10
━━━━━━━━━━
T E N
1 wrzesień, 1976
Usiadłam obok Marlene McKinnon którą chyba najbardziej lubiłam co do dziewczyn,kiedy ceremonia przydziału się zakończyła Dumbledore tradycyjnie pozwolił nam rozpocząć pierwszy posiłek w nowym roku szkolnym.Zaczęłam jeść zupę kiedy Marlene się do mnie odezwała:
-Jak ci minęły wakacje?-spojrzałam na dziewczynę z ciemnymi włosami i błękitnymi oczami po czym się uśmiechnęłam. Spomnienie na wakacje było na prawdę przyjemne aż na to, że moje włosy nadal były fioletowe.Zakłopotałam się lekko nie wiedząc co odpowiedzieć, wymieniłam szybkie spojrzenie z Syriuszem siedzącym na przeciwko mnie a on ledwo zauważalnie mrugnął.Stwierdziłam jednak,że zachowam to dla siebie.
-Bardzo przyjemnie, szkoda tylko,że z włosami tak wypadło.-powiedziałam, Marlene się krótko zaśmiała i dokładniej im przyjrzała.Wyglądała na...zachwyconą, nie to co moi rodzice.
-Jaki to zbieg okoliczności, że ty,Black i Remus mieliście dokładnie takie same wpadki podczas wakacji.-na jej twarzy zaświecił chytry uśmiech a ja westchnęłam kręcąc głową.Za chwilę cała szkoła bedzie wiedziała,że przez ponad miesiąc w moim domu azylował Syriusz Black a przez dwa tygodnie Remus Lupin.Jak się chwilę później okazało nie mówiła to zgryźliwie tylko żartobliwie co mnie trochę ucieszyło.
-Nie mów nikomu, Marlene.Opówiem ci wieczorem w dormitorium dobrze?-zapytałam, brunetka z uśmiechem przytaknęła a ja odetchnęłam z ulgą.
-Marls zapomniałam, ale pamiętasz jak poprosiłaś Black'a żeby mi podczas przerwy świątecznej przyniósł mój ulubiony budyń?
Wyglądała na zdezorientowaną, pokręciła głową i odpowiedziała:
-Wcale go o to nie prosiłam.
Chyba chciała coś powiedzieć kiedy nagle nad stołem przeleciała sowa a do moich rąk wpadła koperta.Wyciągnęłam list i szybko go rozłożyłam szukając odkazu.Nie wiedziałam kto jest adresantem ale miałam podejrzenia.McKinnon zajrzała mi przez ramię z ciekawską miną.
-Kto to?-zapytała a ja podskoczyłam, czerwona na twarzy ze złości i wstydu.Dziewczyna chichotając powróciła do jedzenia a ja upewniając się dyskretnie, że nikt nie zagraża prywatności świeżo otrzymanego listu zaczęłam czytać:
Kochana Avo, Przepraszam cię, że nie niedostałaś listu przez trzy tygodnie.Przez to,że Syriusz po kolejnej kłótni rodzinnej uciekł z domu matka zakazała mi wysyłać listy.Czekam na ciebie przy naszym drzewie.
R.A.B.
Z uśmiechem wstałam i schowałam list do kieszeni, Marlene spojrzała na mnie i też się uśmiechnęła.Tyle,że bardzo głupkowato.Dźgnęłam ją palcem w ramię i syknęłam:
-Marlene!-ta zakryła usta ręką żeby się nie roześmiać czym zwróciła uwagę kilku osób w tym Huncwotów.Nic nie mówiąc wyszłam z salii i pognałam na błonie nie mogąc się doczekać momentu w którym ujrzę tą osobę będącą posiadaczem kruczych czarnych włosów i jasnych zielonych oczu.Podążając kamienną śćieżką przez błonia nie zauważyłam, że mam towarzystwo.W krótce dostrzgłam wysokie drzewo a pod nim chłopaka o cudnych zielonych oczach w mundurku domu Salazara Slytherina.Stanęłam w miejscu niepewnie i rozejrzałam się czy w pobliżu nie ma nikogo z jego okropnych znajomych ani moich.Kiedy nikogo nie dostrzegłam ponownie skupiłam uwagę na osobę pod drzewem.Widział mnie.Nie mogąc się już więcej powstrzymać pobiegłam wprost do niego nie zważając na cały Świat Boży.W ostatniej chwili wyciągnął ręce zza pleców i je rozłożył dzięki czemu w nie wpdałam obejmując jego chude ciało.Kiedy poczułam jak jego ręce zamknęły mnie w uścisku opanował mnie spokój.Uwielbiałam uczucie które otaczało młodszego Black'a, był tak ciepły ale groźny dzięki czemu dawał poczucie bezpieczeństwa.
-Nie wiesz jak bardzo tęskniłam.-powiedziałam wciągając nozdrzami jego przyjemny zapach.W milczeniu trwaliśmy w uścisku,
Powoliłam uścisk tak żeby móc się oddalić i swobodnie na niego spojrzeć jednak to co zrobił totalnie mnie zaskoczyło, chciałam coś powiedzieć lub oczekiwałam,że on coś powie jednak w jednej chwili stał pochylony nade mną a ja czułam jego ciepłe usta na swoich.Nie wiedziałam zbytnio co robić więc oddałam pocałunek.Był bardzo delikatny i ostrożny.W pewnej chwili oderwałam się od niego odczuwając brak powietrza, z lekką zadyszką oparłam się plecami o drzewo miarowo oddychając.Twarz Regulusa była lekko czerwona a jego oddech był niespokojny.Mój wzrok ponownie wylądował na jego twarzy a nasze spojrzenia się spotkały, ponownie do mnie przywarł przygnieżdżając mnie do drzewa a jego usta wpiły się w moje.
Jego ręce złapały moje dłonie i położyły je na plecach po czym same znalazły swoje miejsce w moich włosach.Dotarło do mnie co robię, zerwałam się i pobiegłam tą samą drogą którą tu przyszłam z powrotem do zamku.Twarz mnie piekła bardziej niż kiedykolwiek, a serce trzepotało w piersi boleśnie.
Mój najlepszy przyjaciel skradł mój pierwszy pocałunek-z tą myślą zaczęłam szósty rok w Hogwarcie.
Wpadłam do pokoju wspólnego niczym huragan, wzrok obecnych tam osób spoczął na mnie.Lily która dotychczas była pogrążona w rozmowie z Dorcas zamilkła i widząc mnie tym stanie pobiegła w moim kierunku.Złapała mnie za ramiona a ja się zachwiałam przypominając sobie,że ja zaledwie kilka minut temu trzymałam tak Regulusa.Chciała coś powiedzieć kiedy się zorientowała,że wszyscy w milczeniu na nas patrzą. Lily wykazała po raz kolejny cechę której mam ubytek, ostrość.
-Nie macie nic do roboty?-po jej słowach i piorunującym spojrzeniu wszyscy wrócili do poprzednich czynności i zamiarów.Lily biorąc mnie pod ramię poprowadziła mnie do biblioteki, a dokładniej w jej najgłębsze otchłanie.Usiadłyśmy przy na ławce stojącej pod pustą kamienną ścianą a Lily mnie otoczyła ramieniem.Po chwili milczenia spojrzała głęboko w moje intensywnie niebieskie oczy.
-Co się stało?-zapytała gładząc mnie po plecach, wzięłam glęboki wdech i w chwili w której miałam odpowiedzieć rozpłakałam się.
Siedziałam tak cicho pociągając nosem trzęsąc się przy tym wtulona w siostrę.Nie wiedziałam w sumie czemu, bo tak na prawdę nie stało się chyba nic złego.Nie wcale!Tylko osoba którą uważałam za przyjaciela na życie i śmierć nie mówiąc już o bezgranicznym zaufaniu wyznała mi miłość za pomocą pocałunku!Chwilą...czy ten pocałunek coś znaczy?Czy to było tak po prostu? Regulus na pewno nie bawił się moimi uczuciami ani wrażliwością, nie byłam w nim ani w nikim innym zakochana...chociaż teraz nie byłam niczego pewna.Wszystkie myśli przepływały przez mózg do oczu przez co wylewały się z nich słone łzy, następnie do serca które biło spłoszone nagłym przepływem emocji, a na końcu myśli uderzyły w żołądek w którym wyrósł kłębek nerwów i niepewności.
Do moich uszu dotarł stukot butów a następnie ciepły głos zadający pytanie które czułam,że usłyszę jeszcze nie raz w ciągu wielu dni:
-Avo co się stało!-nie brzmiało to za bardzo jak pytanie, Lily wzięła rękę którą otaczała moje plecy i cicho szepnęła 'To ja już pójdę', w tym momencie nie jedno ramię, ale dwa otoczyły moje marne roztrzęsione ciało i zamykając w czułym uścisku i przyciągnęły do siebie.
-J-ja...R-Remusie...-wydusiłam a nowy wybuch płaczu mnie skuteczne uciszył,Remus położył podbródek na jej ramieniu schylając się przy tym lekko i westchnął lekko.
Kiedy po prawie dwudziestu minutach etap płaczu minął a ja byłam w stanie stabilnym, Remus ponownie cicho powtórzył pytanie nadal przyciskając mnie do siebie, a ja trwałam w wygodnej pozycji ogrzewana jego klatką piersiową.
-Wiem,że nikomu nie powiesz ale obiecaj dla mojego spokoju.-powiedziałam, Remus zawiesił wzrok na jednej z półek więc także tam popatrzyłam.Cały dział w którym siedzieliśmy był związany z tematyką animagów,metarfomagów i innych odgałęzień magów.Remus spojrzał na mnie i powiedział cicho:
-Obiecuję.-nie wiedziałam wtedy, jak duszno mu się zrobiło, wiedział jak wielkie problemy mogą powstać z tej obietnicy.Ufając mu całkowicie opowiedziałam mu o całym zdarzeniu i swoich przemyśleniach.
Remus uważnie przyglądał się moim oczom,czułam jego wzrok na sobie, wróciłam wspomnieniami do zdarzenia które mnie tak rozrzuciło psychicznie a moje oczy ponownie się napełniły łzami.W tej samej chwili pojawiła się pani Pince, młoda kobieta, mogła mieć trzydzieści lat. Wzrok jej ciepłych oczu padł na naszą dwójkę i po chwili powiedziała:
-Ach Remusie to ty, zostawię was ale uważajcie jak będziecie wracać ponieważ za godzinę cisza nocna.-machnęła różdżką a przy mnie pojawiły się chusteczki.Słabo się do niej uśmiechnęłam a ona po chwili znikła.Remus podjął próbę żartu:
-Widzisz,czasem opłaca się być kujonem i lizusem.-pojęłam o co mu chodzi, pani Pince od razu wywalała z biblioteki o wyznaczonym czasie. Wszystkich.No, może oprócz Remusa, Lily i kilku innych wyróżnionych szczęśliwców.Zaśmiałam się lekko.
Po około dwóch godzinach zwierzania się o problemach miłosnych, a szczególnie tak zwanych 'crushach' stwierdziliśmy,że pora opuścić bibliotekę.Pożegnaliśmy uśmiechniętą pani Pince która zaczęła się też zbierać ujawniając,że jesteśmy ostatnimi osobami a my powoli szliśmy w stronę wieży Gryffindoru.
Ledwo co podałam hasło, do naszych uszu dotarł głośny śmiech,rozmowy i muzyka wypełniające pokój wspólny.
Wymieniłam spojrzenie z Remusem i stwierdziłam,że się zrozumieliśmy.
Rozpoczęcie roku szkolnego przypadło na piątek, a to oznaczało imprezkę.Rozejrzałam się po pomieszczeniu i dostrzegłam znajome twarze, Dorcas tańczyła z jakimś wysokim szatynem z siódmego roku, Marlene rozmawiała z Peterem pijąc piwo kremowe a Lily...rozmawiała z Jamesem!
W bibliotece jeszcze mi wyznała,że pokłóciła się z Severusem i zerwała z nim znajomości.To,że nazwał ją szlamą było ostatnią kroplą i za namową Marlene postanowiła dać Jamesowi po tylu latach szansę.
Remus przypominając o swoim istnieniu złapał mnie na rękę i pociągnął do góry schodami w kierunku męskich dormitorium a dokładniej ich.Cóż, widok który ujrzałam przerósł moje najśmielsze oczekiwania.W pokoju było czyściutko a każda walizka stała przed łóżkiem właściciela.Była jednak wpakowana, a świadczyły o tym rzeczy na szafkach nocnych oraz piżamy na łóżkach.
-Usiądziesz?-zapytał wskazując na prawdopodobnie swoje łóżko, tak na pewno jego.Na stoliku było pełno książek ułożonych w słupek, usiadłam i opowiedziałam mu o swoich wrażeniach:
-Cóż, wasz pokój jest bardziej sprzątnięty od naszego!-obydwoje się roześmialiśmy, zaczęliśmy znowu rozmawiać.Tym razem zeszło na zwykle codzienne tematy, w pewnym momencie Remus machnął ręką i wyciągnął tabliczkę czekolady.
-Masz, to jest najlepsza.-spojrzałam na niego z miną 'Ty tak na serio?' ponieważ bez kija obronnego nie można było dotknąć jego czekolady.
Otwarłam tabliczkę i go pierwszego poczęstowałam, w pewnej chwili zapadła cisza.Nie niezręczna ale taka normalna, Lupin wyciągnął książkę i zaczął czytać.Ja powoli jadłam czekoladę i muszę przyznać mu rację, najlepsza.Nie wiedziałam kiedy moje powieki mi okropnie zaciążyły na oczach a Morfeusz mnie zabrał.
1609 słów
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top