[28] New vet

Potem wszystko działo się zbyt szybko. Wzrok trójki znajomych został utkwiony we mnie, a ja nie wiedziałam, gdzie mam zawiesić swój.

Szarpnęłam ręką, a zaskoczony moją reakcją Nash puścił mnie. Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam iść coraz szybciej i szybciej.

-Ann, gdzie ty idziesz? –Allie stawiając duże kroki szła za mną. Oprócz stukotu jej czarnych pantofelków słyszałam jeszcze jedne kroki o wiele cięższych stóp.

-Chce się po prostu przejść, dajcie mi spokój!

-Znowu uciekasz!

-Ja nigdzie nie uciekam, Allie. Idę się przejść.

-Mieliśmy porozmawiać! –Nash odzyskał głos.

-Rozmawiamy!

-Wcale nie.

Nagle stanęłam prosto, pozwalając wpaść na siebie Nash'owi.

-Dobrze mów! –Odwróciłam się w jego kierunku. –Dlaczego chciałeś, żebym wyszła ze stołówki? –Żadne słowo nie pojawiło się na jego ładnie wykrojonych ustach. –Czemu nie odzywałeś się do mnie przez tydzień? –Znowu milczał. –Czy to ma coś wspólnego z Tiną?

-Skąd ty...

-Ptaszek wyćwierkał!

-Ann..

-Ja rozumiem Nash. Tylko słowo, a nigdy więcej mnie nie zobaczysz...

-Musiałem to przemyśleć. –Zaczął się tłumaczyć.

-I?

-Ja... Ja...

-To, po co do mnie dzwoniłeś?

-Żeby... Chciałem... Ja... –Brunet niemiłosiernie się jąkał, co sprawiało, że jeszcze bardziej się zagotowałam.

-Zapomnij. –Warknęłam jak na zwierzę. Tym razem ja chciałam, aby on zapomniał. Tak jak ja powinnam zapomnieć o naszym pocałunku. To nie miało sensu, skoro on... Skoro on nie umiał zdecydować. Ja dla niego zdecydowałam i nie chce żałować mojej decyzji, ale skoro on wybrał inaczej.

Nikt nie starał się mnie zatrzymać. Nikt nie ważył się ponownie wypowiedzieć mojego imienia. Wyszłam z budynku, którego nikt nie pilnował. Zapominając o wszystkich rzeczach, które zostały w szafce, oprócz telefonu, który ciążył mi w kieszeni. Nie wiem, gdzie moja podróż miała swój kres, ale chciałam iść. Uciec, gdzieś, gdzie nikt mnie nie znajdzie.

W końcu po godzinnym błąkaniu się po nieznanych mi ulicach doszłam do dobrze znanego mi bloku. Wyglądał tak pięknie i drogo na tle popękanej ulicy i wymalowanych murów przez ulicznych artystów. Weszłam do środka, gdzie panował chłód i nawet portier przy drzwiach wyglądał na zdołowanego. Moje serce pękło, a wszystkie jego dziury wypełniła złość i chęć zemsty, a gdy już myślałam, że gorzej być nie może, w domu przywitało mnie warczenie mamy i niepotrzebne słowa taty. Łzy pojawiały się na moich polikach tak szybko jak słowa wypływały z ust moich rodziców, a każde z nich raniło jeszcze bardziej.

-Gdyby nie Anna już dawno bym od Ciebie odeszła!

-Idź droga wolna! Idź do swojego kochanka!

-Widzisz skarbie, zawsze Ci powtarzam, że musisz być niezależną osobą.

-Nie mieszaj jej w to. –Mój tata pociągnął swoją żonę do tyłu, za co dostał z pięści w klatkę piersiową. Moja mama zaczęła krzyczeć na niego i raz po razie uderzała mojego tatę. On tylko stał tam i ukrywał łzy, które zbierały się pod jego powiekami. Złapał moją mamę za ręce i przytulił ją do siebie. Teraz mogłam zobaczyć tylko jak jej barki poruszając się w nieregularnym rytmie. Ciche pochlipywanie mojej mamy powoli ustawało razem z głosem mojego taty, który kołysał kobietę jak małe dziecko.

-Idź już do pokoju. –Tata szepnął w moim kierunku, a ja od razu go posłuchałam. Oni nigdy nie widzieli jak ja się czuję, czego ja chcę... Po prostu nie rozumieli mnie i nie chcieli słyszeć, że coś w moim życiu dzieje się nie tak jak tego oczekują. Zawsze są tylko ich problemy i moja wiecznie idealna siostra.

~*~

Dochodziła godzina czwarta popołudniu, kiedy zebrałam się w sobie i wstałam z łóżka. Poprawiłam makijaż, który zmył się przez słoną ciecz i założyłam na siebie nieco luźniejsze ubranie. Zakluczyłam dom, w którym odbiło się echo, gdy chciałam poinformować domowników, że wychodzę. Na miejsce dojechałam metrem, którym dostałam się niemal pod drzwi budynku, gdzie znajdował się gabinet. Zamknęłam na chwilę oczy i z szerokim uśmiechem przeszłam przez próg. Dzwoneczek poinformował pracownika, że ktoś wszedł do środka.

-Dzień dobry, jestem...

-Ann. –Miły blondyn wyszedł zza lady. –Matt. –Chłopak wyciągnął do mnie ręką i śmiesznie poruszał brwiami.

-Miło mi. –Z mojego serca spadł głaz, gdy dowiedziałam się, że ktoś odwróci moją uwagę od normalnego życia, zwykłą pogadanką czy opowieściami o sobie.

-Tata Allie zaraz powinien tutaj przyjść. –Jak na zawołanie z jednego z pokoi wyszedł mężczyzna z siwizną na brodzie.

-Niech pies przyjmuje leki z posiłkiem, dwie tabletki raz dziennie. Radzę dobrze wymieszać, bo psy zawsze wyczuwają podstęp. –Starsza kobieta uszczypnęła pana Leoyda w polik.

-Oj Jack, ten pies już jest za stary na podejrzenia.

-Dzień dobry. –Grzecznie przywitałam się z dwójką starszych ode mnie ludzi i pomogłam starszej kobiecie przytrzymać jamnika, kiedy ona zakładała kurtkę.

-Ann, już myślałem, że nie przyjdziesz.

-Dlaczego, proszę pana?

-Allie coś mi napomknęła. Mów mi Jack i tak czuje się staro. –Spojrzał na mnie jak na poważną osobę i wręczył jakieś kartki. Chciałabym mieć taki kontakt z rodzicami jak Allie, ona mówi im wszystko, a oni zawsze potrafią znaleźć rozwiązanie pasujące obydwu stronom. –Tutaj są leki, które trzeba zamówić. -Zaczął mówić o pracy. Nareszcie! Nie, to że coś, ale wolałam, gdy obca osoba nie wiedziała o moim życiu towarzyskim. -Allie mówiła, że jesteś odpowiedzialną osobą, więc Ci ufam. Matt też jest stażystą tylko jemu nie płacę. –Uśmiech zagościł pod siwizną doktora. –Jeśli nie będziesz zła, płacę omówimy po dzisiejszym dniu, bo chcę żebyś była w stu procentach pewna, że chcesz tutaj pracować. Nie będziesz siedzieć tylko przy biurku, czeka Cię też czyszczenie klatek i robienie mniejszych zastrzyków czy pomoc przy operacjach. Mam nadzieję, że masz o tym jakieś pojęcie?

-Tak chciałabym studiować weterynarię.

-To cudownie. Zajmij się teraz tymi papierami, Matt Ci pomoże.

-Dobrze dziękuje. –Szybko usiadłam przy biurku i z pomocą nowo poznanego chłopaka zamówiłam wszystkie potrzebne rzeczy bez jakiejkolwiek pomyłki. Staliśmy w sali operacyjnej, kiedy spytałam się o kolejne zadanie młodego pracownika.

-Masz takie śliczne rączki, że dziś posprzątam za Ciebie klatki, a ty zajmij się tym chłopakiem, który wszedł do gabinetu. Gdyby to było coś poważnego wołaj mnie, a przybiegnę. –Zalotny uśmiech zagościł na twarzy blondyna i zaraz zniknął za drzwiami pokoju, w którym znajdowało się wiele zwierząt po operacjach.

-W czym mogę pomóc? – Zadałam to pytanie przechodząc przez drzwi. –Kian? –Zapytałam, gdy chłopak z małym szczeniakiem na rękach wstał, aby się przywitać.

-Ann? Od kiedy tu pracujesz? –Spytał zdziwiony.

-Od dzisiaj.

-To nie wiem, czy powinienem oddawać mojego pupilka w twoje ręce. –Zażartował.

-Aż tak nieudolna nie jestem. To, co zrobić dla Ciebie i kolegi.

-To jest dama, jak możesz tak ją obrażać? Czy ty masz jakieś kwalifikacje? Policja! –Nadal ze mnie szydził, a ja nagrodziłam go szczerym śmiechem.

-Nie wygłupiaj się, bo mnie naprawdę wyrzucą!

-Zamrugasz oczkami i padną. –Podszedł do mnie bliżej, a ja zrobiłam krok w tył jak wystraszony szczeniak. –Chciałbym założyć kartę dla młodej... Lipi.

-Lipi? Czy ty masz pozwolenie na znęcanie się nad zwierzętami?

-A ty jak byś ją nazwała?

-Dama.

-Dama? Zabierzcie ją ode mnie! –Wskazał na mnie palcem i zaczął głośno rechotać.

-To słodkie imię. –Wykłócałam się z nim.

-Okej! Niech będzie Dama, ale jak psy będą z niej szydzić!

-Nie będą. –Wzięłam jedną kartę szczepień, która leżała w szafce i zaczęłam ją uzupełniać, danymi, które podawał mi Kian. –Trzeba ją zaszczepić na wściekliznę. –Weszłam na chwilę za drzwi, aby zawołać Matt'a, który sprawnie przygotował wszystko na szczepienie. Zaaplikował dawkę małej Damie, która pisnęła cichutko. Potem dał jej coś na odrobaczanie i przepisał witaminy dla małego szczeniaka. Matt instruował mnie we wszystkim, żebym szybciej mogła się nauczyć i samemu wykonywać mniejsze zadania.

-Może wpadniesz do mnie na imprezę w sobotę, zaczyna się o 18. –Kian zatrzymał się na wejściu, żeby zadać mi to pytanie.

-Do 19 pracuję.

-To możesz przyjść po.

-Niech będzie. –W końcu potrzebuję trochę rozrywki po tym całym tygodniu, który jeszcze się nie skończył.

-A żeby zawrzeć pokój zapraszam też Nash'a. –Powiedział na odchodne i nie zdążyłam nawet wycofać się z tej imprezy... Jednak nie będzie tak fajnie jakbym chciała.

Niedługo przed dziewiątą wieczorem, tata Allie wezwał mnie do siebie by uzgodnić warunki zatrudnienia. Nie mogłam pracować na cały etat, przez szkołę, ale uzgodniliśmy, że będę przychodzić cztery razy w tygodniu na cztery godzin i wynagrodzenie za ten czas też bardzo mi się podobało. W wakacje będę mogła pracować sześć razy w tygodniu, więc naprawdę ucieszyłam się z tej informacji.

-Hej Ann, odprowadzić Cię? –Młody weterynarz otworzył przede mną drzwi i gdy pokiwałam głową poszedł za mną w kierunku metra. Matt opowiedział mi o sobie i gabinecie pana Jack'a. Chłopak musiał odbyć darmowe praktyki, dlatego pomaga mężczyźnie. Wydawał się być naprawę ciekawym chłopakiem i mieszkał dwie przecznice od mojego domu. Czemu do tej pory go nie spotkałam?

-To widzimy się w czwartek.

-Do czwartku. –Pożegnałam się z nim i wjechałam windą na ósme piętro. Moich rodziców nadal nie było, a w tym niewielkim pomieszczeniu było tak ciemno, że aż podskoczyłam, gdy na kanapie zobaczyłam wysoką postać.

-Nash?! Co ty tutaj robisz? Jak się tu dostałeś? –Zaczęłam od pierwszych pytań, które nasunęły się na język. Już nie wspomnę o tym, że siedział w całkowitej ciemności.

-Twoja mama mnie wpuściła, jest w sypialni.

-Czego chcesz? –Użyłam najmniej przyjemny głos, jaki istniał. Nie wiedziałam, czy powinnam być na niego zła czy mu odpuścić. W końcu nie zrobił nic złego... zakochał się tylko w nie odpowiednej osobie.

-Chce spróbować Ann.

-Spróbować, czego? Mam kilka polskich przysmaków... Może Ci się spodobają. –Zaczęłam odwracać kota ogonem.

-Ann proszę. –Pokiwałam głową, kiedy w głowie rozmyślałam nad planem ucieczki. –Chociaż chodź ze mną na koncert. W ten piątek. –Uginam się po każdej jego wpadce i nawet teraz chciałam... spróbować.

-Pójdziemy na imprezę do Kian'a? -Zapytałam.

-Zrobię wszystko. –Szczerze się uśmiechnął i ruszył w moim kierunku. –Jeszcze raz przepraszam. –Podchodził coraz bliżej mnie, a ja z każdym jego krokiem cofałam się w tył.

-Nic już nie mów. –Chciałam zakończyć ten temat, gdy nagle poczułam zimną ścianę za moimi plecami.

-Będę Ci to powtarzać codziennie. –Odpowiedział. Jego usta przywarły do moich i jak zwykle oddałam się chwili. Nash kurczowo złapał mnie za biodra i przyciągnął do siebie, coraz bardziej pogłębiając pocałunek.

-Chcesz zostać? I.... i obejrzeć jakiś film?

-Tak. –Pokazał rządek zębów, który zaraz zastąpił cwany uśmiech. –Ja wybieram.

-Nie ma szans!

-Ty wybierasz same żałosne filmy. –Objął mnie ramieniem, kiedy razem szliśmy w kierunku mojego pokoju.

-Ja wybieram klasyki. –Uniosłam ręce do góry.

-Taak.. co będzie dzisiaj? Opętanie? Naznaczony?

-Rozumiem, że się boisz.

-Pewnie! -Ironizował. –Ja Cię obronię.

-No jasne. Mój bohaterze! –Udawałam, że tracę równowagę.

W końcu nie wybraliśmy żadnego filmu i pół nocy przegadaliśmy jak starzy znajomi. Tego wieczoru Nash był dla mnie kimś więcej niż chłopakiem czy przyjacielem. Pozwolił mi się wygadać ze sprawą z rodzicami i opowiedział trochę o swoich. Powinnam poruszyć kilka drażliwych tematów, ale cichy głosik w głowie kazał mi je zignorować.

Chłopak wpatrywał się we mnie jak w obrazek i wcale mnie to nie peszyło. Chciałam mu się podobać, lubiłam to jak mnie podziwiał i teraz nic nie stało nam na drodze. Ten wieczór był nasz. I tylko nasz.

a/n:

ale wam dowaliłam :D w końcu rozdział ma ręce i nogi i niedługo kolejne problemy dwójki nastolatków :D jak macie jakieś pytania to zadawajcie! na pewno odpowiem :3

czytasz? zostaw po sobie ślad xx

do następnego :*


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top