26. i don't want your throne
LECZENIE RANY TRWAŁO O WIELE DŁUŻEJ NIŻ TEGO OCZEKIWAŁA.
Ten czas pozwolił jej wszystko przeanalizować. W większości spędzała go z Posejdonem, z którym rozmawiała długimi godzinami. Wyznała mu to, co przeżyła w zaświatach (nie zapominając o narzekaniach na Charona) i całą swoją przygodę w poszukiwaniu grobowca Ammit. Bóg za to odpowiadał na wszystkie jej pytania najlepiej, jak potrafił.
Ciągle nie potrafiła do końca zrozumieć całej sytuacji, w której się znalazła. Było wiele niejasności, ale wiedziała, że niektóre z nich tylko jej matka będzie w stanie rozwiązać. Dlatego też, jak najprędzej chciała wrócić na Ziemię. Jednak to nie było, aż takie proste, zwłaszcza w momencie, gdy usłyszała, że Zeus czekał, aż wydobrzeje, by z nią porozmawiać. Nie zwiastowało, to niczego dobrego. Myślała, że może ostatecznie zmienił zdanie i nie chciał jej już zabić. Inaczej, czy pozwalałby jej przez tyle czasu spokojnie żyć na Ziemi, a potem, gdy spełniała kolejne zadania? Skoro zaklęcie, które ją chroniło, nie pozwalało mu osobiście ją zabić, to przecież mógł wymyślić inne rozwiązanie.
I prawdopodobnie mu się udało, gdy usłyszała, że ta cała sytuacja z Aresem, to była jedna wielka ściema. Bóg wojny nie był odpowiedzialny ani za zniknięcie jej sztyletu, ani za problemy z komunikatorem. Jego jedynym przewinieniem było to, że otwarcie wystąpił przeciwko Zeusowi, za co czekała go sroga kara. Dlatego wolał zbiec z Olimpu i ukryć się na innych planetach, niż zostać postawionym przed sąd olimpijczyków. O tym wiedzieli tylko nieliczni, zwłaszcza ci, którzy mieli już dość Zeusa. W tym między innymi Atena (co było dla niej zaskoczeniem) i Artemida, dzięki czemu można było zrozumieć jej znaczące spojrzenia z Posejdonem.
Za wszystkim stał Zeus, bo skoro osobiście nie mógł jej zabić, tak próbował zrobić to w inny sposób. Zarya sama musiała przyznać, że wykorzystanie do tego Harrowa i jej własnego sztyletu było cholernie ciekawym rozwiązaniem. Jednak nie rozumiała, dlaczego w takim wypadku pozwolił Apollo na to, by ją uratował. Taki ostatni dobry uczynek, zanim całkowicie będzie chciał ją zniszczyć? Podejrzewała, że chciał się z nią spotkać na osobności tylko po to, by odebrać jej boskie moce – które dla niej zresztą ciągle wydawały się irracjonalne – i o ile to w ogóle było przez niego możliwe. Rozumiała, dlaczego do tej pory, gdy korzystała z dodatkowych zdolności, zawsze czuła się wyjątkowo zmęczona – czar Posejdona nie pozwalał jej na wydobycie z nich wszystkich możliwości. Teraz gdy bóg zdjął zaklęcie, nie czuła żadnej różnicy. Nie potrzebowała ich do szczęścia i gdyby mogła, to sama by je oddała. Jednak niejednokrotnie słyszała, że ten proces, był wyjątkowo bolesny i śmiertelny. Jej matka przeżyła tylko dlatego, że miała szczęście w postaci Posejdona. Ona sama mogłaby tego nie dokonać.
Przez cały czas, który spędziła w skrzydle szpitalnym, nie mogła narzekać na nudę. Towarzyszyła jej czwórka ulubionych bogów, nawet jeśli nie wszyscy zdawali sobie sprawę z powagi sytuacji, w której się znalazła. W trakcie tego czasu dowiedziała się również, że było kilku olimpijczyków, którzy wiedzieli o jej prawdziwym pochodzeniu. Artemida i Apollo nie znali całej sprawy, ale wystarczająco, by nikomu nic nie powiedzieć. Zresztą doskonale wiedzieli, jakie by mogło odnieść to skutki. Sami byli owocem romansu Zeusa i od wieków mieli burzliwe relacje z nim, a zwłaszcza z Herą, która chciała zabić ich matkę.
Okazało się też, że wśród reszty olimpijczyków było kilku, którzy zaniepokoili się jej stanem. Kilkukrotnie odwiedziła ją sama Atena i za każdym razem prowadziły ożywione dyskusje, ale warunkiem było to, by odbywały się one po grecku. Zarya czasami ciągle miała problem, z niektórymi słowami, ale bogini była dla niej wyrozumiała, a dziewczyna cieszyła się z jej towarzystwa. Któregoś dnia, gdy Demeter do niej przyszła, przyniosła jej bukiet najpiękniejszych kwiatów, jakie znalazła, a później zaczęła opowiadać o swoim czasie spędzonym z Persefoną. Ciepłe miesiące właściwie dobiegały końca, a to oznaczało, że czas bogini z córką się kończył. Natomiast Hermes przyniósł jej najsłodsze owoce na Olimpie i odrobinę wina od Dionizosa, za które skarcił go Posejdon.
Musiała przyznać, że czuła się jak nowo narodzona. Apollo sprawdził się jak nigdy – i nie wątpiła w jego medyczne umiejętności – tak po raz pierwszy dokładnie mogła to odczuć na własnej skórze. Gdyby trafiła do zwykłego szpitala, to już dawno robiłaby imprezę siedem metrów pod ziemią. Chociaż i tak nieźle się trzymała, zważywszy, że musiało minąć trochę czasu od momentu, gdy Harrow dźgnął ją sztyletem, aż do przybycia Posejdona. Tłumaczyło to tym, że wytrzymała o wiele dłużej, niż jej ofiary, bo w jakiejś części była boginią, a oprócz tego kostium ciągle próbował ją leczyć. Zresztą tę teorię potwierdził Apollo, wygłaszając przy tym monolog na temat tego, jak to wszystko było niesamowite. Bóg był wyśmienitym uzdrowicielem, ale nie mógł poradzić na skutki rany i od teraz na jej boku widniała pozioma blizna. Idealna pamiątka i przypominajka o tym, że praktycznie wykrwawiła się na śmierć. Ostatecznie dochodziła do wniosku, że blizna była najmniejszą ceną za jej życie, a ego podniosła jej również Afrodyta, która stwierdziła, że i tak będzie wyglądać, tak samo pięknie. Artemida dodała, że to tylko pokazuje, że przeżyła najgorsze. Osobiście się z nią nie do końca zgadzała, bo czuła, że to był tylko jeden, mały fragment skomplikowanej układanki.
Równe dwa tygodnie po tym, jak się obudziła, stała przed ozdobnym lustrem i podziwiała robotę służek Afrodyty, które zadbały o to, by wyglądała, jak najlepiej na spotkanie z Zeusem. Sukienka, którą na sobie miała, została wykonana z lekkiej i miłej w dotyku tkaniny, na którą naszyto złote koraliki, tworzące skomplikowane wzory. Prosty dół ciągnął się kilka centymetrów po podłodze, a góra w postaci gorsetu idealnie dopasowywała się do jej sylwetki. Szyfonowe, transparentne rękawy swobodnie spadały na wysokość połowy ramion i przyszyto do sukienki na dole pleców, co sprawiało, że te pozostawały odkryte. Brązowe włosy zostały dokładnie rozczesane i nie wiedziała, co ją podkusiło, ale wpięła w bok widoczną, złotą spinkę w kształcie trójzębu. Cokolwiek Zeus dla niej planował, tak chciała mu przypomnieć, że ciągle była pod opieką Posejdona. Uważała, że wyglądała naprawdę uroczo i może nawet przez chwilę, faktycznie czuła się, jak bogini, ale mimo tego wolała nie iść w taki sposób ubrana na spotkanie z Zeusem. Preferowała swój kostium albo przynajmniej zwykłe spodnie i koszulkę, które w razie czego nie przeszkadzałby jej w walce.
Drzwi do pomieszczenia się otworzyły, a ona wiedziała dokładnie, kto przyszedł.
— On mnie zabije — wyrzuciła z siebie, niemal tak szybko, że Posejdon mógł mieć problem, by poprawnie ją usłyszeć. — Po co to wszystko? Próba zabicia mnie, później zgoda na ratowanie, by co? Osobiście mnie zabić na Olimpie?
— Nie może tego zrobić — uspokoił ją bóg, podchodząc do niej. Posejdon stanął za jej plecami, a później złapał za rękę i odwrócił w swoją stronę, tak by na niego spojrzała. Ona jednak unikała jego wzroku. — Zarya, moja droga. Spójrz na mnie.
Cichy rozkaz w jego głosie sprawił, że po krótkiej chwili zawahania w końcu go posłuchała.
— Nie zabije cię — zapewnił stanowczo, jakby faktycznie był przekonany o tym, że nic takiego się nie stanie.
— Okej, to odbierze mi moce. Prawie to samo dla mnie, bo wątpię, bym miała tyle szczęścia, co mama.
— Tego też nie zrobi.
— Dlaczego jesteś taki spokojny i przekonany, że to będzie tylko krótka rozmowa? Nienawidzi mnie, mojej matki, nas wszystkich. Chce się nas pozbyć.
— Chcesz wiedzieć, dlaczego wiem, że nic ci nie zrobi? — Zapytał i uniósł swoją dłoń do góry. Przybliżył ją do twarzy dziewczyny, a później powoli odgarnął włosy na jej plecy. — Ponieważ zaklęcie cię chroni. Osobiście nic nie może zrobić, a pośrednio już próbował i nie za bardzo mu to wyszło, zgadza się? — Skinęła niepewnie głową. — Poza tym, jeśli nawet znalazłby jakiś sposób, tak nie zrobi tego, ponieważ wie, że wiąże się to z chaosem, który wywoła na Olimpie. Wywoła wojnę między bogami, doprowadzi do krwawych rzezi, co ostatecznie spowoduje, że bogowie przestaną w niego wierzyć, a w konsekwencji strącą go z tronu. Wierz mi, atmosfera na Olimpie już teraz jest wyjątkowo napięta. I to już nie tylko chodzi o stosunek mój, czy Hadesa, ale również innych bogów, którzy wcześniej nie chcieli się w żaden sposób narażać na jego złość.
— Czy w ten sposób próbujesz mnie jakoś pocieszyć?
— Cóż...
— Nieźle ci poszło — uśmiechnęła się nieznacznie. — Ciągle się stresuje, ale może odrobinę mniej, niż wcześniej.
— Zawsze możesz z nim walczyć — stwierdził prosto.
— To Zeus — parsknęła ironicznie. — Jakby wiem, że ty masz w sobie takie zapędy, ale nie jestem boginią. Człowiekiem też nie jestem. Tylko czymś pomiędzy i...
— Weź głęboki oddech, bo zaczynasz panikować — Posejdon złapał jej twarz w swoje dłonie i ich spojrzenia się spotkały. — Chcesz wiedzieć, kim jesteś? — Zapytał, a ona skinęła głową. — Jesteś córką swojej matki, moją córką. Co najważniejsze jesteś swoją własną osobą. Jesteś wyjątkowa, ale przede wszystkim kochana i są osoby, dla których jesteś najważniejsza. W tym między innymi dla mnie.
Zarya poczuła, jak ciepło rozlało się po całym jej ciele.
— Dziękuję — uśmiechnęła się delikatnie. — Wydaje mi się, że potrzebowałam to usłyszeć.
— Nie jesteś sama. Nigdy nie byłaś.
— Wiem — zgodziła się, a później zachichotała cicho, zdając sobie sprawę z jednej rzeczy, na którą do tej pory w ogóle nie zwracała uwagi. — Teraz już wiem, dlaczego mama dała mi na imię akurat Zarya. Z wierzeń słowiańskich oznacza kapłanka wody lub waleczna księżniczka. Ma to większy sens, gdy znam prawdę.
— Twoja matka chciała, by nawiązywało do twoich genów i osobiście uważam, że nie mogła wybrać lepszego imienia. Pasuje do ciebie idealnie.
Posejdon objął ją swoimi ramionami i przyciągnął do siebie, zamykając w mocnym uścisku. Nie robił tego po raz pierwszy, ale uważała, że jeszcze minie sporo czasu nim całkowicie się do tego przyzwyczai. Mieli wiele do nadrobienia, ale była na to otwarta i gotowa. Marzyła o tym, by faktycznie mieć z nim typową relację ojciec-córka, nawet jeśli już wcześniej w ten sposób ich określała.
Bóg pocałował ją w głowę. Odsunął się od niej, ale jego ręce ciągle pozostawały na jej ramionach. Westchnęła ciężko, bo wiedziała, co to oznaczało.
— Już czas, prawda?
— Jak chcesz, pójdę z tobą i...
— Nie — przerwała mu. — Dzisiaj, to moja walka. Zeus może się jeszcze wkurzyć, że przyjdziesz ze mną. Jednak, czy możesz mnie odprowadzić... Tato?
Czuła się co najmniej dziwnie, po raz pierwszy wypowiadając to słowo. Mimo tego miała wrażenie, że to była jedna z najbardziej prawidłowych rzeczy, które zrobiła i tak właśnie miało być. Przed nimi była długa droga, ale od czegoś zawsze trzeba było zacząć.
— Oczywiście — uśmiechnął się i gdyby Zarya nie znała go wystarczająco długo, tak przeoczyłaby, że ten uśmiech zdecydowanie różnił się od tych, które znała do tej pory. Jakby był podwójnie szczęśliwy i dumny z tego, co się stało. Widziała go w takim stanie euforii po raz pierwszy. — Gotowa?
Posejdon wyciągnął do niej ramię.
— Nie za bardzo, ale im szybciej się z nim spotkam, tym szybciej, to wszystko się skończy.
— Brzmisz tak, jakbyś miała plan i nie wiem, czy to na pewno jest dobry plan, cokolwiek sobie wymyśliłaś.
— Jeśli się powiedzie, to raczej dobry, co nie? Cokolwiek się ma stać, tak zrobię wszystko, by moi bliscy byli bezpieczni i szczęśliwi. Tylko to się dla mnie liczy.
Posejdon nie odpowiedział, chociaż ona sama miała wrażenie, że chciał to jakoś skomentować. Cieszyła się jednak, że tego nie zrobił, bo wiedziała, że próbowałby jej wpoić do głowy, że cokolwiek planowała, tak na pewno nie miało to sensu i narażało ją jeszcze bardziej.
Poniekąd, miałby rację.
Zarya ujęła jego wyciągnięte ramię i razem wyszli z komnaty. Szli w ciszy przez kolejne, zawiłe korytarze i przejścia. To dało jej krótką chwilę na przemyślenie tego, co miała zrobić. Właściwie, to nie było nic skomplikowanego. Oczekiwała najgorszego po Zeusie, więc miała zamiar po prostu mu się przeciwstawić. I może spróbować przekonać do tego, że jego myślenie o tym, że chciała zająć jego miejsce, to była jakaś niezbyt ekscytująca bajka. Ostatnie czego chciała, to zasiąść na tronie w Olimpie i... Nawet sama myśl wydawała jej się niedorzeczna. Już wolała na nowo mierzyć się z Harrowem, jego magiczną laską i całą zgrają chorych wyznawców Ammit.
Gdy zatrzymali się w połowie korytarza, na którego końcu znalazło się jedno wejście, zrozumiała, że dotarli do celu. Sala tronowa greckich bogów, która znajdywała się za drzwiami, była miejscem, w którym znalazła się już kilka razy. Jednak zawsze w otoczeniu całej dwunastki bogów. Nigdy wcześniej nie była w niej sama z Zeusem, a to było jeszcze bardziej niebezpiecznie, niż gdyby wezwał ją do swojego ulubionego pokoju, w którym oddawał się licznym romansom.
— Zarya? — Spojrzała na swojego ojca z niemym pytaniem. — Nie rób niczego pochopnie, dobrze? Będę tutaj czekać.
Chciała odpowiedzieć, że ona nigdy nie postępuje pochopnie, ale byłoby to żywne kłamstwo. Dlatego jedynie skinęła głową. Wzięła głęboki oddech, wyprostowała niewidoczną fałdkę na swojej sukience, a później ruszyła w stronę wejścia do sali tronowej. Dwóch wartowników pchnęło wielkie, dwuskrzydłowe drzwi, a później przytrzymali je, dopóki nie weszła do środka.
Komnata była ogromna, pięknie zdobiona i jej głównym elementem było podwyższenie na samym środku, na którym w okręgu ustawiono dwanaście tronów, a za każdym z nich znajdywał się marmurowy filar ze znakiem charakterystycznym dla każdego boga. Przy tronie Posejdona widoczny był oczywiście złoty, wyrzeźbiony trójząb, Artemida miała swój niezawodny łuk i strzały, Apollo słońce, czy Atena sowę. Jednak jeden z tronów był zdecydowanie większy, bardziej przepchany złotymi ozdobami, a na filarze dostrzegalny był wielki i błyszczący znak pioruna. Tron Zeusa był prawdopodobnie jego ulubionym miejscem do rozporządzania wszystkim i wszystkimi, zaraz po jego honorowym krześle we Wszechmieście.
Z początku nie wiedziała, co miała ze sobą zrobić, bo Zeus albo specjalnie się spóźniał, albo postanowił ją wystawić. Chociaż z jego morderczymi zapędami w jej stronę, obstawiała bardziej pierwszą opcję. Chciał sprawić, by była jeszcze bardziej przerażona, niż do tej pory, a sama doskonale wiedziała, że dodatkowe czekanie, to był idealny sposób. Tym razem los był na tyle łaskawy, że drzwi w końcu ponownie się otworzyły i do środka wszedł nikt inny jak bóg. O dziwo był sam, bez swojego standardowego wianuszka dwórek i mniej ważnych bogiń, które były w niego zapatrzone, jak w złote ciele. Jego krótka tunika powiewała za każdym razem, gdy stawiał kroki, a złota zbroja wręcz raziła swoją jasnością. Ciemne loki i siwawa broda, praktyczne lśniły.
Kiedy zajął swoje miejsce, spojrzał na Zaryę i posłał jej niemal przyjazny uśmiech.
— Zarya, moje dziecko — przywitał ją, a ona wyprostowała się, by pokazać, że wcale nie spodziewa się najgorszego. — Usiądź.
Pstryknął palcami i nawet nie zdążyła pomyśleć o tym, co się dzieje, gdy poczuła, jak magiczna siła pociągnęła ją do przodu i posadziła na prostym, drewnianym krześle tuż przed nim samym. Jeśli chciał, by poczuła się przytłoczona, tak zdecydowanie mu się to udało, bo nie spodziewała się, aż tak szybkiego zwrotu akcji. Cieszyła się, że jeszcze nie przywiązał ją do krzesła, bo wtedy nie wróżyło, by to jej niczego dobrego.
— Widzę, że wyzdrowiałaś. Apollo jak zawsze spisał się bez zarzutu.
— Tak — zgodziła się i nagle poczuła wielką chęć oczyszczenia gardła, co też cicho zrobiła. — Pozwoliłeś mu na to, chociaż nie do końca rozumiem dlaczego. Chcesz mnie zabić, więc po co mnie ratować?
— Dla zabawy — wyjawił z zadowoleniem i gdyby nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji, to uznałaby, że tylko sobie żartuje. — Chociaż muszę przyznać, że chciałem sprawdzić, czy moja teoria na twój temat jest prawidłowa.
Zeus zaśmiał się, a ona ułożyła swoje dłonie na kolanach. Jeśli jeszcze chwilę wcześniej była przytłoczona jego obecnością, tak teraz po prostu zaczynał ją irytować.
— Teoria? — Zmarszczyła brwi.
— Tak, teoria. Widzisz z racji tego, że moi kochani bracia — jad był słyszalny w jego głosie, gdy wspominał swoje rodzeństwo — rzucili na ciebie zaklęcie ochronne, nie jestem w stanie osobiście nic ci zrobić. Ktoś mógłby pomyśleć: jak to? Wielki Zeus i nie może złamać prostego zaklęcia. Każde inne, jak najbardziej, ale nie to rzucone wspólnie przez Hadesa i Posejdona. Okazuje się, że razem ich moc równa się mojej. Fakt, że Maria jest moją córką, też musi mieć na to wpływ mimo wszystko.
Zarya zacisnęła palce na tkaninie swojej sukienki, a gdy spojrzała na boga, w jej oczach można było zauważyć czystą chęć mordu.
— Nie masz prawa o niej wspominać — warknęła w jego stronę. — Moja matka nie jest twoją córką. Gdybyś ją za taką uważał, to byś jej nie porzucił, a przede wszystkim odebrał boskie moce, prawie skazując na śmierć!
— Ciągle żyje, prawda?
— Bo Posejdon ją uratował! — Krzyknęła, nie panując nad swoją wściekłością. Wstała z krzesła tak energicznie, że to od razu się przewróciło na posadzkę. — Miała tylko kilka lat, a ty skazałeś ją na cierpienie gorsze, niż ktokolwiek mógłby sobie wyobrazić!
— Masz rację. Nie powinienem jej był tak zostawić. Tylko dopilnować, by faktycznie umarła.
Jej ręce opadły bezwładnie wzdłuż ciała, a ona zaczęła kręcić głową na boki, wpatrując się szeroko otwartymi oczami w boga.
— Ja w to kurwa nie wierzę! Jak tak bardzo nie na rękę była ci jej obecność, to po co w ogóle wdawałeś się w romans z człowiekiem? I sprawiłeś, że z tego związku powstało dziecko, skoro ty sam — wskazała na niego swoim palcem — wydałeś zakaz związków z ludźmi. Nie myśl, że o tym nie wiem.
— Mój braciszek, jest taką paplą, że wszystko ci wyśpiewał?
— Zapominasz o tym, że przez ostatnie lata zdążyłam wyjątkowo dobrze poznać zwyczaje na Olimpie. Możesz mieć o to pretensje tylko i wyłącznie do Ateny.
— Gdyby to ode mnie zależało, to twoja nauka nie miałoby miejsca.
Zarya zignorowała go.
— Dlaczego, to zrobiłeś? — Zapytała stanowczo. — Dlaczego, wdałeś się w ten romans?!
Nagle zdała sobie sprawę, że cały jej plan właśnie legł w gruzach. Uważała, że to będzie bardziej cywilizowana rozmowa. Pewnie dowie się jakiejś okrutnej prawdy lub szczegółów, ale w tym momencie jedyne, co pragnęła, to rozszarpać go, by czuł ból tak mocny, jak nigdy wcześniej.
— Bo miałem taką zachciankę — odpowiedział ze znużeniem, a ona prychnęła głośno.
— Wiesz, że gdybyś tego nie zrobił, to oszczędziłbyś wszystkim problemów? A tak sprawiłeś, że cierpieli niewinni tylko dlatego, że tak ci się spodobało.
Gdy Zeus wstał ze swojego miejsca, a jego piorun widocznie zabłysnął, tylko przez sekundę pomyślała o tym, że może jednak powinna wrócić do swojego planu. Jednak wiedziała, że to było właściwie niemożliwe. Ciągle chciała osiągnąć swój cel i zapewnić bezpieczeństwo swoim bliskimi, ale musiała wymyślić na to zupełnie inny sposób.
— Zarya — wypowiedział ostrzegawczo jej imię. — Uważaj na to, co mówisz.
— Bo co? — Odwarknęła, rozkładając swoje ręce na boki. — Jesteśmy tutaj sami. Nie możesz mnie zabić, nie możesz odebrać mocy. Nic nie jesteś w stanie mi zrobić, nie osobiście. Po co cały ten cyrk? Chciałeś mnie tutaj zobaczyć, by co właściwie zrobić? Chyba tylko mnie wkurzyć, co swoją drogą ci się udało — wzięła krótki oddech. Później zbliżyła się tak blisko niego, jak to tylko możliwe. — Nie wiem, co to za bzdura z tą głupią przepowiednią i dlaczego akurat uwziąłeś się na mnie i moich bliskich, bo jakoś nie widzę, by obecność innych twoich dzieci z ludźmi była nieakceptowalna w Olimpie. Jednak chcę, żebyś wiedział, że nie interesuje mnie ani życie tutaj, a już zwłaszcza twój tron — wskazała ręką na złoty mebel. — Mogę mieć w sobie boski pierwiastek, ale zawsze o wiele bliżej będzie mi do ludzi, ponieważ jestem jednym z nich.
— Skończyłaś? — Zganiał ją niemal niewzruszony tym, co powiedziała. Odsunęła się od niego w szoku. Miała ochotę krzyczeć z bezsilności i frustracji, bo cała rozmowa wzbudzała w niej same najgorsze emocje. — Widać, że Posejdon ściągnął zaklęcie ukrywające twoje zdolności, bo zachowujesz się tak samo jak on. Jak rozwydrzone dziecko.
— Jeśli myślisz, że zaklęcie cokolwiek zmieniło w moim charakterze, to jesteś w błędzie. Całkowicie mnie nie znasz, ale tym nie jestem w żaden sposób zaskoczona.
— CISZA! — Krzyknął głośno, wskazując na nią swoją dłonią, a ona poczuła, jak jego zaklęcie momentalnie zatkało jej usta. Ciągle mogła nimi poruszać, ale z jej gardła nie wydobywały się żadne dźwięki. — Gdyby nie to, że twoja wola do życia w jakiś sposób jest silniejsza od mojej, by cię zabić, to już dawno mój problem, czyli ty i twoja matka, by zniknął. Przede wszystkim ty. Już wcześniej czułem, że możesz być potężną półboginią, a teraz, gdy Posejdon zdjął swój czar, jeszcze bardziej to wyczuwam.
Zeus zbliżył się powolnym krokiem do Zaryi. Zaczął krążyć wokół niej, ręce trzymał złączone na swoich plecach, a ona sama miała przed oczami scenę, jak drapieżnik gotuje się do ataku na swoją ofiarę. W tym momencie to ona miała być ofiarą.
— Powiedz mi — zastanowił się na głos, zatrzymując się bokiem do niej. Przez chwilę spoglądał przed siebie, jakby szukając odpowiednich słów, a gdy już je znalazł, odwrócił swoją głowę w jej stronę i pochylił się nad jej uchem. — Chyba nie sądzisz, że wszystkie niebezpieczne sytuacje w twoim życiu nie miały drugiego dna? To ja spowodowałem wypadek w Grecji, sprawiając, że twój kolega stracił panowanie nad kierownicą. Szaleństwo Jade, która myślała, że musi zrobić wszystko, by odpowiednio cię ukarać. Każde wypuszczone przeze mnie magiczne stworzenie, które miałaś zabić i ostatnio zagubiony nóż — Zarya poczuła, jak jedna, samotna łza spływa po jej policzku, a jej serce wręcz pękło na myśl, że to wszystko stało się tylko, dlatego, że ona żyła. — Muszę przyznać, że przez lata szukałem sposobu na to, by cię zabić. Aż w końcu zrozumiałem, że może nie w tym tkwi haczyk i powinienem wykorzystać całą tę sytuację na swoją korzyść. Nie wiedziałem, co dokładnie zrobić, by sprawić, żebyś była wyjątkowo podatna na zranienie, nie tylko fizyczne, ale i psychiczne. I wtedy z pomocą przyszedł mi Khonshu, chociaż stary, głupi ptak, nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, co robi mówiąc mi o Ammit i Harrowie. Wykorzystałem sytuację, manipulowałem twoim sztyletem i koniec końców jesteś tutaj, zdana na moją łaskę, bo pozwoliłem Apollo cię uleczyć. Dlatego, to idealny moment byś usłyszała, jaką propozycję mam dla ciebie. Skoro, tak bardzo chcesz mi pokazać, że nie chcesz zająć mojego miejsca, to chyba bez problemu możesz mi złożyć oficjalną obietnicę, prawda?
Mogłoby się wydawać, że to była niewinna propozycje. Każdy w tej sytuacji zgodziłby się bez wahania, by tylko mieć zapewniony spokój. Gdyby Zarya dokładnie nie wiedziała o co, tak naprawdę chodziło, to prawdopodobnie od razu obiecała wszystko, co tylko zapragnąłby Zeus, aby mieć spokój dla samej siebie, ale przede wszystkim dla wszystkich jej najbliższych. Jednak składanie obietnic, któremukolwiek z bogów greckich było o wiele bardziej skomplikowane.
— Chcesz, żebym złożyła ci boską przysięgę — oznajmiła, nawet nie orientując się, w którym momencie Zeus ściągnął swoje zaklęcie i pozwolił jej mówić.
Poczuła, jak jej ręce zaczęły się trząść, ale nie była pewna, czy to z powodu złości, czy przerażenia. Próbowała przypomnieć sobie wszystko to, co wiedziała o tej przysiędze. Długo nie musiała szukać, bo niemal natychmiast powróciła do niej pewna rozmowa z Ateną i to jak opowiadała jej o boskiej przysiędze. Nikt o zdrowych zmysłach nie składa przysięgi greckim bogom. Każdy, kto to zrobi, musi być niemądry, albo postawiony pod ścianą, bo inaczej jego los i życie już w żaden sposób nie należy do niego, a do boga, któremu przysięgał.
— Zgadza się — powiedział z zadowoleniem. Radosny uśmiech wręcz nie schodził mu z twarzy, a Zarya jedyne, co chciała to go zetrzeć. Zrobić coś, co sprawi, że Zeus zobaczy, że nie ma nad wszystkim władzy, ale denerwująca myśl, że jednak było na odwrót, nie dawała jej spokoju. Kiełkowała się w niej z każdą sekundą, sprawiając, że zaczynała wierzyć w to, że z tej sytuacji nie było żadnego wyjścia. — Na pewno Atena ci o niej opowiadała, prawda?
— Przysięga przywiązuje los osoby składającej do boga.
— W krótkim słowa znaczeniu, robisz wszystko to, co ci rozkażę. Nie będzie to dla ciebie nic nowego.
— To jest coś zupełnie innego — zaprzeczyła od razu, kręcąc głową. — Dobrze wiesz, że przysięga nie działa w ten sposób. Do tej pory nie ważne, co kazaliście mi zrobić, tak byłam tego całkowicie świadoma. Wypełnianie zadań pod przysięgą sprawia, że za każdym razem tracę kontrolę. Nie istnieje nic innego oprócz twojej woli.
— Nie mogę cię zabić i nie mogę odebrać mocy. Jeśli chcesz dalej spokojnie żyć, to dobrze wiesz, że to jedyne rozwiązanie.
— Nie — odparła, odsuwając się od niego. — Nie zrobię tego. Nie pozwolę, byś miał nade mną całkowitą kontrolę. Możesz robić, co chcesz. Kolejny raz próbować mnie zabijać przy pomocy kogoś innego, może którego razu w końcu ci się to uda. Wracam do domu, a ty rób, co chcesz.
Zarya odwróciła się i szybkim krokiem ruszyła w stronę drzwi. Chciała jak najszybciej wyjść z pomieszczenia, zniknąć z Olimpu i zapomnieć, że tak naprawdę miała nad głową całą nienawiść, którą czuł do niej Zeus. Nie zależało jej na tym, co znowu mógł wymyślić, by spróbować ją zabić. Skoro przez tyle lat próbował i ciągle mu się to nie udawało, to może faktycznie jej wola do życia była o wiele silniejsza.
— Kto powiedział, że tym razem to ciebie chciałbym zabić? — Zawołał za nią, a ona zatrzymała się tuż przed samymi drzwiami. Spoglądała na bogate, złote zdobienia, tak jakby to one miały jej dać odpowiednie rozwiązanie, aż w końcu zacisnęła palce dłoni, zwęziła usta w cienką linię i spojrzała z powrotem na Zeusa. Bóg zdążył się przemieścić i znów siedział na swoim tronie, rozsiadając się na nim wygodnie. — Kochasz swoją matkę, prawda? Thomasa i jego rodzinę? Z tego, co wiem, to ostatnio również nawiązałaś nowe przyjaźnie z Laylą El-Faouly, Marciem Spectorem i Stevenem Grantem, zgadza się?
Jej serce zabiło mocniej. Przez ostatnie tygodnie, w których dochodziła do zdrowia, nie było dnia, by nie myślała o tej trójce. Martwiła się o nich i nawet mimo zapewnień od Posejdona, że wyszli ze starcia z Harrowem bez szwanku, tak chciała przekonać się o tym na własne oczy. Jednak teraz wcale nie czuła się szczęśliwa na samo wspomnienie wszystkich osób, na których jej zależało. Ponieważ wiedziała, dlaczego Zeus je wspomniał. Była na niego wściekła, ale jednocześnie przerażona. Nie zależało jej na własnym życiu. Mogła ciągle walczyć z przeciwnościami, które miał jej podstawiać, ale nie mogła pozwolić, by jej najbliżsi cierpieli, a z tym, to się wiązało.
Była w pułapce i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Cała rozmowa, jej plan, by to jakoś rozwiązać, poszły zupełnie innym tropem, niż zakładała. Jednak ciągle była pewna jednej rzeczy. Szczęście i bezpieczeństwo jej najbliższych było najważniejsze. I to tyczyło się wszystkich – jej matki, Posejdona, Thomasa z jego rodziną oraz Layli, Marca i Stevena. Nawet jeśli w tym momencie nie miała bladego pojęcia, jak jej relacje z pozostałą trójką mogły dalej wyglądać.
— Och, Zarya — cmoknął z zadowoleniem. — Myślisz, że cię nie znam, ale dokładnie wiem, jaka jest twoja słabość, co z największą przyjemnością wykorzystuję w tym momencie. Więc powiedz mi, jaka jest twoja decyzja?
Zarya chciała przeklinać, rzucać wszystkim, co tylko znalazłaby pod ręką. W jakiś sposób, chociaż spróbować wyładować swoją wściekłość i strach, dać upust wszystkim swoim emocjom. Jednak nie była w stanie tego zrobić. I będąc w tak patowej sytuacji, wiedziała, że mogła podjąć tylko jedną decyzję.
— Złożę przysięgę — zgodziła się, ciężko przełykając ślinę. — Ale ty zostawisz moich bliskich w spokoju, łącznie z Posejdonem. I nikt się o tym nie dowie. Wiem doskonale, że składanie przysięgi może obowiązywać w dwie strony.
Zeus zrobił niezadowoloną minę i milczał przez krótką chwilę. Gdy się odezwał, ciągle było słychać, że nie podobały mu się warunki stawiane przez Zaryę.
— Nie robię tego z radością, ale się zgadzam. A teraz chodź tutaj szybko, bo chcę w końcu wrócić do własnych przyjemności.
Podeszła z powrotem do tronu i jedyne, o czym potrafiła myśleć to, że naprawdę nie powinna tego robić. Wiedziała, że to było najgorsze rozwiązanie, że była manipulowana i robiła źle. Zdawała sobie z tego sprawę już wcześniej, w momencie gdy zbliżała się do Zeusa, a przede wszystkim wtedy, gdy wypowiadała słowa przysięgi i czuła, jak bóg ją naznaczał. Złoty i połyskujący znaczek w kształcie pioruna pojawił się na jej lewym nadgarstku tylko po to, by zaraz zniknąć.
— Możesz wrócić do domu. Na razie — odezwał się ponownie, gdy cały proces dobiegł końca. — Co będzie później, to się okaże.
Bez słowa odwróciła się i zapukała do drzwi wejściowych, dając znać wartownikom, że mogą je otworzyć. Gdy czekała na to, aż wrota się odsuną, a później faktycznie tak się stało i w korytarzu ujrzała Posejdona, wiedziała, że wpakowała się w wyjątkowo patową sytuację, której nie zrozumiałby nikt, gdyby usłyszał, co zrobiła.
Jednak już w tamtej chwili obiecała samej sobie, że zrobi wszystko, by znaleźć rozwiązanie i uwolnić się spod przysięgi Zeusa.
\‥☾‥/
A/N:
plot twist again XD
w niedzielę ostatni rozdział,
ale na tym etapie mogę powiedzieć,
że będzie 2 część!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top