XII.

*Brandon*

Położyłem dzieciaka na łóżku w mojej sypialni nie przestając mu się przyglądać. Jaki on był rozkoszny myśląc, że ma jakiekolwiek szanse przed uniknięciem takiej przyjemności jakiej jestem w stanie mu zaoferować, może on jest masochistą? Nie... To akurat moje hobby.
-No już się tak nie podniecaj, bo ci stanie - zacząłem mówić trzymając za jego nadgarstki i zawisając nad jego młodym, ale jakże seksownym ciałem, które w każdym miejscu podniecało mnie i rozpalało od środka.
-O co c-ci ch-chodzi?! - jak ja uwielbiam kiedy on się tak jąka. Jest wtedy taki słodziutki i niewinny.
-Nie przyniosłem cię tu dla seksu - uśmiechnąłem się zwycięsko, na co jego twarz oblała się uroczym rumieńcem, a on sam odwrócił zakłopotany wzrok. Czy on musi być tak cholernie podniecający???

*Lucky*

Czy on naprawdę musi mnie doprowadzać do szału? 
-No co jest maluszku? I kto tu ma brudne myśli? - widziałem kątem oka, że pokazał mi język, ale niestety nie mogłem spojrzeć mu w oczy. Po prostu nie umiałem, bo to kosztowało mnie zbyt wiele wspomnień. Nie jestem dziwką, nigdy nią nie byłem, a mimo to wtedy tak mnie traktował i przez to tak się czułem.
-Oddwal się... - syknąłem i sturlałem z łóżka by następnie uciec z tego pokoju.

~❇~

Leżałem niespokojnie na wielkiej kanapie w jego salonie. Stan mamy z dnia na dzień pogarszał się coraz bardziej przez co tak bardzo się bałem. Była jest i będzie  dla mnie wszystkim. Musiałem myślami odlecieć daleko, bo nawet nie zauważyłem jak blondasek zaczął się nade mną pochylać i uważnie przyglądać.
-Coś nie tak? - walnąłem od niechcenia, a po chwili spostrzegłem, że jest on w ubraniu. Wow. No tego widoku to bym się w tym domu nie spodziewał.
-Odejdź stąd albo tego pożałujesz -warknął przez zaciśnięte mocno zęby, a z wyglądu przypominał psa obronnego, któremu ktoś usiłował zabrać kość.
-Po pierwsze paskudo... -wstałem z kanapy by być z nim twarzą w twarz. - Byłem tu przed tobą więc jedyną osobą, która może stąd odejść jesteś ty - zmierzwiłem go wzrokiem od stóp aż po sam czubek głowy. - a po drugie pieprzcie się ile w lezie mam to gdzieś i najlepiej trzymaj tego niewyrzytego seksualnie skurwiela z dala ode mnie -wyminąłem go i zacząłem iść  do góry gdzie znajdował się mój dawny pokój. Nie wierzę, że jestem tu z własnej woli. Serio. Nie wierzę...
Nagle poczułem mocny uścisk na przedramieniu.
-Nie dotykaj! -krzyknąłem i wymierzyłem otwartą ręką w policzek napastnika na co ten syknął i lekko poluzował uścisk.
-Pogięło cię idioto?! Już ja cię nauczę jak się zachowywać w towarzystwie Brandusia! -pociągnął mnie do tyłu przez co upadłem na podłogę i uderzyłem się w głowę i to właściwie ostatnie co pamiętam.

~❇~

Obudziłem się z wielkim bólem głowy i otworzyłem powoli oczy, jednak po chwili obraz był tak niewyraźny, że postanowiłem je zamknąć i odczekać chwilę aż obraz mi się wyostrzy.
-Gdzie jesteś suko? -wydyszałem zmęczony i zacząłem się nerwowo rozglądać już mniej więcej odróżniając meble od ściany.
-Może tak grzeczniej, co? -z ciemności wyłoniła się postać, której uśmiech rozpoznałbym wszędzie. Był to Brandon we własnej osobie, trzymający w ręku jakiś obiekt. -Gotowy na zabawę? 
-C...co? A-ale jak t-to? O c..co c-ci chodzi? - wybałuszyłem oczy.
-Zabawimy się?  -Szepnął w moje ucho swoim ciepłym oddechem, przez co wspomnienia powróciły, a ja nie mogłem się ruszyć.
-Zostaw m-mnie... -zacząłem krzyczeć i wtedy... Obudziłem się na podłodze w miejscu w którym obezwładniła mnie ta dziwka. Zostawił mnie i po prostu sobie poszedł co za sucz...
-W porządku? -podskoczyłem na ten głos. Myślałem, że wszyscy domownicy już dawno śpią.
-Tak Brandon -pomógł mi wstać- Jest okey... A ty nie w łóżku ? -Zapytałem podtrzymując się o jego barki.
-Wiesz.. Miałem co nie co do załatwienia... -mruknął jakby od niechcenia.
-Masz spermę we włosach... -rzuciłem.
-Co?! Gdzie? -zaczął tarmosić swoje włosy na wszystkie strony.
-Żartowałem -zaśmiałem się na widok jego zdziwionej twarzy.
-Ten żart nie jest grosza wart -prychnął i obrzucił mnie TYM wzrokiem. - Za to spotka cię kara... I to w mojej sypialni -chwycił mnie za rękę.
-Brandon nie... Masz już blondaska od dupczenia... Zostaw mnie... -stałem się miły i potulny jak baranek.
-Nie maluszku... To twojego ciała pragnę najbardziej i twojego słodkiego tyłeczka  -przeżucił mnie przez ramię i poszedł do sypialni. Jak pewnie się domyślacie moje ciosy były nikłe do jego dość masywnej postury ciała.
-No już już... -Położył mnie na łóżku i zaczął dobierać się do moich spodni na co odganiałem się od jego rąk jak od stada wygłodniałych much.
-Brandon ja nie chcę... -zdarł ze mnie wszystko co miałem na sobie i wszedł we mnie główką swojego przyjaciela na co pisnąłem czując, że zaraz mnie rozerwie, a w moich oczach pojawiły się łzy.
-Nie opieraj się przyjemności jaką mogę ci dać -szepnął cicho prosto do mojego ucha na co moje ciało zareagowało przyjemnym deszczem.
-N-nie w ten sposób... -wysapałem i zacisnąłem linię szczęki.
-No to w jaki ? -moje serce zdawało się skręcić i złamać.
-Bo ja... Ja cię kocham! Nie chcę byś pieprzył innego! Chcę żebyś był tylko mój i robił to ze mną z uczucia, a nie ze zwykłej cholernej rozkoszy jaką ci daje robienie ze mnie dziwki! -zrzuciłem go z siebie i wybiegłem z pokoju zabierając po drodze ubrania. Gdy dobiegłem do drzwi wejściowych dokończyłem wciąganie spodni i uciekłem z domu biegnąc przed siebie na oślep. Moje oczy zeszkliły się na wspomnienie minionej chwili i kompletnie zamazało mi to obraz przez co nie zauważyłem tego pieprzonego samochodu...

*Brandon*

-Nie opieraj się przyjemności jaką mogę ci dać -szepnąłem cicho prosto do jego ucha powodując dreszcz na ciele młodego. Mój maluszek tak szybko się podnieca.
-No to w jaki ? -patrzyłem na jego twarz w której odbijała się jego walka z myślami. Czyżby bał się, że nie użyję gumki?
-Bo ja... Ja cię kocham! Nie chcę byś pieprzył innego! Chcę żebyś był tylko mój i robił to ze mną z uczucia, a nie ze zwykłej cholernej rozkoszy jaką ci daje robienie ze mnie dziwki! -zdębiałem przez co nie byłem w stanie się ruszyć, nawet nie wiedziałem kiedy Lucky wyswobodził  się i uciekł zostawiając mnie w osłupieniu. Potrzebowałem chwili by dotarły do mnie jego słowa, a następnie porwałem mój ulubiony szlafrok i pognałem za nim. Gdy dobiegłem do drzwi już biegł w poprzek ulicy. Zacząłem biec za nim i wtedy zobaczyłem samochód jadący prosto na niego.
-Lucky uważaj! 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top