vi
Zaglądał w boczne uliczki, ale nigdzie nie widział po nim ani śladu. Bestie nie chciały mu odpuścić i zlatywały się do niego, jak komary do światła. Irytacja sprawiła, że stał się mniej uważny. Jeden z czterech przeciwników, którzy go otaczali zdołał dosięgnąć go swoim ostrzem i rozciął mu policzek. Odwrócił się w jego stronę, planując rozprawić się z nim szybko, ale wtedy kątem oka zobaczył kolejne ostrze wymierzone tym razem w jego gardło, spróbował się obrócić, ale potwór, który miał zadać mu śmiertelny cios padł martwy i rozbił się w pył. Blade spojrzał za siebie, ale zanim zdążył kolejne ostrze zostało przystawione do jego szyi, tak blisko, że Blade musiał uważać na swój oddech, żeby się nie naciąć.
Jing Yuan patrzył na niego płonącymi furią złotymi oczami. Pamiętał ten wzrok z wcześniej, przed setkami lat patrzył na niego podobnie, w dniu, w którym Blade i Dan Feng zostali okrzyknięci zdrajcami, a cały ich kraj pogrążył się w chaosie.
Uśmiechnął się widząc tę twarz, co sprawiło, że Jing Yuan chwycił go mocno za materiał kaftana, potrząsając nim. Blade pozwolił, aby miecz wypadł mu z ręki i powoli podniósł ręce do góry w sarkastycznym geście poddania.
— Trochę średnie to powitanie — wymamrotał, odwracając wzrok.
— Nie wiem czego się spodziewałeś — odpowiedział Jing Yuan — kiedy dzieje się coś złego, ty zawsze zdajesz się być na miejscu zdarzenia
Blade spojrzał na niego z uniesionymi brwiami.
— Jestem Łowcą Stellaronu, naprawdę myślałeś, że mnie tutaj nie zobaczysz? To raczej ty jesteś nie na miejscu. Jaką sprawę może mieć tutaj generał Xianzhou Luofu?
— Dobrze wiesz jaką.
Blade wzruszył ramionami, na twarzy Jing Yuana wściekłość biła się ze strachem, który widoczny był w jego błyszczących oczach. Ręce generała trzęsły się nieznacznie, co nie uszło jego uwadze. Naprawdę wydawało mu się, że ma kontrolę nad sytuacją, jak ta? To było śmieszne. Był o krok od obłędu, jego brak opanowania świadczył o tym jeszcze bardziej.
— Ale najpierw — powiedział, nachylając się ku niemu, prosto na ostrze jego glewi, które natychmiast cofnęło się o centymetr, a potem kolejny i kolejny. Stare nawyki umierają powoli, pomyślał z pewną satysfakcją, albo nie umierają wcale — przestańmy udawać, że możesz mi w swoim stanie dyktować jakiekolwiek warunki.
Odepchnął Jing Yuana od siebie i błyskawicznie chwycił z powrotem swój miecz, aby sparować atak, który wymierzył w jego stronę.
— Ty!
Blade rzucił się na niego z serią szybkich ataków, które gdyby Jing Yuan był gorszym szermierzem, byłyby śmiertelne. Zakończył swoją sekwencje wybijając mu broń z ręki, a kiedy ten rzucił się, aby ją podnieść, uderzył go w plecy tępym końcem miecza. Jing Yuan zawył z wściekłości i już wstawał, aby rzucić się na niego z pięściami, rezygnując z broni, Blade nie pozwolił mu na to jednak, łapiąc go za oba nadgarstki i przypinając je do ziemi z potworną siłą.
— Opanuj się, Jing Yuan — powiedział spokojnym głosem — to nie jest w twoim stylu.
Generał oddychał ciężko, próbując wywinąć się z jego uścisku, ale Blade nie pozwolił sobie w tej chwili choć na chwilę odpuścić. Jing Yuan piorunował go swoim błędnym wzrokiem, zamglonym poprzez chorobę, która próbowała przejąć kontrolę nad jego umysłem. Blade obserwował go niewzruszony. Pomimo wszystko, wciąż był od niego silniejszy, jeżeli chodziło o bitwę jeden na jednego. To nigdy się nie zmieniło. Jing Yuan mógł się wyrywać ile chciał, ale on nie miał zamiaru go puścić.
Walka powoli opuszczała ciało Jing Yuana, a mgła opadała z jego umysłu. Blade oglądał to z ulgą, do której ciężko mu było samemu się przed sobą przyznać. Tym razem nie było z nimi Imbibitora Lunae mogącego oczyścić jego ciało z klątwy, która tak bardzo chciała się w nim zagnieździć. Zastanawiał się tylko od jak dawna to się zaczęło dziać.
Ani to miejsce, ani widok starego kompana broni nie działały na niego kojąco. Stare pola bitew zwykle przypominały o sprawach, o których wolało się zapomnieć. Blade wiedział, że Jing Yuan musi mieć wiele takich spraw.
Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała, a oddech powoli się wyrównywał. Blade zwolnił odrobinę swój uścisk na jego nadgarstkach, widząc rodzące się na skórze Jing Yuana siniaki, przejechał po nich delikatnie palcem, spoglądając z powrotem na twarz generała.
Złote oczy patrzyły na niego, jakby widział go po raz pierwszy.
— Ying Xing — wyszeptał.
Blade nienawidził, co zrobiło z jego sercem usłyszenie tego imienia z jego ust.
— Kto? — odsunął się i wstał, uwalniając generała ostatecznie spod swojego ciężaru.
— ... Blade.
Jing Yuan usiadł, masując swoje bolące nadgarstki i rozglądnął się wokoło. Jego wzrok spoczął na broni, którą mu wytrącono, ale nie poczynił ruchów, aby ją podnieść.
— To nie było mądre z twojej strony — powiedział Blade, zauważając, że generał wciąż szuka słów — przybycie tutaj.
— Nie miałem takiego zamiaru, ale ktoś pokrzyżował moje plany.
— Ostatnio zdarza się to coraz częściej.
Jing Yuan zaśmiał się lekko, na jego ustach pojawił się typowy dla niego uśmiech.
— Cóż mogę powiedzieć? — rozłożył ręce — po bliskich zawsze najmniej się człowiek tego spodziewa.
— Starzejesz się.
— To już swoją drogą — spojrzał na niego spod przymkniętych powiek — wracając do mojego poprzedniego pytania... gdzie jest Yanqing i Sushang?
Jing Yuan wstał i podniósł swoją broń. Spojrzał na niego z irytacją, Blade nie zareagował w żaden sposób, mógł sobie swoje gniewne spojrzenia zachować dla podwładnych
— Jeżeli coś im zrobiłeś...
— Nic nie musiałem robić — powiedział, krzyżując ręce na piersi — nie mieli szans przeciw tylu wrogom. Poza tym walka z dziećmi to nie moje hobby...
Była to jedynie w połowie prawda, ale pokonywanie Silver Wolf w grach wideo to był całkowicie inny rodzaj walki.
Westchnął, kiedy zobaczył, jak generał zaciska uchwyt na drzewcu swojej glewii.
— Więc...
Na początku myślał, że trzymanie mu nad głową tej informacji da mu jakąś satysfakcję, ale zmartwienie i panika, jakie wstępowały na twarz Jing Yuana nie były niczym, czego nie widział wcześniej. Nie potrafił być wobec niego, aż tak okrutny, tak samo, jak nie potrafił pozwolić Yanqingowi umrzeć, ponieważ wiedział, że Jing Yuan szczerze kocha to dziecko.
— Są w lesie poza murami miasta — przerwał mu — Twój dzieciak jest ranny i nieprzytomny, ale żyje. Sushang nic nie jest... Są bezpieczni i czekają na ciebie.
Jing Yuan patrzył na niego przez chwilę, szczerze zdziwiony, następnie jego twarz ponownie rozświetlił lekki uśmiech.
— Ach, więc im pomogłeś?
Blade nie odpowiedział.
— Ulżyło mi — powiedział Jing Yuan, podchodząc bliżej — przez chwilę wydawało mi się, że nie znam człowieka, z którym rozmawiam.
— Bo nie znasz.
Jing Yuan zachichotał. Blade skrzywił się, widząc, jak humor znowu mu dopisuje.
— Haha. A ty znowu swoje.
— Przymknij się.
Jing Yuan zaśmiał się jeszcze złośliwiej, ale nic już więcej nie powiedział, jego wzrok zaś wyrażał wiele, więc Blade spojrzał za siebie, w kierunku głównej ulicy i plądrujących puste domy potworów.
— Dziękuję, że ich uratowałeś — usłyszał go — to wiele dla mnie znaczy.
— Nie powinno — odparł nieodwracając się.
Jing Yuan jedynie westchnął przeciągle i pokręcił głową.
— W porządku — powiedział, wymijając Blade'a, szturchając go przy tym wrednie w ramię — skoro jesteś uparty w zgrywaniu cwaniaka, miejmy to już za sobą.
Blade patrzył, jak chwyta mocniej swoją glewie, posyłając mu przez ramię wyzywający uśmiech.
— Może urządzimy z tego zawody, jak za dawnych czasów?
— Tylko ty i Bai Heng braliście to na poważnie.
— A jednak ty zawsze pod koniec pamiętałeś ilość swoich zabójstw.
— Wymyślałem liczbę większa od twojej.
Jing Yuan wyglądał, jakby podzielił się jakąś rewelacją.
— Widziałem! Wiedziałem! — spojrzał na niego z pretensją, jakby to wszystko w tym momencie miało znaczenie
Blade przechylił głowę na jedną stronę i uniósł brew.
— Ahem... w takim razie? — spojrzał na niego kątem oka, najwyraźniej nagle zawstydzony swoim dziecięcym wybuchem.
Jego policzki zrobiły się lekko różowe. Przez chwilę naprawdę wyglądał, jakby był z tamtych odległych czasów.
Blade przyglądał się mu przez moment, zanim otrząsnął się z nawału wspomnień, które nie dawały mu tego dnia spokoju.
— Trzeba zająć się Bestiami Fragmentum — powiedział, rzucając okiem na niebo — lepiej oczyścić pole walki zanim zmierzymy się z...tym.
Jing Yuan spojrzał w górę, na czarny portal otwarty dla Bestii Dnia Ostatecznego.
— Ile mamy czasu?
— Nie mamy czasu — powiedział, patrząc na niego znacząco.
Jing Yuan rozejrzał się. Wrogie bestie krążyły po okolicy, dewastując wszystko na swojej drodze.
— W takim razie musimy działać szybko.
Uniósł glewię wysoko, Blade patrzył, jak uderza w nią piorun, a złote oczy lśnią w półmroku, który ich otaczał. Dłoń ściskająca broń zatrzęsła się. Był to niewielki tik, ale Blade go zauważył.
— Jing Yuan — powiedział nagle, zanim zdążył wzbić się w górę — ...od, jak dawna?
Spojrzał na niego pytająco, udając, że nie wie co ma na myśli. Blade nie ustępował, tylko patrzył się na niego wyczekująco, dopóki Jing Yuan nie opuścił swojej włóczni.
— Hmm — zamyślił się, wzdychając przeciągłe — Aż tak to widać?
— Nie, ale ja widzę — pokręcił głową, ściskając mocniej rękojeść swojego miecza, serce mu zamarło — Jeżeli się zmienisz, nie będę w stanie pomóc twoim dzieciom.
Twarz Jing Yuana podupadła.
— Rozumiem — powiedział cicho.
— Nie bądź więc głupi — kontynuował — jeżeli coś będzie nie tak, masz się wycofać.
Jing Yuan uśmiechnął się gorzko.
— Wolałbym nie brać pod uwagę takiej ewentualności — odparł, krzyżując ręce na piersi — ... ale chyba tym razem naprawdę masz rację.
Blade skrzywił się.
— A kiedyś nie miałem?
Jing Yuan spojrzał na niego rozbawiony.
— Naprawdę pytasz?
Patrzyli na siebie przez chwilę, Jing Yuan uśmiechał się zarozumiale i wyciągnął w jego kierunku dłoń, aby pociągnąć go za kosmyk włosów, tak, jak to kiedyś miał w zwyczaju.
Blade nie cofnął się przed dotykiem, więc Jing Yuan przeczesał dłonią jego włosy, a potem pstryknął lekko w nos, śmiejąc się, kiedy Blade ścisnął jego nadgarstek i przyciągnął do siebie.
Jing Yuan oparł się o jego ramię, aby się nie przewrócić . Był bardzo blisko.
Jego zdradliwy umysł, zaczął odtwarzać z pamięci te wszystkie wspomnienia z czasów zamierzchłych, kiedy przyciskał go do pnia czarnego dębu, rosnącego przy ich polu treningowym, i całował. I to co działo się potem. Niemal zabrakło mu tchu z tego natłoku wspomnień, których nigdy nie pozwolił sobie zabrać.
Otworzył oczy, choć nie zdawał sobie sprawy, kiedy je zamknął. Jing Yuan patrzył na niego spod swoich sennych powiek, a potem zjechał wzrokiem niżej. Blade nachylił się lekko w jego stronę, tak, że poczuł lekki trzepot jego rzęs na swoim policzku.
Kiedy już miał go pocałować, Jing Yuan wycofał się nagle z jego uścisku, łapiąc go jedynie za rękę i ściskając delikatnie, zanim ją również puścił.
Blade zamrugał, czując się zagubiony.
— Dokończymy tę rozmowę, kiedy już będzie po wszystkim — powiedział Jing Yuan i uśmiechnął się słodko, na powrót miał broń w ręce i znowu podniósł ją ku niebu — pamiętaj, aby dobrze liczyć. Ja wiem, że będę.
Po tych słowach w ciągu paru sekund był już na niebie, wśród hałasu trzaskających piorunów.
Blade zaśmiał się z niedowierzaniem, patrząc, jak Jing Yuan zaczyna młócić dziesiątki potworów na prawo i lewo. Będzie w stanie w ogóle ich policzyć? Blade chwycił miecz i wykonał głębokie cięcie na swojej ręce, pęknięcia na jego ostrzu ponownie zabłysły na czerwono, a on rzucił się w wir walki.
Oddziały miotały się bez określonego celu, niszcząc wszystko na swojej drodze. Ich ogromna ilość wciąż była przytłaczająca, do tego dochodziła jeszcze Bestia Dnia Ostatecznego. Portal przez, który miała wyjść urósł do niemożliwych rozmiarów, jego czerń połykała blask słońca, sprawiając, że niebo było ciemne, pomimo, że był środek dnia.
Z potężną mocą Boga Piorunów, zabicie tych płotek nie powinno zająć im tak dużo czasu. Jing Yuan idealnie sprawdzał się w walkach, na które w normalnej sytuacji wysyłało się całe armie.
Dlatego był tak nieocenionym wojownikiem w kampaniach Xianzhou przeciw opętanym i wyznawcom Eona Yaoshi, gdzie wrogów były tysiące.
Blade zabijał potwora za potworem, rozparwiając się najpierw z Heraldami i zostawiając skupione wokół nich słabsze bestie dla Jing Yuana. Wkrótce udało mu się zatracić w dźwięku rozbijających się o siebie ostrzy i pobudzonym biciu swojego własnego serca. Rany na jego lewej ręce goiły się i otwierały na nowo, ale fale potworów zdawały się nie mieć końca.
Niebo zaszło chmurami, w których szalała burza i trzaskały pioruny, spoglądał czasami w górę, aby dostrzec Jing Yuana, który zawsze znajdował się po przeciwległej stronie pola bitwy, w przeciwnym razie Blade mógłby mu wchodzić w drogę. Jing Yuan, jak zawsze, walczył sam.
Pamiętał sławę, jaka go spotkała po tym, jak udało mu się okiełznać Boga Piorunów. Wcześniej Jing Yuan nie był aż tak znany w Xianzhou.
Zdarzyło się to podczas jego pierwszej wojennej wyprawy. Jing Yuan pracował nad tą techniką już od jakiegoś czasu, jednak nigdy nie udało mu się zmusić Lorda Piorunów do posłuszeństwa. Kończył na ogół z poparzeniami i sterczącymi na wszystkie strony włosami. Blade pamiętał, jak Bai Heng mu dokuczała z tego powodu, do punktu, w którym Dan Feng czuł potrzebę, aby go bronić, co zwykle jeszcze tylko pogarszało sytuację.
Jing Yuan był wtedy tak obolały, że nie miał siły dyskutować.
Ale kiedy Blade rzucił luźny komentarz, że powinien sobie odpuścić na jakiś czas, Jing Yuan nagle znalazł energię, aby odgryźć się mu tak siarczyście, że Blade musiał wstać i się do niego przejść.
Pierwsza bitwa, którą poprowadził Jing Yuan, po dołączeniu do Kwintetu, zapowiadała się fatalnie. Siły wrogiej im planety, okazały się o wiele liczniejsze, niż mu donoszono, a część jego oddziału musiała być odesłana na północ, jako posiłki.
Żołnierze pod jego dowództwem zaczęli padać, jak muchy pod przejmującym naporem sił wroga. I umarliby wszyscy razem z Jing Yuanem.
Lord Piorunów w końcu jednak odpowiedział na jego desperackie wezwanie. Bitwa została wygrana, a wkrótce także wojna i to Jing Yuan był jednym z głównych jej bohaterów.
Ludzie opowiadali o tym, jak ziemia trzęsła się, kiedy ogromny złoty golem zatapiał swoją broń w morzu wrogów, pozbawiając życia wszystkich co do jednego.
Był wtedy jeszcze młody i trochę mu odbiło, Blade musiał wytrzymywać jego długie monologi o tym, jak to może zrobić to i tamto i powtarzał naiwnie, że teraz to nie ma z nim szans. Ale z czasem jego zachwyt podupadł, kiedy zostawał wysyłany na długie kampanie całkowicie sam, a stos zabitych przez niego wrogich żołnierzy urósł do niemożliwych rozmiarów.
To co było naprawdę okrutne w tamtej erze to to, że wojny się nie kończyły, obsesja z wyplenieniem klątwy, prowadziła do długich kampanii i nieustającej ekspansji, w której sławny Kwintet z Luofu stał się najważniejszą bronią.
Dopóki nie doszło do tragedii, która ostatecznie przekształciła Xianzhou w to, czym było teraz.
Wojny nigdy się nie kończyły, zmieniali się tylko ludzie, którzy je wszczynali, a czas trwania z dekad przeszedł w stulecia.
Blade nigdy nie czuł się specjalnie powołany do służenia swojemu krajowi. Nawet wtedy. Może dlatego, że nie urodził się w rodzinie istot długowiecznych, jego życie było mgnieniem w porównaniu do setek lat, jakie mieli przed sobą inni członkowie Kwintetu.
Ostatecznie niewielu z nich dożyło czasów pokoju, do którego wszyscy tak zaciekle dążyli. Jedynie Jing Yuan, i Blade, któremu nigdy nie było to pisane.
Nie mógł powiedzieć, że kiedyś tego nie chciał. Nieważne, jak bardzo nienawidził swojego obecnego ciała, które stało się dla niego wieczną klatką.
Ten pierwszy raz, kiedy umierał, bardzo chciał żyć. Umieranie wydało mu się takie niesprawiedliwe. Jego życie, które i tak było krótkie, miało skończyć się w ten okrutny sposób.
A jednak to co się potem stało, zniszczyło całkowicie i życie i przyszłość, o której marzyli. Powód, dla którego chciał żyć został mu odebrany, a on skazany był na wieczność żałości i powtarzania cyklu, który nigdy się dla niego nie kończył.
Nie zdawał sobie sprawy z konsekwencji, żadne z nich nie miało o nich pojęcia.
Z wyjątkiem Jing Yuana, który jednak zdecydował się nic nie mówić. Dlaczego? Blade nigdy tego nie zrozumie.
Jaki rezultat, który przewidział mógł być wart tej ceny?
Jing Yuan nigdy mu nie odpowiedział, nieważne ile razy został zapytany, jego twarz zawsze wyrażała ten dziwny rodzaj smutku i poczucie winy.
Blade w końcu przestał pytać.
***
***
Ziemia zaczęła drżeć, a na niebie wciąż trzaskały przyzywane przez Jing Yuana pioruny, kiedy opuszczone marmurowe miasto rujnowane było ponownie, przez siły, niemal przewyższające te, które brały udział w katakliźmie piętnaście lat temu.
Wyrwa w niebie była tak długa, jak okiem sięgnąć i dosięgała niemal ziemi. Blade obserwował, jak pierwsze łapsko potwora wychyla się z ciemności. Jego szpony wylądowały na jednym z budynków, rozbijając go w perzynę, w niebo wystrzeliły ostre kawałki marmuru, a biały pył zawisł w powietrzu.
Normalny człowiek był mniejszy niż jeden pazur Bestii, to było jedno najsilniejszych monstrów na usługach Aeona Destrukcji, zdolne niszczyć całe planety.
Na pierwszy rzut oka nie wyglądało to na coś, co można pokonać. Wielu uważało, że Apokalipsy nie można powstrzymać, a ta Bestia była właśnie jej usposobieniem. Blade pokonał ich jednak na tyle dużo, aby wiedzieć, że to nie jest prawda.
Wszystko było możliwe dla kogoś, kto nie mógł umrzeć.
Bestia wrzasnęła, kiedy już całe jej ciało wyłoniło się z mroku, był to rozdziejrający powietrze hałas, gorszy niż burza, która nad nimi szalała.
Blade patrzył w spokoju, jak szykuje do wzbicia się w powietrze, rozciągając swoje długie skrzydła nad miastem, powodując, że ogarnęła ich przez chwilę ciemność, jakby była noc. Widział, jak Bóg Piorunów już szykuje się do ataku.
On sam został w ukryciu w szczelinie między ruinami budynków, kiedy Bestia miała oderwać swoje sześć łap od ziemi, wyskoczył szybko i jednym potężnym cięciem pozbawił ją jednej z nich, ciemnoczerwona krew trysnęła na niego wartkim strumieniem, a zwierzę zawyło z gniewu. Blade otarł twarz i skoczył na śliski czarny grzbiet, który przypominał teksturą pancerz żuka, mimo, że kończyny potwór ten miał bardziej, jak u wilka.
Rozglądnął się bystro za miejscem, gdzie pancerz może zostać przerwany, ponieważ nie miał czasu, aby go przebić. Bestia wzbije się w górę lada chwila, musiał osłabić ją najbardziej, jak się da do tego momentu.
Zdecydował się ruszyć w kierunku karku, który był pokryty grubą i długą czarną sierścią. Łapiąc gęste kłaki, aby utrzymać równowagę, kiedy Bestia zaczęła wierzgać, najwyraźniej czując jego obecnośći próbując go strącić, zatopił swój miecz w jej karku aż po rękojeść i pociągnął w bok z całej siły, jego miecz drgnął ociężale błyszcząc szkarłatem i pojąc się ohydną krwią bestii. Cięcie, które oddał było głębokie, a futro wokoło niego nasiąknęło czerwienią.
Blade wyrwał miecz jednym pociągnięciem i zeskoczył na ziemię. Jedna z sześciu łap natychmiast go zaatakowała, przeturlał się na bok i odciął jeden ze szponów, który na niego czyhał. Nie udało mu się dobrze wstać, kiedy kolejna kończyna usiłowała go rozgnieść. Podnosząc się z klęczek, usunął się na bok, ale szpon zahaczył jego lewe ramię, rozdzierając bandaże i tworząc głęboką szramę.
Taki ból jednak był dla niego niczym, więc kiedy Bestia zamachnęła się łapą po raz kolejny, odciął jej kolejne cztery pazury, sprawiając, że pozostał tylko jeden. Biały marmur zabarwił się głęboką purpurą, kiedy monstrum straciło kolejną nogę.
Zanim potwór zdążył się dobrze wzbić w powietrze Jing Yuan był przy nim, używając złotej włóczni Lorda Piorunów, aby dokończyć dzieło Blade'a na karku po drugiej stronie, rozciągając ranę, aż do szyi. Bestia opuściła głowę i nie reagując dłużej na ataki wzbiła się w górę szybko, siła potężnych skrzydeł powaliła Blade'a z nóg i rozbiła parę i tak już zniszczonych budynków w drobny mak.
Blade wstał i patrzył, jak Jing Yuan rzuca się za potworem w pogoń. Bestia miotała się po niebie bez celu, wrzeszcząc i wyjąc z bólu, na całe miasto spadł deszcz krwi z ran, które zostały jej zadane.
Trajektoria lotu potwora wydawała się niemożliwa do odgadnięcia, rozbijał swoim cielskiem wyższe budowle, a z błyszczącego na jej piersi rdzenia w końcu wydostały się dwa promienie, które po spotkaniu się z materią, usuwały ją całkowicie.
Teraz Jing Yuan stał się jego celem. bestia zaczęła toczyć zaciekłą walkę ze złotym golemem, dźwięk, jaki powstawał od rozbijających się o siebie szponów i ostrza złotej glewii był ogłuszający. Szli łeb w łeb. Ale naraz Lord Piorunów zamarł w bezruchu, a następny cios Bestii rozbił go w złoty pył, jakby był niczym więcej niż duchem. Blade rozglądnął się za Jing Yuanem, ale nigdzie go nie widział. Bicie jego serca przyspieszyło. Wśród białego kurzu i krwi ciężko mu było dojrzeć cokolwiek. Potwór wydawał się tak samo skonfundowany, dryfując przez chwilę w miejscu, oglądając się na wszystkie strony.
Na raz złoty pył, który już prawie się rozpieszchł uformował golema na nowo. Ale nie był już w tym samym miejscu, a z tyłu. Jing Yuan pojawił się na grzbiecie bestii, kiedy Lord Piorunów znalazł się po nią, kierując swoje ostrze prosto na wrażliwy brzuch.
Blade oglądał, jak ogromna złota glewia rozpruwa brzuch bestii jednym nieludzko silnym cięciem. Monstrum zwyło ostatni raz, a z rdzenia na jego piersi ponownie wybuchł promień niszczycielskiej energii. Jing Yuan odwołał szybko golema, a potem ledwo uskoczył przed śmiercionośnym laserem, który nieopanowany odciął skrzydło Bestii, sprawiając, że zaczęła spadać w dół.
Blade patrzył na ogromny cień, który ogarnął świat wokół. Bestia leciała prosto na niego. Zaczął uciekać ile sił w nogach. Jing Yuan spadał razem z potworem, trzymając się kurczowo czarnego futra. Jeżeli by się puścił mógłby nie uniknąć najniebezpieczniejszej bronii, jaką była siła rdzenia. Całe budynki obracały się w nicość, wraz z ziemią, po której stąpali, otwierając w niej niewyobrażalnie głębokie kratery, prowadzące do samego wnętrza.
Chaos z jakim promień rdzenia się poruszał, był czymś czego Blade nigdy wcześniej nie doświadczył. Kiedy sam potwór był słabszy niż większość, z którymi miał okazję walczyć, rdzeń, który posiadał wydawał się silniejszy niż kiedykolwiek. To było naprawdę niebezpieczne, nikt nie był pewien co dzieje się z tym, co go dotknie, Elio powiedział mu, że jest to coś dużo gorszego niż śmierć.
Była to jedyna broń, którą do tej pory spotkał, mogąca go poważnie skrzywdzić, ale nawet to nie zabiłoby go, tylko przenosiło do wymiaru, który był jeszcze gorszy niż ten, w którym przyszło mu żyć przez wieczność.
Ziemia zatrzęsła się, kiedy potwór wylądował na ziemi, na czterech łapach, które mu pozostały. Jego łeb przypominał wyglądem wilka, wydłużony pysk i puchate uszy. Było coś jednak wprost przerażającego w tym, jak był zniekształcony, kiedy otworzył paszczę wewnątrz ukazały się rzędy zębów, jak u rekina, a jego oczy były czarnymi głębokimi nierównymi dołami.
Stanął przed nim na obydwóch łapach, z jednym skrzydłem, nastroszony, jakby chciał Blade'a odstraszyć, a nie z nim walczyć. Rdzeń błyszczał na czerwono, nagrzany do granic możliwości, spalał skórę i tkankę, która go otaczała.
Rdzeń i potwór wydawały się sobie nie sprzyjać, zachowywały się, jak dwa oddzielne byty, mimo, że były ze sobą połączone. Siła rdzeniu potrafiła zranić potwora bez żadnych ogródek. Blade zdziwił się na to, patrząc na miejsce, w którym potworowi odcięto skrzydło i na makabrę, jaka odgrywała się na jego piersi. Widział, że rdzeń szykuje się do kolejnego wystrzału energii.
Jedyne co ich ratowało to to, że rdzeń traci swoją moc, kiedy zostanie rozbity, ale żeby to osiągnąć musieli najpierw osłabić Bestię, która była zaprogramowana, aby chronić go za wszelką cenę.
Blade podniósł swój miecz, kiedy potwór podniósł łeb. Zapach spalonego ciała i odór, jaki miała krew tego czegoś działały, jak uderzenie w twarz.
Jing Yuan zeskoczył z jego pleców i natychmiast ranił go w kolejną nogę, sprawiając, że spuścił oko z Blade'a, który rzucił się, celując swój miecz w przednią łapę, którą podniósł, aby pozbyć się Jing Yuana. Zranił go pod pachą, sprawiając, że upadła bezwładnie na ziemię, miał już się zamachnąć, aby ją odciąć, jego miecz błyszczał purpurą, drżąc mu w palcach, od krwawej uczty, jakiej Blade dawno mu nie zapewnił. Dawno nie walczył z czymś co ją miało. Większość Bestii była mechanicznymi potworami Imaginacji, ale to było inne, żywe i oddychające, miało w sobie coś ze zwierzęcia.
Nie wyglądało, jak istota z oddziałów Nanooka.
Kontynuowali swój atak z Jing Yuanem, kiedy potwór skupił się na jednym drugi przystępował do ofensywy. W ten sposób, Bestia ostatecznie leżała oparta jedynie na dwóch łapach, Jing Yuan już przymierzał się, aby zadać jej cios w pierś, kiedy rdzeń wybuchł na nowo. Blade doskoczył szybko do niego z miejsca, gdzie siekał twardy kark potwora i odciągnął go, zanim promień go dosięgnął. Jing Yuan wciągnął gwałtownie powietrze i zachwiał się momentalnie, ale szybko odzyskał opanowanie. Rdzeń zatoczył wokół nich krąg, odskoczyli w dwie równe strony, pozwalając, aby zmaterializował marmurową ścianę za nimi.
Nie zauważył, że zbliżył się niebezpiecznie blisko paszczy potwora, zanim nie usłyszał krzyku Jing Yuana, który wskoczył na kark Bestii, chroniąc się efektywnie przed promieniem. Blade odwrócił się w jego stronę, ale jedyne co zobaczył to rzędy ostrych zębów i długie kły, które miały zamknąć się na jego szyi.
— Uważaj!
Jedyne co pomyślał przed śmiercią to to, szkoda, bo Jing Yuan na pewno będzie się potem chwalił tym, że to mu udało się zadać ostateczny cios. Rdzeń uwolniwszy całą energię, znowu zaczął wpalać się w ciało bestii, tak głęboko, że Blade dostrzegł kości i kawałek wnętrzności.
Przygotował się psychicznie na ból, ale on nigdy nie nadszedł, zamiast tego jego ciało zostało odepchnięte w tył, a on potoczył się, jak kukła, parę kroków, dopóki nie odzyskał równowagi. Usłyszał krzyk i okropny dźwięk łamanej kości.
Otwarł szerzej oczy, kiedy zobaczył ramię Jing Yuana skąpane w jego własnej krwii, kiedy drugą ręką wbił ostrze glewii prosto w głowę Bestii przebijając czaszkę, sprawiając, że potwór znieruchomiał, a uścisk kłów na jego ugryzionym ramieniu zelżał. Wyrwał się i zachwiał od szoku, jaki spowodował ból.
Blade nie marnując czasu, doskoczył do rdzenia i marszcząc oczy zaczął trzaskać w niego mieczem, dopóki nie zobaczył pęknięć. Nie przestał dopóki nie rozsypał się w pył i zniknął. Następnie odwrócił się w kierunku Bestii, która wciąż miała siłę, aby podnieść łapę i spróbować zadrapać rannego Jing Yuana, odciął tę kończynę z gniewną pasją, a następnie zatopił miecz w jego piersi, tam gdzie potwór powinien mieć serce, jeżeli był istotą żyjącą.
Bestia ostatni raz pomachała skrzydłem, jakby ponownie chciała odlecieć, pomimo, że nie miała już na czym. Ostatnia łapa, na której mogła się oprzeć zadrżała, zanim siły całkowicie ją opuściły. Opadła na ziemię, sapiąc z bólu, jaki przysparzały jej odcięte kończyny i ogromna dziura w piersi wypalona przez urządzenie, które miało jej pomóc siać zniszczenie.
Jing Yuan usiadł na ziemi dysząc ciężko, podtrzymując swoje złamane ramię. Blade odwrócił się w jego stronę, czując, jak gniew rozpiera jego wnętrzności.
— Czemu to zrobiłeś? Wiesz, że nie mogę umrzeć! — powiedział, marszcząc brwi, kiedy Jing Yuan wyprostował się słysząc jego ton, a potem jęknął z bólu, który powodował każdy ruch. Blade czuł, jak drżą mu ręce, nie mógł patrzeć na krew, jaka sączyła się z jego rany.
— Wiem — powiedział zmęczonym głosem — ale nie chciałem tego widzieć.
Blade nie odpowiedział, wciąż trzymając miecz, przez chwilę poczuł przemożną potrzebę zatopienia go właśnie w Jing Yuanie, za jego głupotę.
— Słuchaj — ciągnął Jing Yuan — była szansa, więc ją wykorzystałem. W ten sposób oboje żyjemy. To najlepsze zakończenie z możliwych, więc przestań się dąsać.
Blade spiorunował go wzorkiem. Jing Yuan patrzył na niego uparcie, pomimo bólu, jaki wstrząsał jego ciałem. Blade odwrócił wzrok pierwszy, przeszukując kieszenie swojego kaftana.
Kafka zawsze kazała mu brać ze sobą przynajmniej dwie rolki bandażów, ponieważ, jak mówiła, ich pokojowa mdlała z przerażenia, kiedy wracał i brudził swoją krwią cały korytarz. Narzekała tak długo, dopóki nie weszło mu to w nawyk. Teraz nie ruszał się na misję bez świeżych bandażów, a ich korytarz pozostawał zwykle czysty.
Znalazłszy w kieszeni to czego szukał, ukląkł obok Jing Yuana, który skończył siedząc oparty o ścianę jednego ze zrujnowanych budynków.
— Nie ruszaj się — powiedział, kiedy Jing Yuan spróbował się wyprostować — Twoje 'najlepsze zakończenie' zafundowało ci przynajmniej miesiąc życia z jedną ręką.
Przyglądał się ranie, wyglądała paskudnie, razem z okropnym wybrzuszeniem, jakie złamana kość zrobiła na jego skórze, która na szczęście nie była przebita.
Zaczął oczyszczać ją z podartych kawałków materiału, następnie sięgnął po swój miecz, aby rozciąć jego bluzkę wzdłuż rękawa. Jing Yuan syknął z bólu i Blade przypomniał sobie, że powinien być bardziej delikatny, kiedy opatruje innych. Względem siebie zwykle nie miał skrupułów
— Przynajmniej dostanę parę tygodni wolnego — powiedział Jing Yuan, obserwując jego poczynania z w miarę pogodną miną, jakby krew nie wyciekała z jego ciała w niepokojących ilościach.
—- Nie wybierałeś się czasami na emeryturę? — zapytał, sięgając do pasa po swój bukłak z wodą.
Taka rana potrzebowała dokładnego oczyszczenia, ale Blade obecenie nie miał niczego, co mogło dobrze ją odkazić. Woda będzie musiała wystarczyć. Odkorkował pojemnik i wylał jego zawartość na ugryzienie i zrujnowaną sfioletowiałą skórę wokoło. Patrzył, jak zabarwiona na czerwono woda spływa po jego ramieniu i zamacza materiał bluzki na jego klatce piersiowej. Blade przejechał palcem po jego odsłoniętym obojczyku i dotknął czarnego piega, który zwykle zasłonięty był przez wysoki kołnierz, zwisający teraz, jak łachman.
— Wybieram się — przyznał Jing Yuan, jego ciało przeszedł mimowolny dreszcz — Ale muszę przed tym dokończyć jeszcze parę swoich spraw. Ta ostatnia i tak położy się cieniem na mojej karierze.
— Masz gdzieś swoją karierę — wzruszył ramionami Blade i zmienił lekko pozycję, aby móc owinąć ramię Jing Yuana bandażem.
— To prawda, ale nie ma sensu ciągnąć za sobą w dół jeszcze swoich współpracowników — skrzywił się lekko, kiedy materiał bandaża dotknął jego obolałej i rozpalonej skóry — Skoro odchodzę muszę się upewnić, że wziąłem na siebie całą winę. Zwłaszcza, kiedy jestem w stanie ją udźwignąć.
Blade poczuł się odrobinę stabilniej nie widział już sączącej się z jego ramienia krwi. Jego bandaż, co prawda, zdążył nią już przesiąknąć, ale nie wyglądało to tak dramatycznie, jak wcześniej.
Pozostawała jeszcze jednak sprawa jego złamanej kości.
To była część, której Blade nie znosił. Przypominało mu się ile razy jego własne kości były łamane i nastawianie na nowo. Dar uleczenia samego siebie nie sprawiał, że kości zarastały mu się prosto tak, jak powinny. Ile razy kończył z powykręcanymi palcami, krzywym nadgarstkiem czy obojczykiem, ponieważ jego scalające się w parę godzin kości nie zostały odpowiednio nastawione.
Do tego bólu nigdy nie był w stanie całkowicie się przyzwyczaić.
— Blade? — usłyszał po chwili, jakby ktoś wołał go z daleka.
Podniósł wzrok i zobaczył Jing Yuana, który patrzył na niego zmartwiony. Blade nie zauważył krwi, która ciekła mu po zaciśniętych w pięść palcach, dopóki Jing Yuan nie złapał go za rękę, głaszcząc delikatnie wierzch jego dłoni.
Po zbyt długiej chwili, spędzonej w łagodnej ciszy, którą ledwo mógł znieść, wyrwał gwałtownie rękę z jego lekkiego uścisku. Jing Yuan zaśmiał się cicho.
— To było głupie co zrobiłeś.
— Mówisz to cały czas — powiedział Jing Yuan — ale gorsze byłoby dla mnie oglądanie, jak to zwierzę cię zabija... wiem, że klątwa by cię uleczyła, a jednak przez jakiś czas wiłbyś się z bólu, który zawsze towarzyszy śmierci. Widziałem to już niezliczoną ilość razy i szczerze nie znoszę tego widoku.
Blade nie odpowiadał mu przez chwilę, przewracając jego słowa w swoich myślach.
Dawno temu, kiedy była ich jeszcze piątka, na wojnie nie było dnia bez ofiar. Nie zawsze walczyli jedynie przeciw wrogom, czasami przeciwnikami stawali się żołnierze z ich oddziałów.
Blade, przez surowe szkolenie Jing Liu, szybko nauczył się oddzielać klątwę od człowieka, którego pochłonęła. Pamiętał jednak zimną furię ich mistrzyni, kiedy Jing Yuan nie zareagował w czas na atak jednego z opętanych oficerów, tracąc przez to prawie życie.
— Miękki jesteś — powiedział w końcu, ale nie było w jego głosie kpiny.
To było krzepiące, że pomimo, że zmienił się tak bardzo, wciąż było parę rzeczy, które pozostawały niezmienne. Blade nie mógł się oprzeć uczuciu, jakie powstawało w jego piersi, choć nie przypominało ono tego co czuł tak wiele wieków wcześniej. W jego nieczującym ciele było to jak cud, nawet jeżeli było takie w połowie puste i pozbawione nadziei, jak osoba, którą się stał.
Usłyszał jego cichy śmiech.
— Tak poza tym... liczyłeś?
Blade spojrzał na niego, jakby był niepoważny.
— Nieważne — uśmiechnął się szeroko — Można założyć, że wygrałem.
Blade wywrócił oczami.
— Założyć? To ja zabiłem Bestię Dnia Ostatecznego — powiedział, spoglądając na stygnące truchło.
Jing Yuan zmarszczył brwi.
— Nie pokonaliśmy tego razem?
— Razem? Byłbyś martwy gdyby nie ja.
Jing Yuan zamyślił się, Blade zdecydował się go zignorować i zamiast tego wyciągnął kolejny bandaż, z którego miał zamiar zrobić tymczasowy temblak. Zdecydował, że pozwoli komu innemu zająć się nastawianiem jego kości, on i tak nie był w tym najlepszy. Zamiast tego obwiązał jego rękę parę razy, a potem odgarnął mu włosy z szyi, aby móc związać oba końce bandaża w silny supeł.
— Hmm... chyba masz rację — odparł, krzywiąc się nieznacznie, kiedy puścił swoją ranną rękę i oparł ją na temblaku — to śmieszne, jak nie możesz znieść myśli, że mógłbyś ze mną przegrać.
— Ja? To tobie ciężko przełknąć porażkę.
Jing Yuan spojrzał na niego znacząco.
— Tak? Niby masz to gdzieś, a jednak zawsze wymyślasz jakiś pretekst, żeby wygrać.
— Pretekst? Wymieniam fakty. To ty wymyśliłeś tę głupią grę.
Jing Yuan roześmiał się, kiedy Blade spojrzał na niego spode łba.
— Dobra już. Wygrałeś. Chcesz nagrodę?
Blade uniósł brwi.
— Jest jakaś nagroda?
Jing Yuan uśmiechnął się podstępnie.
— Tak, ale musisz przysunąć się trochę bliżej, to sekret — powiedział leniwie.
Już i tak siedzieli blisko, odkąd Blade zaczął go opatrywać. Przysunął się jeszcze bliżej, spoglądając na niego podejrzliwie. Jing Yuan uczynił jedynie zachęcający gest palcami. Nachylił się nad nim, odwracając twarz, spodziewając się usłyszeć jakiś dziwny sekret, albo głupi żart, ale zamiast tego poczuł, jak całuje go w policzek.
— Na serio? To jest ta twoja nagroda.
Spojrzał na niego, Jing Yuan zarumienił się lekko i widać było, że czuł się głupio.
— Zamknij się.
Blade poczuł śmiech budujący mu się w piersi. Uśmiechnął się i zaczął się bawić kosmykiem białych włosów.
— Skoro wygrałem to ja wybieram nagrodę — powiedział.
— Tak? I co to też może być? — usłyszał jego poirytowany głos
Blade nachylił się nad nim i zrobił to, co chciał zrobić, odkąd go zobaczył. Nie tylko na Jiro-XCV, ale w tym nowym życiu, tygodnie temu w więzieniu i później, kiedy walki w Luofu dobiegły końca.
Pocałował go.
Jing Yuan westchnął szczerze zdziwiony, ale odpowiedział na pocałunek z ferworem człowieka spragnionego, zanurzając swoją rękę w czarnych długichh włosach i przechylając lekko głowę.
Minęło zbyt dużo czasu od ostatniego razu.
-----
i nagle w chuj długi rozdział, ale nie wytrzymałabym napięcia publikując to na dwa razy, więc oto jest, jak odrywanie plastra.
w następnym rozdziale już wracamy do yanqinga i sushang. Prawdopodobnie będzie to ostatni rozdział już, chyba, że coś strzeli mi do głowy. powinien wyjść w poniedziałek ewentualnie wtorek
dziękuję za czytanie bardzo i miłe komenatrze <3 robią mi dzień naprawdę uwu
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top