Rozdział 2

Cześć wszystkim! Taki piękny dzień, a ja zamiast biegać, piszę... Co się ze mną dzieje...? Dobrze, że chociaż na basenie byłem. W każdym razie macie kolejny rozdział i enjoy it ^_^

Airbus A380 obniżał lot i rozpoczął kołowanie nad Los Angeles, które mogliśmy oglądać przez okno. Akurat była noc, więc mieliśmy szansę ujrzeć ciągnącą się aż po horyzont sieć prostopadłych do siebie ulic rozświetlonych wszystkimi odcieniami złota i srebra. Widok ten przypominał mi trochę ogromny procesor komputerowy, będący centrum jednego z największych ośrodków miejskich w Stanach Zjednoczonych. Po kilkuminutowym krążeniu nad miastem niczym pikujący orzeł, wielka stalowa maszyna dotknęła wreszcie ziemi nowego świata, wywołując tym samym lekki wstrząs całego kadłuba.

- Takeru, jesteśmy w USA – powiedziałem ze łzami wzruszenia w oczach

- Tak, ja też nie mogę w to uwierzyć – obejmując mnie ramieniem przysunął nas do okna, z którego mogliśmy zobaczyć oświetlenie pasa lądowania.

Samolot zwalniał, aż wreszcie zatrzymał się. Od razu przywiezione zostały schody, po których pasażerowie mieli pierwszy raz od kilku godzin schodzić na ląd. Mimo, że wcześniej dość dużo podróżowałem po innych kontynentach, teraz byłem równie podekscytowany jak mój chłopak. Zaczął on wyciągać torby podręczne ze schowka nad naszymi głowami i przygotowywał się do opuszczenia pokładu. Ja również zabrałem wszystkie rzeczy, razem wyszliśmy z przedziału i przemierzyliśmy korytarz w kierunku wyjścia. Podziękowaliśmy stewardessie za przyjemny lot i udaliśmy się na lotnisko w celu odebrania naszych bagaży i spotkania dyrektora naszej nowej szkoły, który zaoferował, że odbierze nas i zawiezie do naszego nowego mieszkania. Czekaliśmy dość długo zanim nasze walizki wyłoniły się, wyjeżdżając na podobnym do bieżni urządzeniu zza plastikowych zasłon. Chwyciliśmy je i szybkim krokiem skierowaliśmy się do wyjścia z tego ogromnego budynku. Mimo, że był późny wieczór, na zewnątrz od razu dała nam się zauważyć wysoka temperatura, ale że powietrze było dość suche, upał nie był męczący. Stanęliśmy pod jedną z wszechobecnych palm i rzuciliśmy okiem na okolicę, aby zorientować się w sytuacji. Takeru jednak nie dał mi możliwości rozpoznania terenu, bo od razu rzucił się na mnie przytulając i całując, jakbyśmy się nie wizieli od co najmniej kilku miesięcy. Oddałem pocałunek, ale jednocześnie starałem się wyrwać z uścisku, aby skupić się na poważniejszych sprawach.

- Co ci się tak nagle na amory zebrało? – zapytałem uśmiechając się i patrząc mu w oczy

- Po prostu jestem szczęśliwy, że... wiesz, że jesteśmy tu razem... i w ogóle...

- Ja też, kochanie, ja też – na chwilę przytuliłem się do niego kładąc głowę na jego klatce piersiowej i wsłuchując się w miarowe bicie serca – ale teraz musimy znaleźć dyrektora i pojechać z nim do mieszkania. Zmiana stref czasowych jest wykańczająca. Trzeba się wyspać.

- Gdzie byliśmy z nim umówieni?

- Przy fontannie przed wyjściem

- To chyba tam – Takeru wskazał ręką duży, idealnie okrągły zbiornik wodny z fontanną w formie nowoczesnej, metalowej rzeźby pośrodku.

- Wobec tego chodźmy tam – chwyciłem go za rękę i pociągnąłem w kierunku wody

- A tak w ogóle, to wiemy jak on się nazywa?

- Tak, mam gdzieś zapisane – zacząłem szukać w telefonie notatek – mam, mr White. Walter White. (pozdrowienia dla tych, którzy wiedzą kim jest Walter White. Ci co nie wiedzą, won nadrabiać brak elementarnej wiedzy, a nie siedzicie i czytacie te bzdury ^_^ – przyp. aut.) Ale nie powinniśmy mieć problemów ze znalezieniem go, bo ma trzymać kartkę z naszymi imionami. Wszyscy tak robią na lotniskach.

Zaczęliśmy iść wzdłuż brzegu fontanny zgodnie z ruchem wskazówek zegara począwszy od szóstej. Kiedy byliśmy w okolicy godziny drugiej ujrzałem mężczyznę średniego wzrostu, łysego z charakterystycznie przystrzyżoną brodą i niezwykle sympatycznym spojrzeniem. Ubrany był w koszulę w kratę, kremową kurtkę, brązowe skórzane buty i czarne spodnie. Na nosie miał druciane okulary ze złotymi oprawkami. Co ciekawe nie wyglądał za ich sprawą staromodnie. Wbrew przeciwnie, sprawiał wrażenie bardzo dbającego o wygląd człowieka, zwłaszcza jak na naukowca. Z informacji, które otrzymałem przed wyjazdem wynikało, że mr White jest laureatem nagrody Nobla z dziedziny chemii, ale tak bardzo kocha uczyć, że postanowił całkowicie poświęcić się szkole. Od czasu do czasu lubił zajmować się chemią w praktyce, ale traktował to bardziej jako hobby. Już z daleka zarówno my jak i on zorientowaliśmy się, że znaleźliśmy szukane osoby. Podeszliśmy bliżej i przywitaliśmy się.

- Dobry wieczór, chłopcy

- Dobry wieczór. Bardzo miło nam pana poznać. Tata dużo nam o panu opowiadał – starałem się zrobić dobre pierwsze wrażenie

- Mam nadzieję, że nie wspominał o naszych nielegalnych interesach – zaśmiał się i rzucił mi znaczące spojrzenie. Widać, że ma poczucie humoru, chyba się dogadamy

- Oh, widocznie musiało mu umknąć. W takim razie pan nam opowie – wszyscy zaczęliśmy się śmiać i wspólnie skierowaliśmy się do samochodu mr White'a

- Jak wam minął lot? Nie było zbyt wiele turbulencji? Wiecie, sezon huraganowy się zbliża i nad oceanem powietrze bywa niespokojne.

- Nie, bardzo przyjemnie się leciało. Powiedziałbym nawet, że był to jeden z moich najlepszych lotów

- Mój też – wtrącił się Takeru – bo pierwszy. – zareagowaliśmy na to śmiechem, zdaje się, że mój chłopak nie chce pozostać w tyle jeśli chodzi o kontakty towarzyskie z nauczycielami. Wspólne żarty są najlepszym sposobem na zacieśnienie więzi i przeniesienie relacji na bardziej poufały poziom niż tylko nauczyciel-uczeń

Mr White otworzył samochód zdalnym kluczykiem. Czarny Chrysler 300c nowej generacji. Wspaniała maszyna. Kto by pomyślał, że nauczyciel z liceum wozi się taką furą. Widocznie tu zarobki w szkołach są większe. Obydwoje siedliśmy na tylnej kanapie, aby żaden z nas nie czuł się samotny. Położyłem dłoń na podłokietniku, a brunet od razu chwycił ją i splótł nasze palce. Jechaliśmy pięknymi, szerokimi ulicami, przy których rosły najróżniejsze palmy i roślinność strefy podzwrotnikowej. Budownictwo było tu zupełnie inne ze względu na dużo większą przestrzeń. Każdy dom był oddalony kilkanaście metrów zarówno od ulicy, jak i od sąsiednich budynków. W Japonii domów wolnostojących było dużo mniej, a jeśli już były to ustawione w większym ścisku. Po blisko godzinie jazdy dotarliśmy do dzielnicy w której mieliśmy zamieszkać. Znajdowały się tu stosunkowo młode, bardzo ładne apartamentowce z basenami. Wszystko wybudowane było w nowoczesnym, industrialnym stylu. Nasze mieszkanie znajdowało się na pierwszym z czterech pięter. Klatka schodowa była wyjątkowo przestronna, od razu rzuciła się nam w oczy tabliczka wskazująca drogę na basen ulokowany w piwnicy. Mr White otworzył nasze nowe lokum i wpuścił nas do środka. Były tam dwa pokoje, kuchnia, łazienka i taras. Podłoga wyłożona białymi, błyszczącymi płytkami sprawiała, że i tak duże pomieszczenia wydawały się jeszcze większe. Meble wykonane z tworzyw sztucznych były białe, czarne i szare. Na ścianie w największym pokoju wisiał telewizor, a przed nim stała skórzana rozkładana sofa i dwa fotele. Kiedy wstępnie rozejrzeliśmy się, nauczyciel przygotowywał się do wyjścia

- Dobrze, chłopcy. Ja wychodzę, odpocznijcie, rozejrzyjcie się i bawcie się dobrze. Gdyby czegoś było wam trzeba, macie tu mój numer telefonu – podał mi wizytówkę – nie krępujcie się tylko dzwońcie

- Jasne, nie ma problemu

- Jutro koło południa przyjadę i pokażę wam drogę do szkoły, a w poniedziałek załatwimy wszystkie formalności, przedstawimy was klasie i takie tam. Nie zawracajcie sobie tym teraz głowy

- W porządku, do widzenia

- Do widzenia, miłej nocy

- Wzajemnie

Chemik wyszedł, zamknąłem za nim drzwi i od razu położyłem się na łóżku, które brunet już zdążył rozłożyć i pościelić. Było bardzo wygodne, a pościel pachniała nowością. Odpocząłem chwilę, po czym usłyszałem głos mojego chłopaka, który jednocześnie do mnie mówił i, jak to on, objadał się tym, co było w lodówce.

- Haru, tak w ogóle to czemu tu jest tylko jedno łóżko?

- A co nie podoba ci się to? – zapytałem zadziornie – i nie jedz jak do mnie mówisz – usłyszałem tylko głośny dźwięk przełykania

- Jasne, że mi się podoba. Ale chodzi mi o to... skąd wiedzieli, przecież w większości przypadków dwóch chłopaków nie chciałoby spać razem

- Bo ja wiem, nie przyszło mi to do głowy. Może to taki bonus od mojego ojca – zaśmiałem się z tego pomysłu – może jednak ma trochę poczucia humoru i lubi robić ludziom takie niespodzianki.

- Może...

Poszedłem pod prysznic i od razu położyłem się spać. Po kilkunastu minutach Takeru dołączył do mnie i objął mnie od tyłu przyciągając do swojej klatki piersiowej. Obróciłem się twarzą do niego i złożyłem na jego ustach czuły, ale jednocześnie zachłanny pocałunek

- Pierwsza noc w Ameryce – wyszeptałem mu do ucha

- Tak, już nie mogę się doczekać kolejnych. Dni rzecz jasna też.

- Kocham cię, Takeru

- Ja ciebie też Haru, ja ciebie też

Brunet zatopił palce w moich włosach przeczesując je, co wywoływało u mnie ciche pomruki zadowolenia. Zasnęliśmy przytuleni do siebie nie martwiąc się o godzinę pobudki. Jutro mogliśmy spać do południa, aby odpocząć po długim locie. Okolica była cicha, więc nic nie przerywało naszego spokojnego snu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: