Rozdział 30. Psychopata z piłą mechaniczną.

Od: Graham

Podwieźć cię?

Do: Graham

Nie, dzięki. Dam radę dotrzeć sama na SS'y.

To chyba była najgłupsza wiadomość jaką kiedykolwiek wysłałam. Powoli zbliżał się już listopad, a ja, genialna Blair Ferguson wybrałam się na wieczorny spacer. Po pierdolonych SS'ach. Wieczorem. Sama. Przez las. Kiedy jest cholernie zimno i ciemno.

Nagrodę dla największej, bezmyślnej idiotki dekady otrzymuje Blair Ferguson! Gratulujemy tak wysokiego wyniku w dziecinie bycia głupim, liczymy, że za kolejne dziesięć lat również otrzymasz tę nagrodę, jeśli nie zaczniesz wreszcie poprawnie rozumować – pomyślałam i jeszcze trochę podgłosiłam muzykę, która grała w moich słuchawkach. To też było mało mądre zachowanie. Nie słyszałam kompletnie nic. Żadnego wiatru, przez który szeleściły suche liście, odgłosu hukającej sowy, żadnych kroków zbliżającego się w moją stronę psychopaty z piłą mechaniczną, który chciał odrąbać mi łeb, a potem zawiesić na najbliższym drzewie resztę mojego ciała. 

Perkusja oraz gitara elektryczna z "Last Resort" sprawiała, że zaczynałam powoli głuchnąć. No trudno, umrę, ale chociaż z zajebistym kawałkiem, który do ostatnich sekund mojego marnego życia dudnić miał mi w uszach.

Powoli zaczynałam już dostrzegać światło, które paliło się w siedzibie LIW. Jednak od mojego miejsca docelowego brakowało jeszcze ponad trzysta metrów. To była idealna odległość, by napaść na kogoś i zabić go. Nagle poczułam na moim karku lodowate palce. Wrzasnęłam zlękniona i odwróciłam się do tyłu, by po raz ostatni spojrzeć mojemu mordercy w oczy.

To chyba jakieś żarty.

– Casey?! Pojebało cię!? – Krzyknęłam i zdjęłam z uszu słuchawki. – Mało przez ciebie nie zeszłam na zawał!

Zarechotał głośno i zdjął z głowy kaptur od siwej bluzy.

– To nie jest zabawne – mruknęłam, próbując się uspokoić.

Serce podeszło mi do gardła. Pierdolony idiota.

– Wołałem i darłem się jak opętany, żebyś na mnie poczekała. Ty nic nie słyszałaś, więc musiałem posunąć się do tak radykalnych kroków, które w tym momencie nie koniecznie należały do najprzyjemniejszych – chłopak zrównał ze mną krok. – Veronica wysłała mnie, żebym bezpiecznie doprowadził cię do chatki.

– Dałabym radę dotrzeć tam sama – zapewniłam go. – Ale dziękuje za chęci.

Przejście tej drogi z Basilem u boku okazało się wyjątkowo przyjemne. Cały czas gadał o jakichś pierdołach z większym lub mniejszym sensem. Buzia w ogóle mu się nie zamykała.

– Uwaga, ostrzegam cię przed Valem – szepnął, kiedy staliśmy przed rozpadającymi się schodkami do domu. Posłałam mu pytające spojrzenie, a ten kontynuował. – Jeśli nie jest już wystarczająco podpity, to będzie cholernie nieprzyjemny.

– On ogólnie jest straszną marudą, a gadałam z nim raptem przez chwilę przed występami tydzień temu.

Chłopak prychnął i machnął ręką w taki sposób, jakby to, co przed sekundą powiedziałam, nie miało znaczenia.

– Wtedy to już był trochę podpity i tryskał energią oraz dobrym humorem.

– On cały czas chodzi tak pod wpływem alkoholu? – Zmarszczyłam brwi, słysząc słowa ciemnowłosego.

– Ta, to stary alkoholik. Ma tak mocny łeb i pije tyle, że pobija nawet mnie, a to jest wyczyn, serio – parsknął, po czym nacisnął na klamkę, otworzył drzwi i ruchem ręki wskazał, bym przeszła przez nie pierwsza.

LIW miało strasznie dziwnych znajomych, którzy powoli stawali się również i moimi.

Po całym pomieszczeniu już od samego wejścia po podłodze walały się miliony, tryliony pustych, w pół pustych i pełnych butelek z piwem. Nawet wdepnęłam w śmierdzącą chmielem kałużę. Westchnęłam teatralnie i dla własnego oraz mojej kurtki bezpieczeństwa, odwiesiłam ją na wieszak, który zwykle olewałam. Po pokoju krzątała się umęczona Vera, która starała się na bieżąco zbierać śmieci. Coś marnie jej to wychodziło albo po prostu miała już dość. Różowowłosa posłała mi lekki, zmęczony uśmiech i wróciła do zbierania szkła do skrzynki.

Śmierdziało tam jak w pieprzonej gorzelni.

Na kanapie leżał rozwalony, jak żaba na liściu Graham, którego wciąż poszkodowana ręka oparta była o zagłówek. Nie miał już na nim opatrunku, ponieważ opuchlizna już praktycznie zeszła z palców. Pozostawały one jednak bez zmian sine. Na prowizorycznym biurku zaraz obok wieży z pudełek po pizzy siedział za to Moron ze swoją białą gitarą, poobklejaną różnymi naklejkami. Jego czarna, lekko za duża koszula w zielono-czerwoną kratkę była rozpięta, a jego blada pierś pokryta była rysunkami wykonanymi czarnym tuszem. Motyl, którego wzór na skrzydłach układach się w czaszkę, wpatrywał się we mnie, a po moim karku przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Czułam się dość dziwnie i odwróciłam szybko wzrok. W tle z głośnika, który najwyraźniej ktoś z nich musiał tutaj przytachać, leciała jakaś piosenka, której wcześniej nie słyszałam. Czarnowłosy przygrywał na gitarze, dodając utworowi rockowe wstawki.

Trust me she won't notice / No she won't see the photos / I'll wipe your make up off my face before I head on over / Trust me it's our secret / No one knows believe me / I'll take it to my grave, I won't say nothing, not a thing* – wychrypiał blondyn, a jego głos wydawał się niezwykle przymulony, jakby senny.

Jego słowa oraz wykonawcy utworu zlewały mi się w jedną, niedbałą masę.

So love me / And touch me / You can just say nothing / I'll read your mind / Yeah I'm so high / Lost in your eyes / When we're fucking / So love me / And touch me / You can just say nothing / I'll read your mind / Yeah I'm so high / Lost in your eyes / When we're fucking* – Valentine dołączył się w outrze, wygrywając przy tym ostry, wydający się bardziej metalowy niż rockowy riff.

Kiedy chłopcy zakończyli swój mały koncert, ciemnooki machnął z moją stronę i zmienił swoją pozycję na kanapie, bym usiadła razem z nim. Val mruknął coś tylko pod nosem i otworzył sobie kolejne dwa piwa, zahaczając kapslami o siebie. Z jednej zaczęła wylewać się cierpka piana, więc Moron szybko przyłożył sobie brzeg szyjki do ust i zaczął spijać ją w ekspresowym tempie. Resztki alkoholu zaczęły lecieć mu po brodzie i skapywać na tatuaż z motylem.

Zrobiłam skwaszoną minę i spojrzałam w stronę Douglasa, którego wyraz twarzy również nie wydawał się zadowolony.

– Która to już butelka? – Zapytałam cicho, kiedy czarnowłosy zeskoczył na ziemię, lekko zachwiał się na nogach i zaczął grzebać przy głośniku, zupełnie nie zwracając na nas uwagi.

– Nie mam bladego pojęcia, przestałem liczyć po 7, bo mi się znudziło – wzruszył ramionami i chwycił.

– Lepiej ty się pochwal, ile wypiłeś – nagle nad nami pojawiła się Veronica, której pomagał Basil oczywiście w zbieraniu śmieci.

– Ja? Dwa, bo nie chlam jak świnia – uśmiechnął się wrednie w stronę niebieskookiego.

– Przepraszam bardzo, ja staram się dotrzymać mu towarzystwa w przeciwieństwie do was.

– Przy okazji żłopiąc hektolitrami to piwsko, co wali i smakuje jak szczyny – wtrąciła się Vera i uderzyła przyjaciela w ramię.

– Mówiłam, żeby wziąć Peta – fuknęłam w ich stronę najciszej, jak tylko potrafiłam. Przez chwilę myślałam, że mnie nie usłyszeli.

– A ja was słyszę – prychnął nieprzyjemnie ciemnooki, odwracając się od głośnika. – Nie jestem aż taki głupi, jak sobie myślicie.

Jasna cholera.

– Jak wam coś nie pasuje, to w każdej chwili Pete może wam pomóc. Uwierzcie mi, że nie jestem tutaj z przyjemności tylko z musu.

– Musu?

– Tak – powiedział Graham. – Kryłem cię, jak policja zaczęła przeszukiwać twój samochód. Jesteś pierdolonym alkoholikiem, którym cholernie się brzydzę, ale nie mogę zapomnieć, jakie masz umiejętności w grze na gitarze.

– Dou, opowiedz lepiej Blair, jak go kryłeś – zarechotał Casey i usiadł obok mnie na podłokietniku.

– Myślę, że to jest jej zbędne...

– To ja opowiem! – Zgłosił się na ochotnika Bas. – Douglas wracał kiedyś z LiLi ich gównobusem i zatrzymała ich policja. Wszyscy byli w cholerę obsrani, bo nie wiem, czy wiesz, ale członkowie tego zespołu nieźle lubują się we wciąganiu koki, którą akurat idioci trzymali w schowku. Tak się obsrali, że Moron włożył Grahamowi w gacie dwa woreczki z koką.

– Dosłownie w gacie – dodała Butler. – Douglas miał w majtkach kokainę.

Blondyn na wtrącenie dziewczyny zaśmiał się w głos.

– To było cholernie dziwne uczucie, kiedy po tyłku smyrał cię zimny plastik z nielegalną zawartością. Nigdy nie widziałem tak bardzo zestresowanego Morona i Petera.

– Dobra, zamknijcie mordy. Ruda już przylazła, zaczynajmy, bo nie zamierzam spędzić z wami całego wieczoru. Mam plany.

– Pewnie idzie na dziwki – prychnął niebieskooki. – To jego piątkowy rytuał. Inni leżą na kanapie i oglądają durne seriale, a Val się pieprzy przed telewizorem.

Czarnowłosy chłopak uśmiechnął się wrednie i skrzyżował na piersi ręce.

– Uwierz mi, że uwielbiam jebać się z twoją matką, kiedy w tle leci jakaś turecka telenowela.

Basil nie wytrzymał i rzucił w znajomego jedną ze swoich pałeczek, stuknęła cicho jego policzek i spadła na ziemię.

– Jeszcze jedno słowo, kutasie, a drugą pałkę wsadzę ci w dupę tak głęboko, że jej główka wyjdzie ci, kurwa, dziurką od nosa! – Krzyknął rozeźlony chłopak.

– Mówisz, że kutas? – Zielonooki podniósł jedną brew, a na jego ustach pojawił się jeszcze bardziej chamski uśmieszek. Miał on na pewno coś jeszcze do dodania.

– Ja pierdolę, zamknijcie się już! – Wrzasnęła Vera, która była zezłoszczona do granic możliwości, o czym świadczyła jej podczerwieniona twarz. – Przysięgam, że was zaraz pozabijam. Nic nie robicie, tylko pierdolicie kocopoły, śpiewacie okropne piosenki, śmiecicie i zachowujecie się jak świnie wypuszczone z chlewa! Nienawidzę was wszystkich, najchętniej to bym was powiesiła na suchej gałęzi! Nic tylko łażę i za wami sprzątam, żeby to miejsce nie wyglądało jak burdel, w którym Valentine jest tak częstym gościem, jak Basil w KFC! Albo zaczniecie grać, albo ja wychodzę i nie wracam!

Wszyscy w milczeniu patrzyliśmy na różowowłosą. Nawet Moron patrzył na nią z zaciekawieniem.

– Kurwa, wiedziałem, że lesbijki są ostrzejsze w obyciu, ale żeby aż tak?

– Morda! – Graham rzucił w Vala poduszką, którą ten sprawnie złapał.

Wszyscy w milczeniu udaliśmy się do swoich instrumentów, jedynie Basil szturchnął "niechcący" gitarzystę LiLi, kiedy podszedł, by zabrać z podłogi pałeczkę. Wygodnie rozsiadłam się na kanapie i zaczęłam przyglądać się znajomym. Nawet brązowooki zza kanapy wyjął futerał, a z niego swoją czerwoną gitarę, za której widokiem zaczynałam już powoli tęsknić.

– Ty zamierzasz  na tym grać? – Wskazałam na instrument, a moje brwi powędrowały nienaturalnie wysoko.

– No? A co? – Czarny pasek przełożył sobie przez głowę i ułożył swoje cacko w wygodnej dla niego pozycji.

– Zapomniałeś już, co ostatnio zrobiłeś z palcami? Mam ci przypomnieć, co?

– Jezus nie przeżywaj tego, jak mrówka ciążę, Ferguson. Nie będę grał żadnej ważnej części. Po prostu będę sobie brzdąkał w niektórych momentach, gdzie będzie potrzebne – odpowiedział spokojnym głosem.

– Jak tylko jutro zobaczę, że twoje palce wyglądają inaczej, gorzej, to przysięgam ci, że nie ręczę za siebie. Kumasz to?

– Kumam, kumam – pokiwał lekceważąco głową, wznosząc swoje oczu ku górze.

– Zaczynamy od Black Betty? – Zapytał znienacka Casey.

– Możemy – zgodziłam się i zaczęłam przeszukiwać swój mózg, by odnaleźć w nim tekst piosenki.

Niebieskooki ułożył swoją nogę na stopce, która zaczęła uderzać w bęben basowy, a zaraz po nim dołączył się Moron i Veronica na basie, który dodaliśmy do utworu. Potem rozbrzmiały talerze. Dźwięki gitar były coraz to mocniejsze, aż w pewnym momencie Bas silnie uderzył swoją pałeczką w jeden z bębnów. Zaczęłam śpiewać, a Douglas robił za mój wokal wspierający. Widziałam, jak cholernie nosiło go, by też coś zagrać. Jednak hamował się. Nie wiedziałam czy wziął do serca moje słowa, palce wciąż go bolały, czy po prostu nie chciał im się wcinać i przeszkadzać.

Bardzo dobrze Graham, głupota musi kosztować.


* Night Drive - HENRY

Witam w Sylwestra! Udało mi się napisać już jeden rozdział, jeśli jeszcze mi się uda, to coś może pojawić się w okolicach północy. Trzymajcie się cieplutko, spodziewajcie się aktualizacji playlisty do GAWOS!

x AdeenaAithne

Twitter: @/viniacze #GAWOS
Tik Tok: @/doopasheya #GAWOS #goawaywithoursong
~ 1,8k słów 



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top