[23] Knock, knock
Przez chwilę w domu panowała niezmącona cisza. Aż zaczęłam się denerwować, kto mógł przyjść do nas o tej porze.
-Kochanie, moja mama prosi żebyśmy zajęli się Sky!
-Zaraz zejdę na dół!
Dzisiaj wyjątkowo nie miałam siły na rozmowy międzyludzkie, ale mała Sky była tak rozkoszna, że trudno było odmówić opieki nad nią. Chociaż nie była już taka mała.
Spojrzałam się w lustro i moje odbicie mnie przeraziło. Mokre włosy przylgnęły do szarej skóry, sińce pod oczami widniały, jak, co rano i moje ciało, któremu przydałby się trening. Jak mogłam podobać się Nash'owi w takiej odsłonie? On mimo nieprzespanej nocy, ciężkiego tygodnia wyglądał jak nowonarodzony..
Przez makijaż próbowałam doprowadzić się do ładu i jeszcze mokre włosy roztrzepałam na ramiona, aby nie wyglądać jak łysa.
Po mieszkaniu rozniósł się zapach malinowej herbaty i jajek. Jak mogłam się spodziewać Sky siedziała już na stoliku, a Nash moczył kawałki chleba w jajku i układał je na patelni.
-Głodna? –Spytał, a ja pokiwałam głową. Nie wiem, czy kiedykolwiek nie byłam głodna.. raczej nie.
Pocałowałam blondyneczkę w czubek głowy.
-Jak w szkole młoda?
-Dobrze.
-Jakieś kłopoty z nauczycielami?
-Nauczyciele mają kłopoty ze mną. –Dziewczyna poruszała brwiami i wybuchła śmiechem.
-Sky! Miałaś być grzeczne. –Nash pogroził jej trzymając nóż w ręku.
-On ma broń! –Krzyknęłam.
-O nie! –Skylynn zeskoczyła ze stołu prosto w moje ramiona. –Uciekajmy!
Przebiegłam do salonu, gdzie razem schowałyśmy się za kanapę.
-Gdzie one mogą być. Ostatnio miałem ochotę na soczystą brunetkę i kościstą blondynkę.
-Nash! –Krzyknęłam. Soczysta brunetka nie była raczej komplementem.
-Zaraz nas znajdzie. –Szepnęła Sky.
-Shh. –Zakryłam jej buzie palcem.
-Mam was! –Zobaczyłam czuprynę Nash'a, która została walnięta przez rękę Sky. Dziewczyna pisnęła wystraszona, a chłopak łapiąc się za głowę wycofał się z ataku. –Wygrałaś Sky. Umieram. –Nash teatralnie położył się na łóżku. –Zostawiam Ci moją kolekcje koni.
-Ty nie masz koni Nash. –Sky zaprzeczyła ruchem głowy na głupoty wygadywane przez jej brata. –To ja mam.
-Aa, to zostawiam Ci Romeo.
-On jest Ann!
-To, co mam ja?
-Fajną siostrę. –Zamrugała oczkami, starając się być słodszą niż jest.
-I zaraz ją zjem! –Brunet zaczął gilgotać swoją młodszą siostrę, która wydawała z siebie przerażające dźwięki.
-Koniec, Nash, koniec! –Mówiła między napadami śmiechu. –Co tak śmierdzi?
-Moje śniadanie! –W momencie wypowiedzenia tych słów, chłopaka już nie było w salonie, a starał się naprawić przypalone danie.
-Zamawiamy pizze? –Sky pokiwała głową i podała mi telefon.
Po drugim sygnale usłyszałam standardową formułkę i zaczęłam składać swoje zamówienie.
-Podwójny ser? –Spytałam blondynki.
-Potrójny, jeżeli można.
-Nie jestem pewna.
-Zamówienia? –Usłyszałam w słuchawce.
-Nie, zamówienie jest okej i jeszcze 2 litry coli.
-Będziemy za 30 minut.
-Dziękuję, dowidzenia.
-Kto to był?
-Pomyłka.
-Ann zamówiła pizze! –Sky wydała mnie swojemu bratu. Spojrzałam na nią z szeroko otwartymi oczami.
-Wszystko okej? –Zapytała słodko. Zaprzeczyłam krótkimi ruchami głowami.
-Nie dostaniesz pizzy.
-I tak dobrze, że zamówiłyście, ponieważ nic nie uratowałem.
-Taka szkoda. –Chlipnęłam nosem.
-Jestem dobrym kucharzem.
-Czy ja coś mówię? –Podniosłam ręce w obronie. Chłopak tylko zmrużył oczy.
-Liczę, że nie.
~*~
-Częściej przyprowadzaj ją do nas. –Zwróciłam się do mamy rodzeństwa. –Nie mamy problemu w zajmowaniu się nią. –Mrugnęłam w stronę dziewczynki.
-Jeszcze raz dziękuję. –Zamknęłam drzwi na spust i odetchnęłam z ulgą.
-Nie mów tak więcej, bo moja mama zacznie zostawiać ja codziennie.
-I, co z „naszym obejrzymy sobie film".
-Przynajmniej uchroniłem się od tego.
-Głupek. –Szturchnęłam go w ramię. –Zrobię coś do jedzenia, a ty, tak ty, wybierz film.
-Coraz bardziej mnie zaskakujesz.
Wzięłam z szafki popcorn i przesypałam go do miski, a zaraz potem wstawiłam wodę i dwie zupki chińskie umieściłam w kubkach.
Muszę przyznać, że oboje jesteśmy mistrzami w gotowaniu.
W między czasie usłyszałam wibracje telefonu. Myślałam, że ktoś do mnie dzwoni, ale okazało się, że to rządek wiadomości wysłanych od Allie.
„Kian nie jest z Sarah."
„Rozumiesz, co to znaczy?"
„Ciekawe, kiedy napisze."
„Masz coś?"
„Ann??"
„??"
„??"
„Nie trzymaj mnie w niepewności!"
„Nic nie mam!!!"
I taka była prawda. Sprawdziłam pocztę, wiadomości, facebook'a, twitter'a i nawet kik'a. Nie dostałam żadnej wiadomości od Kian'a, chociażby ze zwykłym hej, co tam?
Nie liczyłam na wielkie przeprosiny, ale po tym, co się stało z naszą paczką, chciałabym zostać przez niego zaczepiona. Chciałam, żeby to on pierwszy rozpoczął rozmowę o jakąś głupotę. Nie chciałam pisać pierwsza, byłam na to zbyt dumna. A powiedziałam za dużo i mam nadzieję, że nie wziął tego do serca i mnie nie zostawi. Ja go potrzebuję. Potrzebuje mojego przyjaciela.
Znowu ktoś zadzwonił do drzwi.
-Otworzę. –Krzyknęłam i podeszłam do drzwi. –Kian? –Szepnęłam zaszokowana.
a/n:
kolejny w czwartek albo piątek ze względu na liczbę sprawdzianów w tym tyg aka tych 3 dniach ;-; dlatego też dziś jest krótki i taki mało interesujący :/ wybaczcie mi :c
i w tym tyg dam wam listę opowiadań i pomożecie mi, które mam zacząć :D mam mega ochotę na coś z Bob'em Morley'em aka Bellamy z The 100 :D zna ktoś?
Czytasz? zostaw po sobie ślad :*
do następnego xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top