Rozdział VI
Ze snu wyrwał mnie głośny dzwonek telefonu. Ledwo przytomny sięgnąłem ręką na stolik nocny i potrącając wszystko co się na nim znajdowało, złapałem komórkę. Zamknąłem oczy, gdy zbyt jasny ekran mnie oślepił. Nie patrząc, przesunąłem palcem po wyświetlaczu i odebrałem połączenie. Wiedziałem, że to musi być coś ważnego, ponieważ na wezwania do pracy miałem ustawiony inny dzwonek mogący mnie zwlec z łóżka, nawet kiedy jestem po ciężkim dniu.
Po usłyszeniu wezwania szybko wstałem i zacząłem się ubierać w biegu. Starałem się w miarę cicho przejść obok drzwi dziewczyny, ale gdy byłem już prawie na korytarzu, usłyszałem ciche szuranie kapci po podłodze. Przekląłem w duchu i odwróciłem się w stronę hałasu. [Imię] stanęła naprzeciwko mnie z roztrzepanymi włosami i w swojej niezawodnej piżamie. Przyglądałem się jej, gdy nakładałem kurtkę, a ta tylko pocierała pięścią oczy. Ocknęła się, dopiero kiedy złapałem za klucze od domu.
- Gdzie idziesz? Jest środek nocy - [Brunetka itp.] ziewnęła i oparła się o ścianę.
- Dostałem wezwanie, idź spać - złapałem za koc leżący na ławie, opatuliłem ją dokładnie i popchnąłem w kierunku pokoju.
- Ale przecież masz wolne... Ta akcja jest niebezpieczna? Będę się martwić jak mi nie powiesz.
- Jeśli dalej będę tutaj stać to może się stać niebezpieczna. Idź do siebie i nie czekaj na mnie - wyszedłem i obdarzając ją ostatnim spojrzeniem, zamknąłem drzwi.
Zbiegłem po schodach i wsiadłem do samochodu. Spojrzałem na okno naszego mieszkania i widząc palące się światło pokręciłem głową. Uparta dziewczyna.
~*~
Bębniłem palcami w okno i z zaciśniętą szczęką obserwowałem kolejne skutki wichury. Dopiero po wyjściu na dwór przekonałem się, co dzieje się na świecie. Wiatr wiał tak mocno, że gdy wychodziłem z auta, prawie wyrwało mi drzwi. Teraz już w wozie mogłem przyjżeć się do czego dzisiaj doprowadził żywioł. Wszędzie leżały gałęzie, a przez powalone drzewa już dwa razy musieliśmy się zatrzymywać. Przesuwaliśmy je tylko na pobocze, ponieważ jest miejsce, gdzie bardziej nas potrzebują, a czas nie działał na naszą korzyść.
Przekląłem, gdy zauważyłem na ziemi kolejne wielkie drzewo. Wysiadłem szybko z chłopakami i staraliśmy się je przesunąć. Niestety było za duże i za ciężkie. Kopnąłem w nie lekko i skoczyłem do wozu po piłę. Nie cackając się zacząłem przecinać drzewo tak, by dało się w jakiś sposób ominąć. Coraz bardziej wkurzony przyciskałem piłę do konaru. Kiedy chciałem to wszystko rzucić usłyszałem dźwięk, który był dla nas jak zbawienie.
Z małego gospodarstwa znajdującego się niedaleko jechał w naszym kierunku ciągnik. Westchnąłem z ulgą i poszedłem odstawić narzędzie na miejsce. Nasz kapitan poszedł porozmawiać z mężczyzną, a my owinęliśmy linami drzewo. Potem akcja poszła gładko i znów mogliśmy ruszyć w trasę.
~*~
Na miejscu sytuacja nie wyglądała za ciekawie. Powalone drzewo leżące na liniach wysokiego napięcia oraz drugie większe na samochodzie. Przejechałem dłonią po włosach i zacząłem się zastanawiać, jak mamy sobie poradzić skoro, elektryków jeszcze nie ma. Odetchnąłem głęboko i podszedłem do auta. Zapukałem w szybę i zaświeciłem latarką do środka. Zobaczyłem dziewczynkę, która uporczywie wskazywała na przód. Zamrugałem zaskoczony i pobiegłem do przełożonego.
- Szefie mamy problem.
- Tak, widzę. Pewnie elektrycy też mają problem z przejazdem.
- Nie chodzi o to. W samochodzie jest kobieta z dzieckiem i wydaje mi się... Nie jestem prawie pewien, że zaraz pojawi nam się drugie - powiedziałem niepewnie i skinąłem w stronę samochodu.
- Co? Cholera świadek nie wspominał nic o tym. Tak czy siak, nie możemy ruszyć auta, dopóki ktoś czegoś nie zrobi z liniami wysokiego napięcia.
- Nie mogą po prostu wyłączyć prądu? To by ułatwiło pracę.
- Takie procedury młody. Spróbuj nawiązać kontakt z tą kobietą i kontroluj samochód. Nie chcemy tu żadnego wybuchu czy pożaru.
Przełknąłem głośno i skierowałem się do auta. Zapukałem w szybę od strony kierowcy i czekałem na reakcje. Oczywiście jedyną reakcją był krzyk, czego się zresztą spodziewałem. Zwróciłem się jednak do dziewczynki i wskazałem na korbkę do otwierania okien. Ta niepewnie i z widocznym trudem otworzyła je na tyle, bym mógł swobodnie do nich mówić.
- Boli cię coś? Uderzyłaś się?
- Nie, ale mamę bardzo boli! Ma dzidziusia w brzuchu! - mała zaczęła się siłować z pasem, którym była przypięta, ale widocznie ten się zaciął.
- Spokojnie, nie ruszaj się. Czy widziałaś, by mama się uderzyła?
- N-nie wiem, jechałyśmy i był taki trzask! Drzewo na nas spadło, a kiedy mama zaczęła pytać, czy nic mi nie jest nagle krzyknęła i złapała się za brzuszek.
- Nie martw się, pomożemy tobie i twojej mamie - powiedziałem i zacząłem sprawdzać, czy auto wytrzyma do przyjazdu elektryków. Ja na razie paliwo się nie ulatniało, a i linie mu nie zagrażały. - Zaraz wrócę, pilnuj mamy dobrze?
Kiedy dziewczynka kiwała głową, ponownie skierowałem się do kapitana. Odetchnąłem z ulgą, gdy z daleka zauważyłem światła.
- Dobra chłopaki, panowie ogarną te linie, a my bierzemy się za drzewo i auto. Makoto, weź paru chłopaków i zajmijcie się tym ścierwem na liniach, a ty Kagami do auta. Reszta mu pomaga, do roboty panowie!
Wziąłem z wozu szczypce i pobiegłem do samochodu. Sytuacja nam się pogorszyła, w powietrzu zaczynało czuć paliwem, a linie zjechały niżej na karoserii. Szybko zaczęliśmy dobierać się do drzwi. Pozbyliśmy się ich, dzięki czemu mogliśmy odblokować resztę drzwi, aby można było wyciągnąć dziewczynkę.
- Proszę pani, musimy panią stąd zabrać. Jest tutaj zbyt niebezpiecznie, da pani radę wstać? - zapytałem, lecz kobieta złapała mnie tylko mocno za dłoń i pokręciła głową na nie.
Zawołałem do siebie z powrotem kolegę i z jego pomocą udało mi się wydostać ciężarną. Nie wiedziałem jednak gdzie ją przynieść. Do wozu jej nie wsadzę, bo za wysoko, a na ziemi jej nie posadzę. Na szczęście elektrycy zgodzili się użyczyć nam swój pojazd. Problem w tym, że gdy ja chciałem odejść kobieta dalej trzymała mnie za dłoń, a po karetce ani słychu. Zwróciłem się o pomoc dla bardziej doświadczonych kolegów, ale każdy był zajęty ogarnianiem samochodu.
Nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Co ja niby miałem zrobić? Zestresowany zwróciłem się do jedynej deski ratunku. Wybrałem numer do [Imię] i miałem nadzieję, że jednak się mnie nie posłuchała i nie poszła spać.
- Boże powiedz, że nic ci się nie stało!
- N-nie tylko mam mały problem. Mam tu kobietę w ciąży i chyba zaraz w ciąży nie będzie...
- Co? Chodzi ci, że rodzi tak? Spokojnie, ustaw telefon na głośnik, a ja będę ci mówić co masz robić dobrze?
Skinąłem głową, ale zaraz się skapnąłem, że ona nie może tego zobaczyć. Szybko potwierdziłem i zacząłem wypełniać polecenia. Lekko przestraszony pozbyłem się legginsów oraz bielizny kobiety. Czułem, że jestem cały czerwony, jednak kojący głos [Imię] mówiący do przyszłej mamy jakoś mnie uspokajał. Dzięki niemu czułem jakby stała przy mnie i mi pomagała.
Już po jakimś czasie i kilku ściśnięciu mojej dłoni mogłem zobaczyć główkę. Przerażony jak nigdy przygotowałem się do wzięcia dziecka i gdy kobieta ścisnęła moje ramię, poczułem ciepło na moich dłoniach. Zaraz wśród nawoływań i ryków piły mogłem usłyszeć ciche łkanie i krzyk. Spojrzałem w dół i gdy zobaczyłem krew, trochę zakręciło mi się w głowie. Jednak, gdy [Imię] kazała mi przeciąć pępowinę, zrobiło mi się niedobrze. Na szczęście na ratunek przybiegł mi ratownik medyczny, który zrobił to wszystko za mnie i zabrał ode mnie noworodka.
Wciąż zamroczony usiadłem na ziemi i podniosłem telefon.
- Taiga? Wszystko dobrze? Nie słyszę już dziecka.
- Tak, tak. Karetka już jest i się nim zajęli.
- To dobrze, bo nie ufałam ci z tą pępowiną. Jestem z ciebie dumna, spisałeś się dzisiaj.
- To dobrze.
- Słysze, że wciąż jesteś w szoku, wracaj bezpiecznie do domu. Widzimy się, mam nadzieję niebawem.
Odsunąłem komórkę od ucha, gdy usłyszałem sygnał zakończonego połączenia. Wziąłem głęboki wdech i zatrzymałem go w płucach, by choć trochę się uspokoić. Pierwszy raz w życiu widziałem coś takiego. Najdziwniejsza dla mnie była, jednak wizja, która mignęła mi krótko po tym jak zobaczyłem dziecko. W głowie widziałem je jako swoje, a zamiast kobiety była [Imię]. To było dla mnie chyba bardziej szokujące niż poród.
~*~
Odłożyłem klucze do koszyczka i zdjąłem kurtkę. Niczym robot poszedłem do salonu i usiadłem ciężko na kanapie. Nie mogłem wyrzucić z głowy obrazu [Imię] z dzieckiem. Kiedy o tym myślałem to zauważyłem, że coraz częściej o niej myślę i to zupełnie inaczej niż kiedyś. Na dodatek ta sytuacja po kolacji... Było tylko jedno wytłumaczenie i nie wiem, czy mi się podobało. Chyba zakochałem się w mojej współlokatorce.
- Jesteś już. Bałam się, że zostaniesz tam do rana - poczułem jak dziewczyna opiera dłonie o moje ramiona. - Pewnie jesteś zmęczony, tyle wrażeń i to na dodatek w nocy.
- Ta - powiedziałem cicho i wstałem, przy okazji zrzucając ręce [brunetki itp.]. - Pójdę się położyć.
- Dobranoc.
Chciałem jej odpowiedzieć tym samym, ale coś mnie blokowało od środka. Po prostu poszedłem do pokoju i mechanicznie zrzucałem ubrania. Położyłem się i spojrzałem w sufit. Co ja miałem teraz zrobić?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top