[17] Candy day
-Trzeba coś kupić dla twojego brata!
-Tak wiem.
-I mojej siostry i taty.. i jego narzeczonej, Allie, Cameron'owi i muszę wrócić do pracy. -Podrapałam się po głowie, kiedy lista świątecznych zakupów rosła w nieskończoność. Mimo, że tutaj nie obchodzą Bożego Narodzenia jak w Polsce, to Nash obiecał, że zbliżymy wszystko do moich tradycji. Ominęliśmy święto dziękczynienia, co było dużym ciosem dla bruneta i dzięki temu wpadłam na pomysł przeżycia świąt nie w jeden jak Amerykanie zazwyczaj to robią, ale w trzy dni. Wigilia miała odbyć się u nas, z potrawami podawanymi w Polsce, pierwszy dzień świąt u mamy Nash'a, gdzie odbędzie się późne dziękczynienie, a drugiego dnia pójdziemy do mojego taty.
Na wigilie były zaproszone nasze rodziny, ale także rodzina Allie, więc przyznaję, że czeka mnie dużo roboty.
Był dopiero drugi tydzień grudnia, a choinka już stała w salonie, a reszta domu świeciła się jak bombka. Do tego na dworze było wiele lampek oraz kilka mikołajów, które moim zdaniem były przerażające.. ale co mogę gadać o ich tradycjach. To są jakieś konkurencje, a nie świąteczny nastrój. Nash był w domu od tygodnia, a już zdążył wszystko ustroić. Naprawdę mu zależało.
-Jak wyglądam? -Nash z czapką mikołaja i białą brodą zatańczył przede mną jak młody Elvis Presley.
-Przyznaję, że gorący z ciebie mikołaj. -Przyciągnęłam go za sztuczną brodę i mocno pocałowałam jego usta.
-To nasze pierwsze święta odkąd mieszkamy razem.
-Tak, dzięki temu, że Allie się wyprowadziła, nie musimy szukać domu. -Wyszczerzyłam się jak dzieciak, który dostał cukierka.
-Tak, nie powiem, że jestem niezadowolony. -Brunet lekko cmoknął mojego polika. -Zrobię nam kakao.
Wcisnęłam na nogi ciepłe skarpety i usadowiłam się na kanapie, po czym czerwonym przyciskiem odpaliłam telewizor. Po kilku minutach Nash stanął przede mną i podał mi gorącą czekoladę udekorowaną piankami.
-Chcesz żebym się roztyła? -Upiłam łyk gorącego napoju, parząc przy tym całe podniebienie. Ale to i tak było tak dobre.
-Chyba masz rację, powinnaś to odstawić. -Trzepnęłam chłopaka w ramię. -Uważaj, bo mnie poparzysz. -Nash nie przestawał się śmiać, przez co musiał trzymać kubek nad stolikiem.
-Nie gadaj tylko znajdź jakiś film.
Brunet wybrał jeden z nagranych filmów świątecznych i w jego ramionach zaczęłam oglądać mdłą komedię. Nawet ona nie zepsuje mi wieczoru z ukochanym.
~*~
Następnego dnia postanowiłam zrobić świąteczne zakupy.
Wzięłam kartę z oszczędnościami na studia, założyłam ciemno zielony płaszczyk i wyszłam z domu na metro.
Nash nadal na majstrował coś przy lampkach, więc postanowiłam mu nie przeszkadzać i załatwić samemu najważniejsze rzeczy.
Po 30 minutach znalazłam się w ciepłej galerii. Najpierw zaczęłam szukać prezentu dla Allie i jedyne, na co wpadłam to super ciuch. Mimo, że brunetka ma ich mnóstwo to cieszy się z każdego kolejnego. Do tego dokupiłam jej zestaw do mycia z Bath and Body Works i zaczęłam szukać czegoś dla siostry. Która była łatwiejszym przeciwnikiem. Jej podobało się wsyststko z motywem Olafa z Krainy Lodu, więc wybór był prosty.
W jednym ze sklepów z ciuchami znalazłam piękne czerwone swetry z reniferami dla par. Zmuszę Nash'a żeby je założył i będzie się jeszcze uśmiechał. Prychnęłam pod nosem i zaniosłam nowy nabytek do kasy.
Po sporych zakupach, weszłam jeszcze do spożywczaka i kupiłam produkty na kolacje.
Na serio muszę wrócić do pracy, bo moje i tak małe oszczędności właśnie się skończyły, a nie chce prosić tatę o kolejną pożyczkę. Jestem tylko ciekawa, gdzie teraz znajdę pracę z moim połowicznym wykształceniem.
-Hej, gdzie idziesz? -Czarny samochód zwolnił koło mnie i jego kierowca, wysoki blondyn właśnie z uśmiechem wyjrzał przez okno.
-Do chłopaka.
-Wskakuj podwiozę Cię. -Kian zatrzymał się, przez, co odwróciłam się w jego stronę.
-Nie wchodzę do samochodu nieznajomego.
-Szkoda, bo właśnie kupiłem cukierki.
-Cukierki! -Pisnęłam jak dziecko i wsadziłam głowę do pojazdu. Miałam bardzo ciężkie torby, więc powrót metrem nie był dobrym pomysłem dla moich słabych mięśni. -Ale musisz mi pomóc. - Kian wyskoczył z samochodu i otworzył bagażnik, po czym zapakował wszystkie moje torby i jeszcze otworzył przede mną drzwi.
-Czy jest tam coś dla mnie? -Blondyn wskazał tył samochodu swoim długim, szczupłym palcem.
-Może.
-To chyba muszę cię porwać na herbatę i wyciągnąć z ciebie odpowiedzi.
-Też mi się tak wydaje. -Kian bez ostrzeżenia ostro zakręcił samochód, aby zjechać do pobliskiej kawiarni.
-Usiądź, a ja zamówię coś dla nas.
-Tylko mnie porządnie zaskocz.
Usiadłam na wygodnej pufie i zdjęłam z siebie szalik i kurtkę. Kian chwilę plotkował z balistą, on chyba zna każdego w tym mieście i zaraz potem dostał dwa duże kubki z parującym napojem.
-Specjał szefa.
-Co to?
-Spróbuj, twoje kubki smakowe eksplodują.
-Nie mogę się doczekać. -Chuchnęłam i upiłam spory łyk. W moich ustach zaraz rozpłynął się słodko czekoladowy napój z cynamonem i bitą śmietaną. Jęknęłam na znak aprobaty i dalej kosztowałam swój napój.
-Czemu nie mogę mieć tego do każdego posiłku?
-Bo wyglądałabyś jak szafa.
-Czemu wszyscy mi to mówią? -Otworzyłam szerzej oczy. -Czy serio macie z tym jakiś problem?
-Tylko się śmieje. Im więcej Ciebie tym lepiej.
-Zabije Cię, uciekaj. -Popatrzyłam poważnie na chłopaka, który teraz chichotał pod nosem i nie wyglądało, aby zamierzał przestać. -Przestań.
-Ann przecież wiesz, że żartuje. To jak wyglądasz nie ma dla mnie znaczenia, bo jesteś świetną dziewczyną i to naprawdę się liczy. -Ułożyłam dłoń na jego i delikatnie ja ścisnęłam.
-Dziękuję... Za ten napój. -Udałam, że starłam łzę z mojego polika. -To wyśmienite.
-Specjalistka od przyjmowania komplementów.
-Oj już się zamknij. -Przewróciłam oczami, które zaraz zamknęłam wsłuchując się w dźwięki kawiarni.
Kilka grupek ludzi, z górą toreb wymieniała się spostrzeżeniami o dekoracjach ulic, starsza pani z psem na kolanach, słodko zwracała się do swojego pupila, kilku osobowa kolejka, balista, uderzający raz po raz o blat. To było takie przyjemne uczucie znajdować się w takim tłoku, gdy jesteś szczęśliwy. Po prostu siedzisz tak i nie chcesz by cokolwiek się zmieniło, ponieważ jest idealnie.
-Idziemy? -Kian powiedział cicho, wciąż patrząc się przez okno na idealnie rozłożony śnieg.
-Tak.
Wyszliśmy z kawiarenki i ponownie musiałam opatulić się w szalik, ponieważ moje zęby uderzały o siebie coraz głośniej z każdą sekundą.
-Musimy wybrać się na łyżwy. -Powiedziałam rozglądają się po całej okolicy.
-No spoko. Powinienem przedstawić wam Sarah.
-A któż to taki?
-Dziewczyna.
-Dziewczyna? -Poruszyłam śmiesznie brwiami i wydęłam usta.- Kian znalazł dziewczynę -Uśmiech pedofila wskoczył mi na usta. -Nie mogę się doczekać.
-Oh przestań..
-Zakochana para Kian i Sarah..
-Nie bądź zazdrosna.
-Oh przepraszam, w końcu jesteś miłością mojego życia..
-Wiem, przecież jestem taki uroczy..
-No pewnie.
Kian podwiózł mnie pod sam dom i pomógł wypakować rzeczy. Niestety nie mógł zostać nawet na chwilę, bo był umówiony z tą całą Sarah. Na samą myśl przewróciłam oczami.
Nie to, że nie pragnę jego szczęścia, ale Kian zawsze był mój, zawsze był przy mnie, a teraz muszę się nim podzielić, a co jeśli o mnie zapomni? Nie będzie miał dla mnie czasu, aż staniemy się dla siebie totalnie obcy..
Dramatyzuje tak bardzo dramatyzuje.
-Jutro pójdziemy na łyżwy z Allie, Cam'em, Kian'em i jego nową dziewczyną Sarah.
-Ja nigdzie nie idę.
-Dlaczego?
-Bo nie umiem jeździć.
-Kłamiesz.
-Nie..
-Na snowboar'dzie jeździsz znakomicie i chcesz mi wmówić, że łyżwy z tobą wygrywają.
-To właśnie mówię.
-To Cię nauczę.
-Cameron o tym wie?
-Teraz tak. -Wyciągnęłam telefon i napisałam sms do Allie.
-Skończę bez zębów.
-Nie narzekaj.
-Naprawdę, nie chce wylądować znowu w szpitalu. Pewnie złamie sobie rękę albo nogę... Skończę bez nogi i nigdy już nie wstanę. Albo lud się zarwie..
-Wiesz, że to sztuczne lodowisko?
-Co z tego, mogę się potknąć, może mi się złamać ostrze..
Ja dramatyzuje? Nie on zawsze wygrywa.
a/n:
no no święta już się zbliżają, jesteście gotowi? :D
ja tylko czekam na przerwę i jedzenie *.*
czytasz? zostaw po sobie ślad xx
do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top