzędnie zaścielone a w pokoju nie było żywej duszy, oprócz mnie rzecz jasna.Zerwałam się z łóżka i łapiąc wszystkie potrzebne mi rzeczy pognałam do łazienki.Na nieszczęście, szukając czystej koszuli wyrzuciłam z walizki wszystkie rzeczy tworząc wir rupieci wokół mojego łóżka.Biegnąc zawrotnym tempem do łazienki moja noga zapłatała się, jak mniemam w prześcieradle i rajstopach czego skutkiem było niezbyt miłe złapanie przez podłogę.Nie marnując czasu pokuśtykałam do łazienki w której się doprowadziłam do porządku.
Niestety na śniadanie nie zdążyłam, w dodatku nabyłam ślicznego fioletowego siniaka na boku.
Z westchnieniem stwierdziłam,że ten dzień nie będzie należał do najlepszych.
Narracja trzecio osobowa
Walentynki są uznawane za jeden z najpiękniejszych dni zarówno jak i w świecie mugoli, tak i w świecie czarodziejów.Po korytarzach latały duże miękkie serca, a niebo w Wielkiej Sali poróżowiało od całej miłosnej atmosfery.
Lily ukradkiem zerkała na Jamesa który nie ukrywając zainteresowanie rudowłosą dziewczyną bez przerwy się w nią wpatrywał wywołując tym urocze rumieńce.
Obok panny Evans siedziała jej nie do końca siostra, dziewczyna miała wyjątkowo pochmurny humor co mocno kontrastowało z innymi uśmiechniętymi twarzami.Siedziała pochylona nad talerzem z warzywami bezmyślnie w nich grzebiąc widelcem, po głowie chodziły jej różne myśli.Czy czuła się dziwnie patrząc na Syriusza któremu na kolanach siedziała inna gryffonka w przesadnie krótkie spódnicy?Uśmiechał się szeroko oplatając jej talię ramionami, Ava nie była o niego zazdrosna.Nie o to chodzi, zastanawiała się czy straszy Black mówił na poważnie w Hogsmeade.Może to było zaplanowane, a kiedy nie wypaliło po prostu dał sobie spokój i umówił się z inną.Ava zastanawiała się co z nią nie tak,że jako jedyna nie została nigdzie zaproszona.Marlene poszła z Remusem jako przyjaciele do Hogsmeade na piwo kremowe ponieważ byli singlami, czy nie mogli zaprosić panny Peverell?Może to była gra słów i nie byli tylko przyjaciółmi...
Dorcas zaprosił jakiś krukon, z tego co mówiła w dormitorium podobał jej się od jakiegoś czasu.Nawet Ann została zaproszona na tajemnicze spotkanie na wieży Astronomicznej.
Ava zaczęła myśleć jeszcze intensywniej, nie była brzydka.Miała długie kasztanowe włosy które skręcały się w łagodne loki opadając pod jej łopatki, duże bardzo jasne błękitne oczy otoczone wachlarzem rzęs,jasne usta i gładką cerę.Była szczupła ale nie miała jakichś bardziej wyjątkowych kobiecych kształtów co podkreślało jej dziecinną urodę.
Ale podsumowując, nie była brzydka.
W chwili w której Peter umówił się z jakąś puchonką przelała się jej miara wytrzymałości.Nawet nieco pulchny, niezbyt obdarzony urodą i darem nawiązywania rozmów Pettigrew sobie kogoś znalazł!
Dziewczyna nie czekając na deser wstała i wkładając wszystkie siły w to żeby jej kroki wyglądały naturalnie wyszła z Sali.
Idąc korytarzem jej pochmurny wzrok błąkał się pod wysokim sufitem, serca latające pod nim przypominały mugolskie balony tyle,że dużo ładniejsze.Jeden obniżył swój lot i skierował się do Avy, był puchaty, pokryty ciemno różowym futerkiem i wydawał bliżej nieokreślone dźwięki podobne do pomrukiwania bliskiego kotu.Balon pachniał jak lawenda,intensywna męska woda kolońska,deszcz,trawa cytrusowa, róże i świeżo skoszona trawa. Dziewczyna zorientowała się bardzo szybko,że balon jest nasączony amortencją.Złapała go do obu rąk i zaciągnąła się mocno tą bardzo przyjemną mieszanką zapachów, serce wydało głośniejszy pomruk a na dotychczas mocno zaciśnięte wargi nastoletniej czarownicy wkradł się cień uśmiechu.Po chwili obejmowała serce obydwoma ramionami wciskając twarz w miękki puch.Puściła serce i z nieco lepszym nastrojem wybrała się na błonie, były jeszcze dwie godziny herbologii jednak Ava nie miała najmniejszej ochoty na lekcje.Nieświadomie poszła pod ich drzewo, nie świeciło słońce więc nie było też żadnego cienia.Usiadła na ławce i zanurzyła spojrzenie w gęstym lesie kilkadziesiąt metrów przed nią, nigdy tam nie była w ludzkiej formie i jakoś jej nie pociągała wizja zmiany tego faktu.Zauważyła,że jednak coś tworzy nad nią cień a kiedy miękkie ciało otarło się o jej skroń prawie krzyknęłą.
Z ulgą powitała widok różowego serca które ją widocznie polubiło, postanowiła spędzić tutaj popołudnie dopóki inne pary zapełniły Hogsmeade,wieże,pokój życzeń a nawet bibliotekę.Nie wiedząc co począć położyła się na ławce i czekała aż ten dzień przeminie.
Koniec narracji trzecio osobowej
Obudziłam się czując jak chłód otula moje ciało, serduszko pokryte puchem drzemało, o ile to tak mogę nazwać na moim obojczyku darząc mnie ciepłem.
Ostrożnie usiadłam i z szokiem odkryłam, że jest ciemno i nic nie widzę. Nie byłam pewna czy użyć lumos w tak niewielkiej odległości od lasu, mogłam zwabić niebezpieczne stworzenia.
Otulając rękami dziwne stworzenie obydwoma rękami ruszyłam w kierunku szkoły która emanowała jasnym światłem na tle ciemnego krajobrazu.
Nigdy nie pomyślałam,że znajdę się w tej sytuacji.Wzięłam glęboki dech i czując bicie własnego serca w gardle spokojnym krokiem sobie szłam trzymając przy okazji różdżkę.
Spokojnie Peverell, spokojnie.-powtarzałam w myślach starając się przy tym żeby moje ręce nie drżały.
Coś zaszeleściło niewielkiej odległości za mną a ja więcej nie myśląc czy to jednorożec czy smok pobiegłam do bram zamku ile sił w nogach.
Niestety pokój wspólny był zawalony chyba wszystkimi uczniami Gryffindoru więc marzenie o posiedzeniu w ciszy przed kominkiem przepadło.Starając się zostać niezauważona pomknęłam do swojego dormitorium,kątem oka dostrzegłam Lily siedząca obok Jamesa który ją obejmował ramieniem.Chociaż zawiodłam się na Jamesie jako na przyjacielu miałam nadzieję,że ona nie zawiedzie się na nim jako na miłości.
Cieszyłam się,że dała mu szansę bo w końcu był w niej zakochany od drugiej klasy.Cóż,trzymam kciuki.
Póki inni się łączyli w pary ja siedziałam sama, zero zainteresowania.Szał miłosny zaczął się już dawno, w trzeciej klasie.Ja nigdy na to jakoś nie zwróciłam uwagi twierdząc uparcie,że jesteśmy jeszcze dziećmi.Teraz miałam szesnaście lat, za rok siedemnastka i pełnoletność, i co wtedy?Jak mniemam inni będą mieć uroczą rodzinę z dwójką dzieci, zostaną jak to teraz jest inwazyjne, aurorami i tak będą żyć aż do śmierci.Trudno tu w sumie mówić o przyszłości kiedy w tych czasach odzywa się przeciętnie czterdziestki.
Jak sobie wyobrażam moją przyszłość? - zadałam sobie to pytanie chyba pierwszy raz w życiu,i szczerze nie umiałam odpowiedzieć na to pytanie. Najbardziej konkretna odpowiedź to, że chciałabym zwiedzić świat.
Z cichym westchnieniem opadłam na swoje chaotycznie zaścielone łóżko i za machnięciem różdżki wszystko wleciało do mojej walizki która się wysunęła pod łóżko.Rozwiązałam krawat i starannie go zwijając schowałam do szuflady, uznałam,że nie mam siły na pełne przebranie się jednak mimo woli zaczęłam zdejmować podkolanówkę.
Mój wzrok zawiesił się na kopercie leżącej na stoliku nocnym, szybko spojrzałam na okno, było uchylone.A więc ktoś wysłał do mnie sowę, ucieszyłam się.Złapałam kopertę i z wielką radością ją otworzyłam, jeden kawałek papieru a może tak bardzo ucieszyć!W kopercie była mała karteczka z dobrze znanym mi systemem zapisywania tajnych wiadomości.
Dział trzydziesty, piąta półka, szósta książka.
Czy chociaż Regulus miło spędził ten dzień?Nie widzieliśmy się prywatnie od końca zimowych ferii, miałam nadzieję, że znowu nie dostał histerii i nie zmienił zdania w sprawie naszej przyjaźni.
Znowu mógł się przestraszyć,że jestem przez znajomość z nim w zagrożeniu i chce ze mną urwać kontakt.
Narzuciłam na siebie tylko szatę i z jedną podkolanówką na nodze, bez krawatu i butów pobiegłam do biblioteki. Cokolwiek pisze w tej książce muszę się o tym dowiedzieć jeszcze dzisiaj inaczej nie zasnę.Biegłam korytarzemnie zważając na opinię innych osób, a o tej porze było na korytarzu jeszcze całkiem dużo osób, z niecierpliwości miałam ochotę komuś nieźle przyłożyć.Dlaczego tak bardzo stresowała mnie ta wiadomość?Jej treść?Może s[pdziewałam się czegoś ważnego?Jeśli tak, to czego?Myśli nie dawały mi spokoju póki przemierzałam jeden korytarz za drugim skręcając tak gwałtownie, że w niektrórych momentach prawie się pośłizgnęłam gdyby nie moja bosa stopa.I wreszcie, drzwi biblioteki majaczące na końcu korytarza,cały ten dzień był nudny, ponury i nieprzyjemny aż do czasu kiedy dostałam kawałek pergaminu który zrobił z niego ten jeden z dobrych dni podczas których wymienialiśmy się odkazami w książkach.Wpadłam do środka jak huragan ignorując oburzone i nieco wystraszone spojrzenie bibliotekarki.Dział trzydziesty...gdzie on jest?Z burknięciem prześledziłam oczami nazwy poszczególnych innych jednak nigdzie nie było cholernego trzydziestego!Czyżby Black sobie zrobił walentynkowy żart i napisał odkaz w nie istniejącym dziale?Zdeterminowana podeszłam do nadal wstrząśniętej pani Pince i z pogodnym uśmiechem zapytałam:
-Proszę pani gdzie znajdę rozdział trzydziesty?-kobieta odgarnęła z twarzy niesforny kosmyk ciemnych włosów i spojrzała na mnie z zdezorientowaniem.
-Nie ma takiego działu w naszej bibliotece.
Nie ma?
To gdzie jest ta notka?
Nie istnieje?
Podziękowałam i z równie podłym humorem co kilka godzin temu wyszłam z biblioteki całkowicie ochłaniając. A więc bracia Black mieli tyle wspólnego,że lubili żartować w najmniej odpowiednich momentach i,że ich żarty bawią tylko jedną stronę.
Założyłam ręce za plecami i z cichym westchnieniem zaczęłam iść spowrotem do wieży.Kamienna podłoga szkoły nie przyjemnie mroziła stopę rozpaloną od nagłego wysiłku fizycznego.Na moich plecach spoczął podwójny ciężar a ja z zaskoczeniem dostrzegłam Remusa idącego obok mnie, na ramionach miałam już nie tylko swoją, ale też i jego szatę.Pytająca na niego spojrzałam.
-Zmarźniesz.-powiedział patrząc przed siebie uparty wzrokiem, miał rację.
-Dziękuję.-powiedziałam,oświeciło mnie. Mam obok siebie największe największe źródło informacyjne całego rocznika.
-Gdzie jest dział trzydziesty?
Spojrzał na mnie tym samym zdezorientowanym spojrzeniem co pani Pince.
-Nie ma takiego działu.-powiedział a ja z zawodem odwróciłam wzrok, liczyłam na to,że dowiem się czegoś więcej.Już chciałam pożegnać chłopaka kiedy dodał-"Jeśli czegoś szukasz a tego nie ma, znajdziesz to w Pokoju Życzeń.
Remus jesteś genialny.
Spojrzałam na niego z przysłowiowym bananem na twarzy dziwiąc się,że na to nie wpadłam.Na moje i jego zaskoczenie szybko pocałowałam go w policzek i zaczęłam ponownie biec odzyskując nadzieję i entuzjazm.
Zostawiłam tym samym za sobą Remusa który z lekkim uśmiechem kręcił głową.
Wspięłam się po schodach w błyskawicznym tempie, nawet one wydawały mi się iść na rękę ponieważ same się układały w pożądanym kierunku.
Korytarze były jak zawsze na siódmym piętrze ciche,oświetlone ciepłym blaskiem pochodni nadając korytarzom ciepły półmrok.Stanęłam przed pustą ścianą i zamknęłam oczy niecierpliwie tupiąc nogą.Wyobraziłam sobie dział ksiąg,jedną poszczególną i notkę która tam na mnie czekała.
Nie mogąc dłużej wytrzymać otworzyłam oczy, były tam.Otworzyłam drzwi i je zatrzasnęłam, przede mną rozciągały się regały pełne książek pierwszy,drugi... piąty.Rzuciłam się do półki o tym samym numerze jednak stanęłam jak wyryta znowu czując obawy przed treścią skierowaną do mnie.Co jeśli...? Nie dowiem się jeśli nie otworze. Niepewnie sięgnęłam ręką do szóstej książki i dotknęłam jej grzbietu, na jako jedynej nie było na niej kurzu.Wzięłam ją do rąk i zaczęłam przewracać strony, na pierwszych niczego nie było co tylko podsyciło moją niecierpliwość i strach.
Aż w końcu...znalazłam.
Kocham cię.
R.A.B.
1746 słów
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top