Rozdział 65. Słońce też jest gwiazdą.
Douglas zniknął za drzwiami kuchni, a ja po cichu przemknęłam się do swojego pokoju. Zapaliłam jedne ze światełek wiszących na ścianie, by w pokoju panowała, chociaż z pozoru przyjemna atmosfera. Potrzebowałam odciągnąć swoje myśli od całego tego bagna, jakie w tamtym momencie mnie otaczało.
Wyciągnęłam z wcześniej przywleczonego do pokoju plecaka zeszyty i podręczniki. Po omacku sięgnęłam jeden z nich i - na moje nieszczęście - okazało się, że był to zeszyt z matematyki z zadaną pracą domową. Westchnęłam ciężko i włączyłam słuchawki. W moich uszach rozbrzmiała ostra gra gitar elektrycznych oraz perkusji. Czytając treść polecenia, nieznacznie kiwałam głową, jednak mocne brzmienia "Three Nil"* za żadne skarby świata nie pomagały mi w skupieniu i wyciszeniu się - nie tym razem. Włączyłam następny kawałek z playlisty, którym okazał się "One More Light"**. Delikatne brzmienia spowodowały, że odchyliłam głowę do tyłu, opierając się potylicą o zagłówek i przymknęłam oczy. Przetarłam dłonią twarz, na której zdążyły zaschnąć już łzy.
Nienawidziłam czuć się bezradna. Powinnam była nauczyć się z tym radzić, ponieważ w ostatnim czasie poczucie bezradności i bezsilności dopadały mnie o wiele częściej niż euforyczna radość.
– Can I help you, not to hurt, anymore? / We saw brilliance, when the world, was asleep / There are things that we can have, but can't keep – mruczałam pod nosem, wyrównując swój przyśpieszony oddech.
Kiedy ta seria pechowych zdarzeń się zakończy? A może po prostu tylko ja otrzymałam niechlubne miano przegrywa dekady. W prawdzie to już i tak nie miało większego znaczenia, chociaż nie ukrywałam, że miałam nadzieję, na odwrócenie losu.
Po raz kolejny przeczytałam polecenie, zaczęłam wypisywać do zeszytu odpowiednie dane, a potem układać z tego układy równań. Z początku szły mi całkiem nieźle, jednak z każdym kolejnym było coraz gorzej. Odpuściłam po czwartym przykładzie i z głośnym hukiem odłożyłam długopis na biurko.
Następnym przedmiotem była historia, z której nazajutrz miałam mieć kartkówkę. Oczywiste było to, że się jej nie nauczę, a jedynie zrobię sobie z odpowiedniego materiału ściągę. Nauczyciel nie zwracał na nas większej uwagi, więc ja też wymagałam od siebie zupełnego minimum. Dwudziestolecie międzywojenne nie było dla mnie ciekawym okresem w historii świata i osobiście wolałam omawiać czasy dynastii Tudorów oraz Stuartów. Nie to, że obchodziły mnie sprawy polityczne w tymże czasie. Podobały mi się dramaty i skandale związane z tymi rodami. Zero polityki, czysta dramaturgia.
Okazało się, że materiału było więcej, niż wcześniej zakładałam i jeden skrawek papieru nie wystarczyłby na tyle treści. Zrezygnowana sięgnęłam po telefon i zrobiłam zdjęcia streszczeniom tematów na końcu działu. To oraz łut szczęścia musiały mi wystarczyć.
Już miałam wyciągnąć kolejny zeszyt z plecaka, kiedy słuchawki zsunęły mi się z uszu. Wtedy też usłyszałam skrzyp zawiasów drzwi mojego pokoju. Rzuciłam się w stronę porozrzucanych na biurku kartek i udałam, że zawzięcie je czytam. Kiedy drzwi się zamknęły, automatycznie zesztywniałam, wpatrując się w ciąg pokreślonych obliczeń, które robiłam na brudno.
Panele pod jego stopami cicho skrzypiały, a ja bałam się wykonać najmniejszy ruch ręką czy chociażby wziąć głębszy wdech. Stanął za mną i przez krótki moment czułam się jak królik zapędzony w ślepy zaułek przez lisa. Byłam w potrzasku i obawiałam się, że nie wyjdę z niego cało - zbyt obawiałam się z nim rozmowy. Nie byłam na to jeszcze gotowa, chociaż wiedziałam, że dla dobra naszej dwójki musieliśmy porozmawiać.
Biały kubek z czarnym kotem został postawiony obok niewielkiej kupki podręczników po mojej lewej. Z ceramicznego naczynia parował gorący napój o bursztynowej barwie, w którym pływały plasterki cytryny oraz trzy goździki.
Głośno przełknęłam ślinę, kiedy jego przedramiona objęły moją szyję. Policzkiem oparł się o moją skroń, przez co czułam, jak jego ciepłe wydychane powietrze owiewa moje czoło i włosy na czubku głowy. Serce zaczęło wybijać mi szybszy rytm, a w pokoju zrobiło się cieplej niż wcześniej.
– Nie jestem na ciebie zły – westchnął, gładząc palcem moje ramię okryte grubym swetrem. – Na pewno nie na poważnie, nie umiałbym.
Wypuściłam głośno powietrze nosem i zwiesiłam ramiona.
– Jesteś – mruknęłam, starając się nie myśleć o jego zapachu, który wdzierał mi się do nosa.
– Nie jestem – odpowiedział łagodnym głosem, szczypiąc mnie w policzek, abym zapewne przestała się boczyć. – Co najwyżej byłem przez chwilę lekko poddenerwowany.
– Czyli jesteś zły – oznajmiłam dobitne, wciskając mocnej plecy w oparcie krzesełka obrotowego.
– Blair – szepnął, muskając ustami mój policzek – przestań wmawiać mi coś, co nie jest prawdą, słoneczko.
– Nie chciałam, żebyś poczuł się niepotrzebny, ale martwię się o ciebie, okej? Widzę, w jakim stanie jesteś. Nie chciałam wystawiać cię na niepotrzebny stres – przetarłam dłonią zmęczoną twarz. – Nie wiedziałam też, że zespół i granie są dla ciebie aż tak ważne, Dou.
Chłopak odkręcił mnie na fotelu tak, bym znajdowała się naprzeciwko niego, patrząc sobie w oczy.
– Ty i zespół jesteście moim promykiem słońca pośród pochmurnej rzeczywistości – w jego dotychczas smutnych oczach zaczęły migotać iskierki. – Nie chcę tego tracić. Jesteście moim powodem, by iść do przodu, mimo kłód, jakie są mi rzucane pod nogi.
Wstałam z fotela i stanęłam naprzeciw niego. Ujęłam jego twarz w dłonie i zaczęłam kciukami gładzić jego policzki, które porastał trzydniowy zarost.
– Obiecuję, że już nigdy nie będę próbowała odsunąć cię od twojego słońca, Douglasie. No, chyba że będziesz mieć go już dość i sam postanowisz odejść – uśmiechnęłam się lekko, opierając czoło na jego obojczyku.
– Nigdy, słoneczko. Nigdy – powiedział to tak cicho, że gdyby nie niewielka odległość między nami to nie usłyszałabym jego słów.
Kiedy po chwili uniosłam głowę, by spojrzeć mu na twarz, okazało się, że Douglas już na mnie patrzył.
Uśmiechnij się, proszę.
Mimowolnie przysunęłam swoje usta do jego. Czułam jak ciepłe powietrze wypuszczane z nosa, łaskocze mnie przyjemnie w górą wargę. Palcami bawiłam się luźno zwisającą nitką przy kołnierzu swetra. Nie wiedziałam, kto pierwszy z nas złączył nasze usta w delikatnym pocałunku. Graham tak lekko skubał i ssał moje wargi, że po moim ciele najpierw przeszły dreszcze ekscytacji, a potem temperatura ciała podniosła się zapewne o kilka stopni. Czułam, jak na szyi zaczynają pojawiać się kropelki potu.
Dobry losie, czułam się, jakby ten pocałunek był moim pierwszym.
Tyle że nie był.
Jednak był najlepszym pocałunkiem, jakiego kiedykolwiek doświadczyłam i zapewne będzie mi dane doświadczyć.
Ten chłopak był dla mnie wszystkim.
Douglas złapał mnie w talii i zaczął cofać nas w stronę mojego łóżka. Usiadł na jego krawędzi, po czym pociągnął mnie w dół, bym usiadła na jego kolanach. Nawet na krótki moment nie przerwaliśmy pocałunku i nie miałam pojęcia dlaczego. Ja bałam się tego, co może wydarzyć się i zostać powiedziane, kiedy oboje nie będziemy już mieć zajętych ust. Czemu on tego nie przerwał? Bał się tego samego, co ja? A może tak po prostu było mu dobrze?
Kim dla siebie byliśmy?
Co ja, do cholery, czułam?
Nikt wcześniej nie sprawił, że moje serce wybijało tak szybki i nierówny rytm.
Nienawidziłam tego rodzącego się we mnie uczucia, ponieważ wiedziałam, że nigdy nie będzie ono wystarczające, by być godne akurat jego. Gdy tylko wyłaniało się na wierzch, ze wszystkich swoich sił starałam się je stłumić.
To nie było żadne proste uczucie, które potrafiłam w zrozumiały sposób wytłumaczyć. Było tak skomplikowane i zawiłe, że sama nie byłam w stanie zrozumieć, co jednoznacznie mogło oznaczać.
Zabijałam je w sobie, bo gdybym pozwoliła mu się narodzić, wyrządziłabym nam więcej krzywdy niż pożytku.
Bałam się, że nie dam mu tego wszystkiego, czego on oczekiwał. Bałam się, że go zawiodę.
A przede wszystkim bałam się, że przez to stracę nie tylko przyszłego-niedoszłego chłopaka, ale kogoś o wiele, wiele ważniejszego. Przyjaciela.
Chociaż dawałam sobie szanse na to, by zacząć żyć i czuć jak normalny człowiek, to cały czas spieprzałam je. Nie potrafiłam odnaleźć siebie sprzed kilku lat. Nastolatki, która odczuwała w normalny sposób i nie bała się miłości.
Tyle że tamtej Blair już nie było. Ona miała już nigdy nie wrócić. Dziewczyna, która zastąpiła ją, bała się zranienia i samotności do tego stopnia, że wolała już nigdy nie poczuć ponownie, jak piękna może być miłość.
Nie próbując, nigdy nie dowiem się, jak to jest. Nigdy tego nie robiąc, nie zostanę zraniona.
Nigdy, przez nikogo.
Ze swojego błędu zdałam sobie sprawę dopiero po chwili. Oderwałam usta od jego rozgrzanych warg i odsunęłam twarz na bezpieczną odległość. Przesunęłam dłonią po jego policzku, po czym wzięłam głęboki wdech.
– Nie powinniśmy tego robić – szepnęłam, zwieszając zawstydzona głowę. – Sama na własne życzenie nie tylko sobie mieszam w głowie, ale i tobie. Przepraszam, to już się nie powtórzy.
To ja go pocałowałam. Chociaż wiedziałam, że nie jest to odpowiednie - i tak to zrobiłam.
Blair, idiotko, ty nigdy się nie nauczysz. Wciąż popełniasz te same, głupie błędy.
– Masz rację – przytaknął, wbijając palce we włosy. – Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
– Tak – zgramoliłam się z jego kolan i usiadłam na brzegu materaca obok niego. Zgarbiona, zwiesiłam głowę i wpatrywałam się w ciemny punkt na podłodze. – Przyjaciele nie całują się przy każdej możliwej okazji.
Siedzieliśmy w ciszy, nic prócz naszych ciężkich oddechów jej nie zakłócało.
Czyżbym przesadziła? Powiedziałam coś nie tak?
Przecież miałam rację.
Spojrzałam na niego spod byka. Opierał się przedramionami o uda, a jego zblazowany wzrok skupiony był na tablicy korkowej, wiszącej nad biurkiem. A konkretnie wpatrywał się w moje zdjęcie z tatą, które było zrobione jakieś sześć lat przed jego śmiercią.
– Kontaktowałeś się z rodzicami? – Zagadnęłam, próbując oddalić nas od poprzedniego, nieprzyjemnego tematu.
– Nie chcę z nimi teraz rozmawiać – ziewnął.
– Martwią się – zapewniłam go.
– Możesz wyświadczyć mi przysługę?
– Pewnie – kiwnęłam głową. – Jaką?
– Napisz do nich. Powiedz im, że ze mną wszystko w porządku, ale nie chcę jeszcze wracać do domu. Potrzebuję chwili czasu. Wrócę jutro wieczorem, żeby ogarnąć się na pogrzeb – ostatnie słowa wypowiadał z zaciśniętym gardłem.
Sięgnęłam swój telefon, wyszukałam numer Annie, po czym zaczęłam stukać w ekranik.
Do: Mama Graham
Cześć, tutaj Blair. Znalazłam Douglasa i zaopiekowałam się nim. Rozładował mu się telefon, ale kazał przekazać, że jest bezpieczny u mnie w domu i, że wszystko jest w porządku. Nie chce jeszcze wracać do domu, potrzebuje trochę czasu na przemyślenie wszystkiego. Obiecał, że wróci do domu jutro przed wieczorem.
Odwróciłam urządzenie w jego stronę, by przeczytał wiadomość. Kiedy kiwnął głową na zgodę, wysłałam SMS'a.
Chłopak po raz kolejny w ciągu kilku minut ziewnął, więc odwróciłam się w jego stronę i stwierdziłam:
– Powinieneś iść spać.
Spojrzał się na mnie zakłopotany, podrapał się po karku i zaczął wycofywać się w stronę drzwi.
– Och, no tak, masz rację.
W momencie, kiedy jego dłoń miała sięgnąć klamki, spytałam:
– A ty dokąd?
– Do salonu, na kanapę.
Przetarłam nerwowo twarz i westchnęłam głośno.
– Nie chciałam cię stąd wyganiać. Nie spałeś ponad dobę i wyglądasz na bardzo zmęczonego. Jesteś moim gościem i nie będziesz spać na kanapie. Będę zarywać nockę, żeby nadrobić zaległości ze szkoły, więc możesz spać w moim łóżku – stwierdziłam, siadając na krześle obrotowym i upiłam spory łyk wciąż ciepłej herbaty. – A, no i dziękuję za nią.
– Jesteś tego pewna? – Znieruchomiał. – Nie mam żadnego problemu ze spaniem w salonie, serio.
– A ja nie mam żadnego problemu z tym, byś spał tutaj, serio – papugowałam go.
– W porządku, dziękuję – powolnym krokiem podszedł do łóżka i nim się obejrzałam, leżał na nim zwinięty w kulkę, odwrócony do mnie bokiem. Oddychał spokojnie i miarowo. Jeszcze przez krótki moment patrzyłam na obłożonego kolorowymi poduchami Grahama, po czym odwróciłam się i powróciłam do odrabiania lekcji.
Z powrotem założyłam słuchawki i odpaliłam nową playlistę. Postawiłam na zespół, którego uwielbiałam słuchać niezależnie od tego, jaki miałam humor. Piękny dźwięk gitar elektrycznych rozbrzmiał mi w uszach, a słysząc pierwsze słowa tekstu "Ritual"***, odchyliłam głowę do tyłu, by się na moment odprężyć. Lekko kiwałam głową w rytm perkusji, starając się o niczym nie myśleć. Tyle że mi się to nie udało.
Wciąż myślałam o naszej pokręconej relacji z Douglasem. Zapewnialiśmy siebie nawzajem, że jesteśmy jedynie przyjaciółmi. Jednakże żadne z nas nawet nie starało się, by nie przekraczać granicy pomiędzy przyjaźnią a czymś więcej. Deptaliśmy tę linię, ilekroć nam się to podobało.
Dlaczego ani ja, ani on nie próbowaliśmy udawać, że między nami nic nie było?
Przecież powiedziałam mu wprost, że nie może liczyć na to, byśmy byli razem.
On wciąż starał się i próbował.
Dlaczego ja wciąż łudziłam się, że uda mi się pokochać go tak, jak oczekiwał?
Przecież doskonale wiedziałam, że to nigdy się nie uda.
Oboje żyliśmy nadzieją, która i tak miała okazać się zgubna.
Nawet nie wiem, kiedy moje kontemplowanie przerodziło się w pisanie wypracowania na angielski w pełnym skupieniu. Palce sunęły mi szybko po klawiaturze, coraz to więcej słów pojawiało się na ekranie. Tylko na krótki moment przerwałam pisanie, by przetrzeć szczypiące mnie ze zmęczenia oczy i wzięłam spory łyk zimnej herbaty. "One Thing"**** grało cicho, a część dźwięku uciekało z jednej słuchawki, która nie leżała na uchu. Postanowiłam, że na wszelki wypadek jednym uchem będę słuchać, co dzieje się wokół mnie. Tak na wszelki wypadek.
"I promise I might / Not walk on by / Maybe next time / But not this time / Even though I know / I don't wanna know / Yeah I guess I know / I just hate how it sounds"
Moje łóżko przeciągle zaskrzypiało, na skutek czego poderwałam się z krzesełka przelękniona. Dopiero po chwili przypomniało mi się, że spał w nim Graham. Odwróciłam się i zaczęłam przypatrywać się mu, jak niespokojnie przewraca się z boku na bok z grymasem na twarz. Jego oddech był głośny, szybki i urwany.
Zdjęłam z uszu słuchawki i rzuciłam je na biurko. W tym samym momencie chłopak poderwał się do siadu i przerażonym wzrokiem zaczął obserwować mój pokój. Pot strugami spływał po jego czole, a kosmyki włosów przyklejały się. Dyszał, jakby co najmniej przebiegł morderczy maraton.
– Douglas? – Zapytałam cicho, powoli do niego podchodząc. – Wszystko w porządku?
Rozeźlony przetarł ręką twarz, po czym nerwowym ruchem ściągnął przez głowę sweter i rzucił go w kąt.
– Douglas?
Chłopak zeskoczył z łóżka i nim się obejrzałam, zniknął z mojego pokoju. Potem słyszałam tylko szelest kurtek i odgłos zamykanych drzwi.
Zerwałam w pośpiechu koc, którym nakryłam się, chociaż jeszcze chwilę wcześniej przykrytym był nim Graham i wybiegłam z mojego pokoju.
– Douglas! Co ty wyprawiasz?! – Krzyczałam, wybiegając na ganek. Nie zważałam nawet na fakt, że mogę obudzić sąsiadów, a ci mogą wezwać policję.
Siedział na najniższym schodku, a między wargami trzymał papierosa, który nie chciał mu się podpalić. Ręce trzęsły się mu jak galareta i nie wiedziałam, czy było to spowodowane nerwami, czy zimnem. Ukucnęłam tuż za nim, przyciskając klatkę piersiową do jego nagich pleców. Objęłam go tak, by miękki materiał okrywał nas oboje.
– Co się dzieje? – Wyszeptałam mu we włosy.
– Papieros namókł – warknął, zgniatając go w palcach. Strzelił nim przed siebie, a papier zmiętoszony z odrobiną tabaki poleciał na chodnik przed nami.
– Douglas – zaczęłam, zakładając mu rozwiane kosmyki za ucho – nie o to mi chodziło.
– Koszmar. To był tylko koszmar – powiedział cicho.
– Chcesz mi o nim opowiedzieć? – Pochyliłam się, by popatrzeć na jego twarz. Spuścił głowę i delikatnie pokręcił nią.
– Nie – oparł się szorstkim policzkiem o moją skroń. – Chcę po prostu posiedzieć w ciszy.
Odsunęłam się nieznacznie od niego, rozumiejąc, co chciał mi przekazać. Ten jednak złapał mnie za przedramię i pociągnął, bym jeszcze bardziej się przysunęła.
– Z tobą.
– A możemy to zrobić w środku? – Zapytałam, pocierając jego lodowate ramiona.
– Byle z tobą.
***
Dochodziła czwarta nad ranem, a my już od ponad pół godziny leżeliśmy, zwróceni twarzami w swoją stronę i po prostu się gapiliśmy. Na siebie. Patrzyliśmy sobie w oczy, a nasze ciepłe oddechy muskały nasze policzki. Co jakiś czas spoglądałam nieco niżej, na jego żebra. Przez sekundę patrzyłam na jego tatuaże, a potem znów wracałam do oczu w kolorze czekoladowym.
– Pytaj – wychrypiał śpiącym głosem po chwili.
– Co? – Wybałuszyłam oczy w pewnym momencie.
– Może i jestem zmęczony, ale na pewno nie ślepy. Wiem, że cały czas na nie patrzysz i aż cię korci, by o coś zapytać. Zatem: pytaj.
– Co one oznaczają? Nigdy o nich nic nie mówiłeś.
– Bo nie pytałaś – wzruszył ramionami. – Cytat po prawej nie ma głębszego znaczenia. Był moją pierwszą dziarą i Scotty robił ją, kiedy jeszcze uczył się tatuować. Byłem jego królikiem doświadczalnym. Znalazłem kiedyś ten cytat w internecie i okazało się, że utożsamiam się z nim. Chcę umrzeć ze wspomnieniami, a nie marzeniami. Chcę żyć, a nie egzystować.
– A drugi?
– Wiedziałaś, że każda z planet jest przypisana danemu dniu tygodnia? – Spytał, a ja jedynie pokręciłam głową. – Każda z planet oznacza dzień, w którym urodził się dany członek LIW. Ten zespół jest moim wszystkim. Tym, co najbardziej kocham. Jest moim wszechświatem. Dlatego mam wytatuowaną na lewym żebrze własną galaktykę. Peter to Mars, Veronica - Merkury. Basil to Jowisz, Bastian - Księżyc, a ja Saturn.
– Ja, więc jestem... – zaczęłam, przełykając głośno ślinę.
– Moim Słońcem – dokończył. – Jesteś w centrum mojego wszystkiego.
– To dlatego nazywasz mnie słoneczkiem?
– Tak – zgodził się, ziewając. – Kiedy wszyscy zaczęli nazywać cię gwiazdeczką, ze względu na twój talent i to, jak zmieniłaś nasz zespół, poczułem, że to dla mnie niewystarczające. Nigdy nie byłaś dla mnie zwykłą gwiazdą, taką jak miliardy innych, które niczym się od siebie nie różnią. Słońce też jest gwiazdą, tyle że najważniejszą. I taką też jesteś dla mnie, Blair - najważniejsza.
Poczułam, jak moje policzki zaczynają mnie piec. Pewnie byłam czerwona jak dorodny pomidor. Niezmiernie cieszyłam się z faktu, że w moim pokoju panował półmrok i chłopak tego nie zauważył.
W tym samym momencie czułam się tak dobrze i tak cholernie źle.
Ktoś uważał mnie, za najważniejszą osobę w jego życiu.
Szkoda, że nie potrafiłam dać mu tego samego, by i on poczuł się dla kogoś najważniejszy na świecie.
Ja nie mogłam mu tego dać.
Ktoś inny na pewno.
Z całej siły zacisnęłam powieki.
– Nie wiem, co powiedzieć – wyszeptałam, kładąc mu dłoń na policzku.
– Nie mów nic – szepnął, przykrywając moją dłoń swoją. – Po prostu bądź ze mną. Potrzebuję cię.
Na krótki moment otworzyłam oczy i spojrzałam na jego spokojną twarz. Przymknął powieki, a wyraz jego twarzy zelżał i wydawał się taki spokojny i... znajomy.
Czułam się, jakbym doświadczyła déjà vu. Tyle że nie leżał ze mną Sebastian, a jego młodszy brat.
Nie był moją pierwszą miłością. Nie był chłopcem, o którym myślałam, że będzie moim szczęśliwym zakończeniem. Nie był tym, w którego wpatrzona byłam jak w obrazek.
Był kimś z pozoru zupełnie innym. A jednak patrząc na jego twarz, dostrzegałam tę wręcz bliźniaczo podobną - należącą do Sebastiana.
Kłamałam.
Byli identyczni, jak dwie krople wody, kiedy leżeli spokojnie, a oczy mieli przymknięte. Bo tylko one były w stanie sprawić, by byli dwiema różnymi jednostkami.
– Blair – wychrypiał, a mnie wydawało się, że mówił to przez sen.
– Tak? – Szepnęłam, gładząc knykciami jego ciepły policzek.
– Pójdziesz tam ze mną? Nie chcę stać sam i patrzeć na jego trumnę.
– Oczywiście, że pójdę – uśmiechnęłam się smutno, odgarniając mu z twarz zabłąkany kosmyk. – Będę przy tobie.
Douglas jednak już nie zareagował. Jego oddech był miarowy i cichy. Czułam, jak wydychane przez nos powietrze, łaskocze mnie w policzek.
Przypatrywałam się mu jeszcze przez krótką chwilę, dopóki moje oczy nie zaczęły mi ciążyć. Ostatni raz przed zaśnięciem spojrzałam na chłopaka, a w jego rysach twarzy dostrzegłam dwie osoby: tę, którą kochałam i tę, którą tak bardzo chciałam pokochać.
* "Three Nil" - Slipknot
** "One More Light" - Linkin Park
*** "Ritual" - Ghost
**** "One Thing" - Finger Eleven
Cześć misiaczki!
Dawno mnie tutaj nie było, niczego od dłuższego czasu nie wstawiałam. Od razu powiem, że jest to z winy mojego lenistwa, masy wyjazdów, pracy, jak i oczywiście tego, jak bardzo dojechało mnie pisanie tego rozdziału. Okazuje się, że pisanie GAWOS nie jest takie proste, jak mi się wydawało. Przez to, że tak doskonale rozumiem Blair i jej dylematy, mam czasami problem z opisaniem czegoś z innej perspektywy, tej, która się zmienia. Jak dobrze pójdzie mi prawko, to w przyszłym tygodniu powinnam zacząć coś skrobać odnośnie 66 rozdziału. AHA, ZAPOMNIAŁABYM! Jak tam się podoba rozwiązanie zagadki z tatuażem i słoneczkowaniem Douglasa? Usatysfakcjonowani czy jednak liczyliście na coś innego? Dajcie koniecznie znać! Do zobaczenia wkrótce!
x AdeenaAithne
Twitter: @/viniacze #GAWOS
Tik Tok: @/doopasheya #GAWOS #goawaywithoursong
~ 3,2k słów
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top