[33] Coward
Wszyscy ocierają się o mnie i czuje się wyjątkowo niekomfortowo. Mam tylko nadzieję, że to nie psuje efektów mojego tańca. Starałam się robić to jak najbardziej seksownie. Nie to, że szukałam chłopaka na jeden raz, ale chciałam być przez kogoś adorowana. Kian ostatnio ma na głowie strasznie dużo spraw, związanych ze szkołą i studiami, bo musi wszystko poprawić, by dostać się do lepszej szkoły, a Nash.. To Nash. Jednego dnia nie pragnie nikogo, tylko mnie, a następnego wydaję się, że jestem jego największym wrogiem.
Kolejny raz niby przypadkiem, ktoś otarł się o mój tyłek. Postanowiłam to zignorować, ale odsunęłam się kawałek dalej. W końcu w tym niekończącym się tłumie znalazłam Allie przytuloną do jakiegoś bruneta. Moim pierwszym odruchem było oderwać go od niej i pobić, ale wtedy uświadomiłam sobie, że to Cameron.
Cameron tu był! Wytrzeszczyłam oczy w przerażaniu i zaczęłam się wycofywać z tłumu i spiesząc do toalety. Jeśli Cameron tu było, to jestem pewna, że Nash też.
-Przepraszam. -Powiedziałam, gdy wpadłam na drobną osóbkę. Delikatny uśmiech wpłynął na jej kobieco zarysowane usta, które były zbyt znajome. Czarne włosy zakręcone w bujną czuprynę na czubku głowy i te oczy, których nie dało się pomylić z nikim innym. Coraz szybciej wycofywałam się chcąc uciec przed tym tłumem. Zdawało mi się, że każdy patrzy na mniej jak na smaczny kąsek. Czułam się jak w szóstej klasie, kiedy musiałam wystąpić przed całą szkołą i zapomniałam tekstu. Stałam wgapiona w jeden punkt na końcu sali, a moi rówieśnicy patrzyli się na mnie i czekali aż coś powiem.
Byłam obserwowana z każdej strony. Musiałam być.
Ludzie zaczynali mi bić prawo, gdy przechodziłam przez korytarz następnego dnia. Znowu miałam dwanaście lat i jedyne czego pragnęłam to zniknąć z pola widzenia. Nie byłam jak Allie czy Kian, którzy przez całe życie byli lubiani przez każdego..
Powietrze w moich płucach stawało się coraz trudniejsze do wypuszczenia. Powoli zaczynałam mieć atak paniki.
Zamknęłam się w jednej z kabin i starałam się wyrównać mój puls. Allie musiała wiedzieć, że oni tu będą i wszystko bezczelne zaplanowała, ale chyba nie była świadoma, że i Tina tu będzie.
Ktoś walnął w moje drzwi, na co podskoczyłam, ale poskutkowało tym, że wyszłam z kabiny przepuszczając skąpo ubraną nastolatkę. Umyłam ręce chłodną wodą, aby rumieńce z moich polików zniknęły. Oczy świeciły się od wypitego alkoholu, a moje wcześniej idealnie ułożone włosy wyglądały jakby przeszło po nich tornado. Uratowałam, co z nich zostało i wzięłam kilka odprężających oddechów.
Czemu ja nie mogę się świetnie bawić, skoro on to robi? I to z osobą, z którą się tylko przyjaźni.
Oni będą się świetnie bawić, całować, tańczyć, pić alkohol, a ja mam zostać w łazience do końca wieczoru? Mam znowu uciec nie żegnając się z Allie? Czy po prostu wrócić na sale i dobrze się bawić?
Zdecydowałam się na ostatnią opcję. Uśmiechnięta wyszłam z toalety i skierowałam się do baru, żeby zamówić kolejnego shot'a, którego o dziwo sprzedali mi bez zbędnych pytań. Kiedy cierpki alkohol przelał się przez moje gardło, wróciłam do tańca.
Teraz już trochę odważniej poruszałam biodrami w ryt muzyki, porywając za sobą kolejne osoby. Zdarzyło mi się tańczyć z kilkoma dziewczynami, a żeby podgrzać atmosferę z nimi tańczyłam o wiele bardziej erotycznie. Przez taniec alkohol wyparowywał szybciej niż bym tego chciała i kiedy trochę przytomniałam zamawiałam sobie kolejne drinki, nie martwiąc się ile będę musiała zapłacić. Teraz to nie miało najmniejszego znaczenia.
Widziałam Tinę tańczącą z Brent'em i Allie z Cameron'em. Kilka razy przeleciał mi też Hayes i Carter, chłopaki nie mieli nikogo na stałe, więc podrywali najróżniejsze dziewczyny. Kiedy z jedną im nie wychodziło, szli do skąpiej ubranej. Nie przejmowałam się niczym. To była moja chwila i miała trwać. Kian czy Nash, Nash czy Kian niech oni prześpią się ze sobą! Śmiałam się ze swoich myśli, kiedy przechodziłam między jedną, a drugą grupką pijanych osób.
„I co teraz?" Zapytała moja podświadomość, kiedy skończyła mi się kasa. Pierwszym pomysłem było wyrwanie jakiegoś bogatego gościa, ale nikogo takiego nie widziałam. Usiadłam, więc przy barze i czekałam aż coś się stanie i się doczekałam.
Koło mnie usiadł Nash, który wyglądał na nieco rozmazanego przez alkohol buzujący w moim ciele.
Wyglądał bardzo kusząco. Czarne rurki ukazujące rąbek jego bokserek, a do tego zwykła biała bluzka z palmami z dość sporymi wycięciami. Nagle to ja zapragnęłam pocałować jego, zwalając wszystko na alkohol.
-Chcesz iść do domu?
-Chcę kolejnego drinka. -Odpowiedziałam kokieterie.
-Jeśli dosiądziesz się do naszego stolika. -Negocjował ze mną.
-Do tej dziwki? -Odpowiedziałam z jadem. -Podziękuję. -I nagle cała chęć na chłopaka opuściła moje ciało. Czy ja naprawdę tak ją nazwałam.. Nie poznaje siebie.
Pokręciłam głową, aby pozbyć się wszystkich negatywnych myśli.
-Do mnie. -Przyciągnął mnie do swojej klatki piersiowej. Zaczęłam przyglądać się jego pięknym tęczówką, które były mało widoczne przez rozszerzone źrenice. Moje też musiały być wielkości złotówek, bo mimo wszystko chciałam go tylko dla siebie. Pragnęłam i to bardzo mocno.
Bez uprzedzenia wpiłam się w jego gorzkie usta, a ręka wpadła w jego miękkie włosy. On mnie tez pragnął. Staliśmy tak przy barze całując się z namiętnością, co jakiś czas zaciągając się imprezowym powietrzem. Moje poliki musiały być czerwone od temperatury w pomieszczeniu oraz od sytuacji, która między nami zaistniała. Przyciągał mnie jak magnes i naprawdę trudno było mi się od niego oderwać.
-Przepraszam. -Powiedział pierwszy. Zawsze to robił, nie ważne, co zrobił i czy to było jego wina.
-Przepraszam. -Odpowiedziałam tym samym i znowu pocałowałam go jak za pierwszym razem. -Teraz mogę iść do domu.
~*~
Ostatnim razem, kiedy weszliśmy z Nash'em do mojego domu moi rodzice kłócili się. Tym razem w mieszkaniu panowała nieskalana cisza. Pociągnęłam Nash'a do swojego pokoju i wcześniej zamieniając sukienkę na luźną bluzkę położyłam się obok niego. Chłopak przykrył nas kołdrą i delikatnie pocałował mnie w czoło.
Mój słodki Nash. Był tylko mój i nigdy nie powinnam w to wątpić.
Kocham Cię. Pomyślałam i z tymi słowami na końcu języka usnęłam.
Obudził mnie słodki pocałunek w usta. W głowie czułam pulsujący ból, a pęcherz miałam więcej niż pełny. Nash obok mnie uśmiechał się szeroko, co było najpiękniejszym widokiem na świecie. Słońce wychodzące zza żaluzji padające na jego zaspaną twarz anioła.
-Niedługo będę musiał iść mój skarbie. -Znowu pocałował mnie w spierzchnięte usta. Jak on to robił, że z samego rana wyglądał jak grecki bóg, a ja jak nieokrzesana wieśniaczka? I to jeszcze ze złym oddechem..
-Zaraz zrobię nam jakieś śniadanie. -Przytaknął i oparł głowę na poduszkach. -W tym czasie możesz się iść wykąpać. Ręcznik leży na pralce, a moja szczoteczkę jest w pierwszej szufladzie po lewo, różowa.
Wstałam i mimo bólu głowy poszłam najpierw do łazienki, a potem do kuchni po proszki i aby przyrządzić coś do jedzenia. Była sobota rano, zaraz sobota po południu, jeśli zegarek na mikrofalówce mnie nie oszukuje, a mojego taty już nie było. Jest druga po południu i zaraz powinnam zbierać się do pracy. Zrobiłam moje popisowe omlety i do tego wycisnęłam świeży sok z pomarańczy.
-Powinienem częściej u ciebie nocować. -Kolejny omlet zniknął z jego talerza. -To było pyszne. -Z brudnymi ustami dał mi causa. -Odprowadzę Cię do pracy. Idź się szykuj.
-Wow pamiętałeś! -Zaśmiałam się, kiedy Nash zaczął mnie gonić, po całym mieszkaniu.
-Zdarzyło mi się tylko raz.
-I o raz za dużo!
Wszystko spakowałam i byłam gotowa do wyjścia. Z dłonią okrytą większą cieplejszą dłonią Nash, wyszłam z wielkiego gmachu i skierowałam się w dobrze znanym mi kierunku.
-Odbiorę Cię po pracy i zabiorę na randkę.
-Zgoda, tylko chce wynegocjować trzydzieści minut na kąpiel po pracy. -Założyłam okulary, kiedy zza chmur wyszło słońce i powodowało mocniejszy ból głowy.
-Przystanę na dwadzieścia, nie możesz tak marnować wody. -Szturchnęłam go w ramie.
Chłopak pożegnał mnie całusem przygotowując na ciężki dzień w pracy. Głowa cały czas pulsowała, a ujadające psy wcale tego nie ułatwiały. Dzisiaj wyjątkowo miałam ochotę je wszystkie uśpić. Matt starał się nie dawać mi zbyt przemęczających, rzeczy, bo widział mój stan i nie chciał mnie dołować najgorszymi zadaniami.
Niedługo przed dwudziestą gabinet był zamykany, więc wynegocjowałam z nim, że wyjdę wcześniej, a odpracuję to innym razem. Matt był taki kochany, że przystał na tą decyzje i już trochę bardziej szczęśliwsza wróciłam do domu.
~*~
-Gdzie mnie zabierasz?
-Powtarzasz się.
-To mi odpowiedz!
-Na koniec świata. -Cmoknął mnie w policzek.
-Przed północą muszę być w domu.
-To może kino? -Pokiwałam głową z uśmiechem. Już chciałam skręcać w odpowiednią stronę, kiedy on poprowadził mnie w zupełnie innym kierunku.
-Czy kino nie jest tam? -Wskazałam przeciwną stronę, do której szliśmy.
-Zależy, jakie kino. -Spojrzałam się na niego jak na idiotę, ale dłużej nie dyskutując na pomniejsze tematy, pozwoliłam mu się zabrać w kolejne magiczne miejsce. On miał tyle pomysłów, tyle czułości i jak udało mu się być samemu tak długo?
W końcu doszliśmy do jego domu i stwierdziłam, że chodziło mu o zwykły telewizor i my dwoje migdalących się w ciemnym pomieszczeniu. Serio Nash? Netflix?
Zaśmiałam się na tą myśl, a lekko zdezorientowany chłopak posłał mi zdziwione spojrzenie. Nash przeszedł salon, który był jeszcze ciemniejszym, bo nie oświetlały go żadne latarnie i wyprowadził mnie na ogród. Na jednym z drzew wywieszony był biały materiał, a parę metrów przed nim stał projektor.
-I jak?
-O matko... -Zaparło mi dech w piersiach i to kolejny raz przez tego chłopaka, na którego cały czas krzyczałam. -To jest..
-Świetne? Boskie? Nash jesteś najlepszy?
-Tak, tak, niee -Przeciągnęłam obdarzając go spojrzeniem typu "nie przeginaj".
Obciągnęłam do dołu bluzkę, która podwinęła się, kiedy siadałam na leżaku. Nash włączył film i zaproponował mi M&M, które przyjęłam z ogromną chęcią.
Zupełnie nie byłam skupiona na tandetnym romansie, który wybrał, ale ta jego zadowolona mina była zwyczajnie rozbrajająca.
-Skąd wziąłeś projektor?
-Tak wyglądała pierwsza randka moich rodziców i mój tata go nigdy nie wyrzucił. -Pokiwałam głową. Teraz była kolej na dwa słowa, które tak długo siedziały we mnie.
-Nash..
-Hm. -Spojrzał na mnie tymi swoimi błękitnymi oczami.
-To piękne, dziękuję. -Iiii stchórzyłam.
a/n:
kolejny rozdział przyszedł mi z łatwością, więc specjalnie dzisiaj go dodaję :D chce jeszcze przed urodzinami skończyć to opowiadanie :D więc przewiduję natłok rozdziałów w najbliższych tygodniach :D Nasi kochani znowu razem <3
czytasz? zostaw po sobie ślad :3
do następnego xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top