[6] Everything

Od: Allie

Gdzie wczoraj zniknęłaś?


„Nie mogłam Cię znaleźć, a mama do mnie wydzwaniała."


Sobota była długa.

Moi rodzice nie spali, gdy wróciłam z imprezy i zobaczyli mnie w opłakanym stanie. Oczywiście chciałam wcisnąć im historyjkę o napadnięciu, ale jedyne, co straciłam to moją godność i prawego buta.

Uziemili mnie na cały tydzień i nie sprawiało mi to problemu, naprawdę. Ta przygoda nauczyła mnie, że tutaj imprezują trochę inaczej.. I nie będę musiała używać kiepskich wymówek w najbliższy weekend.

W niedziele zakułam większość kodeksu, a sobotę zaplanowała mi mama. Musiałam wysprzątać cały dom, gdy ona z tatą poszli do teatru, a potem musiałam dokończyć rozpakowywanie. To drugie planowałam zrobić, ale nie, gdy będę mieć kaca moralnego i będę zasypiać na stojąco. Tak to była najlepsza kara, jaką mogli wymyślić.

Ominęłam poniedziałkowe zajęcia, żeby to wszystko odespać i znaleźć dobre kłamstwa, którymi muszę napchać moich ukochanych znajomych, którzy pozwolili mi zapaść się pod ziemie i nie martwili się o mnie. Tak są wyjątkowi.

Wtorek. Pobudka o godzinie szóstej. Szybki prysznic i podstawowy makijaż, bez którego nie ruszam się z domu (tak mnie choroba modnych dziewczyn nie ominęła, ciężko jest się ruszyć bez makijażu). Zjadłam lekkie śniadanie i wróciłam do pokoju szukając czegoś na dzisiejszy dzień w szkole. Postawiłam na czarne rurki i luźną, białą koszulę, którą zapięłam do przedostatniego guzika. Włosy zostawiłam rozpuszczone i po zabraniu wszystkich rzeczy wróciłam do kuchni.

-Możemy jechać? -Tata pokręcił głową i stanowczym tonem zawołał moją siostrę, która jak zwykle zamierzała się spóźnić. Nie dzisiaj krasnalu..

~*~

-Hej ludzie. -Usiadłam przy stoliku z tacą na lunch na stałym miejscu obok Allie.

-Nasza zguba. Martwiliśmy się. –Pierwszy odezwał się Ben.

-Zapewne. -Pokręciłam głową i otworzyłam sałatkę owocową, którą dostałam od kobiety w fartuchu.

-No może nie tak bardzo, jak Nash..

-Co z nim? –Ściągnęłam brwi czekając na odpowiedź.

-Był trochę zmartwiony jak zmyłaś się nie mówiąc ani słowa.

-Tak głupio wyszło. –Nie jestem aż tak dobrym kłamcą, więc spuściłam głowę w dół, aby nie mogli odczytać nic z mojej twarzy.

-Wydzwaniał do nas.

-Naprawdę? -W odpowiedzi Suzie wskazała widelcem stolik Cameron'a. Nash siedział tam wpatrując się we mnie z nietkniętym posiłkiem przed sobą. –Wpaaadka. –Zanuciłam i nie wykazując większego zainteresowania, odwróciłam się do reszty.

-Idzie tu. -Rosie schowała twarz we włosach, zwinnie wyskoczyła z ławki i odeszła od stolika.

-Czy ona?

-Tak. -Nie mogę jej winić, że podoba jej się Nash, gdybym mogła się z nim umówić..  zrobiłabym to. Mimo dużej kolekcji wad, miał w sobie coś.. Co mnie intrygowało.

-Ann.

-Nash. -Powiedziałam poważnym tonem, chcąc rozluźnić jego podejście przez nutę rozbawienia, jaką dodałam do jego imienia.

-Zniknęłaś.

-Tak, późno było. –Odpowiedziałam obojętnie.

-Nie mogłaś poczekać przez chwilę? Miałem Cię odwieźć.

*-Zostań tutaj Ann nie wyglądasz najlepiej. Pójdę po samochód.

-Ale co mi jest? –Zachichotałam, aby za chwilę potknąć się o własne nogi.

-Chyba się zjarałaś.

-Co zrobiłam? -Z moich ust wyszedł kolejny niekontrolowany chichot.

Poczułam ciepło na brzuchu, gdy jakiś mężczyzna wymiotował na moją sukienkę.

-Co do cholery? -Straciłam zainteresowanie brunetem i odepchnęłam od siebie klęczącego mężczyznę.

-Przepraszam naprawdę. Przepraszam. -Kolejne wymiociny znalazły się na podłodze.

-Ohyda. -Chustkami leżącymi na stole starłam z siebie zawartość żołądka tego kolesia, pogarszając przez to sprawę. Jeszcze przez ten nieprzyjemny zapach w moim gardle pojawiła się nieprzyjemna gula.

-Muszę to zaprać. -Mruknęłam.

-Zaraz tu będę, nie ruszaj się stąd. -Powiedział Nash i przepychając się przez tańczące pary ruszył w stronę wyjścia.

-Muszę to zaprać. -Powiedziałam do siebie, zapominając o wszystkim innym.

Byłam cała w wymiocinach. Moja piękna czarna sukienka była cała ubrudzona i nie byłam pewna, kogo to wina. Na pewno sama bym się nie obrzygała i w dodatku wypiłam tylko trochę piwa.*

-Ann?

-Tak. -Ocknęłam się z kolejnego wspomnienia piątkowej imprezy. W niedziele pamiętałam już większość sytuacji z wieczoru i.. -Chcesz pogadać pewnie o czymś innym niż mój powrót, dobrze myślę?

-Nie – zmarszczył brwi i pokręcił głową. –A o czym? -Wstałam z krzesła i idąc w kierunku blatu ze sztućcami myślałam nad odpowiedzią. Oparłam się o blat i wpatrując się w moich znajomych nabrałam odwagi.

-Nie wiem, o tobie?

-O mnie? -Mimo odległości dzielącej mnie i Allie wyczuwałam między nią a Dean'em pewien rodzaj napięcia. Możliwe, że na imprezie stało się coś więcej niż moja wpadka.

-Wiesz, o czym mówię? –Zapytałam w końcu.

-Byłem pijany i nie pamiętam większości. Jeśli gadałem jakieś bzdury, to przepraszam. -Nash paplał jakieś przeprosiny, gdy ja byłam bardziej zajęta, dwójką siedzącą przy moim stoliku. -Dobrze, że Cię nie odwiozłem. Najlepiej zapomnijmy o tej imprezie, o wszystkim, co się działo.. To było głupie i niepotrzebne.. -Dopiero te słowa wywołały jakiekolwiek zainteresowanie z mojej strony.

-O wszystkim?

-Wszystkim. -Pokiwałam głową na znak zrozumienia i wzięłam jednorazowy widelec. Poczułam ucisk w sercu jak przy pierwszym zerwaniu. Odwróciłam się od niego chcąc ukryć łzy rozżalenia.

-Masz racje, wszystko, co się działo było błędem..

Czy ktoś, kogo znam tak krótko, ma siłę, aby tak bardzo zranić moje głupie serce?

*-Ann? Ann! Wszystko okej?

-Tak, lekko zakręciło mi się w głowie.

-Pokaż się. -Spojrzałam w jego piękne oczy, a on kosmyk moich włosów zahaczył o ucho. Opuszkiem palców musnął mój polik, potem ramię, obojczyk. -Jesteś piękna.

Schylił się w moją stronę i położył ciepłe usta na moich. Zagotowało się we mnie i czując lekkie mrowienie w dole brzucha mocniej przycisnęłam go do siebie. Zanim do czegoś doszło drzwi otworzył Ben z jakimś chłopakiem, którego trzymał za rękę. Nie odsunęłam się od chłopaka i jeszcze przez chwilę stałam tam patrząc się na jego usta.

-Przepraszamy, nasza wina. -Ben z niekrytym alkoholowym chichotem wycofał się przez szklane drzwi.

-Nic się nie stało. -Jego ciepły oddech owiał moje policzki i zapragnęłam go bardziej, ale coś w mojej głowie, kazało mi oddalić się od tego domu i tej imprezy jak najdalej. Na nieszczęście ja nigdy nie słucham się swoich myśli i jeszcze raz pozwoliłam sobie musnąć usta chłopaka.*

O wszystkim..

a/n:
(na zdjęciu: rzucona Ann :C )
I jak się podoba akcja? Zaczynam się przywiązywać do Ann i trochę zmieniłam kierunek tego opowiadania 😚 na początku myślałam o czymś typu bad boy, bo już dawno chciałam napisać takie opowiadanie, ale jakoś nie mogę się przełamać i z Nash'em chciałam stworzyć coś bardziej realistycznego :D mam nadzieję, że nieźle mi idzie?

Czytasz? Zostaw po sobie jakiś ślad :*

jutro następny xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top