Rozdział 1.

Zaczynamy...


Dino tonął w papierach. Wiedział, że na swoje własne życzenie, skoro ostatni tydzień uciekał od obowiązków, by więcej czasu spędzić w Vongoli z Aniką i Tsuną. Nie narzekał więc, choć czuł niesprawiedliwość świata, że szef zawsze musiał mieć najbardziej przewalone ze wszystkich. Jak to z uporem maniaka powtarzał mu Reborn, szef musi brać odpowiedzialność za działania swoich podwładnych. Właśnie dlatego Dino siedział w swoim gabinecie i wypełniał kolejne papiery bez większego sprzeciwu.

Pukanie oderwało go na chwilę od pracy. Jego podwładni zawsze wiedzieli, kiedy najwyższy czas, aby Dino zrobił sobie przerwę. Uwielbiali go i dbali o niego, choć czasami ich nadopiekuńczość wprawiała mężczyznę w zakłopotanie.

– Co tam, Romario? – zapytał, gdy zobaczył, kto go odwiedził.

– Masz gościa, szefie – oznajmił Romario, nerwowym ruchem poprawiając okulary. – Czeka w salonie.

Dino zmarszczył nieznacznie brwi, bo też nikogo dzisiaj nie oczekiwał. Przy tym zachowanie Prawej Ręki budziło pewne podejrzenia, że wizyta nie oznacza niczego dobrego, a Dino nie przepadał za kłopotami. Znacznie bardziej wolał żyć w spokoju ze swoją rodziną, ukochaną i przyjaciółmi.

Praca musiała zaczekać. We dwóch przeszli do salonu, gdzie służba już zdążyła przygotować poczęstunek dla nieoczekiwanego gościa. Czy też gościni, bo okazała się nią młoda kobieta. Dino zupełnie jej nie kojarzył, choć przyjrzał się czarnym puklom puszczonym luzem na drobne ramiona, opalonej cerze przykrytej makijażem i granatowym oczom, które również go obserwowały, odkąd tylko wszedł do salonu.

– Miło cię znów zobaczyć, Dino – odezwała się pierwsza i wstała z sofy.

Cavallone uniósł nieznacznie brew, jednak zaraz się opanował. Nie było w tym nic dziwnego, że kobieta go znała, zresztą z jakiegoś powodu znalazła się w jego domu. Nawet jeżeli sam jej nie kojarzył, zamierzał zachowywać się jak zwykle.

– Wybaczy pani, ale nie sądzę, żebyśmy się znali – odparł spokojnie, gestem wskazując, by usiadła.

Kobieta zaśmiała się krótko.

– Ostatnim razem widzieliśmy się, gdy byliśmy dziećmi, więc możesz mnie nie pamiętać. Nazywam się Gloria Steppanni. Nasi ojcowie przyjaźni się – wyjaśniła.

Dino skojarzył nazwisko, choć już od dawna nie utrzymywał kontaktu z przyjacielem swojego ojca. Z pamięci wyłowił wspomnienie pucołowatej dziewczynki, zbyt małej jeszcze, żeby miała zostać towarzyszem zabaw. To rzeczywiście mogła być Gloria, choć pewności nadal nie miał. Niejednokrotnie przecież różnego rodzaju oszuści i zabójcy podszywali się pod dawnych znajomych, by wejść do mafijnych rezydencji. Dino był tego doskonale świadomy i nie zamierzał opuszczać gardy. Przy tym cieszył się, że Aniki tu nie było, bo nie chciał ściągać na nią niepotrzebnych kłopotów.

– Rzeczywiście – odezwał się. – Minęło wiele lat. Dobrze wyglądasz, Glorio. Cieszę się, widząc cię w zdrowiu.

Uśmiechnęła się zadowolona, że sobie przypomniał. Sięgnęła po filiżankę kawy i wypiła łyk.

– Ty za to jesteś już mafijnym bossem – zauważyła. – Z tego, co słyszałam, całkiem nieźle ci się wiedzie. Masz względy u głowy głównej rodziny Sojuszu.

– Za to o was niewiele słychać – odparł. – Jak zdrowie twojego ojca?

– Zawsze byliśmy niewielką mafią – przypomniała. – Tatko ma się dobrze, choć widzę, że obowiązki zaczynają mu ciążyć. Wciąż dobrze wspomina o twoim ojcu.

– Potrzebujecie mojej pomocy? – zapytał Dino. – Rozumiem, że nie przyjechałaś tu w celach czysto towarzyskich. Co mogę dla was zrobić?

Gloria złożyła dłonie na kolanach i nieco bardziej wyprostowała plecy. W tym jednym momencie wyglądała dużo bardziej na córkę mafijnego szefa niż na zwykłą dziewczynę. Reprezentowała nie tylko siebie, ale też swoją rodzinę. Dla Dino to nie był obcy widok. Anika miała podobne maniery w czasie oficjalnych spotkań.

– Nasi ojcowie zawarli pewną umowę i przyszedł czas, abyś dotrzymał jej postanowień, Dino – powiedziała poważnie Gloria.

– Nie do końca rozumiem.

– Twój ojciec obiecał mojemu, że jeśli ukończę dwadzieścia trzy lata i nadal nie znajdę kandydata na męża, weźmiesz mnie za żonę – wyjaśniła.

Dino przez chwilę myślał, że się przesłyszał. Patrzył na Glorię z wymalowanym na twarzy zdziwieniem i jedyne, co przyszło mu do głowy, że to jakiś żart. Niesmaczny, ale żart.

– Że co, proszę? – wydusił.

– Skończyłam dwadzieścia trzy lata. Nie mam nikogo, więc się ze mną ożenisz – powtórzyła.

Zdziwienie przerodziło się w gniew. Dino jednak się opanował. Nie chciał na nią krzyczeć, choć miał przemożną ochotę kazać ją wyprowadzić i więcej nie wpuszczać. To wciąż brzmiało abstrakcyjnie.

– Wykluczone – oznajmił twardo. – Nigdy nie słyszałem o tej umowie. Poza tym wybrałem już kobietę, która zostanie moją żoną. Nie zamierzam zmieniać zdania.

Nie wyobrażał sobie, żeby miał teraz zerwać z Aniką i wziąć za żonę zupełnie obcą kobietę. To nie miało prawa bytu. Zresztą zupełnie nie rozumiał, jak Gloria mogła tak spokojnie o tym mówić. Czy ona nie widziała kuriozum tej umowy? Nic ich nie łączyło, a aranżowane małżeństwa nie zdarzały się już tak często jak kiedyś.

– To umowa, której nie można ot tak złamać – odparła Gloria. – Tatko bardzo szanował twojego ojca i będzie mu bardzo przykro, że syn don Cavallone tak lekko podchodzi do wywiązywania się z obietnic. Poza tym kimkolwiek byłaby ta kobieta, o której mówiłeś, pojawiła się później. Chyba nie wierzysz, że jest z tobą tylko dlatego, że cię kocha? – zadrwiła, po czym wskazała na otaczające ich ściany. – Z pewnością kocha twoje pieniądze i to wygodne życie, które jej tutaj zapewnisz.

– Dość – warknął Dino. – To koniec tej rozmowy, Glorio. Ivan odprowadzi cię do drzwi.

Cavallone zacisnął pięść, gdy tylko Gloria zaczęła oczerniać Anikę. Prawdą było, że wciąż oficjalnie nie ogłosili swojego związku, choć wiele osób w Sojuszu wiedziało już, za kogo Dziewiąty Vongola wyda córkę za mąż. Steppanni miała prawo o niczym nie wiedzieć, to jej jednak nie usprawiedliwiało, skoro podchodziła do tego tak lekko.

Dino nie zamierzał tego dłużej słuchać. Opuścił salon bez pożegnania i kilka chwil później trzasnął drzwiami swojego gabinetu, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że nie skupi się teraz na pracy. Kuriozalna umowa pomiędzy jego ojcem a Steppannim wystarczająco go rozjuszyła.

– To nie może być prawda – mruknął.

Niespokojnie krążył pomiędzy biurkiem a oknem, starając się przypomnieć sobie cokolwiek na ten temat. Ojciec musiał coś chociaż wspomnieć, zwłaszcza kiedy zaczął chorować. Fakt, Dino był wtedy niezainteresowany mafijną częścią życia rodziny, ale nie przegapiłby przecież informacji o możliwej narzeczonej z aranżowanego związku. To było niemożliwe.

Nie miał pojęcia, co Gloria teraz zrobi. Wydawała się dość poważnie podchodzić do tego absurdu, a to mogło skończyć się na wiele różnych sposobów. Dino nie chciał nawet wyobrażać sobie sytuacji, w której Steppanni postanawia rzucić Anice prosto w twarz, że zostanie jego żoną i młoda Vongola ma się wycofać. Na myśl o tym, że Anika miałaby o wszystkim usłyszeć, czuł się słabo. Dziewczyna z pewnością wpadnie w furię, nie wspominając o tym, co się stanie, gdy wieści trafią do Xanxusa. Nie, zdecydowanie nie mógł mieszać w to Vongoli.

Spojrzał na Romaria, który przystanął przy drzwiach, ale wciąż zachował milczenie. Dino bardzo go cenił, zresztą mężczyzna spędził u jego boku całe życie, a wcześniej służył także jego ojcu.

– Słyszałeś kiedyś o tym? – zapytał Dino, opierając się o parapet.

– Don Steppanni był bliskim przyjacielem twojego ojca, szefie – odezwał się Romario w zamyśleniu. – Znali się jeszcze ze szkoły. Możliwe, że taka deklaracja padła, choć szef chciał, żebyś samodzielnie podejmował takie decyzje. Jednak potwierdzenie z pewnością znajdzie się w dziennikach twojego ojca. Musi być jakiś materialny ślad takiej umowy.

To trochę uspokoiło Dino. Jeśli chciał się z tego wykaraskać, musiał zacząć działać rozsądnie. Panika w niczym nie pomoże.

– Wyślij kogoś za Glorią. Równie dobrze ktoś może się pod nią podszywać. Potem napiszę listy do don Steppanniego. Muszę mieć pewność, zanim podejmę jakiekolwiek decyzje. I ani słowa Anice – dodał po chwili. – Nie chcę jej niepotrzebnie martwić.

Przez cały następny dzień przekopywał się przez prywatne archiwum w poszukiwaniu wskazówek co do całego zajścia. Dotąd nie zaglądał do zapisków swojego ojca, nie czuł się do tego upoważniony i trochę się bał, co przeczyta o samym sobie. Zdawał sobie sprawę, że nie był najlepszym synem, skoro chciał uciec od mafii. Teraz jednak nie miał wyboru, musiał przyjrzeć się zarówno dziennikom, jak i osobistej korespondencji poprzedniego dona Cavallone.

Na dzwoniący telefon tylko zerknął, ale nie zamierzał odebrać. Z tym też czuł się fatalnie, jednak obiecał sobie nie wciągać w ten problem Aniki. Nie chciał jej też okłamywać, zresztą nie potrafił tego zrobić, bo dziewczyna zawsze wiedziała, kiedy mijał się z prawdą. Cholerna Intuicja Vongoli.

Gdy telefon zamilkł, sięgnął po niego i wystukał wiadomość: "Mam sporo pracy. Zadzwonię za kilka dni". Miał przy tym nadzieję, że rzeczywiście uda mu się rozwiązać problem w najbliższym czasie bez większych szkód. Może się jej to nie spodobać, ale rozumiała przecież, że jako szef miał obowiązki, przed którymi nie mógł wiecznie uciekać. Obiecał sobie też, że jej to wynagrodzi.

Na nowo skupił się na przeglądaniu dzienników ojca sprzed dwudziestu lat. Ciężko było określić faktyczny przedział czasu, skoro to od Glorii dowiedział się o całej sprawie, więc pozostało żmudne przeszukiwanie kolejnych zapisków. Nie zwracał uwagi na nic innego, wyjątkowo nawet nie uśmiechał się do służby, która pilnowała, by nie czuł głodu czy pragnienia. Liczyło się jedynie znalezienie odpowiedzi.

Tę znalazł Romario przeszukujący stare dokumenty. Kartka wciśnięta była pomiędzy dwie teczki, jakby ktoś zupełnie o niej zapomniał. Cała umowa spisana została niestarannie, w pośpiechu, jednak mężczyzna nie miał wątpliwości, co do autentyczności pisma, widząc rodowe pieczęcie.

– Szefie, znalazłem – poinformował Dina, który nadal siedział pod jednym z regałów otoczony starymi dziennikami.

Brykający Koń zerwał się z miejsca i wręcz wyrwał kartkę z dłoni podwładnego. Z każdym przeczytanym słowem bladł coraz bardziej. Wszelkie nadzieje właśnie się roztrzaskały, a on nie miał pojęcia, jak miał zmusić świat, by wrócił na swoje tory.

– Ale mnie załatwiłeś, tato – warknął pod nosem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top