one-shot.
Prześliczna okładka wykonana przez Lilia_luv_cats. Dziękuję!
***
Piegowata Łapa i Brzozowa Łapa dzielili ze sobą wszystko: od daty urodzenia, po spędzany razem czas, aż do swoich zauroczeń. Odpuszczali jednak sobie wzdychanie za Klonową Łapą, by nie skłócić się o jej względy. W końcu, kogo by obchodziła miłość, gdy ma się przy sobie własnego bliźniaka?
Najlepsze rodzeństwo, najlepsi przyjaciele. Dwie osoby, które stanowiły jedną.
Dwa ptaszki, które opuszczają gniazdo tylko razem, nie mogąc pozwolić temu drugiemu zostać.
I nic nie mogło kazać im siebie opuścić. Choćby próbowano zmusić do tego siłą, oni by się nie zostawili.
Los jednak o tym nie widział.
***
– Przesuń się! – Klonowy Cień wpadła do obozu nienaturalnie szybko, tak że uderzyła w Piegowatą Wolę, nieomal ją przewracając. Szylkretka zobaczywszy jednak, na kogo wpadła, zatrzymała się w swoim biegu, a jej wzrok zmiękł, spojrzenie stało się jakby współczujące.
Piegowata Wola chciała patrzeć w te łagodne, bursztynowe oczy i cieszyć się ich pięknem, ale coś jej podpowiadało, że nie jest dobrze.
– Klonowy Cieniu, czy coś się stało? – cętkowana kotka spytała z bijącym nerwowo sercem. – Gdzie reszta patrolu? Odzyskaliście Słoneczne Skały?
– Uh... Walka ciągle trwa. Ale gdzie jest Krucza Łapa? Owsiana Cętka zasłabła, a potrzebujemy medyka! – Klonowy Cień ewidentnie czegoś nie mówiła, mącąc wzrokiem tak, by nie patrzeć w oczy Piegowatej Woli. – Nie zatrzymuj mnie już, idę po Kruczą Łapę.
Piegowatej Woli niedobrze zrobiło się na myśl, że medyczka zasłabła w trakcie walki. Nie chciała o tym myśleć, ale kotka była bardzo wiekowa, a fakt, że to jej uczeń musiał być teraz wzywany, nie świadczyło dobrze o Klanie. Już chciała dać Klonowemu Cieniowi odejść, ale przetworzyła jeszcze raz jej słowa.
– Po co ci Krucza Łapa? – spytała ostro, aż zdziwiona agresywnością swojego głosu. Nie zawsze panowała nad swoimi uczuciami, a teraz gdy dowiedziała się o pobratymcu w niebezpieczeństwie, wręcz nie mogła pohamować przerażenia, które ją ogarniało. Moment był dla niej za trudny, by myśleć. – Kto jest ranny?
– No wiesz... Kwiecista Łapa... Trochę się podtopiła – głos Klonowego Cienia był tylko cichym mamrotaniem. – To nie informacja dla ciebie, a dla Kruczej Łapy... Idę po niego.
– Nie idziesz! Co z Brzozowym Pyskiem? – zapiszczała Piegowata Wola, nie panując nad przerażeniem, które ogarnęło ją momentalnie. Kwiecista Łapa była uroczym kłębkiem pozytywnej energii, która dopiero co została uczennicą, a jej brat absolutnie adorował to, jak świetną uczennicę dostał. Oboje kochali Kwiecistą Łapę i nie mogła sobie wyobrazić strachu brata. – Gdzie on jest?!
– Kwiecista Łapa skoczyła do rzeki za nim – w głosie Klonowego Cienia nie było już krzty litości. O ile wcześniej mamrotała, szeptała, tak teraz była już ewidentnie tym zdenerwowana. Wręcz można było zobaczyć w jej spojrzeniu mordercze iskierki zirytowania, jak Piegowata Wola śmie dalej wypytywać.
Tymczasem świat cętkowanej kotki zaczął się rozmywać i łamać. Błagała, by to był koszmar. Chciała się obudzić. A jeśli nie mogła się obudzić, to nie chciała żyć.
– Nie! – wbiła pazury w ziemię, ciężko dysząc. Słowa, nawet krótkie „nie" sprawiały jej fizyczny ból. Jeszcze nigdy nie doznała czegoś takiego. – Nie, nie, nie! Jak to się stało?
Jak przytłumiona słuchała wyjaśnień. Jej brat został zaatakowany przez wojownika Klanu Rzeki, był mocno ranny, przy jednym z ciosów przeciwnika poślizgnął się na własnej krwi. Wykończony ranami, nie miał sił przytrzymać się skały. Spadł do wody.
Klonowy Cień jako taka niewinna kotka wydawała się usprawiedliwiać agresora. Zdawała się wręcz sugerować, jakby to była wina Brzozowego Pyska. Jakby skoczył, a nie spadł! A o jego przeciwniku opowiadała, jakby nie był taki zły, że to był tylko wypadek.
Ale Piegowata Wola nie miała zamiaru usprawiedliwiać nikogo. Teraz, pod wpływem emocji byłaby nawet gotowa rozszarpać tego, który był odpowiedzialny za to, że jej brat tonął w rzece, jednak się opanowała. Nie będzie kroczyć ścieżką zemsty, jest czas na ratunek.
Klonowy Cień już dawno pobiegła do legowiska medyka, szukać Kruczej Łapy, a Piegowata Wola ocknęła z transu, w którym tkwiła.
Zerwała się, gotowa biec Brzozowemu Pyskowi na pomoc. Nie zastanawiała się nad niczym. Po prostu chciała, by jej braciszek był cały i zdrowy.
Wybiegła z obozu, a teraz pędziła ile sił w łapach, w stronę Słonecznych Skał, w stronę rzeki. Łapy bolały, a serce biło zdecydowanie za szybko, ale nie poddałaby się w takim momencie. Da sobie radę. Pomoże bratu.
Dotarła już nad kamienie przy rzece. Była tak blisko. Próbowała dostrzec cokolwiek, rzucała nerwowe spojrzenie w nurt wody. Woda wylewała, była głęboka. Gdy wyobrażała sobie, jak jej brat cierpiał w tej wodzie, miała ochotę po prostu się zatrzymać, opaść na ziemię i już z niej nie wstać. Przez chwilę naprawdę rozważała poddanie się, ale wtem dostrzegła grupkę kotów, przy brzegu rzeki. To jej klanowicze, pewnie pomagają topielcom! Nadzieja dodała siły jej zmęczonym łapą, zaczęła biec szybciej, zbliżając się do kotów. Już stąd było jednak wiadomo, że coś było nie tak. Smutek kotów dało się wyczuć nawet po zapachu.
Zaczęła przeciskać się między nimi, próbując przyjrzeć się temu, co się dzieje. W końcu zobaczyła widok przerażający, którego widzieć nie chciała: małe, szare ciałko, rozciągnięte na ziemi. Pobratymcy zebrali się nad ciałem Kwiecistej Łapy.
Piegowatej Woli chciało się zawyć z żalu. Przecież uczennica była niewinna, dopiero wyrosła z wieku kocięcego! Jeszcze pół księżyca temu brykała w żłobku, to była jej pierwsza bitwa. Uczennica jej brata zginęła dlatego, że doświadczony wojownik Klanu Rzeki nie wskoczył do wody za kimś, kogo zepchnął. To młoda koteczka miała lwie serce, to ona rzuciła się na ratunek.
Piegowata Wola wymruczała pod nosem modlitwę do Klanu Gwiazdy, by dali Kwiecistej Łapie piękne, wojownicze imię. Nie mogła zrobić nic więcej dla uczennicy, poza wiarą w to, że Klan Gwiazdy przyjmie ją na swoje łowy.
Jej brat będzie załamany! Tak się cieszył na swojego pierwszego uczniaka! Pewnie będzie się oskarżać o to, że uczennica rzuciła się za nim do wody. Będzie potrzebował dużo wsparcia, które oczywiście zostanie mu zagwarantowane.
Zaczęła się rozglądać. Gdzie jest Brzozowy Pysku? Nie widziała go w tłumie, ale nie mógł być też martwy, jego ciało nigdzie nie leżało. Brr... Jak w ogóle mogła wziąć pod uwagę jego śmierć? To niemożliwe, takie dobre koty nie zasługują by umrzeć.
W końcu dojrzała coś na płyciźnie. Brzozowy Pysk! Brat leżał w wodzie, co było bardzo podejrzane, ale widziała, że oddychał, jego klatka piersiowa ewidentne się poruszała! Prawdopodobnie był wykończony, ale żył, był tu! W jej oczach pojawiły się łzy.
Miała powód, by żyć.
– Brzózku! – zapiszczała z radości, wbiegając do płytkiej wody. Na Klan Gwiazdy, żałowała Kwiecistej Łapy, ale przynajmniej oszczędzili jej brata. Jej drugą połowę, jej ptaszka ze wspólnego gniazda. Wiedzieli, że nie mogli jej go zabrać. Nie wytrzymałaby tego.
Podskoczyła do jego ciała, trąciła go pyskiem, próbując go podnieść. Jego ciało było jednak podejrzanie zimne i nieruchome.
— No dalej, Brzózek, dawaj! Dawaj, idziemy do domu! Proszę, ojciec pewnie na nas czeka! Wiem, że boli, ale Krucza Łapa ci pomoże... — jej głos, początkowo pełen nadziei, przeszedł w łkanie, gdy nie uzyskała żadnej reakcji. Spojrzała na brata jeszcze raz, tym razem już z żalem.
Żal pojawił się w niej, bo się ocknęła, przejrzała na prawdę, zamiast karmić się iluzjom.
Spojrzała na podrapany pysk, ten sam, który lizał ją, gdy potrzebowała pocieszenia. Spojrzała na poharataną szyję, tą samą, w którą mogła się wtulić, gdy było jej smutno. Spojrzała na zakrwawione łapy które zamiast przybiec do niej, poraniły się uderzając o taflę wody. Spojrzała na łagodne oczy, które już jednak nie widziały.
To, co uznała za odech, było tylko wiatrem szarpiącym bezwładną sierść.
Życie Piegowatej Woli rozpadło się na pół. Opadła obok ciała brata, tak jakby znów byli kociakami w żłobku, przytulonymi do siebie. Tylko że żaden z nich już nie czuł ciepła drugiego.
Poczuła na sobie spojrzenia innych kotów. Chyba nawet rozległy się pierwsze kondolencje. Ogarnęła ją panika, której nie była w stanie przegnać. Serce biło jej jak oszalałe, krew szumiała w uszach, a w głowie przewijała się tylko myśl o śmierci.
Gdy jeden z pobratymców przyszedł polizać ją po barku, przypomniała sobie, ile razy robił to Brzozowy Pysk. Podskoczyła jak oparzona, z całej siły uderzając w pocieszającego ją klanowicza. Nie chciała wsparcia. Chciała, by pozwolono jej się uspokoić. Chciała przestać panikować.
Widząc zbolałe i zapłakane spojrzenie kota, którego uderzyła, rozpoznała pysk swojego ojca. Uderzyła jedynego żywego członka rodziny. Nie chciała o tym myśleć.
Spojrzała na wodę pod swoimi łapami. Ta rzeka zabiła jej brata. Ta rzeka była odpowiedzialna za to wszystko. Nie rozumiała, co się dzieje z jej umysłem, ale połączył on rzekę ze stratą, powodując w niej reakcje, której nie mogła opanować: ucieczkę. Rzuciła się w najbliższe trzciny, próbując się ukryć przed wszystkimi.
Kręciło jej się w głowie, a jej piszczenie i łkanie było tak głośne, że pewnie usłyszały je wszystkie klany. Cały czas rzeka i woda napawały ją lekiem: już nigdy nie będzie w stanie funkcjonować normalnie w jej pobliżu. Nigdy do niej nie wejdzie. Może nawet na nią nie spojrzy.
Teraz rzucała tylko pojedyncze spojrzenia kotom nad ukochanym ciałem jej Brzozowego Pyska. Musiała sprawdzać, czy dostatecznie szanują jego ciało, nawet jeśli był już martwy i nic nie mogło mu pomóc.
Nie byłoby nic niesprawiedliwego, w ptaszku co wyleciał z gniazdka. Ale ptaszek już nigdy do gniazdka nie wróci, a drugi z ptaszków już nigdy nie wyleci, zbyt przerażony światem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top