[30] Happy ending
Rano nie było przy mnie ani szklanki ani Romeo'a, a ja leżałam opatulona kocem. W kącie pokoju widziałam walizkę Nash'a, a zegar na ścianie wskazywał 8 rano.
Bardzo nie chętnie zsunęłam się z łóżka na ziemie ciągnąc ze sobą koc i głośno jęcząc, kiedy spotkałam się z zimną podłogą.
-Nash? –Krzyknęłam.
-W kuchni. –Uśmiechnęłam się pod nosem, kiedy usłyszałam rozkoszny głos bruneta. –Gdzie jest Romeo?
-Matt zabrał go na spacer. Biedny strasznie się stresuje. Zabrał go już o 6 i nadal nie wrócili.
-Może go zgubił?
-Oby nie, bo naprawdę będę zły. Sam dzisiaj mam ograniczoną liczbę cierpliwości. –Objęłam chłopaka od tyłu, kiedy on mył zęby przy zlewie w kuchni, a drugą ręką próbował przyrządzić śniadanie. –Wiesz, że masz godzinę? –Odetchnęłam w jego kark i pokiwałam głową.
-Wiem i już nie mam siły.
-Jak się bawiłyście?
-Naprawdę dobrze. Przynajmniej ja z Allie, reszty nie widziałam cały wieczór. A wy?
-Zapytaj mojej żony. –Walnęłam chłopaka w bark.
-Ah tak? –Zabrałam od niego nóż i sama zaczęłam kroić owoce, gdy on poszedł wypłukać buzie z piany. –To nic nie dostaniesz do jedzenia!
Śniadanie zjedliśmy w ciszy. Nash czytał jakąś gazetę, a ja przeglądałam w telefonie, instagrama. Około 9 przyjechała po nas taksówka i ja zostałam podwieziona do kosmetyczki, a Nash do Cameron'a. Nie obyło się bez 30 minutowego szukania obrączek.. Bo kto chowa je do kieszeni brudnych spodni? Przecież to oczywiste, że będę chciała je wyprać.
Przyjemnie było tak zadbać o siebie, włosy, paznokcie i nawet miałam zrobiony makijaż jak gwiazda filmowa. Potem odebrałam sukienkę i pojechałyśmy już do kościoła, gdzie Allie założyła suknie ślubną. Wyglądała tak pięknie, że chciało mi się płakać i mimo, że nie powinnam to i tak kilka łez znalazło się na moim policzku.
Ten czas leci tak nieubłagalnie szybko i zanim się obejrzymy to będziemy grać w bingo z innymi emerytami..
W kościele było już mnóstwo ludzi, bo trzeba przyznać, że jak Allie coś robiła to z rozmachem i naprawdę wszystko wyglądało przepięknie.
Obie niesamowicie się stresowałyśmy i co jakiś czas byłam wysyłana, aby sprawdzić czy ksiądz nie uciekł, czy pianistka ma wszystkie palce, czy limuzyna już na nich czeka i tego typu rzeczy.
W końcu Allie zakryła swoją twarz pod welonem i mogliśmy zaczynać.
Zaczynać podróż do jej szczęśliwego zakończenia.
Sukienka lekko falowała, gdy brunetka podchodziła do ołtarza, gdzie stał Cameron z szerokim uśmiechem i łzami w oczach. Widziałam jak odwrócił się na chwilę do Nash'a i powiedział „stary to moja kobieta", a w odpowiedzi dostał politowane spojrzenie. Widziałam jak Allie podeszła do niego z maślanymi oczami i zazdrościłam jej. Też chciałabym już przejść się po kafelkach starego kościoła, patrzeć na ławki ozdobione delikatnymi stokrotkami i zobaczyć na samym końcu mojego chłopaka. Który byłby wzruszony moim widokiem, jak Cam. Ale byłam zarazem szczęśliwa widząc moich przyjaciół w takiej chwili. Cieszyłam się, że w końcu marzenie Allie się spełnia i już do końca będzie ze swoim ukochanym. Na chwilę skrzyżowałam spojrzenie z Nash'em i z ruchów warg wyczytałam, że my będziemy następni. W tamtej chwili dowiedziałam się, że serce może bić jeszcze szybciej. Nie dość, że wyglądał naprawdę gorąco w tym garniturze to był cały mój.
Wysłuchaliśmy przysięgi i na końcu nastąpił pocałunek, który tata Allie –Jack, skwitował głośnym chrząknięciem.
Welon złapała dziewczyna Hayes'a na co biedny chłopak musiał poluzować swój krawat. Wiem, że kochał ją całym sercem, ale był za młody na takie zobowiązania. Mimo to, on złapał krawat i soczyście pocałował swoją dziewczynę.
Ceremonia wyszła perfekcyjnie. Było dość sporo osób, ale żadnych wpadek czy kłótni rodzinnych przed wejściem. Potem wszyscy na własną rękę dojechali do restauracji z dużym ogrodem z parkietem i tam świeże małżeństwo wykonało pierwszy taniec, potem były tańce z rodzicami, toast wzniesiony przez Jack'a i Nash'a i tort. Wieczór był tak wspaniały, że minął za szybko. Jak wszystkie dobre chwile w naszym życiu. Najpierw jest szkoła, która mija bardzo wolno, ale kiedy wpadniemy w wir życia, nie wiemy, kiedy ono przemija. Jest jak kilka rozdziałów dobrej książki, jakbyśmy czytali jej fragment. Ale nie omijają nas dobre chwile, które będziemy pamiętać do końca życia i przypominać sobie je z fotografii.
Jeżeli wujek Cameron'a zrobi jakieś dobre zdjęcia, bo był już po kolejnej szklaneczce whisky.
-Przez cały wieczór nie mogę wyprosić cię o jeden taniec. –Przede mną pojawił się mój uroczy chłopak i wyciągnął w moim kierunku dłoń.
-Wiesz, miałam sporo na głowie. –Trzeba przyznać, że w pewnym momencie Allie zaczęła przesadzać z tym stresem. Przecież musiałam dzwonić do zespołu, aby zapytać czy żadna struna im nie pękła.. To już lekka przesada.
-No, ale chyba teraz nam się uda?
-Oczywiście. –Wyszliśmy na parkiet na dworze i właśnie wtedy niejaki Jim zaczął grać i śpiewać wolny kawałek.
-Więc..
-Więc?
-Jak Ci się podobała ceremonia?
-Była przepiękna. –Położyłam głowę na ramieniu bruneta i wsłuchiwałam się w ciepły głos wokalisty.
-Nie możemy pozwolić, żeby Hayes był przed nami.
-Oj nie możemy. –Wyszeptałam w jego ucho.
Robiłam się coraz bardziej zmęczona po byciu na nogach cały dzień, a teraz jeszcze poczułam zimno. Najwidoczniej alkohol zaczął opuszczać moje ciało.
-My już będziemy lecieć! –Obok mnie zmaterializowała się Allie i wepchnęła mi swoje buty do rąk. A ja podałam je Lenie, która akurat wchodziła do środka. Przytuliłam Cam'a, a następnie do brunetki, mojej najlepszej przyjaciółki.
-Widziałaś..
-Tak jest na imprezie. –Allie szepnęła mi do ucha i wyprostowała się, aby objąć Nash'a.
-Nie musicie nas żegnać, potańczcie sobie. –Cam przyjacielsko poklepał mojego chłopaka po plecach i zniknął w pomieszczeniu, które momentalnie opustoszało.
Ja znowu przytuliłam się do bruneta i kołysaliśmy się w rytm muzyki. Z daleka mogliśmy usłyszeć krzyki ludzi i ich gwizdy czy brawa.
-Kiedy oni wracają?
-Za jakiś tydzień, może dwa. Jeżeli Allie się spodoba.
-A gdzie Cam ją zabrał?
-Fidżi.
-Fidżi? –Powtórzyłam. –Na bank jej się nie spodoba. –Parsknęłam. –Czy Cameron jest dilerem? Skąd on na to wziął.
-Oszczędzał i chyba pożyczył coś od rodziców, ale większość odłożył. Chociaż coś czuje, że obrobił też bank. –Zaczęłam się śmiać i odchyliłam się, aby jeszcze raz popatrzeć w błękitne oczy Nash'a. Kurwa, był piękny.
-Najwyraźniej. –Przewróciłam oczami.
Muzyka nadal grała, chociaż wokalista zdawał się przysypiać przy mikrofonie. Chcieliśmy się już zbierać, ale wtedy go zobaczyłam. Miał na sobie garnitur, włosy nadal były brązowe, ale teraz trochę dłuższe. Widać było, że wypił, ale nadal trzymał się w ryzach. W końcu to nie był bar, a duża uroczystość. Wyglądał nieziemsko. Czas teraz nie grał największej roli, kiedy z uśmiechem szedł w naszą stronę. Uśmiechem, który topi lody.
-Kian! –Nash krzyknął i wyrwał się, aby go uścisnąć.
W zwolnionym tempie obserwowałam jak oboje wymienili kilka zdań i ponownie się uścisnęli.
-Ann. –Chłopak spojrzał teraz na mnie i w jego oczach nie widziałam smutku czy bólu. Spojrzał na mnie i wszystko przestało istnieć. Wydawał się szczęśliwy.
-Kian. –Mocno wtuliłam się w jego pierś. –Zostajesz już? Na zawsze? –Musiałam brzmieć jak desperatka, ale kogo to obchodzi?
-Tak mała, nigdzie nie wyjeżdżam.
a/n:
o matko to był ostatni rozdział i został epilog ;-; omg to smutne na prawdę............ i nie wiem, co powiedzieć :C
nie wiem jak wyglądają wesela w LA, ale po obejrzeniu kilku filmów, powiedzmy, że wiem jak XD
do następnego !!
czytasz? zostaw po sobie ślad xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top