Rozdział 42. Chłopak, który sprawia, że moje dziecko jest szczęśliwe.

Wyprana z jakichkolwiek sił leżałam rozciągnięta pod stertą poduszek i kołdrą. Łzy oraz przemoczone od deszczu ubrania, z których nie miałam nawet zamiaru się przebierać, wsiąkały w pościel. Telefon na szafce nocnej cały czas wibrował przez wysyłane wiadomości. Nie wiedziałam od kogo cały czas przychodziły, wiedziałam jednak, że na pewno nie były one od mamy. Ona nigdy nie wysyłała SMSów, więc nie musiałam się martwić, że ją olewałam.

Wsłuchiwałam się w żałosną ciszę, która zakłócana była przez uderzanie kropel deszczu o szybę. Zwykle ten dźwięk mnie niesamowicie uspokajał, jednak w tamtym momencie miałam niezmierną ochotę wsadzić sobie zatyczki w uszy.

- Zamknij się już - warknęłam w stronę okna. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, co i do czego to powiedziałam. - Boże, jaka ja jestem głupia!

Rękawem granatowej marynarki przetarłam nos, a potem zrzuciłam z siebie ubranie, które wylądowało obok nogi mojego łóżka. To samo poczyniłam z marchewkowym krawatem i mokrą białą koszulą. W samym staniku i spódnicy ułożyłam się płasko na materacu, tępo wpatrując się w sufit, do którego poprzyklejane były fluorescencyjne gwiazdki, które układały się w gwiazdozbiór Skorpiona.

- Co za beznadzieja - podsumowałam, wgapiając się w zielone punkciki, które z każdą kolejną chwilą stawały się coraz to wyraźniejsze.

Telefon przez cały ten czas nie przestawał buczeć na drewnianym blacie. Miałam ochotę wyrzucić urządzenie przez okno, a jeszcze wcześniej zablokować numer osoby, która nie dawała mi spokoju już od ponad dziesięciu minut. Miałam ogromną nadzieję, że temu człowiekowi już wkrótce skończy się możliwość wysyłania darmowych SMSów.

W tym samym czasie drzwi wejściowe przeraźliwie zaskrzeczały.

Oby to nie był pijany Arnold, który znów pomylił mieszkania - pomyślałam, nasłuchując kroków w korytarzu. Nie miałam już siły na dyskutowanie z nim, że wszedł do złego domu.

Jednak każdy kolejny krok w głąb mieszkania coraz to bardziej utwierdzał mnie w przekonaniu, że mama wróciła do domu. Gdyby nie to charakterystyczne przeskakiwanie w kolanie, które już z daleka było dla mnie słyszalne, musiałabym wyjrzeć i sprawdzić kto panoszył mi się po domu.

Klamka do mojego pokoju poruszyła się. Miałam niecałe trzy sekundy na reakcję. Musiałam jak najszybciej ukryć to, że płakałam oraz znaleźć podręcznik do matematyki, z którego miałam uczyć się do mojego nibysprawdzianu. Głowę natychmiast wcisnęłam pod jedną z poduszek. Chociaż miałam wymówkę, że zasnęłam przed nauką, a makijaż rozmazał mi się podczas snu. Tak, to brzmiało w miarę sensownie, jak na plan ułożony w mniej nieco ponad dwie sekundy.

- Blair, uczysz się? - Matka otworzyła drzwi, a potem weszła do środka. - Czy ty śpisz?

- Co? - Udałam zaspaną, patrząc na rudowłosą kobietę przymrużonymi oczami. - Musiało mi się przysnąć, kiedy zrobiłam sobie przerwę od nauki.

Cholera, tak świetnie udawałam, że sama bym sobie uwierzyła.

- Ach tak? - Mój plecak głośno opadł na ziemię. - Ciekawe czego się uczyłaś, skoro zostawiłaś plecak w szpitalu?

- No wiesz... - jasny chuj - zrobiłam już sobie wcześniej notatki w brudnopisie.

- Jasne, bo ci uwierzę - pokiwała głową z dezaprobatą.

- Wizyta u lekarza coś pomogła? - Próbowałam zmienić temat.

- Samo spotkanie z kardiologiem magicznie mi nie pomogło. Zobaczymy, jak będzie, po wzięciu nowych leków od arytmii, które mi przepisał.

- To dobrze - pokiwałam głową i odwróciłam się do matki tyłem, spoglądając z "zainteresowaniem" w okno. - A coś poza tym?

- Widziałam po drodze młodego Grahama. Siedział na ławce w parku jak struty. Wiesz coś o tym?

- Nie wiem, nie widziałam się z nim - udałam głupią. Po chwili jednak zaciekawiona zapytałam. - A rozmawiałaś z nim?

- Nie, coś ewidentnie go gryzło, a ja nie zamierzałam mieszać się w nie swoje sprawy - westchnęła, przysiadając na obrotowym krzesełku przy biurku. - Chociaż ty powinnaś.

- Co? Dlaczego ja? - Podniosłam się ze swojego miejsca i z niemałym zaskoczeniem spojrzałam na kobietę. - Z jakiej racji miałabym się zamartwiać problemami Grahama?

- Może dlatego, że się przyjaźnicie? - Odpowiedziała pytaniem na pytanie, wbijając we mnie swój intensywny wzrok.

- Nie przyjaźnimy się - mruknęłam, zawieszając wzrok na chwilę na kącie, w którym stała gitara, na której jeszcze nie udało mi się zagrać, pomimo że już kilka dobrych lat stała u mnie w pokoju.

- Tak? Mnie się wydaje zupełnie co innego.

- Źle ci się wydaje - odwarknęłam niemiło i skopałam kołdrę w róg łóżka.

- Czyli źle wydaje mi się też to, że przeryczałaś już drugą godzinę przez tego dzieciaka od Grahamów, a on wygląda na mocno tym poruszonego, bo dziś nawet nie spojrzał na mnie spod byka, mówiąc mi wymuszone i grzeczne "dzień dobry"?

Jasny gwint.

- Tak - pokiwałam głową i wstałam, by poszukać wygodniejszych ubrań na przebranie. Omijałam ją szerokim łukiem i uważałam, by nawet przez przypadek nie spojrzeć w jej stronę. Wtedy już zupełnie rozsypałabym się.

- Blair Ferguson, spójrz na mnie.

- Czemu tak oficjalnie? - Spytałam, grzebiąc zawzięcie w szafie.

- Nawet mnie nie denerwuj, dziecko.

- Ale o co ci chodzi!? - Bluzę, którą trzymałam w ręku, ze złością odrzuciłam na łóżko. - W ogóle nie obchodzą mnie jego problemy ani on! Mam to wszystko głęboko gdzieś!

- O co się pokłóciliście? - Założyła ręce na piersi, nie ustępując.

- Dlaczego raptem teraz zaczął cię interesować Douglas? - Zmarszczyłam brwi.

- Chcę wiedzieć co dzieje się u przyjaciół mojej córki.

- Ostatnim razem jak z tobą o nich rozmawiałam, to nie byłaś taka chętna, by ich poznawać. Uważałaś, że nie są dla mnie odpowiedni - przypomniałam.

- Dlatego się pytam.

- Daj spokój - machnęłam ręką, dając jej znak, by wreszcie odpuściła.

- Blair.

- To on spieprzył, a nie ja! To, że teraz ma wyrzuty sumienia to nie moja wina! A nawet dobrze, że go zżerają. Może się nauczy na przyszłość, że ludziom takim jak ja nie łże się w żywe oczy, bo potem ponosi się konsekwencje!

- Zrobił ci tym przykrość?

- Nie! Mnie zupełnie nie jest przykro! Ani trochę! - Wykrzykiwałam, machając rękoma. - Po prostu się na nim zawiodłam. Niepotrzebnie mu zaufałam. Tylko mnie to boli. Odrobinkę.

Koszmarnie mocno.

- Blair...

- Zabolało mnie to jak jasna cholera - szepnęłam, rzucając się na łóżko, a twarz ukrywając w poduszkach.

- Okłamał cię? - Rudowłosa kobieta wstała ze skrzypiącego krzesła i podeszła w moją stronę. Usiadła na skraju łóżka i delikatnie głaskała mnie po plecach w momencie, kiedy ja próbowałam się nie rozpłakać.

Osiemset pięćdziesiąt dwa plus czterysta dwadzieścia pięć.

Tysiąc dwieście siedemdziesiąt siedem.

Tysiąc dwieście siedemdziesiąt siedem plus siedemset dwadzieścia sześć.

Dwa tysiące trzy.

Dwa tysiące trzy plus dwieście czterdzieści sześć.

Dwa tysiące dwieście czterdzieści dziewięć.

Dwa tysiące dwieście czterdzieści dziewięć minus osiemset dwadzieścia trzy.

Tysiąc czterysta dwadzieścia sześć.

Podobno, kiedy człowiek dodawał i odejmował od siebie jakieś kosmicznie duże liczby, to podczas obliczeń ciężej pracowała lewa półkula mózgu, a prawa odpowiedzialna między innymi za przetwarzanie emocji zostawała gdzieś w tyle zapomniana.

Cóż, podziałało.

Moje cisnące się coraz to szybciej do oczu łzy zostały zahamowane.

- Wiesz, że Sebastian tak naprawdę nie wyjechał na długo do Londynu na studia?

- Nie? - Jej głos wydawał się niezwykle zaskoczony, tak jakby usłyszała, że jednorożce istnieją, a z ich łupieżu powstaje kolorowa posypka do babeczek. - Gdzie ten cholerny chłopak tyle się podziewał?

Dźwignęłam się na łokcie i popatrzyłam jej w oczy.

- W sali taty. Graham kazał mu się do mnie nie odzywać, bo podobno "pamiętał przez jakie piekło przechodziłam" i "nie chciał, bym ponownie się męczyła i była smutna" - pokręciłam z niedowierzaniem głową. To brzmiało niesamowicie absurdalnie. - Nikt nie zapytał się mnie o zdanie, a to również i mojej osoby dotyczyło!

- Nie wierzę, że to powiem, ale chyba zgadzam się z Douglasem.

- Mamo!

- Dziecko, ten chłopak nie pomyślał o sobie, chciał ci pomóc - próbowała mówić spokojnie. - Miał rację, mówiąc to wszystko.

- Mamo, ale on się w ogóle nie liczył z moim zdaniem! - Skarżyłam się.

- A czy Sebastian nie jest w pełni świadomym dorosłym człowiekiem, który wie, co jest dla niego odpowiednie, a co nie? Raptem wtedy zachciało mu się słuchać młodszego brata? Blair, zastanów się, oni się wręcz nie trawili. Każdy z nich wieszał na drugim psy. Słyszałam, jak ten młodszy skarżył się do Thomasa, a starszy tobie, jaki ten drugi nie jest zły i beznadziejny. Gdyby mu faktycznie zależało, to w głębokim poważaniu miałby to, co sądzi ten dzieciak. Przeszlibyście przez to wszystko razem. Owszem, Douglas mylił się z tym, że po raz kolejny będziesz to wszystko tak przeżywać i będziesz delikatna. Jesteś naprawdę twardą dziewczyną, zacięłabyś zęby i walczyła do końca, wspierając go. Ale to on jako jedyny z tego felernego rodzeństwa nie pomyślał tylko i wyłącznie o sobie, chciał ochronić twój tyłek, pomimo że dla niego też nie było to najłatwiejsze. I wciąż nie jest.

- Mamo! To jest Douglas Graham! On nigdy, niczego nie robi bezinteresownie! Ty go nie lubisz, pamiętasz?! To ten denerwujący, szkodny dzieciak z bogatego osiedla, który zatruwał nam całe popołudnia przez kilka dobrych lat minimum trzy razy w tygodniu! Już zapomniałaś, jak cię denerwował?! - Wstałam z łóżka i zaczęłam krążyć po pokoju, pozwalając całej złości wypłynąć na zewnątrz. - Ja się z tym chłopakiem nawet nie lubię! Gdyby nie to, że razem gramy w zespole, to wciąż wyzywalibyśmy się średnio co drugą przerwę w szkole!

- To dlaczego gracie razem? Skoro tak go nie lubisz, to po co spędzacie ze sobą tyle czasu? Na pewno razem zdecydowaliście się na stworzenie zespołu - przypomniała mi, zdejmując z siebie brązowy kardigan. Widocznie zagotowała się przez dyskusję ze mną.

Zatrzymałam się przy jednej ze ścian, do której poprzyczepiane miałam przeróżne zdjęcia. Jedno z nich przedstawiało LIW, kiedy zagraliśmy swoją pierwszą piosenkę w telewizji. Pomyślałam, że dobrym pomysłem będzie wydrukowanie tego idiotycznego zdjęcia i przyklejenie je sobie na ścianie.

Wpieprzyliśmy się razem w niezłe gówno, Graham.

- Bo ja też nie byłam fair w stosunku do niego - szepnęłam, zrywając z ciemnej ściany fotografię. Bez jakiegokolwiek zawahania wrzuciłam je do pierwszej, lepszej szuflady w biurku.

- Nie mam pojęcia, co wy najlepszego zrobiliście, ale chyba lepiej dla mnie będzie, jak się nie zapytam. Wolę żyć spokojnie w niewiedzy - wstała z łóżka, po czym na ręku zawiesiła sobie sweter. - Pogadaliście ze sobą o tym?

- Niby o czym? Że jest pieprzonym kłamcą i podczas tylu rozmów nawet nie zająknął się na ten temat? Nie. Skończyłam już z nim - pokręciłam szybko głową, wyrzucając z głowy myśli, które obwiniały mnie za to, że nie dałam mu dojść do słowa.

- Pogadajcie ze sobą, milczenie niczego nie naprawi, a jedynie pogorszy. Wyjaśnijcie to sobie.

- Nie ma czego - powiedziałam twardo. - Ja i Douglas Graham to skończony temat.

Rudowłosa uśmiechnęła się delikatnie pod nosem.

- Ty i on, huh?

- Wiesz, o co mi chodzi...

- Dajcie sobie szansę. Ten dzieciak jest jednym z niewielu, którym zależy na tobie.

- Przypominam ci, że to ten sam chłopak, który...

- Który sprawia, że moje dziecko jest szczęśliwe - na krótki moment przymknęła oczy, biorąc głęboki wdech. O nie, wzruszała się. - Nawet jeśli jest to młody Graham. Jestem twoją matką, zależy mi na tobie cholernie mocno i chcę, by spotykało cię wszystko, co najlepsze.

Ferguson, nie becz. Ty się nie wzruszasz.

- Wiem, że jako matka jestem okropna i nie czujesz ode mnie żadnego wsparcia. Wiem, że straciłaś do mnie zaufanie, a u ciebie nie jest je łatwo odzyskać z powrotem. Ale nie chcę, żebyś została z tym wszystkim sama. Nikt nie zasługuje na to, nawet najgorszy wróg. Każdy potrzebuje w życiu swojego przewodnika, który będzie z nami zawsze, pomimo wszystko. Może nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, ale wiesz, że ten blondwłosy gówniarz staje na głowie, byś była szczęśliwa?

- Douglas? - Zmarszczyłam brwi, przysiadając na obrotowym krześle.

- Przed każdym waszym wyjazdem przychodzi do mnie do sklepu i informuje mnie, że na następny dzień wyjeżdżacie. Mówi, że ja w tej kwestii nie mam nic do powiedzenia i powinnam ci wreszcie dać spełniać swoje marzenia. Thomas tak chciał, a ja nie powinnam się do tego wtrącać. Więc proszę, daję ci to.

Szybko potarłam kącik oka, w którym kręciła się łza.

- Widziałam was w telewizji. Tam zachowujesz się zupełnie inaczej, jesteś kimś zupełnie innym. Moje przygaszone, marudne dziecko gdzieś znika na te kilka minut. Nikt ci nie dał tyle szczęścia, co banda tych dzieciaków. Daj im szansę. Daj ją jemu, bo już drugi raz taka osoba może nie pojawić się w twoim życiu, Blair.

- A jeśli znowu mnie zrani? Ja nie chcę dawać mu szansy, jeśli on nie weźmie jej sobie do serca.

- Wtedy nie dożyje następnego poranka. Douglas Graham to porządny człowiek, tak mówił Thomas. Ufał mu, traktował jak syna, a on przecież zawsze potrafił dostrzec tę iskierkę w drugim człowieku.

- Zawsze ufałam tacie i jego słowom... - zacisnęłam szczękę i popatrzyłam na szufladę, w której leżało zamknięte zdjęcie. - Zrobię to dla taty. Ale tylko ten jedyny raz. Jeśli mnie zawiedzie, to Graham mnie popamięta.

- I to mi się podoba - uśmiechnęła się kobieta i podeszła do drzwi. Stojąc do mnie plecami, nacisnęła klamkę. - Czasami warto dać komuś ryzykowną szansę. Ja dałam ją twojemu ojcu i mnie nie zawiódł.

- Tata był wyjątkowy - powiedziałam cicho, smutno uśmiechając się, kiedy przed oczami dostrzegłam jego obraz. - Jedyny w swoim rodzaju.

- On też taki dla ciebie będzie, jeśli spojrzysz na niego inaczej i go wysłuchasz.

Zatrzasnęła za sobą drzwi, a w moim pokoju wreszcie nastąpiła cisza, zakłócana jedynie przez dźwięk padającego deszczu, który ewidentnie stracił już na swojej sile.

- I do jasnej anielki odczytaj te cholerne SMSy, bo zaraz szlag mnie trafi, jeśli jeszcze raz usłyszę, że twój telefon buczy na szafce nocnej!

Zaśmiałam się delikatnie pod nosem i wstałam, by je odczytać.

Pięćdziesiąt nieodczytanych wiadomości od Very.

Dwadzieścia siedem nieodczytanych wiadomości od Basila.

Cztery nieodczytane wiadomości od Grahama.

Od: Douglas

Błagam cię, porozmawiajmy. To dla mnie też nie jest łatwy temat.

Proszę cię, Ferguson. Jedna rozmowa. Potem, jeśli tylko będziesz chciała to dam ci spokój. Pozwól mi spróbować to wszystko wytłumaczyć. Daj mi szansę.

Zagrajmy w grę. Dlaczego nie chcesz dać mi szansy? Czemu wciąż jesteś do mnie uprzedzona?

Będę czekać, aż zbierzesz siły na rozmowę. Nie chcę w taki sposób tego kończyć. W razie czego wiesz, gdzie mieszkam.




Heloł!
Niespodziewany zwrot akcji, Eva Ferguson staje po Douglasowej stronie mocy. Powiem tylko tyle, że zbliżamy bardzo dużymi krokami do mojej wyśnionej (dosłownie) sceny GAWOS. Do zobaczenia wkrótce!

x AdeenaAithne

Twitter: @/viniacze #GAWOS
Tik Tok: @/doopasheya #GAWOS #goawaywithoursong
~ 2,2k słów


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top