1. double take

Jego poranek był znacznie inny niż te, które przeżył do tej pory. Owszem, już kiedyś zdarzało mu się, że stresował się przed sprawdzianami lub pierwszymi dniami szkoły, ale ten dzień był wyjątkowy. Dlaczego? Nie licząc tego, że faktycznie był to pierwszy dzień szkoły, to dochodziło do tego słowo nowej. Pierwszy dzień w nowej szkole. To jedno słowo zmieniło cały kontekst, nieprawdaż? Wracając do naszego głównego bohatera, który w tym czasie zdążył zwlec się z łóżka i wybitnie leniwym ruchem chwycić za mundurek szkolny i przyjrzeć mu się dokładnie, upewniając przy tym, że wczoraj po południu wyprasował równo oba rękawy. Chłopiec od razu zamknął się w łazience. Doprowadził swoją twarz do porządku — jego nieżyjący ojciec zawsze mówił, że z samego rana wygląda jak pączek. Najlepiej taki donat z różowym lukrem i tęczową posypką. Na twarzy zakwitł niepewny uśmiech, dość nostalgiczny, gdy spojrzał na swoją twarz i przyznał w myślach, że dziś będzie pączkiem z cukrem pudrem. Po jakimś czasie wyszedł z pomieszczenia, przeczesując czarne włosy, układające się w delikatne loczki i wpadające do jego podobnie ciemnych oczu. Sprawnie zbiegł po schodach na dół, od razu udając się w stronę kuchni, w której czekało na niego śniadanie przygotowane przez jego mamę. Kobieta wyjeżdżała z pracy zanim on zdążył się obudzić. Ale na szczęście nie było tak codziennie. Spędzali razem dużo czasu, a cała uwaga rodzicielki była skierowana w stronę jedynego syna. I ewentualnie ich kota. Yunsung był uzupełnieniem w ich domku na przedmieściach Seulu. Gdy zabrakło ojca, babcia chłopca zaproponowała im jednego z małych kociaków, z którym jej sąsiadka nie miała co robić. I teraz możecie stwierdzić, że co może zrobić kot jak to tylko zwierzak? Nie zastąpi on taty ani męża. Ale ruch babci był dość sprawny i przemyślany. Uwaga ich obu skierowała się na małego Yunsunga, którego od razu pokochali i zaczęli się nim opiekować. O ojcu nie zapomnieli i wieczorami często siadali na kanapie w salonie, przeglądając stare zdjęcia rodzinne. Kot wtedy zawsze przy nich był.

Chłopak, mijając go, zerknął i wziął go na ręce, odrywając wzrok zwierzaka z ich ogrodu. Nasypał mu karmy do miski i postawił go przy niej, siadając przy stole. Wyciągnął telefon, od razu wchodząc w media społecznościowe, które urozmaiciły jego poranek dzienną porcją wiadomości, ciekawostek czy memów. Dopiero po kilkunastu minutach oderwał się od krzesła i ruszył przygotować się do końca do szkoły. Zaczął cicho wyliczać co zrobił, a czego nie, upewniając się przy tym, że jest gotowy i nie ma się czym stresować. Wyszedł z domu, poprawiając plecak na ramionach oraz zamykając drzwi. Był tak samo przerażony co zainteresowany tym co go czeka i przez całą drogę nie był w stanie się skupić na niczym innym. Jakie pierwsze wrażenie zrobić? Na pewno nie takie, jakie zrobił w przedszkolu. Odezwać się do kogoś czy może nie? Na początek lepiej milczeć. Później jak zostaniesz klasowym outsiderem to już będzie twój problem, w końcu mogłeś się odezwać, gdy miałeś szansę. Próg szkoły minął równo dwie minuty przed dzwonkiem. Stres coraz bardziej narastał, a on czuł, że zwróci śniadanie szybciej niż myślał. W szatni zmienił obuwie i gapiąc się na kartkę z planem lekcji, ruszył w stronę odpowiedniej klasy. Nie miał większych problemów ze znalezieniem jej — już w wakacje skorzystał z opcji zwiedzania budynku, który swoją drogą był większy niż się spodziewał. Gdy wszedł do klasy od biologii, zadzwonił bolący każdego ucznia dźwięk. Spod grzywki omiótł spojrzeniem uczniów siedzących na ławkach i rozmawiających z sobą. Minął grupkę dziewczyn, śmiejących się z czegoś. Ich śmiech nie był sztuczny. Był szczery i przyjacielski. Usiadł w rogu sali, pod oknem, na samym końcu, mając nadzieję, że nikogo nie podsiadł. Mało osób zwróciło na niego uwagę, a jeśli już to posyłali mu ciepłe uśmiechy, bądź ciekawskie spojrzenia. Po chwili do sali weszła nauczycielka i tak zaczęła się pierwsza lekcja w nowym otoczeniu, które było mu zupełnie nieznane. Tak o to Yang Jeongin właśnie zaczął życie w nowym środowisku. Mijały pierwsze minuty biologii, które wcale nie były tak ekscytujące. Klasa sama w sobie nie różniła się od tych innych, w których wcześniej był. Uczniowie rozmawiający szeptem między sobą, rzucający karteczkami lub przedmiotami przez pół sali albo tacy którzy wyłożyli się na ławce, próbując jeszcze trochę się zdrzemnąć. Pośród nich oczywiście znalazły się te wyjątki, które skrobały zawzięcie w zeszycie notatki albo rysunki. Jednak cała uwaga klasy się zjednoczyła w jednym przełomowym momencie. Szepczący oderwali się od siebie, rzucający opuścili dłonie, śpiący podnieśli głowy, a notujący wraz z rysującymi spojrzeli wyrwani ze swojego świata, w stronę hałasu, które wykonały otwierające się drzwi.

— Przepraszam za spóźnienie, pani profesor! — westchnął chłopak wpadający do pomieszczenia, próbując przywrócić normalny oddech.

Każdy teraz na niego patrzył, ale ani wrogo ani z uśmiechem. Neutralnie. Potraktowali to jako przerwę w gadaniu nauczycielki, którego i tak nie lubili i wrócili do tego czym się zajmowali. Jeongin spojrzał na chłopaka i zmarszczył brwi. Wyglądał znajomo. Blond włosy, na pewno farbowane, drobne usta, tak samo jak nos, puszyste policzki i ciemne jak noc oczy. Ta wiewiórcza twarz. Przez ten czas, gdy chłopak zdążył posłuchać kazania nauczycielki, a nawet usiąść w ławce, Jeongin dalej się zastanawiał. Han Jisung, pomyślał w końcu Jeongin, wlepiając wzrok w jego plecy zza swoich ciemnych loków. Znali się w pierwszych trzech klasach szkoły podstawowej, to było bardzo dawno temu, a jednak Yang o tym nie zapomniał i do dziś widział twarz chłopaka podczas przedstawienia na Dzień Matki. To było jedno ze wspomnień, które zapamiętał. Do końca lekcji siedział, co jakiś czas skupiając się na tym co robi i jak się zachowuje. Głównie pisał coś w zeszycie, czasem odzywając się pół szeptem do rudowłosego kolegi z ławki. Był ciekawy czy może go jeszcze pamięta. Równo z dzwonkiem uczniowie podnieśli się i zaczęli chować zeszyty do swoich plecaków. Jeongin poszedł w ich ślady. Nieświadomie spojrzał w stronę Jisunga i wtedy zamarł na chwilę. Jisung na niego spojrzał, centralnie w jego oczy. Trwało to dwie, może trzy sekundy, ale jednak. Rudy go trącił w ramię i Jisung wrócił do pakowania, nie zwracając już na Yanga uwagi. Rozpoznał go? A może po prostu mu się zdawało? To bardzo możliwe. Jeongin zamknął swój plecak i ruszył na końcu za tłumem uczniów do następnej sali. Przez całą drogę rozmyślał o Jisungu. Nawet, gdy oparł się o parapet przed salą chemiczną, blondyn siedział w jego głowie. Rozglądnął się po korytarzu, który przepełniony był młodzieżą w jego wieku, bądź starszymi nastolatkami. Zatrzymał na chwilę wzrok na chłopaku, który wydawał się być kolegą Jisunga. Niemalże od razu podniósł głowę, patrząc w oczy Jeongina, a ten przestraszył się aury, która pojawiła się między nimi w przeciągu sekundy. W jego spojrzeniu było coś tajemniczego i po raz pierwszy ogarnęła go taka panika. Był osobliwy, a może i nawet trochę introwertyczny z samego wyglądu. Nie to przestraszyło chłopca. Jego reakcja była za szybka, aż nienaturalnie i kiedy Yang już zatapiał się w myślach, a na jego ciele pojawiła się pierwsza gęsia skórka, zadzwonił dzwonek, metaforycznie kopiąc go w tyłek, by powrócił do rzeczywistości. Jeongin wziął głęboki oddech i poprawił plecak na ramieniu. Poczekał aż każdy wejdzie i sam wszedł ostatni, zamykając drzwi za sobą. Rozglądnął się po pomieszczeniu, szukając wolnego miejsca, dopóki nauczyciela jeszcze nie było. Już miał ruszać na koniec sali, gdy usłyszał krzyk.

— Yang Jeongin! Chodź tutaj! — odwrócił głowę w stronę głosu i zamrugał kilkakrotnie. Z szerokim uśmiechem, machał do niego Han Jisung, ciesząc się jak dziecko na jego widok.

Przez chwilę myślał, że to jest jakiś głupi sen i czym prędzej ruszył w stronę Jisunga, który siedział razem z tajemniczym, rudym chłopakiem. Czuł na sobie wzrok każdego z klasy, a jedynym rozwiązaniem było schowanie się, jednak nie było teraz takiej opcji. Usiadł ławkę przed chłopcami, patrząc na Hana Jisunga.

— Pamiętasz mnie? — zapytał z szerokim uśmiechem Jisung, wychylając się w jego stronę,  naruszając jego przestrzeń prywatną. — Jestem Ha...

— Han Jisung — powiedział szybko Jeongin, dalej zdezorientowany całą tą sytuacją. Blondyn pisnął cicho i uśmiechnął się szeroko, co subtelniej udzieliło się Yangowi.

— Lix, on mnie pamięta! — szepnął zadowolony, potrząsając ramieniem chłopaka obok. Spojrzał z powrotem na Yanga i gwałtownie chwycił jego dłonie. — Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę! Myślałem, że mnie nie rozpoznasz, a tu się okazuje, że wcale tak nie było!

Jeongin wciąż nie wiedział jak ma się zachowywać. Co chwilę zerkał w stronę chłopaka, którego Jisung nazwał Lix i zastanawiał się, czy pozwolić blondynowi gadać bez opamiętania czy może przyciągnąć go na ziemię? Przecież oni się nawet nie przyjaźnili. Jeongin znał Jisunga tylko z widzenia i krótkich wymian zdań podczas prac grupowych. Żadnej przyjaźni nie było, więc dlaczego Han zachowywał się jakby Yang był jego starym przyjacielem?

— Dalej wyglądasz jak pączek... — szepnął nagle rozmarzony Jisung, który chyba odleciał już dawno do swojej krainy marzeń.

— A ty jak wiewiórka — zwrócił mu uwagę, skanując jego twarz, która aż tak bardzo od pamiętnych czasów podstawówki się nie zmieniła.

— Wracając do tematu głównego, do którego przez ten cały czas zmierzałem... — powiedział Jisung, od razu się prostując i opierając złączone palce na szkolnej ławce, zupełnie jakby był poważnym człowiekiem biznesu. — Pewnie tu nikogo nie znasz, mam rację?

— Tak się składa, że jesteś jedyną osobą, którą... — zaczął Yang, ale chłopak nie czekając na koniec jego wypowiedzi, przerwał mu.

— Dlatego masz mnie, Jeongin — uśmiechnął się szeroko i uścisnął jego dłoń, machając nią żywiołowo na górę i dół. — Skoro mnie już znasz, to teraz przedstawię ci mojego najlepszego przyjaciela na świecie. Lixiu? — odwrócił głowę w stronę kolegi obok, po czym chwycił jego rękę, łącząc ją z dłonią Jeongina. — Lee Felix, Yang Jeongin. Yang Jeongin, Lee Felix.

— Miło mi cię poznać — powiedział najmłodszy, patrząc na rudego chłopaka, nie odzywającego się ani słowem jak do tej pory.

— Lix, odezwij się — mruknął Jisung, dalej machając ich złączonymi dłońmi.

— Hej, Jeongin — powiedział Felix, zdecydowanie najniższym głosem jaki Yang kiedykolwiek słyszał.

Han zadowolony zaklaskał cicho w dłonie i się wesoło zaśmiał. Biła od niego radość taka, jakiej Yang się nie spodziewał, ale mimo wszystko, podobała mu się. Pod jego nieuwagę, Lee zabrał swoją dłoń, chowając do kieszeni bluzy i uśmiechnął się pobłażliwie do Jeongina, na reakcję Jisunga. Czarnowłosy zaśmiał się, co udzieliło się również Felixowi i tak oboje, cicho chichotali przez pozytywną energię Hana, która im się udzieliła, dopóki do sali nie wszedł nauczyciel chemii i nie ogłosił rozpoczęcia lekcji.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top