[3] Dear Nash
Gdy skrzydłem skrzydło wesprzesz moje, nawet ułomność w locie mi pomoże. -Skrzydła Wielkanocne, George Herbert
-Jak się czujesz kochanie? -Rodzicielka Nash'a podeszła do mnie i pogłaskała po ramieniu.
-Chyba, jak co dzień. -Wzruszyłam ramionami i przeniosłam wzrok z powrotem na bruneta. Chłopak dalej ani drgnął i chociaż jego parametry pokazują jak najlepsze wyniki, on nadal się nie budzi. Czemu on się nie budzi? -A pani? -Zapytałam z zupełnej grzeczności, ponieważ znałam jej odpowiedź. Każdy znał.
-Coraz lepiej. Dzisiaj byłam w stanie odebrać jego rzeczy z dnia wypadku.
-Mogła je pani zostawić.
-Cieszę się, że to zrobiłam. Bo inaczej straciłby to. -Kobieta wyjęła pogniecioną kartkę z śladem krwi w jednym rogu.
-Co to?
-List. -Podała mi go, a ja od razu poznałam swój skośny charakter pisma.
Do Nash'a..
-Nie wierze, że go trzyma..
-Pamiętam jak przyszedł z nim do mnie. -Jej usta delikatnie zadrżały układając się w półuśmiech. Dawno nie widziałam kogoś tak przygnębionego, gdy kiedyś z twarzy nie schodził jej uśmiech. -Był załamany.
-Nie wiem, po co mi pani to mówi.. -Szepnęłam.
-Ponieważ chce, żebyś wiedziała jak on bardzo Cię kocha. -Spojrzałam na nią ukradkiem i pozwoliłam kontynuować opowieść. -Rzucił ten list na stół i zapytał się czy ktoś tu wchodził.. Gdy odpowiedziałam, że nie było mnie w domu, szybko złapał swoją komórkę i wpisał coś na niej..
Kochana Ann
Nie zgub się przypadkiem jak będziesz uciekać po raz kolejny, bo nie chciałaś o mnie walczyć.
Twój Nash.
-Potem chciał wyrzucić list, ale popatrzył na niego bolejącym wzrokiem i schował go do kieszeni. Najwidoczniej od tamtej pory go nosi. -Kobieta lekko westchnęła. -Po tylu latach on Cię dalej kocha. Czy ty przez ten czas kochałaś jego?
-Dlatego wyjechałam..
-To nie jest dobre okazywanie miłości.
-Myślałam, że jestem w ciąży i nie chciałam mu niszczyć życia. -Nie widziałam twarzy mamy Nash'a, ale domyślam się, że była wielce zaskoczona.
-A i tak Nash był zdołowany. -Delikatnie powiedziane.. Dodałam w myślach. -Potem były przypadkowe dziewczyny i te imprezy, aż wróciłaś.
-Zapomniała pani o Lilly.
-Nie zapomniałam. -Usłyszałam westchnięcie połączone z uśmiechem. -Powiedziałam przypadkowe dziewczyny. -Wtedy nawet je nie mogłam się nie zaśmiać. Brzmiało to tak obco w moich ustach, ale musiało mi tego brakować. Brakowało mi jego uśmiechu. -Zastanawiałam się czy on by chciał, żebyś to zobaczyła. -Odwróciłam się w jej stronę i starałam się wyciągnąć z jej oczu odpowiedź. Niestety ona wpatrywała się w swoje ręce, w których obracała czarny kwadrat.
-Co to? -Teraz mogłam się jej uważnie przyjrzeć. Miała czerwone oczy od płaczu i zapadnięte policzki, jak widać ja nie najgorzej przeżywam utratę najbliższej mi osoby.
-Otwórz. -W moich rękach znalazło się pudełeczko wielkości piłki od tenisa. Uchyliłam jego wieczko, aby ujrzeć pierścionek.
Delikatny pierścionek zaręczynowy z białego złota.
Na środku widniał błyszczący diament, a obok niego po każdej stronie jeszcze dwa tylko mniejsze.
Ile on musiał wydać na to pieniędzy..
I.. i to było dla mnie?
Przełknęłam głośno ślinę i z szeroko otwartymi oczami podniosłam głowę.
-Tak. Chciał Ci się oświadczyć tego dnia. Byliśmy u twojego taty, ta najbliższa rodzina, przyjaciele i chcieliśmy z wami świętować. Myśleliśmy czy Ci to mówić, ale teraz jestem tego pewna. Wspierałaś go przez ten cały czas.. Kiedy kończył studia, gdy dostał pierwszy staż, a potem pierwsze poważne zlecenie, jako reżyser. Pomagałaś mu spełniać marzenia i każdą jego wadę przekształcałaś w coś dobrego.. -Miałam sucho w gardle i żadne słowo nie mogło opuścić moich ust. -Powiedz coś..
-Ja.. muszę wyjść. -Położyłam pudełko obok kwiatów i prawie wybiegłam z sali chłopaka.
Musiałam jak najszybciej wyjść na świeże powietrze.
Przebiegłam przez korytarz i wymijając windy , pobiegłam do wyjścia ewakuacyjnego i zaczęłam zbiegać po schodach.
Ten jeden wpadek tak wiele zmienił.
Wybrałam numer do Allie i zatrzymałam się dopiero na schodach wejściowych. Doszłam do barierki i czekałam na brunetkę, która miała akurat przerwę na lunch.
-Halo?
-Czy to prawda?
-Ann, o co chodzi? Co jest prawdą?
-Nash chciał mi się oświadczyć? -Cisza. Przez chwilę nawet nie słyszałam szmeru w słuchawce.
-Tak, Ann nie chcieliśmy Cię.. -Rozłączyłam się.
Nie ważne były dla mnie wyjaśnienia. Jedynie mama Nash'a była ze mną w stu procentach szczera.
Złapałam się za włosy i mocno pociągnęłam, żeby tylko nie krzyczeć.
Zrobię wszystko, niech on tylko wróci.
a/n:
przepraszam, że znowu tak późno, ale musiałam poćwiczyć xd zbliża się rok szkolny, a ja miałam wszystkich zaskoczyć moją przemianą hahaha no i jadę na Jano i muszę jakoś wyglądać :D
nie mogłam znaleźć imienia mamy Nash'a dlatego tak to wymijałam.. może wy znacie? ;D
@Juuliaa99 podsunęła mi pomysł aby dedykować wam rozdziały !! moim czytelniczkom :3 już kiedyś o tym myślałam, ale cały czas coś zaprzątało mi głowę xd więc pierwsza dedykacja za mną :D jeśli chcecie, abym dedykowała wam rozdział napiszcie w komentarzach! i w kolejności od pierwszej, która się zgłosiła będę wam je dedykować <3 ahh
do następnego!!
czytasz? zostaw po sobie ślad xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top