8. schwanensee

Jeongin wchodząc do szkoły myślał głównie o tym, czy Jisungowi udało się przekonać kolegę do tego, aby nie publikował tekstu ośmieszającego Hwanga. To nie była jego sprawa, ale był tego bardzo ciekawy i jego przemyślenia automatycznie kierowały go w stronę Hwang Hyunjina oraz wczorajszego dnia. W szkolnej szatni nie spotkał nikogo znajomego, dlatego miał wielkie nadzieje, że w klasie czeka już na niego Jisung albo Felix i będzie mógł z nimi chwilę porozmawiać przed lekcją, przy okazji dowiadując się czegoś więcej na temat artykułu, który miał się ukazać w najbliższym czasie. Kiedy już miał iść w stronę wyjścia, do szatni wpadł Hyunjin, czego młodszy nawet nie zanotował. Kilka osób zerknęło na niego z nieukrywanym zainteresowaniem, a blondyn rozglądnął się przelotnie po pomieszczeniu, po chwili zatrzymując wzrok na nieświadomym Jeonginie. Nastolatek chwycił za plecak i prawie wyminął Hyunjina, nie patrząc nawet na niego, lecz starszy chwycił go za ramię, wychodząc zaraz z nim. Jeongin spojrzał na Hyunjina z zaskoczeniem.

— No nie patrz się na mnie tak, jakbym zabił ci matkę — zaczął Hwang, uwalniając ramię młodszego ze swojego uchwytu. Przyjrzał mu się, jak gdyby chciał się upewnić czy zaczepił odpowiednią osobę i jego wyraz twarzy po krótkich oględzinach skamieniał. — Gdzie jest twój kolega, który miał się zająć przydupasem Choia?

— Nie wiem — odpowiedział szczerze, zupełnie onieśmielony obecnością Hwanga. Po krótkiej chwili, skanowania wyglądu twarzy Hyunjina, odwrócił się, kierując się w stronę sali, w której miał mieć lekcje. — Może będzie w klasie.

— Jeśli nie będzie to będziesz miał problemy — odparł Hwang aroganckim tonem, który dla Jeongina wydawał się brzmieć zbyt opryskliwie w stosunku do całej sytuacji.

Właśnie tak prezentował się Hwang Hyunjin — według opinii uczniów robił co chciał i kiedy chciał, korzystając przy tym ze swojej wyróżniającej się na tle innych urody, której był absolutnie świadomy. Jego własne piękno zaczęło go pogrążać w czymś, czego tak naprawdę wcale nie chciał. Nigdy nie chciał pić alkoholu nad umiar, uzależnić się od papierosów i korzystać z udogodnień życia na potęgę, zatracając się przy tym całym sobą. On sam zapomniał już kiedy stracił kontrolę nad tym jakie decyzje podejmuje i jakie skutki go przez to czekają — żył z dnia na dzień, co wcześniej nigdy nie było jego trybem życia, a teraz stało się rutyną i nieprzyjemnym nawykiem, którego nie potrafił się oduczyć. Czasem jednak stwierdzał, że dzięki takiemu życiu ma o wiele łatwiej, więc nie powinien na siłę szukać w tym problemów, skoro ich nie ma. Jeongin z mieszanymi uczuciami szedł przez korytarze, starając się zignorować nerwowe uczucie spowodowane fałszywymi myślami opinii publicznej o Hyunjinie, wbijającym wzrok w jego plecy. Kiedy złapał za klamkę, ciało Jeongina na chwilę się rozluźniło, aby zaraz potem spiąć się ponownie, gdy do jego uszu dotarło głośne odchrząknięcie zza jego pleców.

— Dzień dobry, klusko — powiedział Yeosang, nie patrząc nawet na młodszego chłopaka; jego przeszywający wzrok utkwiony był w Hyunjinie. — Od kiedy się z nim zadajesz?

— Pff... — parsknął Hyunjin, zanim Jeongin zdążył jakkolwiek zareagować. Młodszy spojrzał na niego przez ramię. — Wiesz, że nie zadaję się z młodszymi od siebie gówniarzami.

Słysząc słowa, które padły z ust Hwanga, Yeosang natychmiastowo poczerwieniał nienaturalnie na twarzy i bez chwili namysłu chwycił za koszulę blondyna, ściskając ją z całej siły w jednej ręce. Nigdy nie mógł znieść tego, jak Hyunjin potrafił być bezczelny i pomimo tego, że czasem zwykł do nazywania go swoim przyjacielem lub bliskim kolegą, ani trochę nie pochwalał jego zachowania.

— Tak się składa, że ten gówniarz, ratował twoje dupsko przed wywaleniem z tego burdelu na zbity pysk i wręcz niósł cię na rękach do domu, dlatego okaż trochę szacunku, niewyżyta pało — wysyczał złośliwie Yeosang, patrząc się wściekle w oczy niewiele starszego od siebie nastolatka.

Hyunjin zakłopotał się. Zerknął po kolei na zmieszanego Jeongina, a zaraz potem na Yeosanga, który resztkami sił powstrzymywał swój finałowy wybuch złości, przez który Hyunjin znowu miałby problemy. Nie widząc lepszego wyjścia z całej tej sytuacji, Hyunjin wyrwał się z uścisku Kanga z cichym "puść mnie!" i zniknął za drzwiami, w której Jeongin miał mieć zajęcia. Yang położył dłoń na ramieniu przyjaciela i odruchowo go przytulił.

— Innie... — mruknął po chwili Yeosang, przytrzymując go bliżej siebie na o wiele dłuższą chwilę niż Jeongin chciał. — Wpadniesz dziś do mnie na zajęcia z aktorstwa?

— Pewnie — Jeongin uśmiechnął się i gdy już chciał się zapytać po co ma tam przyjść, dzwonek na lekcję zadzwonił, piszcząc nieco w jego uszach.

— To widzimy się później — powiedział nagle z radością w głosie Yeosang, cmokając szybko jego czubek głowy, a po chwili po Yeosangu nie było ani śladu.


· · ⛤ · ·


— Cieszę się, że przyszedłeś! — klasnął w dłonie Kang Yeosang, widząc jak przez drzwi do obszernej sali aktorstwa wchodzi Jeongin. Drugoklasista rozglądnął się wokół, uważnie przyglądając się pomieszczeniu, w którym nigdy do tej pory go nie było.

— Nie ma za co — odparł, badając wzrokiem uczniów zebranych w grupy i rozmawiających ze sobą, a spośród wszystkich kojarzył tylko jedną osobę; trzeba było przyznać, że Choi San faktycznie się wyróżniał na tle innych, przy nim zwykłych, uczniów.

Sala była mniej więcej w połowie zapełniona. Czasem tymi uczniami, których Jeongin mniej więcej już kojarzył, jak i tymi których dopiero co zobaczył pierwszy raz. Miejsce to samo w sobie wyglądało pięknie i bardzo klimatycznie, nadając dziwnej aury, której Jeongin jeszcze nigdy w życiu wcześniej nie odczuł. Scena z samego przodu ozdobiona była czarnymi płótnami, zwisającymi z sufitu, pełniąc zapewne rolę kurtyny. Materiały spięte były po bokach wstążkami o głębokiej, kruczej czerni, zlewającej się z tkaniną. W obszernej sali od aktorstwa nie mogło zabraknąć małej biblioteczki, kilku czaszek inspirowanych tą należącą do martwego Yoricka ze słynnej sceny Hamleta, które dodatkowo budowały dramatyczny nastrój, bądź też szklanych gablot z różnymi plikami kartek. Całość dopełniał utwór z Jeziora Łabędziego pewnego rosyjskiego kompozytora, którego notabene Jeongin nawet nie znał, cicho grający w tle z głośników zawieszonych u sufitu. Yang podejrzewał, że w szklanych szafach znajdowały się różne scenariusze do występów, ale stał zbyt daleko, aby móc się im dokładnie przyjrzeć, pomimo szczerego zainteresowania. Ze względu na klimat młody od razu pożałował, że się tu nie zapisał — unoszący się w powietrzu zapach papieru, książek i drewna to było coś wspaniałego dla zmysłów, atakowanych tu z każdej możliwej strony. W gruncie rzeczy dobrze wiedział, że nie nadaje się do tego miejsca przez swoje marne umiejętności aktorskie, ale mógłby tu przychodzić co tydzień, żeby tylko pobyć w takim miejscu jak to. W przeciwieństwie do Jeongina, Yeosang tu pasował idealnie, co potwierdziło tylko jego teorię, że on jest na tyle elastyczny, aby wpasować się wszędzie. Jeongin rozglądnął się po otoczeniu jeszcze raz, z uśmiechem obserwując uczniów, którzy zdawali się konspirować nawzajem przeciwko sobie w zbitych grupkach.

— Podoba ci się tu? — zapytał retorycznie Yeosang, przyglądając się tańczącymi iskierkami w oczach młodszego. Dobrze wiedział, że Jeongin całym sobą podziwia tajemniczą atmosferę zamkniętą w jednym pomieszczeniu. — Chodź, zaraz się zaczną zajęcia.

Yeosang zaśmiał się serdecznie i objął ramiona chłopaka. Poprowadził go trochę dalej od tłumu, w stronę sceny i gdy tylko układał w głowie pytanie do Jeongina, czy chciałby zobaczyć wszystko zza kulis, oboje usłyszeli donośny głos kogoś, kogo nie powinno tu nawet być.

— Yeosang! — niemalże każdy spojrzał na Bang Chana, który z rozwianymi lokami na wszystkie strony, rozglądał się nerwowo po sali, szukając wzrokiem wspomnianego chłopaka. Kang stanął w miejscu zatrzymując przy tym Jeongina.

— Tak? — spytał po chwili, a uczniowie z ciekawością obserwowali Bang Chana mierzącego wzrokiem Yeosanga przez całą długość sali. Cisza, która zapadła była przerwana jedynie muzyką Czajkowskiego i dyskretnymi szeptami między nastolatkami, pobudzonych przez nagłe wtargnięcie. Nikt z nich nie był w stanie przeszkodzić Bangowi, nie tylko ze względu na zainteresowanie, ale również przez miligramową ilość szacunku wobec przewodniczącego, któremu zawdzięczali między innymi szafki szkolne.

— Yang, dobrze, że jesteś. Musicie... coś zrobić — odpowiedział zagadkowo i machnął przywołująco ręką. — Ruszajcie się, nie ma czasu, a chcę załatwić to w bardziej prywatnym miejscu.

Zaraz po tych słowach Chan zawrócił i odszedł w przekonaniu, że oboje podążają za nim. Dwójka nastolatków pobiegła za Chanem, wymieniając się pytającymi spojrzeniami, odprowadzeni do wyjścia przez masę ciekawskich spojrzeń, pragnących dowiedzieć się więcej. Jeongin trochę wystraszony tym, że uwaga uczniów skupiła się po części również na nim, spuścił głowę na ziemię, aby uniknąć kontaktu wzrokowego z nieznajomymi tęczówkami. Jednak zanim to zrobił zauważył dość chytry, a szczególnie zadowolony uśmiech Choi Sana. Nie mając czasu by nad tym myśleć, pobiegł za Yeosangiem, który zdążył już dogonić Banga.

— O co chodzi do cholery? — zapytał rozkojarzony Yeosang, próbując się porozumieć w jakiś sposób z Chanem.

— Stary się dowiedział o Hwangu i chuj z tym, że artykułu faktycznie nie było w gazetce. Ktoś mu podkablował i możecie się łatwo domyśleć kto — powiedział starszy, zupełnie jakby myślami był gdzie indziej niż na szkolnym korytarzu. Z boku wyglądał na przejętego sprawą, która po części go dotyczyła, jako przedstawiciela uczniów. — Lepiej wymyślcie jakąś historię, jeśli zależy wam na tym dupku.

— Ktoś podkablował? — mruknął niezadowolony Yeosang sam do siebie. I kiedy on myślał, kto spośród wszystkich mógłby to zrobić, Jeongin pomyślał o jedynej osobie, której uśmiech miał przed oczami — Choi San.

Cała trójka pojawiła się w gabinecie dyrektora. Nie któregoś z tych "pobocznych" bądź "mniej ważnych" dyrektorów, lecz tego dyrektora, który zjawiał się w szkole dwa razy do roku, a zobaczenie go na szkolnym korytarzu graniczyło z cudem. I właśnie tego dyrektora, który był potocznie nazywany Starym. Jeongin siedział centralnie przed nim — przed w połowie łysym mężczyzną w rozpiętej, czarnej marynarce. Część jego głowy ozdobiona była siwymi już włosami zaczesanymi do tyłu, gdzieniegnie odkrywając łysą skórę na czaszce, a surowy wyraz twarzy jasno dawał do zrozumienia, że mężczyzna ma za sobą lata praktyki i doświadczenia w stanowisku, które pełnił. Wokół niego stał wianuszek kilku innych nauczycieli, którzy wyglądali odrobinę przyjemniej niż on w opinii Jeongina. Yang zerknął zestresowany na Yeosanga po jego lewej, który wbijał natarczywie swój wzrok we własne kolana, a zaraz potem na Hyunjina po prawej, spod byka patrzącego się na starszych od niego. Czuł jak jego serce pragnie wydostać się z klatki piersiowej, błaga o wolność, żeby tylko mieć już święty spokój. Przez swoją niefortunną pozycje miał wrażenie, jakby wszyscy siedzieli tu przez niego, jakby to on był tym, który zawinił. Po głuchej ciszy zagrzmiał głos dyrektora.

— Dziękuję ci, Bang — powiedział trochę głośniej niż zamierzał, patrząc spod krzaczastych brwi na przewodniczącego. Ten tylko kiwnął głową w jego stronę i przelotnie spojrzał na plecy swoich znajomych, do których następnie zwrócił się dyrektor. — Dobrze wiecie po co tu jesteście. Czy któryś z was mógłby opowiedzieć mi co się wydarzyło podczas zajęć tańca w zeszłym tygodniu? To prawda, że Hwang Hyunjin był pod wpływem alkoholu?

Po jego słowach ponownie nastała cisza — Yeosang sprawiał wrażenie nieobecnego, zupełnie jak Jisung, kiedy zaczyna myśleć o swoim świecie, a Jeongin czuł się jakby był tam zupełnie sam na sam z ósemką dyrektorów. Kilka chwil, które trwały dla niego jak minuty, sprawiły, że nie wytrzymał. Milczenie w tej sytuacji spowodowało u niego największą presję.

— On nie był pijany, panie dyrektorze — powiedział, patrząc najszczerzej jak tylko potrafił w oczy starszego mężczyzny. — Byłem przy nim od samego początku do końca i nie czułem od niego alkoholu. Gdy Yeosang pomógł mi go zanieść do domu, czułem jak jego czoło paliło.

Wszyscy spojrzeli po sobie, nie licząc trójki uczniów na krzesełkach. Kang chciał spojrzeć na przyjaciela, żeby chociaż mieć małą pewność, że wie co robi, a prawda była taka, że Jeongin nawet nie wiedział co wyprawia, kłamiąc niezłamanym głosem. Hyunjin nigdy w życiu nie czuł takiej ulgi i wdzięczności wobec żadnego ucznia tej szkoły jak wobec Jeongina tego dnia. To było dla niego jak zbawienie. I dopiero, gdy Yeosang potwierdził wersję Yanga, dorzucając przy tym kilka zmyślnych szczegółów dotyczących stanu zdrowia Hyunjina w tamtym dniu, mogli odejść w spokoju. Hyunjin po raz pierwszy od dawna poczuł chęć przytulenia kogoś, a tym kimś miał być Jeongin. Ale jedyny gest jaki zrobił w jego stronę to serdeczny uścisk dłoni i maślane oczy dziecka, patrzące na niego z niewyobrażalną oraz szczerą wdzięcznością. A dla młodszego od razu stał się to najpiękniejszy widok na świecie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top