Rozdział 3.
Czas na Vongolę i jej małą księżniczkę. A z księżniczką z czasem nieodłącznie pojawia się pewna szalona grupa zabójców. Biedny Dino^^
Odkąd Dziesiąte Pokolenie Vongoli wprowadziło się do rezydencji, na porządku dziennym były krzyki, uszkodzenia i chaos. Tsuna chciał, co prawda, kontynuować naukę po ukończeniu liceum w Japonii, jednak został przekonany do przeprowadzki do Włoch. Z zamiaru nie zrezygnował, uczył się włoskiego, choć powoli zaczynał wątpić, czy w natłoku obowiązków szefa mafii znajdzie czas na studia. A przecież nie przejął jeszcze organizacji w pełni, wciąż miał wsparcie Dziewiątego i Aniki, która opiekowała się wszelkimi domowymi sprawami.
Śniadanie przebiegło wyjątkowo spokojnie. Lambo, I-pin i Fuuta pod eskortą Hibariego wyjechali na kilka dni do Japonii, by spędzić je z mamą Tsuny, za którą najmłodsi członkowie rodziny tęsknili. Strażnik Chmury zgodził się tylko dlatego, że sam chciał na krótko wrócić do ukochanej Namimori, skoro nie było we Włoszech dla niego roboty. Hayato również nie pojawił się na posiłku – wraz z Nougatem, Prawą Ręką Dziewiątego wrócił bardzo późno poprzedniego dnia i wciąż jeszcze odsypiał, więc nie było komu poganiać pozostałych Strażników Tsuny do roboty.
Sam Sawada przejął od swego poprzednika zwyczaj pytania przy śniadaniu pozostałych członków rodziny o ich plany na dany dzień. Pomimo natłoku obowiązków nie chciał tracić z nimi kontaktu. Obecnie nie działo się nic niebezpiecznego, dzięki czemu młodzi mieli czas nauczyć się jak najwięcej o swoich obowiązkach.
Anika usiadła na tarasie do korespondencji, którą obiecała Tsunie przejrzeć. Nie wszystkie koperty otwierała. Te z ważnymi dokumentami miała potem przekazać szefom Vongoli, prywatne listy do poszczególnych członków rodziny również pozostawiała nietknięte.
Spodziewała się całej kolekcji listów z pieczęcią Cavallone. Przyjęcie Sojuszu miało się odbyć już za kilka dni, a Dino niemal w ostatniej chwili rozesłał zaproszenia. Anika podejrzewała, że całkiem o tym zapomniał i dopiero Romario musiał ratować sytuację. Nic więc dziwnego, że nie chciał odbierać od niej telefonu. Na rozmowach potrafili tracić godziny. Cóż jednak poradzić, kiedy chcieliby być przez cały czas obok siebie, a wciąż jeszcze nie mogli.
Zdziwiła się, kiedy okazało się, że w dużej, zbiorczej kopercie znalazły się zaproszenia jedynie dla szefów Vongoli oraz jej samej. Było to nieco dziwne, jednak otworzyła list skierowany personalnie do niej. Miała nadzieję znaleźć tam również bardziej prywatną korespondencję, która wszystko wyjaśni.
– Co takiego? – wyrzuciła z siebie.
Patrzyła na słowa wydrukowane na ozdobnym papierze i nie potrafiła uwierzyć. Zaraz zerwała się z miejsca i pobiegła do gabinetu Dziewiątego. Co prawda służba od kilku dni plotkowała o przygotowaniach do zaręczyn u Cavallone, ale nie przywiązywała do tego wagi. To nie pierwszy raz, kiedy w Vongoli wręcz oczekiwano, że Dino oficjalnie się oświadczy. Nie spodziewała się jednak czegoś takiego.
Do gabinetu ojca wpadła bez pukania, odrywając go od rozmowy z Prawą Ręką.
– Tato, co to ma znaczyć? Wiesz coś o tym? – zapytała wzburzona, kładąc zaproszenie na biurku mężczyzny.
Timoteo powstrzymał się przed zganieniem córki za jej zachowanie, widząc, jak bardzo zdenerwowana była. I w ogóle się jej nie dziwił. Przed nim bowiem leżało zaproszenie na przyjęcie zaręczynowe Dino Cavallone i Glorii Steppanni.
– Dino nic mi o tym nie wspominał – odparł spokojnie, choć z zaskoczeniem. Sam fakt był niepokojący, skoro Cavallone deklarował miłość Anice. – Jesteś pewna, że to nie pomyłka?
– Zaproszenia przyszły opatrzone pieczęcią Cavallone – odparła. – Nigdy nie słyszałam o Steppanni. O co tu chodzi?
Dziewiąty zamyślił się. Nie podobało mu się, dokąd to zmierzało i czuł kłopoty. Fakt, że Dino o niczym nie wspomniał, również był niepokojący. Młody Cavallone nie należał do osób, które łatwo łamią dane słowo.
– Wydaje mi się, że poprzedni don Cavallone przyjaźnił się w czasach szkolnych z kimś o tym nazwisku, lecz wątpię, żeby Dino wciąż utrzymywał ten kontakt. Powinnaś go o to zapytać.
– Mogłabym, gdyby mnie ostatnio nie unikał – odparła coraz bardziej wściekła.
Cokolwiek działo się naprawdę, Dino to przed nią ukrył. A przecież sprawa dotyczyła ich obojga! Jak mógł w ogóle pomyśleć, żeby nic jej o tym nie mówić? Nie chciała myśleć, że Cavallone mógłby ją oszukać czy zdradzić. To byłoby zbyt straszne. Znała Dino, nie był takim człowiekiem. Dla swoich najbliższych zrobiłby wszystko, rzuciłby się w ogień. Sądziła, że ona też była mu bliska, że te wszystkie wspólne plany, marzenia, obietnice nie są tylko na chwilę. Przecież miało im się udać, a teraz...
– Mimo wszystko powinnaś z nim porozmawiać – stwierdził Dziewiąty. – Na pewno ma odpowiedzi, których teraz potrzebujesz.
– Rozmówię się z nim – postanowiła.
Nie zamierzała potulnie siedzieć i czekać, aż sam się zjawi i wszystko wyjaśni. Kimkolwiek była Gloria Steppanni, nadepnęła na odcisk nie tej osobie, co powinna. Dino też dał popis niegodny mafiosa swego pokroju, skoro podjął taką decyzję. Mógł stanąć z nią twarzą w twarz. Naprawdę myślał, że Anika nie zareaguje, gdy otrzyma zaproszenie?
– Ani. – Głos ojca zatrzymał ją przy drzwiach. – Cokolwiek Dino zrobił, nie działaj pochopnie.
– Ja też mam swoją dumę Vongoli, tato – odparła. – Nie pozwolę jej szargać nawet członkom Sojuszu.
– Zawiozę cię, panienko – odezwał się milczący dotąd Nougat.
– Dziękuję.
Droga upłynęła im w ciszy. Prawa Ręka Dziewiątego nigdy nie należała do zbyt gadatliwych. Zresztą mężczyzna doskonale zdawał sobie sprawę z nastroju córki swojego szefa. Nie zmuszał jej więc do rozmowy.
Anika spędziła podróż wpatrzona w widok za szybą, choć nie skupiała się na nim. Wciąż targała nią złość, do tego dołączyły smutek i poczucie zdrady.
Wiedziała, że do tej pory mieli sporo szczęścia. Darzyli się miłością, choć wiele czynników sprawiało, że na ich potencjalny związek patrzono niezbyt przychylnie nawet w samej Vongoli. A jednak Anika uparła się właśnie na niego. Dino zaś udowodnił, że może stać dumnie przy córce Vongoli, zapewnić jej bezpieczeństwo, odpowiedni poziom i szczęście. Przekonał do siebie nawet Xanxusa, który najdłużej opierał się tej myśli.
Takie historie w mafii nie zdarzały się codziennie. Ślub nadal był całkiem intratną inwestycją, dyktowany przez najlepsze możliwości dla obu stron. Miłość miała drugorzędne znaczenie. To wciąż była bajka, do której finału zamierzali doprowadzić przy błogosławieństwie Vongoli.
A jednak ktoś wszedł pomiędzy nich i Dino na to pozwolił. Zapewniał ją o swoim uczuciu. O wierności. Deklarował chęć spędzenia z nią reszty życia, a przyzwolił, by jakaś obca kobieta zajęła jej miejsce. Anika nie zamierzała się z tym pogodzić.
Wciąż też miała nadzieję, że to jedno wielkie nieporozumienie. Że nie stało się jeszcze najgorsze i wyjdą z tego obronną ręką. Zamierzała o to walczyć.
Nikt ich nie zatrzymał w bramie rezydencji Cavallone. Nougat zaparkował przed budynkiem, wciąż jeszcze nie znając planów Aniki co do całej wyprawy.
– Poczekaj tu na mnie, proszę – odezwała się. – Mam nadzieję, że to nie zajmie długo.
– Jesteś pewna, że nie chcesz mojego wsparcia?
– Wątpliwe, żeby Cavallone pozwolili, by coś mi się tu stało – odparła. – Nawet Dino nie jest aż tak głupi.
W holu czekał na nią Romario z dość niemrawą miną. To tylko potwierdziło obawy Aniki, bo mężczyzna zazwyczaj starał się chociaż zachowywać pozory. Zresztą do tej pory Vongola była tu mile widzianym gościem.
– To nie jest najlepszy moment, panienko – odezwał się.
– Zaprowadź mnie do Dino – poprosiła. – Muszę z nim porozmawiać.
Romario naprawdę nie chciał awantury, jednak na to się zanosiło. Widział po Anice, że jest wściekła i podejrzewał już, że do jej uszu doszły słuchy o Glorii. Nie potrafił jej jednak odprawić, bo to tylko pogorszyłoby i tak słabą sytuację.
Zdziwiła się, gdy Romario zaprowadził ją do sali bankietowej zamiast do gabinetu czy na taras. To nie było miejsce, w którym spodziewała się spotkać Dino. A na pewno nie w towarzystwie obcej kobiety, która z zapałem mu coś tłumaczyła.
– Szefie, masz gościa – zaanonsował ją Romario.
Oboje się odwrócili. Obca była nieco starsza od Aniki, ubrana modnie, na wysokich szpilkach. Czarne, gęste włosy puściła luzem na ramiona. Granatowe oczy uważnie przyglądały się Vongoli.
– Anika – wyrzucił z siebie Dino.
Gloria uśmiechnęła się uprzejmie i zrobiła krok ku Vongoli.
– Nie spodziewaliśmy się dzisiaj gości – odezwała się słodko. – Miło poznać...
– Nie przyjechałam tu do ciebie – przerwała jej chłodno Anika.
Spojrzenie jasnobrązowych oczu, zwykle pełne ciepła, teraz wręcz zmroziło Glorię, która nie spodziewała się po młodej dziewczynie takiej władczości. Zresztą Dino też poczuł się nieswojo. Anika rzadko kiedy podnosiła głos, a nawet zagniewana nie brzmiała w ten sposób. To zazwyczaj Xanxus wrzał gniewem. Jego młodsza siostra zwykle była po prostu zawiedziona bądź zasmucona postępowaniem innych.
Anika szybko straciła zainteresowanie Glorią na rzecz Dino. Chciał coś powiedzieć, ale wściekłość Vongoli go powstrzymała. Wiedział, że przybyła tu z powodu Glorii, choć nie znał szczegółów.
– Ani...
Wyciągnęła w jego stronę zaproszenie, które przez całą podróż nerwowo ściskała w dłoni.
– Nie wiem, co sobie myślałeś, ale to cios poniżej pasa – warknęła Anika.
– Nie rozumiem...
– Nie kpij, Dino. Zapraszasz mnie na swoje zaręczyny, a potem twierdzisz, że nie rozumiesz. Sądziłam, że masz choć krztę honoru – syknęła.
Dino nie rozumiał, co się właściwie dzieje, ale dotarło do niego, że jeśli nie wyjaśni tego Anice, wszystko przepadnie. Chwilowo Gloria nie miała żadnego znaczenia.
– To nie tak – powiedział. – Mogę wszystko wyjaśnić.
– Czas na wyjaśnienia minął. – Sięgnęła po pierścionek zawieszony na łańcuszku pod bluzką i cisnęła nim o podłogę tuż przed Dino. – Już go nie chcę. Nie pokazuj mi się na oczy, Cavallone.
Odwróciła się na pięcie i ruszyła do wyjścia, ignorując wołanie Dina. Nie pozwoliła sobie jednak na łzy. Wiedziała, że jest obserwowana przez członków rodziny Cavallone, przez jego służbę i nie zamierzała pozwolić, by zobaczyli ją rozsypaną. Brykający Koń wystarczająco ją upokorzył. Nie pozwoli do reszty zszargać swojej dumy.
Nougat odpalił silnik, gdy tylko wsiadła i zapięła pas. Po jej minie poznał, że rozmowa poszła źle. A nawet gorzej. Nigdy wcześniej nie widział Aniki w takim stanie, a jako córka Vongoli niejedno doświadczenie miała za sobą.
– Do domu? – zapytał.
– Varia. Zabierz mnie, proszę, do Varii.
Nie był zdziwiony, że obrała taki kierunek. Anika była nieodrodną córką swojego ojca i pomimo braku siły potrafiła zjednać sobie niemal każdego. A Xanxus miał do siostry szczególną słabość. Pomimo niesnasek pomiędzy nim a Timoteo Anika wciąż pozostawała ukochaną, młodszą siostrzyczką, której jako dzieciak poprzysiągł bronić. Tego jednego nie zmienił czas i ich wieloletnie rozstanie. Po powrocie Anika na nowo zjednała sobie Xanxusa, a co za tym idzie całą krwiożerczą Varię miała na jedno skinienie. Gdyby chciała, mogliby dla niej zrobić naprawdę wiele. Zmienić układ sił w rodzinie. Zmusić Sojusz do zaakceptowania jej decyzji.
Ta specyficzna więź pomiędzy rodzeństwem sprawiała, że Anika szukała teraz kryjówki przed światem właśnie pod skrzydłami Xanxusa. Nougat nie pytał o szczegóły konfrontacji z Brykającym Koniem, skoro nie zamierzała sama nic powiedzieć. Nie mógł jednak zignorować jej zaciśniętych ust i trzęsących się ramion. Z trudem utrzymywała spokój, choć kosztowało ją to o wiele za dużo.
– Jesteśmy już daleko – odezwał się cicho. – Nie musisz już być dzielna.
Spojrzała na niego, lecz Nougat nie odrywał wzroku od drogi przed nim. Tylko we wstecznym lusterku zobaczył krótki uśmiech wdzięczności, nim pozwoliła sobie na płacz. Nie zamierzał tego komentować. W jego oczach w tej chwili nie była księżniczką Vongoli, lecz dziewczyną, dzieckiem wręcz, ze złamanym sercem. Miała prawo do słabości.
Do rezydencji Varii dotarli późnym wieczorem. Wątpliwym było jednak, żeby zabójcy udali się już na spoczynek, a że byli bandą odszczepieńców, wszystkiego można było się po nich spodziewać. Paradoksalnie jednak Anika czuła się wśród nich bezpiecznie.
– Odprowadzić cię? – zapytał Nougat.
– Poradzę sobie. I tak cały dzień mnie niańczysz – odparła, przecierając wciąż załzawione oczy.
– Niedługo to młody Gokudera będzie na moim miejscu – stwierdził Strażnik Burzy, chcąc ją jakoś rozweselić, choćby na moment. – Pozwól nam, starym, jeszcze trochę popracować, nasza rozpuszczona księżniczko.
Uśmiechnęła się mimo wszystko.
– Jestem wdzięczna za twoją dzisiejszą eskortę, Nougat – powiedziała. – Naprawdę doceniam, że pozwalasz mi być tak bardzo samolubną, choć z pewnością miałeś dzisiaj sporo ważniejszych obowiązków. Będę tu bezpieczna. Możesz wracać do taty. On cię z pewnością bardziej potrzebuje.
– W porządku. Gdybyś jednak mnie potrzebowała, nie wahaj się dzwonić.
– Dziękuję, Nougat.
Odczekał, aż wejdzie do środka, i dopiero wtedy odjechał. Anika zaś weszła w głąb siedziby Varii bez cienia zawahania. Znała to miejsce doskonale, nie potrzebowała przewodnika i odprawiła służącą jeszcze w holu. Mimo to kobieta pospiesznie ruszyła przodem, by zapowiedzieć oficerom nadejście gościa.
Wrzaski i przekleństwa zamarły w jednej chwili. Rozwaleni na sofach i fotelach zabójcy dotąd prowadzący kolejną ze swych wewnętrznych przepychanek, teraz w napięciu przyglądali się córce Vongoli. Nie wiedziała, czy wiedzieli już o wszystkim, choć nie byłaby zdziwiona, gdyby tak było. Może i wydawali się zupełnie szaleni, jednak trzymali rękę na pulsie i obserwowali uważnie sytuację wokół Vongoli.
– Jest u siebie – poinformował ją Squalo.
Nic więcej nie dodał świadomy, że tak naprawdę Anika pojawia się tu tylko z jednego powodu. Mogła ich lubić, spędzać z nimi czas, jednak, gdyby nie to, że była siostrą ich przełożonego, nie nawiązaliby z nią żadnej bliższej relacji.
Kiwnęła głową i ruszyła na górę. Xanxusa zastała w jego gabinecie, choć nie pracował. Otworzyła usta, by wyjaśnić mu, czemu przyjechała o tej porze, jednak słowa utkwiły w gardle. Jak miała przyznać się, że została tak perfidnie upokorzona? Była wściekła na Dino, ale nie chciała, żeby brat postanowił uprzykrzyć Cavallone życie. Albo je odebrać za to, do czego dopuścił.
Patrzyli na siebie bez słowa. Czerwone spojrzenie Xanxusa przyglądało się uważnie jej zaczerwienionym oczom, pobladłej twarzy, na której prócz złości i rozpaczy gościło również zmęczenie. Chyba nigdy nie widział jej z opuszczonymi w bezradności ramionami. Nie wiedziała, co ma robić, skoro jej świat postanowił się zawalić.
– Chodź tu – powiedział bez tej charakterystycznej dla niego władczości.
Miękł przy niej. Wiedział to od dnia, kiedy Anika wróciła do jego życia i gwałtownie je poprzestawiała. Nie przeszkadzało mu to jednak. Wrogowie brali to za słabość, ale szybko przekonywali się, że próba wpłynięcia na niego przez siostrę kończyła się fatalnie dla śmiałka. Była tak samo ważna jak Vongola, a może nawet cenniejsza.
Sądziła, że wylała wszystkie łzy w samochodzie, jednak rozkleiła się na nowo w ramionach brata. Xanxus nie powiedział ani słowa, pozwalając jej wyrzucić z siebie emocje. Wszystko inne nie miało w tej chwili znaczenia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top