ii


Obserwował niebo, bawiąc się końcówkami zawiązanych na jego lewej ręce bandażów. Minęło już kilka dni, a wciąż nie było znaku, którego kazano mu wypatrywać. 

Wdrapawszy się na jedno z wysokich drzew, usiadł na grubszej gałęzi i oddał się obserwacji. Misja była w miarę prosta, pewnie dlatego został wysłany na nią sam. Mimo tego, instrukcje, które dostał były zupełnie niejasne.

Kiedy Silver Wolf zapytała czemu to on otrzymuje tę misję zamiast niej, nie zrozumiał spojrzenia, jakie posłał mu Elio. Ale teraz już wiedział, to czego, ta misja wymagała to stalowa cierpliwość, którą mógł posiadać tylko wielowiekowy antyk, jak on.

Nie wyobrażał sobie tutaj Silver Wolf i w głębi ducha był wdzięczny, że Elio nie zgodził się jej tutaj wysłać razem z nim. Pomimo swojej wiekowości, i jak uważał, spokojnego usposobienia, ten dzieciak potrafił wyzwolić w nim niezgłębione wręcz pokłady irytacji, zwłaszcza kiedy była znudzona.

Cieszył się, więc swoją samotnością, przerywaną jedynie co jakiś czas wiadomościami od Silver Wolf, która nudziła się w ich bazie i chciała, aby zagrał z nią znowu w jakąś grę multiplayer.

Blade poddawał się jej zachciankom, bo szczerze, to nie miał za wiele do roboty. Jego misją było do tej pory jedynie siedzenie na drzewie i gapienie się w niebo, czekając nie wiadomo na co.

Na „Znak".

Zagrał z nią więc parę razy, słuchając ciągłych narzekań, że granie z nim PvP jest nudne, jak flaki z olejem.

„Poruszasz się, jak stary dziad."

Może dlatego, że był stary, myślał, zamykając oczy. Zamiast tego jednak wysłał jej emotkę wzruszania ramionami.

„Piszesz, jak starzec."

Blade przestawał jej w takich momentach odpisywać i odczytywał jej wiadomości dopiero wtedy, kiedy znowu zapraszała go do jakiejś gry.

Kafka dołączała do nich sporadycznie, kiedy grali w tą jedną popularną grę, która była prawdziwym  hitem wśród „dzisiejszej młodzieży". Polegała ona na znalezieniu „zabójcy" wśród załogi kosmicznego statku. Blade musiał przyznać, że podeszła mu ta gra, zwłaszcza, kiedy dostawał rolę „zabójcy" i mógł ganiać Silver Wolf po całym statku, słuchając jej przekleństw i krzyków.

Tak upływały mu dni wyczekiwania, nudno i monotonnie. Ale w sumie nie odczuł zbyt dużej różnicy, były takie cały czas, od jego pamiętnej wizyty w Xianzhou. A jeżeliby pomyśleć to wcześniej też.

Miejsce i czas nie miały dla niego zbyt dużego znaczenia. Ale tak się kończyło żyjąc setki lat, z celem, który od dawna już był martwy.

Nie potrafił się wyzbyć tego żalu, jaki w nim pozostał. Z dwóch osób, które pamiętały te czasy, to on skończył, jako ten, który nigdy nie pogodził się z przeszłością.

Spoglądał na odległe statki Sojuszu Xianzhou w całej swojej glorii. Mknęły powoli przez bezkresny kosmos. Łatwo było zgadnąć, dlaczego byli akurat tutaj. Energia, jaką wytwarzał przebudzony Stellaron musiała zaniepokoić wojsko, zwłaszcza, że była to planeta, której zakażoną populację dekadę temu zdziesiątkowali.

To na pewno był ten jeszcze jeden powód, dla którego został wysłany. W razie problemów to on jeden będzie mógł poradzić sobie z Lordem Piorunów i jego panem. Choć Blade nie wierzył, że Jing Yuan przybędzie na tę planetę osobiście bez dobrego powodu. Nie, on się pojawiał zawsze jedynie w ostateczności, inaczej wolał knuć, leniąc się przy dobrej herbacie i grając w xiangqi.

A jednak ktoś przybył.

Po wielu dniach wyczekiwania na niebie pojawiła się znikąd gwiezdna łódź, jedna z takich, jakie były produkowane w Xianzhou.

Patrzył zaciekawiony, jak pojazd zaczyna wirować w powietrzu, aby następnie zacząć gwałtownie spadać. Musiał przyznać, że to nie był widok, którego się spodziewał.

Luofu naprawdę musiało mieć niezłe problemy z personelem, jeżeli ich misja zwiadowcza składała się z jednego gruchota, który nie był nawet sprzętem wojskowym, pilotowanego przez kompletnego żółtodzioba.

Uniósł brwi, patrząc, jak łódź zawisła nagle w powietrzu. A więc kierowcy udało się opanować sytuację? Po tym zaczęła powoli zlatywać w dół, oddalając się od miejsca, w którym on się znajdował.

Oglądał, jak pojazd powoli znika za drzewami. Westchnąwszy wstał i poprawił pas z mieczem, ponieważ, jeżeli to miał być ten jego znak, to za niedługo będzie go bardzo potrzebował.

Żołnierzy, których Luofu zdecydowało się tutaj wysłać, czekała niefortunna śmierć. Blade nie mógł na to nic poradzić, nawet gdyby chciał, sam spodziewał się, że umrze przynajmniej parę razy, zanim misja dobiegnie końca.

Ruszył w kierunku miasta, decydując się nie tracić czasu na bezsensowne śledztwo. W lasach nie było tu czego szukać, wiedział, że przybysze również właśnie tam się wybiorą.

Wyciągnął na chwilę telefon, aby zameldować Kafce postępy, i szybko schował go z powrotem, zanim zdołał otrzymać od niej odpowiedź, która przyszła w ciągu sekund. Nie musiał na nią patrzeć, aby wiedzieć, że wysłała protekcjonalną pochwałę z milionem słodkich emotek. Silver Wolf powiedziała mu, że Kafka mówi do niego zawsze, jak mówi się do psa i oburzyła się, kiedy go to zbyt nie obeszło. To nie tak, że Blade nie wiedział. Ale Silver Wolf nie była traktowana tak bardzo inaczej od niego.

Jeżeli miała mu do powiedzenia coś ważnego, to zwykle dzwoniła. Nie zrobiła tego tym razem, więc mógł działać tak, jak to uznał za słuszne.

Nie mógł znieść wilgoci, jaka panowała w tym lesie, zaklął, kiedy poczuł, jak kręci go w nosie. Nie wiedział czy to uczulenie czy coś innego, ale było wkurzające.

Kiedy był jeszcze człowiekiem, jego zdrowie zawsze było właśnie takie, ku wiecznemu ubawieniu Jing Yuana.

Blade nie znosił przez to wiosny, bo zawsze kończył tracąc głos, chodząc z zaczerwienionymi nosem, wykichując z siebie całe swoje życie.

Były to jedyne momenty, w których Jing Yuan mógł go pokonać. Był też z nich niewypowiedzianie dumny, pomimo tego, że walczył z przeciwnikiem, który ledwo co widział przez swoje załzawione oczy.

— Jesteś w stanie mnie pokonać tylko na wiosnę. Nie ma się z czego cieszyć — mówił mu, leżąc pod drzewem, i usta i nos miał obwiązane cienką chustą — To trochę żałosne.

— To żałosne, że przegrywasz z młodszym od siebie — powiedział mu Jing Yuan, kłując go palcem w bok, bo wiedział, że on tego nie znosił.

— Ale z ciebie dzieciak — powiedział poważnie, a potem kichnął, na co Jing Yuan zachichotał — Ale dobra, skoro takie zwycięstwo ci wystarcza, to nie widzę sensu, aby się z tobą kłócić.

Jego oddech powoli się uspokajał.

— Znalazł się wielce dorosły — pociągnął go za długi kosmyk włosów — Na ten moment, wezmę każde zwycięstwo, jakie zostanie mi dane. Kiedyś i tak cię pokonam.

— W twoich snach — powiedział Blade, zamykając oczy, ręka Jing Yuana zaplątała się w jego włosach mimowolnie i zaczęła je delikatnie rozczesywać.

Młody Jing Yuan miał problemy z trzymaniem rąk przy sobie.

— W moich snach już cię pokonałem — powiedział cicho.

Blade uśmiechnął się złośliwie w jego stronę.

— To słodkie, śnisz o mnie?

Patrzył, jak jego policzki pokrywają się kolorem, a brwi marszczą w nagłej frustracji. Zabrał swoją rękę z jego włosów i odwrócił się od niego, tak, że w polu widzenia Blade zostały tylko jego rozczochrane białe włosy. 

— Przestań — wymamrotał.

— Przecież nic nie robię — powiedział, decydując się dotknąć tych miękkich białych loków.

Jing Yuan wtulił głowę w jego dłoń i westchnął, ukontentowany.

— Nie wyobrażaj sobie za dużo.

— Na pewno nie więcej od ciebie — zaśmiał się, kiedy rzucił mu rozgniewane spojrzenie przez ramię.

Jing Yuan dąsał się przez moment, ale ostatecznie odwrócił się w jego stronę i oparł głowę o jego ramię, łapiąc go za rękę i bawiąc się jego palcami, dopóki nie zapadł w typową dla siebie drzemkę.

Blade westchnął tylko, patrząc na niego przez chwilę zrezygnowany, zanim sam zamknął oczy.

Otworzył oczy i zaklął cicho. Znowu otaczały go grube pnie wysokich drzew. Las rozciągał się przed nim i za nim. Zdawał się nie mieć końca. Mimo, że drzewa rosły w dość dużym oddaleniu od siebie, było niesamowicie duszno. Blade założył, że to przez tą nieznośną wilogć. Jego kończyny zdawały się mu ciążyć, a miecz u jego pasa nagle ważył tonę. Włosy przyklejały mu się do mokrego od potu karku.

Telefon zawibrował mu w kieszeni, wyciągnął go i odblokował ekran śliskimi palcami. Miał nową wiadomość od Kafki, "Elio mówi, że powinieneś natychmiast udać się do miasta".

Blade skrzywił się. A co innego on myślał, że robił?

"Skup się, Bladie <3"

Zdecydował się nagrać wiadomość głosową, bo nie miał czasu, ani nerwów szukać liter na ekranie.

— Nie pisz do mnie, jak nie masz do powiedzenia nic przydatnego. Zajmij się swoimi sprawami.

Zmarszczył brwi w nagłej irytacji. Nie potrafił sobie poradzić z bałaganem, który pojawił się w jego głowie. Miejsce, które jeszcze niedawno doceniał za przyjemny chłód i nieustający podmuch wiatru, zmieniło się nie do poznania. Było gorąco i wilgotno. Parne powietrze skropliło się na liściach drzew i opadało na dół, zmieniając się w parę podczas swojej długiej wędrówki ku ziemi.

Zaczęło się, był tego pewien. Legion Antymaterii powinien pojawić  się lada chwila. Walka będzie długa i paskudna, tak, jak zawsze. Był do tego już przyzwyczajony, jego ciało wręcz tego pragnęło — bólu i płynącej z niego satysfakcji.

Jedynym czego nie mógł znieść było to, jak to coś mieszało mu w głowie, używając wspomnień, które przestał odwiedzać. Poza zemstą, jego poprzednie życie nie powinno mieć dla niego znaczenia. Nie był już tą osobą. Umarł już wystarczającą ilość razy, aby się go pozbyć. A jednak ta przeszłość, w której jeszcze miał imię, nie chciała dać mu spokoju. Nienawidził tego.

Ruszył szybciej, na przekór kończynom, które nie chciały być mu posłuszne. Upał nie ustał i zdawał się tylko pogarszać w miarę jego wędrówki. Z utęsknieniem wypatrywał pośród drzew murów miasta, ale wciąż był za daleko.

W międzyczasie dostał kolejną wiadomość od Kafki, też głosową. Widać chciała go rozjuszyć jeszcze bardziej, może to i dobrze. Gniew zawsze działał na niego niezwykle motywująco

— Och, ale ty jesteś moją sprawą! — powiedziała śpiewnym tonem głosu, którego zwykle używała na Silver Wolf, kiedy ta roztrzaskiwała klawiaturę, po kolejnej przegranej w jednej z gier gacha, w które tak kochała grać — Nie podoba ci się to?

Jing Yuan wywrócił oczami, kiedy Blade odrzucił jego dłoń i opierając się na mieczu, podniósł się z ziemi. Patrzył, jak ich mistrzyni, Jing Liu oddala się w kierunku południowego wejścia do pałacu. Jej sylwetka, jedyny zimny punkt na tle skąpanego w czerwieni nieba i żółtego słońca, które już chowało się za horyznot.

— Mógłbyś chociać raz przestać zgrywać takiego kozaka — usłyszał poirytowany głos Jing Yuana.

Kiedy jednak odwrócił się, aby na niego spojrzeć, jego wyraz twarzy był inny niż się spodziewał. Jego brwi były lekko zmarszczone, a złote oczy uparte. On równieważ patrzył na oddalającą się Jing Liu.

— A ty mógłbyś przestać wtrącać się w nieswoje sprawy. Jing Liu kazała ci odejść, czemu nie posłuchałeś?

— Chciałem chociaż raz zobaczyć wasz pojedynek — powiedział Jing Yuan — zawsze mnie odsyłacie, więc tym razem nie posłuchałem.

Blade nic na to nie powiedział, przyłożył biały rękaw do swojej krwawiącej wargi i oglądał, jak już i tak okrwawiony i podziurawiony materiał nasiąka świeżą krwią. Jego tygodniowe pojedynki zawsze kończyły się w ten sposób. Za parę miesięcy miał oficjalnie wstąpić do armii cesarskiej, do tego czasu miał za zadanie pokonać swoją mistrzynię w pojedynku. Do tej pory jeszcze mu się nie udało.

Miał służyć w straży Dan Fenga, który zgodził się w odpowiednim momencie go wybrać. Wiedział, że Jing Liu nie będzie miała zbyt dużo do powiedzenia, jeżeli Imbibitor Lunae czegoś zarząda. Mimo to, każda porażka bolała go fizycznie i psychicznie, przez co wiedział, że tak naprawdę nie spocznie, dopóki jej nie pokona.

— Ale nie był to zbyt przyjemny widok — ciągnął Jing Yuan — nasza mistrzyni musi mieć jakieś ukryte problemy z agresją. Momentami wyglądała, jakby naprawdę chciała cię zabić.

Blade wciąż nic nie mówił. Słyszał, jak Jing Yuan wzdycha i podchodzi bliżej, wyciągając rękę. Złapał koniec swojego rękawa i zbliżył dłoń do jego twarzy, z zamiarem otarcia krwi z jego policzka, ale Blade odepchnął go i cofnął się o kilka kroków, tworząc pomiędzy nimi dystans.

Jing Yuan zaśmiał się, ku jego ogromnej irytacji i pokręcił głową.

— Co cię tak śmieszy?

— Ty — powiedział — tak ci wstyd, że nie pozwolisz nawet sobie pomóc? Spokojnie, nie podejrzewałem, że uda ci się wygrać.

Patrzył na niego z przymrużonymi oczami, wyglądał na takiego zadowolonego z siebie. Blade nie mógł go w tamtym momencie znieść. Jing Yuan opanował zachodzenie mu za skórę do perfekcji. Zareagował, mimo, że zdawał sobie sprawę, że tego właśnie chce – reakcji.

Poprawił swój uchwyt na mieczu i rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie.

— Chwyć za broń.

— Och?

Uśmiechnął się szerzej, kiedy Blade zamiast się powtórzyć, rzucił się na niego, celując swoim ostrzem prosto w gardło. Odskoczył do tyłu, natychmiast przywołując swoją glewię. Tą samą, którą Blade dla niego wykuł i mu podarował. Od tamtego czasu nie używał już innej.

Pogrążyli się w niewyczerpanej walce. Blade ignorował swoje zmęczone i poobijane ciało, atakując Jing Yuana z pasją, która objawiła się na jego twarzy w postaci szalonego uśmiechu.

Był naprawdę dobry, ale Blade miał nad nim lata doświadczenia. Znał go też zbyt dobrze, aby pozwolić mu ze sobą wygrać. Wiedział na przykład, że Jing Yuan boi się go zranić i unika tego, nawet kiedy ma po temu okazję.

Jing Yuan zaatakował jego bok, on zamiast sprować, od razu rzucił się do kontrataku, nie robiąc sobie nic z głębokiej rany, jaka mu groziła. Wiedział, jak ostra jest glewia Jing Yuana, w końcu sam ją wykonał. Tak jak przypuszczał jednak, Jing Yuan cofnął się w ostatniej chwili, potykając się nieznacznie, końcówka ostrza Blade'a przejechała mu przez klatkę piersiową, niszcząc ubranie, które natychmiast zabarwiło się czerwienią.

Zablokował jego kolejny cios, ale jego ręką się zatrzęsła. Blade nie powtórzył ataku, po tym, jak sparował jego żenującą próbę kontry, zamiast tego ruszył na niego, popychając go mocno do tyłu. Jing Yuan stracił równowagę i upadł, puszczając swoją broń, która opadła na trawę z głuchym łoskotem.

— Przegrałeś — powiedział, klęcząc nad nim, patrząc w jego zdezorientowane złote oczy.

Klatka piersiowa Jing Yuana opadała i podnosiła się z szybkimi i płytkimi oddechami.

— Auć — było pierwszym co powiedział, dotykając palcami szramy na swoim torsie.

Blade podążył wzrokiem za jego ruchem i uśmiech zszedł mu z twarzy. Rana była dużo głębsza, niż zamierzał. Nie zagrażała jego życiu, ale był pewien, że pozostawi po sobie bliznę.

Położył swoją dłoń obok dłoni Jing Yuana, również chcąc dotknąć swojego dzieła.

— Wybacz — powiedział po chwili, cicho — Przesadziłem.

Jing Yuan zamknął oczy i uśmiechnął się łagodnie. Blade mimowolnie wyciągnął rękę, aby dotknąć znamienia pod jego okiem, które uwydatniało się, kiedy się uśmiechał.

Jak zawsze, przylgnął do jego dotyku, Blade przesunął dłoń i podrapał go za uchem, zatapiając palce w jego białe loki. Jing Yuan westchnął, ukontentowany.

— Jesteś, jak kot.

Ziewnął i spojrzał na niego sennie.

— Jestem? — zapytał, podnosząc dłoń do jego twarzy i ciągnąc go lekko za odstający kosmyk włosów.

Patrzyli na siebie przez chwilę w ciszy. Blade wciąż nad nim klęczał, a Jing Yuan leżał pokonany, ale nie wyglądał, jakby mu to przeszkadzało.

— Szczerze to się cieszę — powiedział Jing Yuan, uciekając wzrokiem w bok — Za niedługo nie będziemy już mogli tak często się widzieć... blizna po twoim cięciu będzie mi o tobie przypominać.

Blade spoglądał to na jego klatkę piersiową, to na jego twarz, nie rozumiejąc.

— Zaplanowałeś to?

Na to Jing Yuan zaśmiał się w głos.

— Masz o mnie za duże mniemanie. Nawet ja nie byłem w stanie tego przewidzieć — przygryzł dolną wargę — nie myślałem, że mnie zranisz.

Blade pokiwał głową.

— Ja też nie.

Jing Yuan oparł się na nadgarstkach, wydając cichy jęk, kiedy rana zapiekła go od nagłego ruchu.

— Za każdym razem, jak jej dotknę będę o tobie myślał — powiedział ciszej, ich czoła niemal się stykały — Ty za to, nie masz nic ode mnie.

— Nie zapominam ludzi tak szybko — odpowiedział Blade — Nie potrzebuję pamiątki, aby o tobie myśleć.

—-

Jestem w kompletnej ruinie obecnie z tym fanfickiem, o matko, jak dokończę to w czerwcu to bd dobrze. Leci kolejna część tych wypocin, za 2 dni kolejna znowu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top