V - 01 || Złota Dziołszka i Pełen Tytuł Się Nie Zmieścił

Złota Dziołszka i Na Pewno Nie Insygnia Śmierci, 
bo nikt o nich nie myśli, gdy Śmierciożercy są w szkole

***

Srebrny glob rozpoczął nocną wędrówkę po niebie. Jasny blask odbijał się od kropli wilgoci na trawie oraz włosów mężczyzny idącego w stronę zniszczonego budynku. Remus Lupin otworzył drzwi Wrzeszczącej Chaty i rozejrzał się po dobrze znanym sobie wnętrzu. Chata była w znacznie lepszym stanie, niż to sobie wyobrażał. 

Remus był zmęczony, jakby tysiąca i jednej nocy nie spał, tylko z Alibabą po kebabach latał. Ściągnął buty i marynarkę, po czym położył się na kanapie w kolorze Shreka wracając myślami do rozmowy o pracę, którą odbył zaledwie kilkadziesiąt minut temu. Dumbledore naprawdę nie mógł wybrać gorszego terminu na to spotkanie. Zupełnie, jakby specjalnie chciał go przyciągnąć do roboty mocą wspomnień zaklętych w tym budynku.

Noc upłynęła wilkołakowi przyjemnie, w porównaniu do tego, co czuł zazwyczaj. Miesiąc temu otrzymał od dyrektora Hogwartu ofertę pracy wraz ze sporą porcją Wywaru Tojadowego. Dzięki temu, spał jak zabity podczas swojej przemiany. Naprawdę miła odmiana po nocach spędzonych na samookaleczeniu się. Mężczyzna ziewnął ospale i doprowadził się do względnego porządku. Szybkie Reparo na pęknięcia w szwach, odsunięcie grzywki z czoła, trochę wody dla odświeżenia twarzy. Za dnia Wrzeszcząca Chata wyglądała jeszcze przytulniej. Wzrok Remusa zatrzymał się na fotelu w szkocką kratę. Był pewien, że ten mebel został całkowicie zniszczony w jego szkolnych latach. Czyżby chata sama się naprawiała po jakimś czasie? Może szkolne skrzaty tu zaglądają? Zaintrygowany postanowił przejść się po budynku. Nawet w kuchni panował względny porządek. Wspiął się po skrzypiących schodach i rozejrzał na piętrze. Wszedł do sypialni, w której spodziewał się znaleźć tumany kurzu, ale nie zastał go.

Zamiast tego dostrzegł ruch w łóżku z baldachimem, które kilkanaście lat temu służyło Syriuszowi jako drapak. Nie przejął się teraz jego stanem, lecz tym, że ktoś w nim spał. Podszedł bliżej i z rozczuleniem spojrzał na dziewczynkę w luźnym dresie. Pasma czarnych włosów leżały rozrzucone na jej twarzy i poduszce. Czy to możliwe, że była tutaj w tym samym celu, co on? Czyżby Dumbledore ofiarował schronienie we Wrzeszczącej Chacie kolejnemu pokrzywdzonemu przez los dziecku?

Dziewczynka nagle przeciągnęła się i otworzyła oczy. Wpatrywali się w siebie przez chwilę w milczeniu. Remus był pod wrażeniem spokoju, jaki malował się na twarzy dziewczęcia. Spodziewał się krzyku, może ucieczki. Mierzyła go wzrokiem od góry do dołu. 

— Jest pan bezdomnym?

Roześmiał się.

— Nie, jestem wilkołakiem...

— To tak jak ja... — Spojrzenie dziewczyny nagle stało się bardziej intensywne. Jeszcze przed chwilą wyglądała jak niewinne stworzenie, teraz biła z niej taka pewność siebie, jakby mogła całą wioskę ubić maczetą trzymaną w lewej ręce. — Musimy zostać przyjaciółmi. Jestem Gal Sue.

Wyciągnęła dłoń przed siebie.

— Remus Lupin.

Mężczyzna uścisnął jej rękę starając się ukryć wzruszenie. I nie myśleć o maczetach.

***

Gal siedziała na łóżku w swoim pokoju i rozczesywała długie do pasa włosy. Starała się oczyścić umysł z pomocą muzyki, lecz każdy smutny kawałek powodował pojawienie się przykrych myśli i wspomnień. To były jej najgorsze wakacje. Nie tylko dlatego, że nigdy ich nie planowała. Rose rozpoczęła staż w aptece, zaś Bree wkręcił się na dobre w rodzinny biznes i drukował memy na szeroką skalę jak szalony. Widywali się więc tylko w weekendy, w dodatku były to niesamowicie dziwne spotkania. Nagle zabrakło im tematów do rozmów, a poza tym Gal czuła się niezręcznie widząc ukradkowe spojrzenia posyłane sobie przez przyjaciół. Nie wiedziała, co się działo między nimi i z wielu powodów wolała ich o to nie pytać. Pytanie, czy Bree w końcu powiedział Rose o swoich uczuciach, czy nie, wciąż latało jej w głowie, tuż obok innych nurtujących ją spraw. Czemu Remus nie odpisuje na listy? Czemu Syriusz nigdy nie ma czasu, żeby się spotkać? Czemu zabrania jej spoufalania się z Glizdogonem? Skąd biorą się te wszystkie paskudne sny i bóle głowy? Kim naprawdę był jej ojciec? Czy kiedykolwiek go spotka? Czemu matka nagle stwierdziła, że dobrym pomysłem będzie powrót do rodziny w Stanach? Czy kolejny rok szkolny będzie jeszcze gorszy od poprzedniego? Co w ogóle ma zamiar robić po ukończeniu Hogwartu?

Jakaś sowa zaczęła dobijać się do jej okna. Z trwogą wpuściła ptaka do środka i odebrała list.

Droga Gal,
Wciąż nie mam wiele wolnego czasu, ale zjawię się dzisiaj u ciebie późnym wieczorem na chwilę. Jest kilka rzeczy, o których musisz wiedzieć.
Łapa

Znowu jakieś szokujące wieści? Może chociaż odpowie jej na któreś z nurtujących ją pytań.

Dzwonek do drzwi rozbrzmiał akurat wtedy, gdy zaczynała się „Randka w ciemno". Wzdychając ciężko poszła otworzyć Syriuszowi. Wyglądał, jakby znów dopiero co uciekł z Azkabanu. Podkrążone oczy, zmierzwione włosy i zarost w totalnym nieładzie. Może tylko nie był tak chudy, jak zazwyczaj. Jego spojrzenie wwiercało się w martwe lico Gal. Gestem ręki zaprosiła go do środka. Rozgościł się w salonie.

— Coś do picia? — Spytała wiedząc, że odmówi. Usiadła na pufie, kiedy pokręcił przecząco głową. — To jakie nowości masz dla mnie?

— Najpierw wyjaśnienie sprawy z Glizdkiem.

— Przecież wiem, że to Dumbledore go zmanipulował i przez niego Peter zrobił to, co zrobił.

— Nie, chodzi mi o waszą korespondencję.

— Oh. No to jestem bardzo ciekawa, jak mi wyjaśnisz, czemu nie powinnam się z nim zadawać.

— Nie chodzi mi o zupełny brak kontaktu... Wiesz, Peter jeszcze nie jest do końca w dobrej formie, dlatego nie dostaje prawie zadań od Zakonu. Przez to trochę się nudzi, że ty też nie masz co robić...

Gal mrugnęła do niego ostrzegawczo.

— A robisz coś? Ćwiczysz zaklęcia, których cię nauczył Snape?

— Właściwie to nie. Staram się po prostu nie zabić.

Syriusz wyglądał na zmartwionego jej słowami.

— No i co dalej z Glizdogonem? Skoro oboje się nudzimy to czemu nie możemy czasem razem skoczyć do Maka czy coś? 

— Pod żadnym pozorem nie może on opuszczać Grimmauld Place. Jest na celowniku obu stron. Nawet nie wszyscy z Zakonu wierzą w prawdziwą wersję wydarzeń i mają go za winnego.

— Więc ukrywasz go na strychu wraz z Jamesem?

— Cóż. W pomieszczeniu obok. Nie powinien o nim wiedzieć.

Gal pokiwała głową. Tylko ona i Syriusz wiedzieli o największej tajemnicy domu Blacków, a także jednej z największych mistyfikacji współczesnego świata czarodziejów (chociaż bardzo możliwe, że Szalonooki też wiedział, dzięki temu swojemu oku). Otóż, James Potter, podczas ataku Voldemorta na swój dom, był w czasie swojego typowego upojenia alkoholowego. Na widok potężnego czarnoksiężnika wybiegł na zewnątrz w formie jelenia i wpadł pod tira. Syriusz odnalazł go, zreperował i przechowywał u siebie. Niestety szybko okazało się, że pod wpływem traumatycznych wydarzeń i skutków odstawienia alkoholu, w mężczyźnie zaszły nieodwracalne zmiany. Black mógł zrobić dwie rzeczy — oddać go do oddziału dla ułomnych w Mungu, żeby wszyscy dowiedzieli się, że James Potter jest alkoholikiem i uciekł zamiast chronić żonę z dzieckiem LUB trzymać go w ukryciu mówiąc innym, że przyjaciel zginął bohatersko w obronie rodziny. Odpowiedź wydawała się oczywista. Syriusz nawet nie musiał się martwić o niego podczas swojej odsiadki w Azkabanie — Stworek odpowiednio się Potterem zajmował. Skąd Gal o tym wiedziała? Podczas poprzednich wakacji Syriusz chciał jej zaimponować i pokazał ukryte piętro strzeżone lepiej niż cukier w spiżarce Molly Weasley.

— Wciąż nie widzę powodów, dla których nie mogłabym go odwiedzać. Albo chociażby z nim pisać.

— Już mówię. Peter miał zawsze problemy z dziewczynami. Nigdy nie potrafił się z żadną zaprzyjaźnić, starał się wyrwać każdą, która postanowiła się do niego odezwać. Ma dwie taktyki do tego, obie są beznadziejne. Skoro jeszcze chcesz się z nim zadawać, to zapewne używa taktyki numer dwa, na niewinnego chłopca. Wzbudza zaufanie swoją nieporadnością, potem sugeruje, że niby jest zakochany, ale niestety do tego czasu wpada w friendzone, więc sprawa pogrzebana.

— A taktyka numer jeden?

— Robi to co ja i James, czyli otwarty chamski podryw. Niestety jest w tym beznadziejny i niezwykle ordynarny.

— Skoro obrał taktykę na przegrywa piwniczaka, to co mi grozi?

— Wyrzuty sumienia. Jest w tym naprawdę dobry.

Gal zastanowiła się.

— Jak tak sobie myślę... może faktycznie dokłada mi emo klimatu do tego, którego już mam.

— A widzisz!?

— Ale wisi mi to. Może go chociaż nauczę jak w ludzi.

Syriusz pokręcił tylko głową, ale nie kontynuował tematu.

— Druga sprawa. Powinnaś znaleźć sobie lepsze schronienie. Szczególnie, że mieszkasz teraz sama.

— Wiem. Rozmawiałam o tym z Bree i Rose. Zapewne przed końcem wakacji przeniosę wszystko do Chickensoupów. Mama mi napisała, że mogę sprzedać ten dom, jakby co.

— Zrobisz jak uważasz.

Dziewczyna pokiwała głową. Bardzo lubiła rozmawiać na takie tematy z Syriuszem. Nawet gdy sypnął radą, to nigdy nie naciskał i pozwalał jej na samodzielną decyzję. Nie jak niektórzy (na przykład taki nudziarz Remus Lupin albo nachalna matka).

— Miałaś może jakieś wieści od Snape'a? — spytał ostrożnie mając nadzieję, że temat ten rozluźni trochę napięcie. Gal spuściła wzrok.

— Totalny brak kontaktu odkąd odleciał z wieży astronomicznej. Nie pisałam do niego, bo to chyba nie najlepszy pomysł. Chociaż bardzo chętnie bym mu wygarnęła co nieco. Jak mógł tak po prostu zerwać kontakt? Jeśli coś tam sobie planował, mógł mnie uprzedzić!

— No już, już... — Syriusz pogładził dziewczynę po ramieniu. Gdy tu przyszedł, wyglądała, jakby miała płakać, ale teraz chyba nawet zaczęła. Trudno było stwierdzić, bo cały czas przecierała oczy. Miał nadzieję, że nie brała narkotyków.

— Jeszcze coś? — Zdobyła się na spojrzenie na niego. Black zawahał się. Mógł jednak przedstawiać wiadomości w innej kolejności i nie zostawiać najgorszej na koniec..

— Remus mówił mi, że ostatnio znowu stałaś się nieco nachalna wobec niego...

— Tak mówił? Możliwe. Piszę mu wszystko, o czym tylko pomyślę, jak leci. I nie czytam tego drugi raz, tylko od razu wysyłam. Może i jest przez to przytłoczony. Wiem, nie powinnam... Naprawdę chciałam go zostawić z tą całą... No wiesz. Ale coś we mnie wciąż się buntuje i każe walczyć. Po prostu nie chcę...

Skończyć jak Snape — dodała w myślach i zagryzła dolną wargę starając się zahamować kolejny przypływ łez.

— On to wie — powiedział ostrożnie Syriusz. — Wie, że masz nadzieję... Dlatego... Chciałby w końcu skończyć to, właśnie niszcząc tę nadzieję. — Starał się nie patrzeć na dziewczynę, czuł na sobie jej zrozpaczone spojrzenie. Dlaczego akurat on musiał jej to powiedzieć? Eh, Remus, ty wstrętny eunuchu. — Między innymi z tego powodu, ale oczywiście nie tylko z niego, oświadczył się Tonks.

Nastała głęboka cisza.

— Oświadczył się, żeby się mnie pozbyć? — Szepnęła po chwili. 

— Nie pozbyć... Nawet tak nie mów. Pamiętaj, że wciąż jesteś dla niego bardzo ważna.

Dziewczyna zadrżała, jakby miała się zaraz żałośnie rozpłakać, lecz nic takiego nie nastąpiło. Wpatrywała się pusto w swoje dłonie. Słyszała ciche brzęczenie w uszach, w głowie nie miała ani jednej myśli. Tylko echo słów Syriusza przewijało się cały czas. Gdyby to działo się sto lat temu, pewnie by zemdlała.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top