XIII.
*Brandon*
Kiedy wbiegł wtedy na ulicę i nie zauważył tego samochodu natychmiast zadzwoniłem na pogotowie. Teraz patrzyłem na niego przez szpitalną szybę, która oddzielała mnie od niego. Tak bardzo pragnąłem teraz usłyszeć jego głos, poczuć smak jego słodkich malinowych ust na moich wygłodniałych wargach. Chcę widzieć ten błysk w jego oku gdy go dotykam. Nigdy nie sądziłem, że będę czuł motyle w brzuchu na jego widok. Wiem, że nasza relacja do normalnych nie należy, ale to zmienię. Zanim jednak to nastąpi muszę coś zrobić z Tobiasem... Ta blond dziwka doprowadza mnie już do szału. Cały czas za mną łazi i ciągnie do łóżka jakby był jakimś niewyrzytym seksualnie gnojkiem... Czyli mówiąc po ludzku - mną.
*Lucky*
Słyszałem głosy ludzi którzy zdawali się krążyć nad moją osobą. Nie wiedziałem co się działo ani nie byłem świadomy tego co się stało...
Ile tu już jestem?
Gdzie właściwie jestem ?
Nie umiem otworzyć oczu.
Nie potrafię poruszyć żadną częścią mojego ciała.
Nie umiem wydusić z siebie ani jednego słowa.
Czuję, że koniec jest blisko.
Ciemność mnie pochłania i dusi od środka.
Ale to dobrze, bo to znaczy, że coś czuję.
A dopóki będę czuł to będę uznawany za żywego.
~❇~
Wdech.
Wydech.
Strach.
Płacz.
Krzyk.
I tak w kółko.
Nagle budzę się.
Białe światło oślepia moje oczy.
Wykonuje gwałtowny ruch ręką, ale to na nic.
Czuję wewnętrzny paraliż.
Nie dam rady tak żyć.
Muszę uciec z tej pułapki.
Próbuję mrugać.
Udało się.
Wyostrza mi się obraz.
Widzę człowieka.
Mężczyznę.
Stoi nade mną.
Patrzy się na mnie trzymając moją dłoń.
Kim on jest?
-Nic ci nie jest? Dobrze się czujesz? - mężczyzna zaczął obsypywać mnie różymi pytaniami na co ja tylko tępo na niego patrzyłem. - Nie ważne! Najważniejsze jest to, że się obudziłeś! - stwierdził ten oczywisty fakt po czym wybiegł z sali w podskokach. Gdy po chwili otworzyły się drzwi pomyślałem, że to on wrócił, ale tak nie było. Ujrzałem lekarza.
Skąd wiem, że to lekarz?
Bo ma to napisane na plakietce.
-Dobrze, że już się obudziłeś - uśmiechnął się lekko. - Zadam ci teraz kilka pytań gdyż miałeś poważny wypadek i chcę sprawdzić czy wszystko pamiętasz. -odchrząknął- Pierwsze pytanie: Jak masz na imię?
- Lucky - odparłem, ale nie byłem w ogóle tego pewien.
-Yhm... -coś tam zanotował na w swoim dzienniczku - A pamiętasz ile masz lat?
-Moment. -wytężyłem wzrok na co lekarz się odwrócił i spojrzał w to miejsce i westchnął.
-Czytałeś? - pokiwałem twierdząco głową na tak. - Czyli nie pamiętasz?
-Niestety. A kim był ten mężczyzna , który był tutaj chwilę temu.
-To twój prawny opiekun z tego co tu mam napisane. Ma na imię Brandon. Był przy tobie gdy spałeś.
-Aha -znowu zerknąłem na tą tablicę i poczułem się jakbym był złapny na ściąganiu w szkole. Na tej tabliczce były wszystkie podstawowe dane, których nie pamiętam. Znowu poczułem ból i złapałem się za głowę mrużąc oczy.
-Nie myśl za dużo i nie przemęczaj się. Zajrzę do ciebie później. - pogłaskał mnie po ramieniu i wyszedł. Czy na codzień też jestem taki bystry i spostrzegawczy? - Brandon bardzo chcę z tobą porozmawiać. Ledwo dałem radę zatrzymać go w poczekalni. -uśmiechnął się po raz ostatni i wyszedł z sali. Po chwili drzwi znowu się otworzyły, a stanął w nich nie kto inny jak Brandon.
-H..hej - zaczął niepewnie i podszedł do mojego łóżka by po chwili na nim usiąść.
-No hej... - spojrzałem na niego, a on chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie przytulając moje niemrawe ciało.
-Tęskniłem... - wyszeptał mi we włosy, a mnie przeszedł miły dreszcz. Tylko dlaczego?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top