Rozdział XI

Spojrzałem na budzik beznamiętnie i uderzyłem pięścią w wyłącznik. Nie wiem po co go ustawiłem skoro i tak nie przymknąłem oczu nawet na minutę. Zbyt wiele miałem na głowie i tym razem naprawdę nie miałem pojęcia zrobić. Ile bym dał, by wróciły do mnie problemy typu kłótnia z [T.I.], albo nuda w pracy.

Przesunąłem dłońmi po twarzy i westchnąłem głośno. Co ja miałem zrobić z tym dzieciakiem? Co ja sobie myślałem, wstępnie się zgadzając? Sam już nie wiedziałem, czy to była dobra decyzja, czy może jednak powinienem zadzwonić do Midorimy i powiedzieć, że stchórzyłem. Zawiódłbym co prawda przyjaciół i tego malca, ale co ja mogę?

Nie znam się na dzieciach, sam niedawno dopiero dojrzałem na tyle, by mieć dziewczynę, gdzie mi tam zajmować się dzieckiem. Rozumiałem to, że się do mnie przywiązał, ba sam go polubiłem, ale czy to wystarczy? Nie mam zapewnionych warunków, moja jedyna wiedza to to, co opowiadał mi Tetsu przy kawie czasami, a na dodatek mam pracę, przez którą mało czasu spędzam w domu i jestem pod telefonem cały czas.

Prychnąłem na swoje głupie myśli i zwlekłem swoją dupę z łóżka. Jeszcze nic nie postanowiłem, ale przydałoby się ogarnąć i zrobić jakieś rozeznanie. Jak ja niecierpie załatwiać takich rzeczy...

~*~

Stanąłem niepewnie pod drzwiami o numerze dwa i podrapałem się po policzku. Mam tak po prostu wejść? Przymierzałem się właśnie do zapukania, gdy drzwi nagle same się otworzyły, a ze środka wyłoniła się niebieska czupryna mojego kumpla z liceum.

-Kagami-kun? A co ty tu robisz? - nauczyciel przechylił głowę na bok i spojrzał na mnie jak na idiotę. - Potrzebujesz czegoś ode mnie? Na razie jestem zajęty, ale po pracy możemy-

- Tetsu! - przerwałem mu i zaraz tego pożałowałem - Ja po prostu potrzebuje pomocy i to nie może czekać.

Mężczyzna zmrużył delikatnie oczy, ale zaraz przesunął się na bok i zaprosił mnie gestem do środka. Wziąłem głęboki wdech dla odwagi i niepewnie wszedłem do środka. Zaraz w moją stronę spojrzało kilkanaście par ciekawskich oczu, by po chwili podejść, przyjrzeć mi się bliżej. Nie powiem, poczułem się nieswojo, ale delikatnie im pomachałem i zwróciłem głowę w kierunku przyjaciela w poszukiwaniu pomocy.

- Dzieciaki zarządzam wam małą przerwę. Jak widzicie mam nowego podopiecznego, którym muszę się zająć - powiedział poważnie, a banda małych osób zaśmiała się i rozbiegła w różnych kierunkach. - No więc co jest tak ważne, bym musiał przerywać zajęcia?

Niebieskowłosy usiadł przy biurku i wziął kubek pełen kawy do rąk, wciąż bacznie mi się przyglądając. Jego spojrzenie było tak czujne, że miałem przeczucie, że sam się czegoś domyśla, a przecież to niemożliwe. Podrapałem się po karku i nie mając wyboru, usiadłem na tycim krzesełku dla dzieci. Jakbym i tak nie czuł się źle.

- Kagami-kun nie mam dla ciebie całego dnia... widzę, że coś się dzieje, bo nie wyglądasz najlepiej, ale jak mi nie powiesz, to sam się nie domyślę - na pozór spokojnie wziął łyk gorzkiego napoju i ponownie przechylił głowę. - Czyżbyś miał zamiar oświadczyć się tej dziewczynie z mieszkania? Znacie się na tyle długo i nigdy nawet mi o tym nie wspomniałeś? - na jego słowa opadła mi szczęka i byłem na tyle zaskoczony, że nie potrafiłem zaprzeczyć. - No wiesz Kagami-kun, myślałem że się przyjaźnimy... Dobrze żarty na bok, jaki jest prawdziwy powód? - spojrzałem na niego zaskoczony, jednak ten tylko spojrzał na mnie z politowaniem.

- Czemu od razu założyłeś, że to nieprawda - burknąłem i zacząłem bawić się palcami.

- Może dlatego, że jesteś trochę głupi i wypytałem już o wszystko Aomine-kun. Nie ważne mów, o co chodzi.

- Chodzi o to, że... - przerwałem i spojrzałem na swoje dłonie. Jak ja mam to powiedzieć? - W ostatnim wypadku, przy którym pomagałem, uratowaliśmy takiego jednego chłopca. Cała jego rodzina nie przeżyła kolizji i cóż... Wszyscy postanowili, że ja mam się tym dzieckiem zająć, ponieważ mnie trochę zna i tylko mnie się nie boi.

- Że co słucham? Chyba się przesłyszałem, dlaczego masz się zająć jakimś obcym dzieckiem? Są od tego specjalne służby i-

- W tym rzecz Tetsu - westchnąłem - Nigdzie nie ma dla niego miejsca, a nawet jeśli to rodziny zastępcze obawiają się go przyjąć z powodu traumy i tego że jest trochę chorowity.

Mężczyzna odstawił kubek na biurko i przyłożył pięść do ust. Wiedziałem, że się nad tym zastanawia i nie powinienem mu przeszkadzać, ale dzieci wróciły i znów zaczęły się na mnie gapić.

- Tetsu...

- Zaczekaj chwilę Kagami-kun, zadzwonię do rodziców dzieciaków, by je zabrali i spróbuje ci pomóc. Powiem, że to nagły przypadek.

~*~

Próbowałem właśnie zapamiętać kolejną radę od Tetsu, gdy do naszego stolika dosiadł się Aomine. Nie patrząc na nas, otrzepał włosy z wody wprost na nas i rozwalił się na krześle.

- To nie było miłe Aomine-kun...

- Ta wiem, wiem. Nie moja wina, że pada prawda? - policjant spojrzał na nas znudzony, jednak zaraz zmienił wyraz twarzy na zmartwiony. - Dobra nie ma co się oszukiwać, to nie jest zwykłe spotkanko przy herbatce. Postanowiłeś już coś Taiga? [T.I.] mnie dzisiaj o ciebie pytała.

- Jestem w trakcie podejmowania decyzji, przeszkadzasz nam - wydąłem dolną wargę, ale w głębi duszy, tak bardzo głęboko cieszyłem się, że jest tutaj. Naprawdę potrzebuje pomocy. - A tak w ogóle to po co przylazłeś?

- Bez żartów Taiga, może i mnie wkurzasz, od kiedy cię tylko poznałem, ale jesteśmy przyjaciółmi nie? Nie zostawię cię w tym gównie samego - granatowowłosy westchnął i wyjął telefon na stół. - Ty jak widzę, zająłeś się zbieraniem informacji, ja natomiast pomyślałem trochę inaczej. Zaprosiłem kogoś, kto może ci pomóc, mimo że irytuje mnie prawie tak samo, jak ty. Doceń to.

Obserwowałem go z po wątpieniem i dalej robiłem notatki. Kogo on zaprosił, że miał minę, jakby miał zaraz umrzeć? Prychnąłem tylko na to pod nosem i skupiłem się na słowach Kuroko. Nie zauważyłem przez to, kto wszedł do środka i że kieruje się w naszą stronę. Powiadomiły mnie o tym dopiero piski jakichś małolat.

- To Kise Ryouta!

Kiedy tylko doszedł do mnie ten krzyk, to spojrzałem na Ao z niedowierzaniem. Poprosił jego o pomoc?! Zamorduje go!

- Kuroko-cchi, Aomine-cchi i Kagami-cchi - blondyn przywitał się i usiadł na ostatnim wolnym miejscu, ignorując wołania fanek. - Co to za sprawa Aomine-cchi, że ściągasz mnie z drugiego krańca kraju?

Przyglądałem się modelowi niepewnie, nie mogąc uwierzyć, że aż tak się zmienił. Co prawda wciąż dodaje te swoje głupie cchi do nazwisk, ale bije od niego zupełnie inna aura. Nie reagował na te swoje fanki, patrzył na nas ze spokojem i powagą i co najważniejsze. Nie rzucał się na szyje Kuroko jak zawsze.

- To delikatna sprawa i wysłuchaj do końca, zanim podejmiesz decyzję - Aomine ułożył dłonie na stoliku, jednak Kise tylko uniósł tylko jedną brew i tylko pokazał, by policjant mówił dalej. - Kagami wpakował się w niezłe bagno i wyszło, że ma się zająć dzieckiem. Widzisz, nasz kolega jest strażakiem i uratował tego malucha, a ten się do niego przywiązał. Na dodatek w naszym obszarze nie ma dla dzieciaka miejsca we wszystkich placówkach, a nikt z zewnątrz nie chce go przyjąć.

- No dobra, ale co to ma ze mną wspólnego? - blondyn spojrzał na każdego po kolei i przechylił głowę. - Ja się na dzieciach nie znam, od tego macie Tetsu.

- To już mamy obcykane jak widzisz, ale pozostałą jedna sprawa. Finansowa. Nasz przyjaciel nie ma warunków, by przyjąć małego do siebie. Oczywiście nie proszę cię o jakąś wille z basenem, co to, to nie... Jednak jakieś małe łóżko i tego typu duperelki, by mu się przydały. On ze swojej marnej pensji tego nie załatwi, a ja się do ślubu szykuje. Midorima co prawda obiecał załatwić ubrania i zabawki, no ale no - mężczyzna uśmiechnął się do blondasa i oparł się o oparcie zadowolony z siebie. - To co? Poratujesz w potrzebie?

Kise westchnął ciężko i oparł policzek na pięści, przy czym połowa dźwięków w pomieszczeniu została zagłuszona przez piski i dźwięki wydawane przez aparaty. Z jego twarzy nie dało się nic wyczytać i chociaż nigdy bym go sam nie poprosił, to miałem nadzieję, że się zgodzi. Nie ukrywam, że akurat z rzeczami dla malca byłoby ciężko. Miałem w planach nawet zgłosić się o pomoc do Akashiego, ale już z dwojga złego wolałem Kise. Zresztą chyba już bym wolał oddać młodemu moje własne łóżko. Przerwałem swoje przemyślenia, gdy usłyszałem, jak zmienia pozycje i znów wzdycha.

- To nie tak, że jakoś by mi ten ubytek pieniędzy zaszkodził... Jednak mam warunek - mężczyzna schował usta za złożonymi dłońmi i spojrzał na mnie poważnie. - Chce go poznać i zobaczyć, jak naprawdę wygląda twoja sytuacja w domu.

- Jasne, nie ma sprawy. Dziękuje, ale dlaczego chcesz go poznać?

- Z ciekawości - blondyn wzruszył ramionami i odpiął parę guzików koszuli. - Powiedzmy, że chcę sprawdzić, jak bardzo sprawa jest poważna. Może mógłbym ci inaczej pomóc i tak z dziewczyną postanowiliśmy zrobić sobie urlop i zostać w mieście, skoro mamy tu znajomych. Poza tym ktoś go musi nauczyć grać w kosza - model uśmiechnął się szeroko pierwszy raz, od kiedy przyszedł i usiadł bardziej wyluzowany.

- No chyba lakier do włosów do reszty wyżarł ci mózg blondyna! Jedynym, który będzie go uczył, będę ja!

Przyglądałem się ich kłótni, wciąż zszokowany tym, co się właśnie wydarzyło. Nie dość, że rozwiązałem większość problemów, to jeszcze znów poczułem się jak za dawnych czasów. Co prawda nie siedzimy w Maji Burgerze, ale znów gadamy o koszu i kłócimy się o głupoty.

- Cisza! To oczywiste, że to ja będę go uczyć! Pokonałem każdego z was frajerzy!

Kuroko schował swój uśmiech za kubkiem i pokręcił głową na głupotę swoich przyjaciół. Cieszył się, że znów mogą spędzić ze sobą czas. Naprawdę tęsknił za tą bandą idiotów. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top