[14] Never let me go

Praw­dzi­wa miłość oz­nacza, że za­leży ci na szczęściu dru­giego człowieka bar­dziej niż na włas­nym, bez względu na to, przed ja­kimi bo­les­ny­mi wy­bora­mi stajesz. -Nicholas Sparks

Głośny trzask drzwi rozbudził mnie z krótkiej drzemki. Rozmasowałam kark, który od długiego bezruchu zaczął mi ciążyć, a potem głośno ziewnęłam.

-Zasnął. -Cameron spojrzał się na mnie, a potem na swoją dziewczynę. -Wracamy?

-Ja zostanę. -Spojrzałam się na, Allie, która najwyraźniej nie była zachwycona moim pomysłem.

-Na pewno? -Pokiwałam głową i potarłam ramię dziewczyny. -Do jutra, Ann. -Brunetka ucałowała mnie w czubek głowy i złapała swojego chłopaka za rękę.

Już po chwili zniknęli w głębi korytarza.

Byłam nie tyle wściekła na Nash'a co rozczarowana jego zachowaniem. Rozumiem, że musi się oswoić z faktem, że tyle rzeczy go ominęło, ale nich nie odpycha mnie od siebie.

Powinnam zachować się jak Cam i wejść tam czy mu się to podoba czy nie. I jedna cząstka mnie już chciała wstać, jednak inna kazała mi zostać na miejscu i czekać na jego ruch. Na razie spał, więc nie miało znaczenia, jaką teraz podejmę decyzję. Nie mogłam zrobić nic więcej tylko siedzieć i czekać, a w takich momentach czas nie był sprzymierzeńcem.

Zdawało mi się, że słyszę uderzanie wskazówek z końca korytarza. Powolne, jednolite pstrykanie.

-Pierdole to! -Wstałam ze swojego miejsca i weszłam do środka.

Nash szybko schował ręce pod kołdrę najwyraźniej ukrywając coś przede mną.

-Musimy porozmawiać.

-Tak, masz racje i chce zacząć.

-Nie Nash, nie chce słuchać tego jak biedny jesteś. Nie wiesz, co przechodziłam przez ostatni czas. Jak siedziałam całe dnie przy tobie i zrezygnowałam ze wszystkiego. Nie wiesz jak czułam się widząc Ciebie w takim stanie. Nie wiesz jak byłam załamana i wkurzona, że mi nie odpowiadasz, że się nie budzisz. Chciałam wiedzieć, czemu jesteś taki samolubny zostawiając mnie tutaj samą. -Chlipnęłam po nosem.

-Kocham Cię Ann.

-I.. Co?

-Kocham Cię Ann jak szalony. I nie chce żebyś mnie zostawiła. Nigdy mnie nie zostawiaj. -W tym momencie zapomniałam jak się mówi. Podeszłam do chłopaka i złączyłam nasze usta. -Nie zostawiaj mnie proszę. -Szepnął w moje usta.

-Nigdy. -Poczułam jak ręce Nash'a oplatają się na mojej talii i przyciągnął mnie do siebie. Po chwili znalazłam się na łóżku razem z nim.

Chłopak cicho syknął, gdy mocniej naparłam na jego tors.

-Przepraszam.

-To nic. -Ucałował mnie w nosek, oba policzki i jeszcze raz w usta. -Prześpijmy się. -Ułożyłam głowie wygodnie na jego piersi i otoczona jego ramieniem usnęłam bardzo szybko.

Ciche chrząknięcie wybudziło mnie ze snu.

Na początku nie miałam pojęcia, gdzie się znajduję, ale już po chwili miałam jasność. Białe ściany, wielkie drzwi z szybą i doktor stojący blisko nas.

Zerwałam się z łóżka i szybkim ruchem ręki wyprostowałan ubrania, które i tak wyglądały już paskudnie.

-Coś się stało?

-Chciałem zabrać pana Grier'a na badania.

-A tak proszę. -Odsunęłam się w kont Sali. Nawet stąd mogłam słyszeć chichotanie bruneta. Posłałam mu nienawistne spojrzenie i zaraz na wózku, (choć nie był z tego zadowolony) wywieźli go z sali.

Mając chwilę dla siebie weszłam do toalety, gdzie obmyłam twarz zimną wodą i poprawiłam włosy. Myślałam, że będę wyglądać znacznie gorzej, ale dzięki ognikom w oczach czułam się sto razy lepiej. Wyglądałam na szczęśliwą.

I na reszcie mogłam spojrzeć na siebie w lustrze i nie czuć złości do własnego odbicia.

Kilka minut później miłość mojego życia wróciła do Sali, już bez zbędnych rurek doczepionych do jego ciała.

-To udręka.

-Już niedługo.

-Zabierzesz mnie do domu?

-Tak, a wcześniej muszę wrócić sama i trochę tam posprzątać..

-No tak, nie miał, kto Cię przypilnować brudasie?

-To nie moja wina, że wstawiam jedna szklankę do zlewu, a tam nagle pojawia się pięć kolejnych!

-No tak.. To krasnoludki. -Chłopak szepnął teatralnie.

-Nienawidzę Cię.

-Kochasz mnie.

-Nie.

-Tak.

-Tak. -Przyłączyłam swoje usta do jego. Były takie ciepłe i miękkie. On był prawdziwy i siedział teraz obok mnie. Oblizałam swoją wargę i ponownie złączyłam nasze usta.

-Panie Nash? Przyniosłam śniadanie. -Kolejny raz ktoś przerwał nam naszą chwilę. Dzisiaj odezwie się we mnie lwica i kogoś rozszarpię!

-Dziekuję bardzo, macie tutaj wspaniały personel.

Pielęgniarka słodko zamrugała oczami i nisko nachyliła się przy chłopaku odsłaniając, co nieco.

-Poprawić panu poduszkę? -Nash'owi najwyraźniej podobały się zaloty blondynki, bo szczerzył się jak głupi.

-Ja mu pomogę. Dowidzenia. -Zamrugałam jak ona, co ona przyjęła ze sztucznym uśmiechem.

-Jak by pan coś potrzebował wystarczy zadzwonić, tym przyciskiem. -Ugryzłam się w język przed powiedzeniem czegoś głupiego i spokojnie czekałam na wyjście pijawki.

-Oczywiście.

Kiedy drzwi zatrzasnęły się za jej figurą modelki, popatrzyłam z politowaniem na Nash'a.

-Szczęśliwy?

-Co? Ja tylko byłem miły! -Machnęłam na niego ręką.

-Idę po kawę.

-Ann..

-Wracam za minutę. Do tej pory nie zadzwoń do pielęgniarki. -Ponownie zamrugałam oczami jak blondynka. Chłopak z uśmiechem zabrał się za jedzenie.

Byłam szczęśliwa, że w tak głupi sposób mogę wywołać uśmiech na jego twarzy.

On sprawiał, że byłam szczęśliwa.

Jak nigdy w życiu.

Nash mój skarb życia.

Którego już nigdy nie wypuszczę z ramion.

a/n: Bardzo przepraszaaam za ostatnią nieobecność, ale już wracam do roboty !!! i nie ma nie :D

do następnego xx

czytasz? zostaw po sobie ślad!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top