[2] Memories

Chociaż, żeby prawdę powiedzieć rozum z miłością rzadko chodzą w parze w dzisiejszych czasach.- Sen nocy letniej, William Szekspir

*-Daleko jeszcze? -Ciężko oddychałam pod wpływem ruchu, jaki wykonywałam za namową mojego chłopaka. Razem z Nash'em wybraliśmy się na mała wspinaczkę i mam o wiele gorszą kondycję niż myślałam.

-Jeszcze tylko 2 kilometry.

-Dwa? -Głośno jęknęłam i złapałam więcej powietrza do płuc.  -Zostajemy! Nie dam rady!

-Dasz radę.. Jak zobaczysz te widoki, będziesz mi dziękowała, że nie pozwoliłem Ci przerwać.

-Jeśli wcześniej Cię nie zabije. -Nash zaśmiał się z moich słów i pocałował moje spocone czoło.

-Idziemy! -Do słowa dołączył melodyjny śmiech, więc nie mogłam mu odmówić i ruszyłam w dalszą drogę.

Poprawiłam top, który miałam na sobie i chusteczką przetarłam odkryty brzuch.

Powiedzcie mi jak to jest, że żadna dziewczyna wokół mnie nie jest spocona. Czy ja o czymś nie wiem?

Nash wyprzedził mnie o dobre 5 metrów i dalej nie zwalniał, a ja? Wlokłam nogę za nogą i tylko marzyłam o dojściu na szczyt.

Gdyby nie te jego słodkie oczy to bym na pewno się tu nie znalazła! Siedziałabym w domu, albo basenie i nic nie robiła.. Może tylko piła drinki.

-Zobacz, jaki piękny kamień! -Chłopak krzyknął do mnie z daleka. -Taki czerwony jak twoje policzki! -Głupkowaty śmiech w jego stylu odbił się od wyższych gór. Dziś był dzień, w który chłopak bardziej wkurzał mnie niż rozpieszczał..

Ale co zrobić? Te dni były znacznie częściej niż bym chciała. Ten wielki.. umięśniony.. idiota.. nie przejmował się tym, że zwalniałam kroku i znajdowałam się coraz dalej szczytu niż wcześniej.

Słyszałam jak chłopak nuci sobie jakieś melodie i wesołym krokiem doszedł na miejsce, gdzie znajdował się punkt widokowy.

Ja już pomagałam sobie rękami, bo nie jestem pewna czy normalnie bym weszła.

-Uwielbiam takie spacery. -Nie mogłam odpuścić sobie ponurego spojrzenia w stronę Nash'a.

-Jeszcze słowo. -Uniosłam palec do góry. On go pocałował i przyciągnął mnie do siebie.

-Zobacz jak pięknie. -Miał rację. Z tego miejsca idealnie można było zobaczyć panoramę LA. Oparłam głowę o jego ramię i pozwoliłam ponieść się chwili.

Rękami luźno oplotłam jego pas, a Nash objął mnie powyżej.

Sięgał kilkanaście centymetrów nade mną, pomimo tego, że sama byłam wysoka.

-Zostańmy tu. -Zasugerowałam.

-Na 4 umówiliśmy się z twoim tatą. -Jęknęłam w rozpaczy.

-To daj mi jeszcze piętnaście minut.

-Dziesięć.

-Okej. -Zamknęłam oczy i dalej wtulona w Nash'a, rozkoszowałam się ciepłym powietrzem miasta. Lekki wiaterek rozwiewał moje włosy związane w kitkę, a włosy bruneta zostawiał w całkowitym nieładzie.

Chłopak usiadł na jednym z kamieni i zaczął opisywać mi budynki, które widzimy. Bywał tu przynajmniej raz na dwa tygodnie, a ostatnio stwierdził, że będzie zabierał mnie w te wszystkie miejsca, w których on bywa. Mówił, że chce pokazać mi wszystko, co on sam wdział. Chciał, abym zobaczyła to miasto jego oczami. Nie tylko wysokie budynki, palmy czy studia nagraniowe lub z tatuażami. On twierdził, że jest mnóstwo rzeczy, których jeszcze nie widziałam. Pomosty, parki, punkty widokowe jak ten, stawy czy jeziora, które najpiękniejsze są z samego rana.

Miał mi pokazać Downtown, MacArthur Park i Westlake Theater, wszystkie knajpki, o których mało, kto wiedział i na końcu jezioro Balboa, gdzie podobno już byłam. Jakoś nazwa nie wpadła mi w ucho..

Wesoły dalej wskazywał mi te miejsca z wysokiego klifu. Zmienił temat dopiero, gdy zauważył, że go nie słucham.

-Wracamy do domu i musisz wykąpać się.

-Coś mi sugerujesz?

-Nie, ale..

-Ja rozumiem, że śmierdzę. -Żartowałam sobie z chłopaka, ale ten raczej nie rozumiał moich dowcipów i przerażony patrzył się na mnie.

-Nie, ja ja.. -Zamknęłam jego usta pocałunkiem, bo zbędne mi były tłumaczenia. On nigdy mnie do siebie nie zrazi. Nie teraz, gdy wiem, że go kocham.

-Rozumiem. -Nash wolno oblizał wargę. -Kocham Cię.

-Ja ciebie bardziej. -Kolejny raz wtuliłam się w jego tors. -Tak bardzo.*

-Dobrze, że chociaż powiedziałam Ci, że Cię kocham. -Patrzyłam na nieruchome ciało chłopaka, podtrzymywane przez podłączone do niego rurki. W dniu wypadku obiecywał mi tyle miejsc, do których mieliśmy jechać..

-On to wiedział. -W drzwiach pojawiła się mama Nash'a.

Zazwyczaj mijałyśmy się na korytarzu, ale tym razem widocznie potrzebowała towarzystwa i przyszła wcześniej niż zwykle.

-To niech wróci.

a/n:

przepraszam, że tak późno, ale znowu nie było mnie w domu 2 dni :D dziś wszystko nadrobiłam misiaki :* jutro kolejny promise!!

czytasz? zostaw po sobie ślad xx

do następnego :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top