[23] Snow
-Jak jeździsz!! —Mężczyzna w wieku mojego taty zajechał mi właśnie drogę i prawie wywalając na twardy śnieg... Ale tak, to była moja wina.
-Idiota! —Odkrzyknęłam pamiętając, że moi rodzice kręcą się gdzieś na stoku.
-Ale mu dowaliłaś dziewczyno!
Allie sprawnie sunęła obok mnie na nartach. Miała na sobie urocze różowe spodnie narciarskie i zwykły polar, bo nie było na tyle zimno by zakładać kurtę, a do tego na głowie miała czapkę z pomponem wielkości pięści.
Jeździłyśmy dobre dwie godziny i powoli moje nogi domagały się odpoczynku.
-Ostatni zjazd i idziemy na herbatę. —Ustawiłam się w kolejce do wjazdu i przepychana przez ludzi w końcu dostałam się do bramek.
-Trafiłyśmy na dobrą pogodę. —Pokiwałam głową, na znak zgody i przesunęłam się dalej, aby zapiąć deskę na nodze. —Gonimy się na dół?
-Dawaj! —Złapałam rękę, Allie, aby się podciągnąć i skierowałam deskę w dół stoku, kiedy jakiś chłopak wjechał we mnie, wywalając tym na siebie. Nie mogłam zobaczyć jego twarzy, gdy czarne plamki pojawiły mi się przed oczami, jedynie udało mi się dojrzeć blond końcówki na jego włosach.
-Nic Ci nie jest?! —Ktoś ciągnął mnie za ramie i delikatnie poklepywał po poliku. Czułam nieprzyjemny ucisk na lewej nodze i modliłam się, aby nie była złamana.
-Moja noga. —Wydyszałam przez zaciśnięte zęby.
-O przepraszam. —Poczułam wielką ulgę, gdy zabrał swoją deskę z mojej i pomógł mi usiąść. —Ann? Nie myślałem, że spotkamy się na stoku. —Do moich oczu doszedł wyraźny obraz Kian'a w kurtce moro i okularach.
-Kim ty jesteś? —Starałam się utrzymać poważną minę, kiedy ze zmarszczonymi oczami przyglądałam się chłopakowi. —Gdzie ja jestem?
-Matko Ann, nie rób sobie żartów!
-Ann? Kto to jest? —Zapytałam lekko przekręcając głowę na bok. Oczy chłopaka były większe od spodków i nie mogłam już wytrzymać tej napiętej sytuacji. Odchyliłam się do tyłu z głośnym śmiechem, który wywołał zmieszanie u mojego kompana. —Twoja mina... —Mówiłam dusząc się śmiechem. —Była... Po prostu bezcenna. —Trzymałam się za brzuch, który zaczynał mnie boleć.
-To nie było śmieszne! —Kian zgarnął trochę śniegu i rzucił go na mnie.
-Nie mogłam wpaść na lepszy pomysł...
-Chyba na głupszy! Serio moje serce stanęło.
-Przepraszam. —Nadal się śmiejąc chciałam przytulić się do Kian'a, który nie pozwalając się dotknąć, odpychał mnie przy każdej próbie. Aż w końcu i on zaczął się śmiać. —To, co?
-Co, co?
-Jedziemy na dół?
-Jedziemy.
Z pomocą chłopaka, wstałam z zapiętą deską i uważnie się rozglądając zaczęłam zjeżdżać na dół. Ból w nodze jeszcze trochę pulsował, ale nie mogłam pokazać po sobie słabości. Za to chciałam popisać się przed chłopakiem, wszystkimi sztuczkami, jakich dotychczas udało mi się nauczyć. Muszę przyznać, że Kian radził sobie lepiej ode mnie i skutecznie omijał wszystkich nieostrożnych narciarzy.
-Jak długo tu zostajesz? —Spytałam, gdy dojeżdżaliśmy do końca trasy.
-Do przyszłego tygodnia, a ty?
-Tylko na weekend.
-Może wyjdziemy dzisiaj na miasto? Pokaże Ci kilka miejsc.
-Jestem tutaj z Allie.
-Nikt nie zabrania jej iść z nami.
-No to zgoda. —Zajechałam chłopakowi drogę, tak, aby udało mi się go przewalić.
Starania poszły na marne, gdy chłopak wyminął mnie i dojechał do wyjścia ładnie kończąc hamowaniem. Zwęziłam oczy, aby pokazać moje niezadowolenie i przejechałam obok niego. Ze śmiechem ruszył za mną do parkingu, gdzie chciałam zostawić resztę rzeczy. Mój tata siedział w wypożyczonym samochodzie i czytał coś na tablecie w pełnym stroju na narty.
Zostawiłam deskę i zmieniłam buty, po czym złapałam plecak, w którym miałam telefon i pieniądze. Zanim ruszyłam w stronę karczmy, przed którą czekał na mnie blond włosy chłopak, sprawdziłam jak wielkiego siniaka udało mu się zrobić na mojej biednej nodze... Był ogromny! Żeby trochę złagodzić mój humor grzecznie otworzył mi drzwi i puścił przodem.
-Ann, co tak długo? —Brunetka prawie zwaliła mnie z nóg na samym wejściu.
-Miałam niemały wypadek. —Wskazałam na chłopaka, który bez uśmiechu patrzył się na moją przyjaciółkę.
-Dawno nie gadaliśmy. —W końcu posłał jej delikatny uśmiech, a ja, żeby przerwać niezręczną ciszę pociągnęłam ich do stolika.
-Mam ochotę na coś kalorycznego... —Przeglądałam kartę dań z samymi dziwnymi potrawami aż w końcu znalazłam stronę z deserami. —A wy?
-Nie jestem głodna.
-Ja też nie.
-Dobra. Będę jeść sama...
~*~
-Czyżbym przed wyjściem powinna usłyszeć kolejną historyjkę? —Przewróciłam oczami, wchodząc do pokoju mojej przyjaciółki.
-Nie, a czemu?
-Tak się upewniam. —Wróciłam do siebie, aby założyć czystą koszulkę i sprawdzić telefon czy rodzice nie chcieli się ze mną skontaktować. Mieszkali obok w pokoju, ale i tak musieli wiedzieć, co dokładnie robię i myślę... Z kubkiem herbaty i telefonem wyszłam na mały balkon i odblokowałam ekran. Mała jedynka przy kopercie świeciła się jak nigdy wcześniej. Cichy głosik w głowie kazał mi wyrzucić telefon przez barierkę i przez chwilę zastanawiałam się nad tym pomysłem, ale w końcu zdecydowałam się ją otworzyć. „Od: Nash" Nie mogłam przestać patrzeć się na to jedno słowo na ekranie.
"Przepraszam"
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top