| rozdział 9 |
Rozdział dziewięć, w którym Steve mówi brzydkie słowo.
Zaczaili się na Shank na Bayonne Bridge. Wokół było pusto i wyjątkowo cicho, bo Tony zadbał, by przypadkowi ludzie nie znaleźli się w zasięgu ewentualnego ostrzału.
Nyks czuła się wyśmienicie okryta przez noc. Święcące nad jej głową gwiazdy, zmieszane z blaskiem olbrzymiego miasta, dodawały jej wiary w powodzenie misji, a lekki wiatr pobudzał zmysły i nabyte przez lata zdolności.
W końcu, po dwudziestu minutach oczekiwania, ujrzała blask reflektorów i długa ciężarówka wjechała na most. Nie przestraszyły ją grzmotny odgłos kilka razy wciskanego klaksonu ani ostry pisk wielkich opon na asfalcie.
Ciężarówka przyhamowała gwałtownie i naczepa zabujała się na boki. Zderzak znalazł się kilka milimetrów od twarzy Nyx, gdy cały pojazd zatrzymał się ciężko. Natychmiast drzwi od strony pasażera otwarły się i wyskoczył z nich ubrany na czarno mężczyzna z karabinem w ręce. Na kuloodpornej kamizelce napisane miał „SHANK".
– Odejdź – warknął. – Odejdź, jeśli ci życie miłe.
– Miłe, dziękuję.
Dobiegł ich warkot kolejnego silnika. Zza pleców mężczyzny nadjechał Steve na swoim motorze. Za jego plecami kucała Natasha, która odbiła się gładko od siedzenia i wylądowała na mężczyźnie, przewalając go na asfalt.
Steve zakręcił wokół Nyks i zostawiając motocykl, rzucił się na kierowcę, który właśnie wyskoczył z pojazdu. Kilka wystrzelonych kul odbiło się od tarczy Rogersa.
W tym samym czasie na niebie zalśniła postać Iron Mana, który gładko wylądował od strony naczepy. Nyks pojawiła się obok niego. Czarna mgiełka wokół jej stóp jeszcze dobrze nie zniknęła, gdy Tony otworzył drzwi.
Zalał ich grad ołowiowych kul.
Nyks zniknęła natychmiast, pojawiając się w naczepie. Jednym machnięciem ręki ośmiu mężczyzn za nią wyleciało na zewnątrz, prosto pod ostrzał Tony'ego.
Prostym ciosem powaliła dwóch naraz. Skrzywiła się krótko, gdy kula przeszła na wylot przez jej bark. Wściekła obróciła głowę. Mężczyzna, który wystrzelił pocisk, zdołał tylko przełknąć głośno ślinę, bo potem coś czarnego pchnęło go mocno. Czarny obłok wypchnął go przez ściankę naczepy. Nyks dosłyszała tylko jego krótki krzyk i plusk wody.
– Nie tak ostro – usłyszała w słuchawce Tony'ego.
– Nie będę się z nimi cackać – odparła.
Następna dwójka wyleciała przez dach i od prawdopodobnie śmiertelnego upadku uratował ich tylko Iron Man. Ale Tony natychmiast ich obezwładnił i ogłuszył.
Tymczasem Steve wskoczył do środka, a zaraz za nim Natasha. Tony przystanął przy wejściu. W końcu mogli dokładnie zainteresować się przewozem.
Tony spodziewał się recepty na serum, ewentualnie zmodyfikowanego już człowieka, zakutego w kajdanki. Tymczasem dostali tylko metalową skrzynkę przygwożdżoną solidnie do podłogi.
– Więc o to tyle hałasu? – zapytała Natasha.
– Zajrzyjmy do środka – powiedział Steve. Tarczą rozłupał zamek i podniósł pokrywę.
W środku umiejscowiona była mała, tykająca bomba.
– Cholera – mruknął Steve.
Nyks zareagowała najszybciej z całej czwórki. Czarny obłok wyskoczył z jej dłoni, natychmiast pochłaniając Czarna Wdowę i Kapitana. Tony już wzbił się w powietrze.
Pojawiła się na drugim końcu mostu obok Steve'a i Natashy w tym samym czasie, gdy ciężarówka eksplodowała z głośnym hukiem. Całym mostem wstrząsnęło. Potem nastąpił zgrzyt i jeszcze jeden huk, gdy część mostu opadła do rzeki.
Steve spojrzał na swój motor, który leżał tuż obok dziury.
– Wrobili nas – powiedział.
– Co zrobimy teraz? – zapytała Natasha.
Nyks zamknęła oczy. Już wędrowała w mroku nocy po całym mieście. Jej metafizyczne ja rozdwajało się i troiło, przeszukując kolejne ulice olbrzymiego miasta.
Zbyt łatwo poszło znalezienie tych informacji. Mogła przewidzieć, że wpakują się w pułapkę.
– Teatr – powiedziała, mocniej się wysilając.
– Co? – zapytał Steve.
– W jednym z teatrów na Brodway'u jest zapalnik. Nie... – Skrzywiła się, czując potężny ból przeszywający jej głowę. – Ach... Amora tam jest.
– Niedobrze – stwierdził Tony.
Nie było czasu na niepotrzebną podróż. Pstryknięciem palca Nyks przeniosła ich na zatłoczony Broadway. Tony i Natasha przystąpili do natychmiastowej ewakuacji ludzi, a Steve i Nyks pobiegli do wskazanego przez nią teatru.
Na scenie trwał spektakl i kilka osób nawet się zaśmiało, gdy Steve stanął wśród aktorów.
– Proszę państwa, to nie są ćwiczenia. W budynku jest bomba. Proszę o natychmiastowe udanie się do...
W pierś dźgnął go zielono-złoty promień i Steve odleciał w tył, psując dekorację. Rozległy się krzyki i ludzie zaczęli wybiegać.
Steve podniósł głowę. Zmaterializowała się przed nim kobieta w dziwacznym szmaragdowym stroju o złotobrązowych włosach. Tiara na jej czole lśniła dziwacznym, rażącym w oczy blaskiem.
Steve parsknął.
– Czy wszystkie złe pozaziemskie istoty upodobały sobie ten dziwaczny szmaragdowy kolor?
– W gwoli wyjaśnienia, to on skopiował mnie – odparła Amora z uśmieszkiem.
Steve podniósł się i uniknął kolejnego zaklęcia. W tym samym czasie czarna chmura natarła na Amorę i przeleciała ona przez wszystkie rzędy siedzeń.
Nyks zmaterializowała się obok niego i musiał przyznać, że wyglądała zjawiskowo. Nie miała już na sobie czarnej, zwiewnej sukienki, a obcisłe spodnie i przylegający do jej klatki piersiowej gorset, który na ramionach i plecach, wyglądał jak krucze skrzydła. Skóra wokół jej oczu pociemniała, podobnie jak same oczy.
Steve odsunął się od Nyks. Wokół jej nóg kręciła się czarna mgła, a biła od niej magia tak silna, że zagłusza wszystkie jego zmysły.
– Nyks! – zawołała Amora, gdy uniosła się w powietrze. Teraz spokojnie lewitowała ponad rzędami siedzeń. – Cóż za miła niespodzianka!
– Niepotrzebnie wróciłaś!
– Cóż to był... przypadek, a jaki fortunny! Teraz na Ziemi jest tyle możliwości, aż szkoda, by ich nie wykorzystać. Nathaniel ma wyśmienity plan. Wkrótce będziemy wami rządzić.
– Nie na mojej warcie – mruknął Steve.
Zamachnął się tarczą i mogło się zdawać, że trafi ona w swój cel, ale w ostatniej chwili tarcza zmieniła kierunek lotu i Steve dostał z własnej broni w brzuch. Jęknął i upadł na kolana.
– Śmiertelnicy – zaśmiała się Amora.
Nyks powiedziała do Steve'a.
– Znajdź Natashę, wiecie, co robić. Ja się nią zajmę.
I odesłała go, a sama zwróciła się do Amory.
– Już raz cię pokonałam, mogę i drugi. Tym razem nie zrobię jednak takiego błędu jak ostatnio i po prostu cię zabiję.
– Żebyś się tylko kochana nie zawiodła.
Obie na siebie naskoczyły. Nyks chwyciła Amorę za ramiona i z lekkością gimnastyczki przeskoczyła ponad jej głową. Uniknęła tym samym promienia zaklęcia, a sama zdołała poprowadzić mgłę tak, by owinęła się wokół szyi Amory. Upadły natychmiast na scenę.
– Dam ci jedną, jedyną szansę – Nyks wysyczała do ucha Amory, podduszając ją. – Poddaj się teraz, a będę delikatna.
Na próżno z jej ust padły te słowa. Amora zamachnęła się, Nyks przeleciała ponad jej głową, a gdy upadła, tylko szybki refleks pozwolił jej na uniknięcie srebrnego ostrza, które wyskoczyło z dłoni Amory.
– Posłuchaj, ty mała nocna paskudo – wysyczała Amora. – Wiele czasu potrzebowałam, by zregenerować swoje siły po naszej ostatniej potyczce i nie, nie miałam w planie podboju tej głupiej planety... może nie na samym początku. Pragnęłam Asgardu, by spotęgować swoją moc, ale ten idiota Loki...
– Myślałam, że nie żyje – przerwała jej Nyks, udając niewiedzę.
Amora zaśmiała się.
– Nie powinno cię to wszystko dziwić, zwłaszcza ciebie. Po tym, co między wami było, no cóż. Oczywiście nie liczmy, że Loki się tu pojawi. Zawsze widział tylko czubek własnego nosa.
Nyks powstrzymała się, by nie parsknąć Amorze prosto w twarz. Potem czarna mgła zawirowała wokół jej nóg i dwie olbrzymie pantery o niebieskich ślepiach natarły na Amorę.
Czarodziejka zwinnie ominęła pierwszą, ale druga pokryła ją całą. Tiara spadła z głowy Amory i z brzdękiem poturlała się po deskach teatru.
Nyks wyciągnął dłoń. Zmaterializował się w niej dziesięciocentymetrowy nóż. Zamachnęła się nim i ostrze wbiło się w bark jej przeciwniczki. A potem jeszcze jedno i jeszcze jedno...
Nyks z satysfakcją stanęła nad Amora, chwyciła ją za brodę i uniosła.
– Gdzie jest Thor? – zapytała krótko. – Jak Essex chce rozprowadzić serum? Atakując kolejne ośrodki kulturowe?
– Wszystko jest tam, gdzie powinno być. On miał plan, ale je go ulepszyłam. Tworzymy razem... intensywną parę.
Nyks poczuła się, jakby ktoś ją spoliczkował. Amora wykorzystała jej chwilową dezorientację. Uderzyła stopami w jej klatkę piersiową, jednocześnie odskakują do tyłu i zniknęła w złoto-zielonej poświacie, nim cztery noże wyrzucone przez Nyks zdołały ją dosięgnąć.
– A to suka – podsumowała Nyks.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top