[1] Day 1
Listopad. Środek semestru. Nowa szkoła, do której przenieśli mnie rodzice.
Niechętnie przenieśliśmy się z Polski do LA (znaczy, tylko ja nie chciałam ruszać się z miejsca), tata dostał pracę, a mama pomagała w domu, więc nie miała trudności z zostawieniem wszystkiego za sobą. Z większością rodziny i tak nie mieliśmy kontaktu.
W odróżnieniu do mnie, mama z tatą i młodszą siostrą cieszyli się z ciepła oraz wiecznego słońca.
Zawsze chciałam polecieć do USA, ale nie myślałam o zamieszkaniu tam. W zeszłe wakacje starałam się o wizę, ponieważ chciałam odwiedzić moją internetową przyjaciółkę i poległam.. To, że tata dostał tam pracę było szczęśliwy zbiegiem okoliczności.
Leniwie podniosłam plecak z podłogi i bez śniadania ruszyłam w stronę drzwi. Wsiadłam do samochodu taty i po niecałych piętnastu minutach znalazłam się pod masywną budowlą z białymi ścianami. Dookoła było zielono, przez, co miejsce wyglądało na przyjemniejsze, ale wszystko niszczył fakt, że jest to szkoła. Nie odpowiadało mi jeżdżenie z tatą każdego dnia, ale do póki nie dostanę tutaj prawa jazdy nie mam, na, co liczyć. A wczesne pobudki i poranny bieg na autobus, też nie wydawały się dobrym pomysłem.
-Nie wpadaj w kłopoty Anno.
-Mogliście pomyśleć nad zmienieniem mi imienia. -Zaśmiałam się, kolejny raz uświadamiając tacie, że nie chce tu być.
-Anno, proszę Cię, chociaż się postaraj. -Ruchem ręki zrobiłam aureolę nad głową i wysiadłam z samochodu.
Od razu weszłam do pierwszych drzwi z prawej strony, z napisem „sekretariat". Niska brunetka siedziała za mahoniowym biurkiem i zacięcie stukała w klawisze krótkimi palcami. Gdy delikatnie chrząknęłam, by zwrócić na siebie uwagę zza drzwi wychyliła się dyrektorka i z firmowym uśmiechem przywitała się ze mną.
-Miło nam gościć tu uczennicę z Polski. Nie miałam jeszcze okazji uczyć kogoś stamtąd. Bardzo się cieszę z naszej współpracy. –Tyle fałszu od dyrektorki nie słyszałam od podstawówki. Kiedy to złamałam nogę na przerwie między lekcjami i nasza dyrektorka, stara Mirena, przez kolejne dni pytała się o mnie i obdarzała mnie długimi monologami zaczynając od „jak mi przykro" i „mam nadzieję, że czujesz się lepiej" -Masz tu kogoś, kto oprowadzi Cię po szkole?
-Tak, jedną znajomą. –Powiedziałam z prawdą. Kilka lat temu wysłała mi maila na tumblr, że podoba jej się mój blog i słowo po słowie poznałam ją tak dobrze jak własną kieszeń. To właśnie do niej chciałam przylecieć w wakacje, bo jeszcze się nie spotkałyśmy.
-To dobrze, dzięki niej będziesz miała możliwość szybciej się zaaklimatyzować.
-Mam taką nadzieję. -Szepnęłam i z wręczonym planem lekcji wyszłam z sekretariatu.
Po wstukaniu z karteczki, kodu do szafki, zostawiłam w niej rzeczy z wyjątkiem zeszytu od matematyki. Szybko znalazłam wyznaczoną klasę i znalazłam się w niej w siedem minut przed dzwonkiem. Nauczyciel matematyki siedział już przy biurku, więc podeszłam do niego z karteczką do podpisania, a on wręczył mi dość zużytą książkę od jego przedmiotu. Dzięki temu, że sala była pusta zajęłam najbardziej odpowiadające mi miejsce i po wyciągnięciu telefonu otworzyłam nową wiadomość.
„Mam teraz matematykę, zobaczmy się na przerwie?"
Kliknęłam wyślij i wyjrzałam przez okno po mojej prawej stronie. Pogoda zapowiadała się, zaskoczę was- pięknie słoneczna. Nie byłam wielką fanką takiego klimatu. Wolałam mroźne dni, pełne deszczu i wiatru, ale nie zawsze dostajemy to, czego chcemy.
Chwilę później klasa zapełniła się uczniami, którym starałam się jawnie nie przyglądać i tylko od czasu do czasu zerkałam w kierunku drzwi. Przede mną pojawiały się dziewczyny, głównie blondynki z mocnym makijażem (mimo rażącej temperatury) i w idealnych fryzurach. Wszystkie bardzo podobnie się nosiły, w spodenkach z wysokim stanem i krótkich bluzkach. Niby nie mieliśmy obowiązku mundurków, ale w niektórych momentach myślałam, że tak jest. Chłopaki natomiast dzielili się na „modnisi" i "jestem tu, ponieważ mi każą, więc będę miał na sobie piżamę, a jeśli Ci to nie pasuje to dostaniesz w zęby". Ci pierwsi mieli gładko ulizane włosy, modne okulary i ciuchy z najwyższych półek, które chyba żelazko widziały częściej niż słońce.. a drudzy.. chyba nie muszę więcej tłumaczyć.
Plusem tych szkół były pojedyncze ławki, więc spokojnie rozłożyłam rzeczy na całej powierzchni i do końca przerwy gapiłam się przez okno. Po pierwsze, aby nie przyglądać się rażącym żelom do włosów, a po drugie chciałam unikać kontaktu wzrokowego z uczniami. Na moje szczęście wszyscy mieli gdzieś, kim jestem i co tutaj robię. A w tym momencie chciałam skupić na nauce. Materiał, który przerabialiśmy na lekcji, miałam już w starej szkole, więc nie sprawiał mi problemu, mimo to starannie spisywałam notatki z tablicy. Nie chciałam rzucać się w oczy, ale nauczyciel raz przywołał mnie do tablicy i (niechętnie) wstałam i rozwiązałam zadanie. Czułam wzrok wszystkich osób na sobie i nie sprawiało mi to zbytniej przyjemności, ale na szczęście założyłam swoje ulubione spodnie, więc mogłam stać tam nawet trochę dłużej. Po skończonej lekcji, już nieco weselsza, że po pierwsze skończyłam najgorszy przedmiot na ziemi, a po drugie, że w końcu mogłam zobaczyć Allie, ruszyłam w stronę wyznaczonego miejsca spotkania. Dziewczyna była wysoką, brunetką i napisała mi, że założyła dziś sukienkę w kwiatki, i do tego materiałową białą narzutkę w koronkę. Poszłam tylko zostawić książki i ruszyłam w kierunku głównych schodów. Allie stała oparta o poręcz i (tak jak się spodziewałam) rzucała nieprzyjemne spojrzenia wszystkim obecnym.
-Allie! -Pisnęłam i rzuciłam się w ramiona brunetki.
-Ann, tak się cieszę, że Cię widzę.
-Ja cieszę się bardziej, uwierz. -Jeszcze chwile ją ściskałam, a potem dokładniej przyjrzałam się jej pięknie szaro-zielonym oczom. Jej karmelową karnację zdobiły piegi, a oprócz delikatnych kresek nad górna powieką nie miała więcej makijażu. Byłam szczęśliwa, że ominęła ją ta choroba modnych dzieciaków i wystarczyło jej trochę tuszu, żeby wyglądać tak pięknie.
-Tylko się nie rozpłacz, bo przez Ciebie i ja to zrobię i obie będziemy miały makijaż do poprawki.
-Przepraszam. -Pociągnęłam nosem, nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu. -Musisz mi wszystko pokazać. -Brunetka energicznie pokiwała głową i pociągnęła mnie za rękę w nieznanym kierunku.
~*~
-A tu ostatni przystanek naszej podróży sala gimnastyczna! -Ruchem ręki zagarnęła całą powierzchnie, którą miałam przed oczami. -Odbywa się w niej najbardziej szatańska lekcja na świecie. -Udała dźwięk ducha, składając usta w literkę „o". -Wychowanie fizyczne. -Podniosłam rękę na wysokości serca i zaczęłam spazmatycznie oddychać.
-Mam zawał.
-Zawał będziesz mieć, gdy zobaczysz nauczyciela. Ten jego tyłeczek, nie można oderwać oczu.
-Nie jest trochę za stary?
- Co to ma za znaczenie Ann. -Wzruszyłam ramionami.
-Mam później, wychowanie fizyczne, więc specjalnie dla Ciebie go ocenie. -Odpowiedziałam, mając nadzieję, że lekcje języka angielskiego od 1 klasy podstawówki coś wskórały i nie mówię aż tak źle.
-Zaklepuje. -Uniosła rękę do góry.
-Jest twój. -W tej chwili rozbrzmiał dzwonek kończący te wspaniałe 5 minut. Następną lekcją była biologia i sama nauczycielka była całkiem sympatyczna do czasu, gdy zapisała nam pracę domową.
Następną przerwę spędziłam sama, bo Allie musiała przygotować się na projekt, by podnieść ocenę. Niechętnie powlokłam nogami w stronę szatni przy sali gimnastycznej. Choć miałam jeszcze mnóstwo czasu to pójście samej na lunch nie przemawiało do mnie. Z plecaka wyjęłam kanapkę z serkiem śmietankowym i telefon, by zobaczyć resztę planu dnia. Przerwa dłużyła się niemiłosiernie i chciałam usłyszeć już dźwięk rozpoczynający lekcje. Po zjedzeniu zdążyłam się przebrać i miałam jeszcze sporo czasu, aby patrzeć się w ścianę..
~*~
-Zróbcie ostatnie okrążenie i jesteście wolne. -Trener rozkazał nam, a sam zniknął za drzwiami, więc większość dziewczyn nawet nie przeszła odcinka, który miałyśmy przebiec.
-Biegaj grubasie. -Krzyknął jakiś chłopak, przez, co jego towarzysze zaczęli się śmiać. –No dalej.
Nie chciałam słuchać jak obrażają tamtą dziewczynę i szybko zmyłam się do szatni. Jeśli następnym razem usłyszę taką sytuację, to zareaguje!
Chyba nie jestem taka odważna po fakcie?
Dziewczyna obrażana przez grupkę chłopaków weszła zapłakana do łazienki, w której od kilku minut starałam się opanować moje włosy, które stały się istną szopą przez powietrze na sali gimnastycznej.
-Wszystko okej?
-A wygląda jakby było okej? –Warknęła w moim kierunku. Szybko wytarła tusz z oczu i weszła pod jeden z pryszniców.
Jak widać dla osób stąd nie opłacało się być miłym. Przez nią odechciało mi się brać prysznic, a że nie jestem fanką sportu, to bardzo często zdarzało mi się siedzieć na ławce i była świeża jak rano. Przeszłam przez drzwi do szatni i tam założyłam jeansy i górną część garderoby i szybko poszłam do toalety, by przejrzeć się jeszcze raz w lusterku i poprawić coś, jeśli nadarzy się potrzeba.
-Przepraszam, że tak naskoczyłam. - Wcześniej poznana dziewczyna zwróciła się do mnie skruszonym głosem. -Prim. -Przyjęłam jej rękę i przedstawiłam się ksywką, którą nazywała mnie tu Allie.
-Kto to w ogóle był?
-W każdej szkole są Ci lubiani i Ci mniej lubiani. -Wskazała na siebie. -A ty? Gdzie się znajdziesz?
-W tych myślących.
-Każdy tak mówi. -Na pulchnej twarzy dziewczyny pojawił się uśmiech. Była bardzo ładna, a krągłości w niczym nie przeszkadzały. Takiej była urody, a jej brązowych loków okalających twarz pozazdrościć mogła nie jedna dziewczyna.
Przejechałam jeszcze usta błyszczykiem i zamierzałam wyjść na przerwę, ale usłyszałam paczkę bez mózgów ponownie znęcających się nad Prim.
-Oddaj mi tą sukienkę! -Usłyszałam jej płaczliwy głos.
-Sukienkę? Chyba prześcieradło. -Śmiech.
-Proszę Cię.
-Chyba przelecisz się po szkole bez niej. -Kolejny napad śmiechu.
Weszłam do szatni, w której stała Prim, oparta o szafki i trzech chłopaków stojących przed szkolnymi lalusiami. Jeden z nich trzymał w ręce zieloną sukienkę dziewczyny.
-Oddaj ją. -Powiedziałam spokojnie, kiedy stanęłam między dziewczyną, a chłopakami.
-Do mnie mówisz?
-Brawo. –Klasnęłam wolno w ręce. Serce waliło mi jak szalone, ale jeżeli powiedziałam, że zareaguje to zamierzałam dotrzymać słowa. -A teraz ją oddaj. –Starałam się utrzymać znudzony ton i kolejny raz się odzywałam. -Oby tylko moje poliki nie przybrały koloru purpury.
-Czemu?
-Bo może wyglądasz ślicznie w sukience, ale to nie twój kolor skarbie. -Mrugnęłam do niego i podeszłam dwa kroki. Na szczęście były to pewne siebie kroki, a niedrżące w popłochu kroczki. Kilkoro znajomych napastnika zaczęło się śmiać, gdy on sam szukał riposty.
-Nie wiesz, do kogo mówisz. –Chłopak, który najwyraźniej rządził tą bandą osiłków, przekręcił głowę na bok. Miał zadarty nos, który lekko się zmarszczył, brązowe włosy sięgające za uszy lekko przysłoniły oczy, a pulchne usta ugięły się pod wpływem języka. Czekał na to, co zamierzałam powiedzieć.
-I bardzo mnie to cieszy. –Zamaszystym ruchem wyszarpałam materiał z jego ręki i podałam go dziewczynie, która zaraz zniknęła za drzwiami łazienki.
Z jego oczu buchała dzika furia. Miał mroźne oczy, które mogłabym pokochać.
-Jeszcze nie skończyliśmy.
-Ja nawet nie zaczęłam.
-Panienki proszę wyjść z szatni to damska toaleta. -W drzwiach pojawił się wąsaty mężczyzna z ciasno zawiązanym krawatem. –Chyba nie chcecie być zawieszeni. –Muszę pamiętać, żeby mu podziękować, bo chyba uratował mnie przed tymi „lubianymi".
a/n:
(Na zdjęciu -główny bohater- Nash)
zaczynam nowe opowiadanie i mam nadzieję, że początek nie jest aż tak nudny :D powiedzcie, co o tym myślicie i czy mam pisać dalej? Postaram się dodawać rozdziały częściej, a krótsze :D do następnego xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top