[13] To long

Żad­na wiel­ka miłość nie umiera do końca. Możemy strze­lać do niej z pis­to­letu lub za­mykać w najciem­niej­szych za­kamar­kach naszych serc, ale ona jest spryt­niej­sza - wie, jak przeżyć. -Jonathan Carroll, Poza ciszą

Kubki z kawą wyślizgnęły mi się z rąk, opadając z głuchym trzaskiem na ziemie. W koło mnie rozpłynęła się brązowa ciecz, zajmując coraz więcej powierzchni. Krótką chwilę mierzyłam się z Elizabeth wzrokiem, ale jak tylko kątem oka dostrzegłam biały fartuch doktora, ruszyłam przed siebie trzymając wzrok na drzwiach od sali.

-Nash. -Mój głos był pełen ulgi. Po tak długim oczekiwaniu on się obudził.. Czekałam tak długo na tą chwilę.

-Ann. -Brunet miał zachrypnięty głos, ale i tak brzmiało to jak najpiękniejsza melodia.

-Matko Nash. -Łzy szczęścia zaczęły krążyć po moich policzkach. Powtarzałam jego imię bez opamiętania. Podeszłam do łóżka, gdzie był naprawdę on. On żył i leżał naprzeciwko mnie. -Nie mogę w to uwierzyć. -Ułożyłam głowę na jego brzuchu, zaciskając dłonie na koszuli, w której się obudził. -Kocham Cię Nash.

-Ja ciebie też skarbie. -Poczułam jak delikatnie gładzi moje włosy. Nie byłam pewna czy kiedykolwiek w życiu będę tak szczęśliwa.

Wsunęłam swoją rękę w jego o wiele większą, ale tym razem poczułam jak Nash zaciska dłoń.  Moja klatka unosiła się nierównomiernie od płaczu.

Nie płakałam ze smutku, ale ze szczęścia. Płakałam, bo miłość mojego życia po tak długim czasie się obudziła.

-Dzień dobry, jestem doktor Griffel. Mogę zadać panu kilka pytań?- Doktor przerwał naszą uroczą chwilę, ale wiedziałam, że nie mamy dużo czasu. Zaraz zaczną się pytania, badania, potem wypisy, ale nie zaprzątałam sobie tym głowy. On tu był.. Był dla mnie i będę czekała tak długo jak będzie to potrzebne.

-Tak, proszę.

-Jak się pan nazywa?

-Hamilton Grier.

-Gdzie pan jest?

-W szpitalu w Los Angeles.

-Mogę zapytać, co pan pamięta, jako ostatnie?

-Wypadek. -Nash na chwilę zatonął w swoich wspomnieniach. -Pamiętam ostre światła i moment, w którym straciłem panowanie nad kierownicą. -Chłopak wpatrywał się w punkt, gdzieś na ścianie i starał się przypomnieć sobie sytuacje, która dla niego musiała zajść kilka godzin temu. -Jechaliśmy właśnie do ojca Ann, aby.. -Nash szeroko otworzył oczy. -Ann nic Ci nie jest? -Pokiwałam przecząco głową. -Nie masz żadnych siniaków, złamań.. Jak to możliwe?

-To wszystko panie Grier, witamy z powrotem. -Kciukiem kreśliłam wzorki na jego dłoni.

-Z powrotem? -Czułam jak chłopak spiął się po słowach lekarza.

-Nash. -Usłyszałam głos, mój głos. -Byłeś w śpiączce.

-Co? -Chłopak wyglądał na zaszokowanego.

-Pójdę przygotować sale na badania. -Kiedy długo nikt nic nie mówił, doktor wyszedł przez szklane drzwi, zostawiając naszą trójkę samą sobie.

-Długo?

-Nash -Chciałam powiedzieć mu, że to nie ma znaczenia, że teraz wszystko jest już w porządku, ale on przerwał mi ostro:

-Jak długo?

-Sześć miesięcy. -Chłopak spuścił głowę zastanawiając się nad całą tą sytuacją. Głośno wypuścił powietrze i spojrzał się na swoją mamę, a potem na mnie. Obie siedziałyśmy przy jego łóżku, ja cały czas trzymając chłopaka za rękę, a Elizabeth trzyma paczkę chusteczek przy nosie i co chwilę cicho pochlipuje.

-Straciłem sześć miesięcy. -Żadna z nas się nie odezwała. Chciałyśmy dowiedzieć się, co on myślał, bo w końcu to on stracił tyle czasu, nie my. -Chce zostać sam.

-Nash, ale..

-Proszę Cię Ann. -Widziałam jak jego oczy świeciły się łzy i nie miałam serca mu odmówić.

Jako pierwsza wyszłam z pomieszczenia, a mama chłopaka została na chwilę dłużej. Mogła zdążyć powiedzieć mu jedno zdanie i wyszła mocno trzaskając drzwiami. Zaraz potem usiadła na krześle przy drzwiach i zaczęła głośniej płakać.

Sprzątaczka już czyściła posadzki po bliskim zbliżeniu kawy z ziemią. Mruczała coś pod nosem, kiedy po raz kolejny wyciskała mop.

Przez chwilę stałam w miejscu i przyglądałam się jej wolnym ruchom, które chociaż na chwilę oderwały mój umysł od tego wszystkiego.

Czułam się taka bezużyteczna.

-Allie?

-Co jest?

-Obudził się.

-CAMERON! Cameron kurwa, Nash się obudził!

-Co? Daj mi go! -Chłopak musiał wyrwać telefon All, bo po krótkim szumie usłyszałam jego wyraźny głos. -To prawda? Gdzie on jest? Już do was jadę!

-On chce być sam. -Ledwo udawało mi się powstrzymywać płacz.

-Chyba sobie żartujesz.. Nie ma szans, żeby był sam.

-Ann, co się stało? -Ponownie usłyszałam głos przyjaciółki.

-Nie wiem Allie.. On nie chce ze mną gadać.. Chyba wrócę do domu.

-Mam przyjechać?

-I tak Cameron Cię tu zaciągnie.

-Więc poczekaj na mnie chwilę i wrócimy razem.

-Okej. -Szepnęłam i przerwałam połączenie.

Usiadłam na jednym z krzeseł i tempo wpatrywałam się w podłogę.

-Przykro mi. -Mama Nash'a zwróciła na siebie uwagę.

-Dlaczego?

-Tak długo na niego czekałaś, a teraz on chce być sam.

-Czekałaś tak samo długo jak ja.

-Dlatego wiem, co czujesz.

Po zdaniu Elizabeth nastąpiła cisza przerywana krokami lekarzy i pielęgniarek, mruganiem żarówek i dźwiękami wydobywającymi się z windy.

Trwała ona do jednego głośniejszego piknięcia windy, z której wyszedł Cameron, a za nim prawie biegła, drobna Allie.

-Dzień dobry pani Grier.

-Cameron. -Elizabeth uśmiechnęła się słodko. Zawsze lubiła Cameron'a i cieszyła się z jego przyjaźni z jej synem.

-Nash w sali?

-Tak, ale.. -Cameron nie dał jej skończyć, tylko wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi.

-Jak tam maleńka. -All usiadła obok mnie i opatuliła swoim ramieniem.

-Jestem zmęczona. Tak długo.. -Głośno ziewnęłam, zakrywając usta dłonią. -Tak długo czekałam.

Przymknęłam oczy oparta o ramię przyjaciółki.

Głosy zdawały się cichnąć i nawet światło nie było aż tak uciążliwe.

a/n:

miałam okropnie trudny sprawdzian z biologii i dostałam 2 z chemii, więc musiałam się pocieszyć i coś napisać :D i mimo że to nie najlepsza część, to będą lepsze! napisałam tą część we wtorek, ale wydawała się beznadziejna i dziś napisałam ją od nowa :D może kiedyś wstawie wam części, które mogły totalnie zmienić bieg wydarzeń :D chcielibyście?

do następnego!!

Czytasz? zostaw po sobie ślad xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top