Rozdział I Zawody

W mediach główna bohaterka (w stylu Anime)

--------------------

- Wstawaj Layla - usłyszałam męski głos, zaraz potem ktoś mną potrząsnął

- Ugh... Daj mi spać - jęknęłam i nakryłam głowę poduszką na co on westchnął zdejmując ze mnie kołdrę

- Wstawaj zaraz śniadanie! - powiedział głośniej i wyszedł z mojego pokoju

Ehhh... Kolejny nudny dzień w obozie herosów, od czasu, kiedy Kronos prawie powstał, a Percy go pokonał nic się nie dzieje. Teraz życie jest wręcz nudne i jest rutyną. 

Pobudka, śniadanie, trening w walce na miecze, trening w strzelaniu z łuku, obiad, gra o sztandar lub czas wolny w zależności od dnia tygodnia, kolacja, wolna noc.

Pobudka to chyba najgorsza część, nigdy nie dają mi pospać! Zawsze wstajemy o siódmej, rzadziej ósmej, ale i tak to za wcześnie. 

Zeszłam z łóżka i podeszłam do białej szafy ze srebrnymi zdobieniami. Aktualnie mieszkam w Wielkim Domu, kiedyś w domku numer 11, czyli Hermesa. Ze względu na to, że od ponad jedenastu lat nikt mnie nie uznał przeniesiono mnie tutaj. Ludzie z obozu nadal uważają mnie za kogoś innego niż oni. Należę do obozu, ale mimo życzenia Percy'ego, że wszyscy bogowie będą uznawać swoje dzieci ja nadal pozostaję nieuznana. Zdążyłam się do tego przyzwyczaić, jestem jedyna nieuznana.

Wyciągnęłam z szafy szarą bluzkę na krótki rękaw z czarnymi wiązaniami i do tego coś w rodzaju wianka w kolorze jasnego błękitu. Na szyję jak zawsze założyłam kryształowy wisiorek ze złotym łańcuszkiem, którego nigdy nie zdejmuję. Jest on jedyną pamiątką po mojej zmarłej matce.

(zdjęcie naszyjnika poniżej)

Do kompletu wybrałam szare krótkie spodenki i czarne trampki. Przejrzałam się w lustrze.

Długie blond włosy z ciemniejszymi końcówkami opadały mi na oczy, postanowiłam dzisiaj związać je w kitkę. Musiałam ponownie zdejmować wianek i go zakładać po uczesaniu i ułożeniu włosów. Strój pasował do mojej śniadej karnacji, a niebieskie oczy kontrastowały z włosami.

Mimo, że to obóz herosów nieraz udało mi się wymknąć i na jednym z tych wypadów zrobiłam sobie piercing, kolczyk na ustach w kolorze srebrnym.

Koniec rozczulania się

Po obejrzeniu się w lusterku wyszłam z pokoju i ruszyłam w kierunku pawilonu, w którym jadamy posiłki.

Schodząc z werandy zauważyłam Annabeth, która szła w moim kierunku

- Cześć Annabeth - przywitałam się

- Hej

- Co tutaj robisz - zapytałam, gdyż nikt tutaj bez ważnego powodu nie przychodzi

- Chejron się o Ciebie martwi - odparła - wysłał mnie, żebym cię przyprowadziła

- Aha - pokiwałam głową i ruszyłam za nią

Doszłyśmy do pawilonu, gdzie się rozdzieliłyśmy. Annabeth poszła do stolika, który dzieliła z dziećmi Ateny, natomiast ja zasiadłam do stołu, przy którym już siedział centaur jak i Pan D. Od dawna nie siedzę z dziećmi Hermesa, zresztą stolik jest zapełniony.

Usiadłam na swoim miejscu i spojrzałam na swój talerz. Znajdowała się tam baranina, ziemniaki z koperkiem i sałatka. Do picia miałam sprite, cóż, bardzo go lubię. Wzięłam się za jedzenie, ówcześnie odkładając kawałek dania na drugą połowę talerza, aby poświęcić bogom.

Po zjedzenie posiłku, wcześniej pozostawioną część jedzenia wrzuciłam do ognia. Przez długi okres czasu w myślach prosiłam bogów, aby mnie wreszcie uznali, ale nic się nie działo. W końcu zrezygnowałam z tego pomysłu i teraz wrzucałam ofiarę ze względu na tradycję i że każdy to robi.

Po śniadaniu miałam około dwudziestu minut wolnego, przed treningiem walki na miecze, który prowadził Percy Jackson.

W pokoju nie zmieniałam ubrań, ponieważ już miałam wygodne, tylko wzięłam swój miecz. Był on w połowie wykonany z niebiańskiego spiżu, zdolnego ranić a nawet zabić boga i herosach jak i zwykłej stali, zdolnej zabić śmiertelnika i półboga. Kiedyś, kiedy jeszcze Luke żył pokazywał mi swój miecz - Szerszeń. Był wykonany z tych samych materiałów, skorzystałam z jego opowiadań jak go stworzył i sama taki wykonałam. Rękojeść była obwiązana materiałem w kolorze niebieskim, który ładnie prezentował się z resztą. W miejscu łączenia rękojeści i ostrza znajdowało się okrągłe miejsce na jakiś klejnot, a tym klejnotem był mój naszyjnik. 

Nigdy nie zdejmuję wisiorka, chyba, że podczas walki. Wtedy odpinam kryształ i wkładam w wyznaczone miejsce w mieczu. Po tej czynności ostrze zaczyna się mienić złotem i srebrem, które dodaje mi siły jak i szybkości. Dzieci Hekate pomogły mi w tym, wyczuły magię naszyjnika i pomogły mi ją zakląć również w mieczu.

Chwyciłam miecz i pasek z pochwą na niego. Założyłam pasek i włożyłam miecz na jego miejsce, po czym pobiegłam w kierunku areny. 

Pani O'Leary siedziała na środku a obok niej Percy i Nico. Ten drugi drapał ją za uchem na co ogarzyca pomrukiwała jakby szła burza.

- Cześć Percy! - pomachałam mu - Cześć Nico! - dopowiedziałam po chwili i pomachałam w jego stronę

- Hej - powiedział Percy

- Cześć - mruknął cicho Nico i rozpłynął się w cieniu. Jakoś nigdy nie miałam z nim dobrych relacji, prawie zawsze mnie unikał sama nie wiem czemu.

- Dzisiaj trening odwołany? - zapytałam

- Owszem - odpowiedział niebieskooki

- No to chyba poćwiczę sama - odwróciłam się i zaczęłam ustawiać sobie kukły, które miały mi służyć za przeciwników

- Może ci pomóc? - zapytał chłopak biorąc kilka kukieł i ustawiając je w różnych miejscach, odległościach i pozycjach.

- Dzięki - podziękowałam

- Dobra to ja lecę - powiedział i wyszedł z areny - Pani O'Leary! - usłyszałam jego krzyk, ogarzyca od razu wybiegła za swoim panem.

No to zostałam sama - stwierdziłam w myślach i zaczęłam trening.

Po jakiejś godzinie na arenę przyszła Zoe Nightshade*, jedna z Łowczyń Artemidy

- Jak widzę porządnie ćwiczysz - stwierdziła a ja dopiero teraz ją zauważyłam

- Cześć Zoe

- Za chwilę zaczynamy tutaj trening łucznictwa

- Szybko ten czas mija - stwierdziłam i wzięłam miecz - Zaraz posprzątam - powiedziałam i zaczęłam zanosić kukiełki do specjalnego pomieszczenia, czegoś w stylu składziku. Czarnowłosa mi w tym pomogła

- Dziękuję

- Nie ma za co

- To teraz biegnę po łuk - zaczęłam szybko się oddalać

- Zaczekaj! - krzyknęła za mną - Pomyślałam, że skoro jesteś na arenie to wezmę twoje rzeczy - powiedziała i wyciągnęła w moją stronę łuk

- Dzięki - odpowiedziałam i się uśmiechnęłam

Spojrzałam na swoje narzędzie. Łęczysko miało kolor jasnego odcienia niebieskiego, natomiast cięciwa była w ciemniejszym odcieniu. Kołczan i lotki strzał miały identyczny kolor, co cięciwa, a drewno, z którego zrobiono strzały również miało jasny odcień niebieskiego ponieważ było z tego samego drewna, co łęczysko.

Po kilku minutach zaczęły przychodzić inne łowczynie, w tym jedna z nowszych, zastępczyni Zoe - Thalia. Zaraz po dziewczynach szły dzieci Apolla, a reszta osób to były osoby chcące nauczyć się tego rzemiosła. Było rozstawionych dość sporo tarcz, w jednej linii przez całą długość areny, czyli jakieś trzydzieści tarcz.

Zoe, Thalia, Will i jeszcze jeden chłopak, którego imienia nie znałam nadzorowali ćwiczenia i w razie czego pomagali osobom, które sobie nie radziły.

- Dzisiaj postanowiliśmy urządzić drobne zawody - powiedziała Zoe, tym samym przerywając nasz dotychczasowy trening

- Macie tuzin strzał, osoby, które trafią w środek więcej niż połową przechodzą do następnego etapu - powiedziała Thalia

- Do półfinału dostaną się trzy osoby, natomiast do finału tylko jedna - dołączył się Will

- W finale wygrana osoba będzie próbować swoich sił z kimś z nas - odezwał się ostatni chłopak wskazując na siebie i trójkę pozostałych osób - A tak w ogóle jestem Alex - uśmiechnął się na co kilka dziewcząt westchnęło, ale oczywiście nie Łowczynie i nie ja. Chłopcy mnie jakoś nigdy nie interesowali.

- Pozbierajcie tarcze, ma zostać ich dwanaście! - krzyknęła Zoe i kilka osób zaczęło odnosić tarcze. Na arenie zostało ich tylko dwanaście.

- A więc najpierw Łowczynie - powiedziała Thalia i wystąpiło dziesięć dziewcząt. Mogę się założyć, że przynajmniej połowa z nich trafi w sam środek dwanaście razy.

Zaczęły strzelać.

Will podchodził od tarczy do tarczy wskazując miejsce na arenie, gdzie dana osoba ma się udać. Kiedy pokazywał po lewo, znaczyło to, że dana osoba przechodziła dalej, natomiast kiedy pokazywał prawą stronę oznaczało to koniec zawodów dla tego łucznika. 

Tak jak przypuszczałam dalej przeszło sześć dziewcząt na co Zoe i Thalia uśmiechnęły się

- Teraz dzieci Apolla! - krzyknęła Thalia

Dzieci Apolla była akurat dwunastka. Will zaczął ponownie sprawdzać i pokazywać gdzie łucznicy i łuczniczki mają się udać. Dalej przeszły trzy dziewczyny i  dwóch chłopaków, czyli tylko pięć osób na dwanaście. Mniej niż połowa.

- Na koniec cała reszta - powiedziała nieco ciszej Thalia

W tej reszcie oprócz mnie było pięć osób, ja byłam szósta. Zaczęliśmy strzelać. Zauważyłam, że strzały, które dostaliśmy od prowadzących nie były idealne, była albo krzywe, albo miały urwane lotki. Dlatego tak niewiele osób trafiało. Trzeba umieć strzelać w każdych warunkach. 

Po wystrzeleniu tuzina strzał rozejrzałam się i zauważyłam, że tylko ja w ogóle trafiłam w tarczę. Reszta z mojej grupy nie trafiła ani razu w choćby najsłabiej punktowaną obręcz. Will tak jak dwa poprzednie razy chodził  wskazywał osobom gdzie mają iść.

- Zaczynamy drugi etap! Teraz waszym wrogiem będzie wiatr! - krzyknął Alex

Jak to wiatr? przecież tutaj nawet nie wieje - pomyślałam

- Hej wszystkim! - przywitał się Jason* lądując obok czwórki półbogów.

Aha... Czyli taki wiatr - uśmiechnęłam się w duchu, lubię Jasona

- W drugim etapie ma zostać sześć tarcz, resztę zabrać - powiedziała Zoe. Zabrano jedną część tarcz, a drugą pozostawiono - A i macie sześć strzał, minimum połowa musi być trafiona w sam środek albo pierwszą obręcz - dopowiedziała

- Najpierw Łowczynie - powiedziała Thalia

Dziewczyny stanęły na linii i zaczęły strzelać. Grace przeszkadzał zwiewając strzały z ich kierunku lub też po prostu wiatr pchał strzały na ziemię, cztery łowczynie trafiły w tarczę, ale tylko jedna cztery razy, reszta mniej.

Will nawet nie musiał się fatygować, jedna dziewczyna poszła na lewo a reszta dołączyła do swoich znajomych po prawej stronie

- No to teraz dzieci Apolla i Layla - powiedziała Thalia

Podeszłam na linię i wzięłam głęboki oddech i zamknęłam oczy, wydawało mi się, jakby czas zwolnił. Wypuszczałam strzałę po strzale a kiedy skończyły się otworzyłam oczy. Trafiłam pięcioma strzałami, z czego trzema w sam środek. 

Rozejrzałam się, oprócz mnie dalej przeszedł jeden chłopak. Czyli zostaje już półfinał.

- Gratulacje - powiedziała wesoło Zoe

- Dzięki za pomoc Jason - uśmiechnęła się Thalia do brata

- To teraz półfinał! - zakrzyknął wesoło Alex - macie tylko trzy strzały i macie po pierwsze trafić wszystkimi w środek, a po drugie nie możecie patrzeć. Róbcie to na wyczucie, każdy będzie miał zawiązane oczy - powiedział - Zabierzcie trzy tarcze, zostają tylko trzy - dopowiedział po chwili

Jak dwa poprzednie razy podeszłam do linii i naciągnęłam cięciwę. Zasłonięto mi oczy i wystrzeliłam trzy strzały pod rząd. Zdjęłam opaskę. Spojrzałam na tarczę chłopaka, która znajdowała się po lewo ode mnie. Trafił jedną strzałą. Następnie popatrzyłam na drugą tarczę, znajdującą się po mojej prawej. Łowczyni trafiła dwoma strzałami a jedna chybiła dosłownie o centymetr. Na koniec popatrzyłam na swoją tarczę. Jedna strzała w środku, druga tuż obok, ale nadal na czerwonym polu a trzecia rozwaliła tą pierwszą rozdzielając ją na dwie części, trafiłam dwa razy w to samo miejsce.

- Nieźle - pokiwała Zoe z nieukrywaną dumą. W końcu to ona mnie uczyła, że tak powiem prywatnie, miałam z nią dodatkowe zajęcia, na których byłyśmy tylko my dwie

- No to w finale zmierzysz się z kimś z nas - powiedziała Thalia podchodząc do mnie

------------------

*W tym opowiadaniu Zoe nie jest martwa, w tym czasie znajduje się w obozie

*Jason żyje i nie jest z Piper

1869 słów :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top