[19] The old order

Przez kolejne dni nie miałam szansy spotkać się z Kian'em, więc nie miałam żadnych newsów na temat jego związku.
Święta minęły szybko. Mama przyjechała z Londynu specjalnie, by spędzić z nam więcej czasu i postanowiła zostać do nowego roku. Oczywiście nie obyło się od spytania o mój związek z Nash'em.

-Już mieszkacie razem? To nie za wcześnie?

-Wystarczająco dużo czasu straciliśmy na nasze głupoty, a przecież jeszcze się nie żenimy! –Wymknęło mi się i wystraszona spojrzałam na chłopaka, który ponad rok temu planował mi się oświadczyć. –Oczywiście planujemy to, ale nie w najbliższym czasie. –Kolejna wpadka. –To znaczy może w najbliższym, nie wiem, to nie ja mam pierścionek. –Czy mogłabym już zamknąć buzię?

-Ann miała na myśli, że się kochamy i jest nam dobrze razem.

-Tak, to chciałam powiedzieć. –Skryłam czerwone poliki za włosami i wycofałam się w stronę kuchni.

Nash zakończył zdobienie domu przeddzień wigilii i gdy gościliśmy naszych bliskich, stał dumnie jak paw i gdy ktoś pochwalił wygląd mieszkania, to Nash mówił, że to wyłącznie jego zasługa.

Nie komentowałam tego, tylko uśmiechałam się i potakiwałam głową. Bo przecież to on jeździł 3 godziny i szukał odpowiedniego odcieniu lampek.. Tak to ironia. Zmusił mnie do tej wyprawy, grożąc mi, że spali dom..

Teraz nie myślałam już o ozdobach, kiedy co chwila latałam do kuchni i sprawdzałam czy nic się nie przypaliło. Na moje szczęście wszystko na stole wyglądało zjadliwie.

Tuż po 3 dniu świętowania ledwie dopinając pasek, umówiłam się ze znajomymi do kina jak za starych czasów.

Mimo, że byliśmy już starsi niż poprzednio to wybraliśmy się na jakiś romans, żeby „chłopaki mogli być żywymi chusteczkami", a następnie poszliśmy na kolacje u Roni.

Uwielbiałam to miejsce. Na wejściu witał mnie dzwoneczek, oznajmiający nasze przyjście i zaraz potem kelnerka podawała nam brązową, nieco zużytą kartę dań. Nic nie zmieniło się na liście pozycji, więc standardowo zamówiłam burgera i coca cole zero.

Ze względu na pogodę, kominek jarzył się czerwonymi płomieniami, które co jakiś czas strzelały iskrami.

Wygląd również się zmienił i na środku knajpy pojawiła się choinka, dzieląca salę na dwie części. Na oknach przyczepione były skarpety i mnóstwo lampek. Chyba nigdy nie zrozumiem tego naćkanego zdobienia przez amerykanów. Nie dość, że ledwo sypiam przez mrugające za oknem światełka to muszę widzieć je na każdym kroku. W sklepach, pracy, na ulicy.. Jakby małe wróżki ustawiły się w kolejce na jakieś dobre przeceny.

Zrobiliśmy sobie krótki spacer cała paczką, wracając do samochodów okrężna drogą.
Nash opowiadał mi właśnie jak jego tata kiedyś ubierał dom na święta i jedna z żarówek się przepaliła. Szukał jej dobre pięć dni, a kiedy w końcu ją znalazł, poraził go prąd i od tamtego czasu jak coś się nie pali to wzywa elektryka.

W nocy naprószyło trochę śniegu i teraz musiałam uważać jak stawiam nogi. Nie narzekam na nierówne chodniki w lato, kiedy widzę wszystko, na co staję. Teraz łączą śnieg, lód i mój talent do psucia rzeczy, czyli w tym momencie nóg... to może się źle skończyć. Ale na szczęście to Sarah w botkach ślizgała się na chodniku jak na łyżwach i Kian, co chwila musiał ją podtrzymywać.

Nie mogłam ukryć rozradowanej miny, kiedy prawie upadła na kolana przede mną.

-Widzimy się jutro u nas? –Zaproponował Cameron i po chwili zniknął w samochodzie.

Powtórzyłam ten ruch na nowym samochodzie, jaki dostałam od siebie na święta. Czarny lakier wręcz lśnił jak wszystkie światełka. Moje małe dziecko. Naprawdę traktowałam je najlepiej jak potrafiłam.

-Czasami zdaje mi się, że martwisz się bardziej o samochód! –Nash roześmiał się, kiedy walnął o koło samochodu, a ja zamiast mu współczuć to nakrzyczałam na niego, że zepsuje mi felgi.

Wracamy do starego porządku.
Jutro już idę do pracy, Nash też planuje coś znaleźć, więc na razie wszystko idzie tak jak powinno.

-Cameron jutro oświadczy się Allie.

-Co? –Odpowiedziałam niskim głosem.

-No, powiedział mi. Miałem nic nie mówić, ale nie mogłem się powstrzymać.. Wolałem powiedzieć tobie niż jej na wejściu.

-I teraz ja muszę się męczyć!

W niespodziewanym zbiegu okoliczności Allie właśnie do mnie zadzwoniła.

-Jak ja mam to odebrać?

-Jak zawszę.

-Zabije Cię. –Kliknęłam zieloną słuchawkę i przystawiłam telefon do ucha. –Hej Allie, co jest?

-Jest gdzieś, Nash? Nie odbiera telefonu, a mam do niego sprawę.

-Tak włączam głośnomówiący.

-Nashhh –Allie przedłużyła ostatnią literę, co oznaczało, że czegoś chce. –Masz jutro czas?

-Możliwe. –Brunet zawahał się. –A co?

-Potrzebuję podwózki! Dzięki Nash jesteś wspaniały! Będę o 12 u Ciebie. –Rozłączyła się.

-I jak ja z nią spędzę ten czas nic nie mówiąc? –W niebieskich oczach pojawiło się przerażenie.

-Jak zawsze. –Pstryknęłam palcem i z szyderczym uśmiechem poszłam wziąć ciepły prysznic.

Następnego dnia praca była wyjątkowo męcząca. Musiał być jakiś wirus wśród zwierzą, ponieważ odwiedziło nas z dwa tuziny psów z suchym kaszlem. Na szczęście uwielbiam moją pracę i nawet taki ruch nie zepsuł mi dnia. Po południu dostałam sms od mojego chłopaka, że właśnie jest w samochodzie i żebym poradziła mu, co ma zrobić, żeby się nie wygadać. Kazałam mu zapytać się o ubrania, jeśli chce zagadać tą brunetkę, to na temat ubrań może gadać cały dzień.

Po godzinie napisał mi, że powiedział, Allie, że oświadczy mi się, bo wymknęło mu się o pierścionku.. Myślałam, że wybuchnę śmiechem w kolejce w sklepie, kiedy przeczytałam tą wiadomość. Przynajmniej, Allie nic się nie domyśli.

Wieczorem zebrałam się w sobie i zrobiłam mocny makijaż i ubrałam się w elegancko luźne ubrania. Mieliśmy zjeść kolacje zrobioną przez Allie, więc nie stroiłam się w żadne sukienki, tylko założyłam czarne spodnie z wysokim stanem, do tego koszule w kolorze burgunda i żakiet.

Nash nawet nie uczesał włosów tylko wsunął vansy z bajkowym wzorkiem i wsiadł za kierownice samochodu.

-Nash? –Zagaiłam, kiedy wyjechaliśmy z podjazdu.

-Ty chcesz mi się oświadczyć?

-Oczywiście, ale sama powiedziałaś, że to za wcześnie.

-Nie miałam tego na myśli. –Mruknęłam zawiedziona.

-Więc to zrobię, ale nie będziesz wiedziała, kiedy.

-Jestem zdziwiona, że za pierwszym razem się nie wygadałeś. –Palnęłam.

-Co?

-To znaczy..

-Mama?

-Tak. Lekarz oddał jej pierścionek, który miałeś przy sobie.

-Widziałaś go?

-Tak.

-Ładny był?

-Piękny. –Rozmarzyłam się. Widziałam piękny pierścionek na moim palcu, potem nas przy ołtarzu, z dziećmi..

-Czy właśnie wymyślasz naszą przyszłość?

-Chciałbyś. Myślę, jak Cię zabić. –Zwężyłam oczy, choć wiedziałam, że chłopak nie spojrzy się na mnie. Ostatnio nic nie mogło go rozproszyć podczas jazdy. I dobrze, bo nie widział koloru moich polików, które zdradzały prawdę.

a/n:

czas coś dodać ;-;

taaaaaak was przepraszam, za te braki, ale jakoś brak weny <<<<

bardzo zaległego dobrego nowego roku moi czytelnicy :D żeby był wspaniały, mijał wolno i był jednym WIELKIM spełnieniem marzeń xx

czytasz? zostaw po sobie ślad

do następnego (o wiele szybciej niż ten XD)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top