XI.
*Brandon*
Właśnie jechałem po młodego, bo zadzwonił do mnie jakoś niedawno. Szczerze? Nie spodziewałem się jego telefonu, raczej sądziłem, że za jakiś czas znudzę się moją nową dziwką i wrócę po niego sam, ale tak też jest spoko. Zostawienie go było dziwne, jakbym stracił swoją własność, ale poczucie winy nieco dawało o sobie znaki. Skręciłem w lewo i zobaczyłem jego dom.
- Jak ktoś tak seksowny może mieszkać na wsi pośród śmierdzących odchodów zwierząt? - zapytałem sam siebie w chwili gdy na niego czekałem. Po chwili zobaczyłem to po co przyjechałem i co będę pieprzył bez opamiętania przez kolejne kilka miesięcy... Ogar dupe Brandon... Jeszcze nie teraz... JESZCZE
~❇~
Usadowiłem malucha na kanapie i zacząłem mu się pedofilsko przyglądać.
-Skończ się gapić idioto... - syknął i odwrócił się do mnie plecami. Normalnie to bym go wziął tu i teraz, ale...
-Panie... Dokończymy? - nagle zza kanapy wyskoczył nagi blondyn o jasnej karnacji, czyli moja nowa dziwka.
-Nie skarbie.. Widzisz, że mam gościa - blondasek, jednak zdawał się nie przejmować jego obecnością i bez wahania przemierzył kilka dzielących nas metrów, po czym wbił się w moje usta. Lubiłem tego małego czepiaka, ale był zbyt uległy i wytresowany na przyszłą dziwkę, smutne.
*Lucky*
Odetchnąłem z ulgą na widok nowej zabawki Brandona (jeśli można to tak nazwać). Przynajmniej mnie nie będzie pieprzył, a to już coś. Wstałem z kanapy i chciałem udać się do najbliższego pokoju gdy nagle czyjeś mocne ramię mnie zatrzymało.
-A ty dokąd? - parsknął, trzymając w jednej ręce moją ręke, a w drugiej krocze tego chłopaka. O nie błagam powiedz, że nie będzie trójkątów...
-Do łazienki - skłamałem pod wpływem impulsu.
-To pójdziesz za chwilę - rzucił mnie o kanapę i usiadł na moich biodrach - Mamy do pogadania, nie? - skinieniem głowy nakazał małemu opuścić pokój, oczywiście ten słusznie wykonał polecenie, ale nie obyło się bez morderczył spojrzeń rzuconych w moim kierunku. Pech.
-No więc zadzwoniłem do ciebie w pewnej sprawie... - zacząłem w miarę spokojnie, ale w środku to się gotowałem i miałem ochotę go zrzucić i zgwałcić, a potem zabić. Dobra cofam przed ostatnie nie wiem po co w ogóle miałbym go gwałcić? Przecież go nie lubię...
-No słucham uważnie. Pewno chodzi ci o adopcję? - bawił się perfidnie moją bluzką.
-Jaką adopcję? - udawałem głupiego, choć dokładnie o to mi chodziło. Nienawidziłem go za to co mi zrobił i za to, że mnie zostawił, ale był moją jedyną nadzieją. Był taki czas gdy widziałem w nim nie tylko niewyrzytego seksualnie skurwiela, ale osobę przy której czuję się bezpiecznie. Czy to nie jest śmieszne?
-Ty już dobrze wiesz jaką. Za tą przysługę liczę na coś ekstra -oblizał pedofilsko usta. Idiota!!!
-Będziesz się mną opiekował, czyli bez żadnych kontaktów płciowych - czy ja na prawdę to powiedziałem? Chyba wierzę w jakieś niestworzone cuda.
-Ciii... - uciszył mnie swoim palcem - Nikt się nie dowie - wyszeptał mi w ucho - to będzie nasza słodka mała tajemnica.
-Ja nie wiem o co Ci.. - przerwał mi dzwonek do drzwi. Dziękuję z całego serducha!
-Czego? - warknął odrywając się od mojego ciała i kierując się w stronę drzwi. Korzystając z chwili jego nieuwagi pognałem do pierwszego lepszego pokoju i się w nim zamknąłem. W pokoju było strasznie ciemno, a wnętrze wypełniał nieprzyjemny zapach, którego wolałbym nie opisywać. W ogóle to pomieszczenie był jakieś takie dziwne. Bordowe ściany, pozasłaniane okna, świece i.... Dobra nieważne...
-Branduś to ty rybko? - podskoczyłem na dźwięk czyjegoś głosu i zrobiło mi się niedobrze na stwierdzenie "rybko". Moim oczom ukazał się goły blondasek, którego oświetlało kilka świec. Muszę przyznać, że jego ciało wyglądało bardzo kusząco, ale co jak co to pedofilem nie jestem.
-Brandon zaraz przyjdzie - parsknęłam i chwyciłem za klamkę. On jednak podciął mi nogi przez co upadłem na tyłek.
-Ty nędzna parszywa kreaturo! - chwycił mnie za ręke i pociągnął za sobą. Niedobrze.
- Puszczaj parszywa dziwko! - zacząłem go kopać i okładać pięściami, dzięki czemu po chwili mnie puścił, a ja wybiegłem z pokoju, wpadając prosto na Brandona.
-Co się stało? - wyglądał na zaniepokojonego moim stanem.
-Nic... Tylko rozmawialiśmy - odpowiedział beznamiętnie blondasek wijąc się przy tym seksownie. Fuj. Niedobrze mi.
-Czy to prawda? - zapytał, a ja zdębiałem gdy spojrzał w moje oczy, przez co wyglądał jakby serio się martwił. Lucky ogarnij się dzieciaku!
-No tak... Dlaczego to nie miałabyć prawda? - próbowałem przejść obok, ale mi średnio wyszło, bo potknąłem się o własne nogi, czyli nic nowego w moim wydaniu.
-Uważaj! - Brandon złapał mnie w ostatniej chwili i wziął na ręce nie mówiąc już ani słowa. Gdy spostrzegłem, że jego nogi zmierzały prosto do sypialni zacząłem z całej siły go kopać, jednak on szedł niewzruszony i patrzył na mnie ze znakiem zapytania wymalowanym na twarzy. Serio Brandon? Znowu seks? Serio?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top