2.1

Niepewnie przeszedłem przez bramę, która otwierała przede mną ogromny zielony teren parku. Żałowałem, że nie dopytałem gdzie dokładniej mieliśmy się spotkać. Starałem się nie myśleć o tym spotkaniu i Luke'u, ale graniczyło to z cudem. O Hemmingsie nie da się nie myśleć. O jego cudownych, niebieskich, jak Pacyfik oczach, słodkich, malinowych ustach, małym zadartym nosku, postawionych ku górze włosach, cholernie długich i szczupłych nogach, których mogła pozazdrościć mu nie jedna dziewczyna, a nawet ja. Nie można było przestać myśleć o nim całym. Był takim moim małym ideałem. Może i tak owe nie istnieją, ale dla zakochanych ich obiekt westchnień zawsze taki jest.

Blond-włosy Anioł stąpający po tej ziemi.

W tą i z powrotem krążyłem między wejściem do parku, a dużą fontanną. Zerkając na telefon zauważyłem, że dochodziła piętnasta, więc Luke powinien za chwilę się pojawić. Rozglądając się po zielonym terenie zauważyłem, że nie było tu wielu osób, zważywszy na godzinę, a zwykle o tej porze przechadzały się tędy tuziny nastolatków, tych wracających ze szkoły, jak i tych, którzy po prostu chcieli się przespacerować. Chociaż nie wiedząc o czym będziemy rozmawiać z blond-włosym, to może dobrze, że nie ma tu aż tylu osób, bo gdyby zakończyło się to płaczem, oczywiście z mojej strony, lub krzykami, któregoś z nas, bo Hemmings mógł zacząć krzyczeć na mnie za to oszukiwanie go albo moimi o tym, jak bardzo tęsknię za pisaniem z nim lub, że go kocham. Obydwóch opcji tak samo się obawiałem.

Zmierzałem właśnie w stronę najbliższej ławki, kiedy usłyszałem głos za sobą.

- Hood! - oczywiście to był Hemmings. Powoli odwróciłem się w stronę skąd dochodził jego głos.

Zobaczyłem go ubranego w czarną bluzę, której kaptur znajdował się na jego głowie, ciemno-turkusowa koszulkę z jakimś fioletowym napisem, czarne rurki z dziurą na lewym kolanie i całe czarne conversy. Wyglądał perfekcyjnie.

- Ouh, cześć, Luke - wymamrotałem cicho, kiedy stał w odległości może dwóch metrów ode mnie.

Denerwowało mnie to, że był wyższy ode mnie, może nie jakoś strasznie, ale jednak było to te kilka centymetrów, które pozwalały mu patrzyć na mnie z góry. Jego spojrzenie było tak intensywne, że zarumieniłem się i opuściłem głowę lekko w dół, starając się choć trochę ukryć róż na moich policzkach. Jednak chyba nie do końca mi się to udało, bo chwilkę po tym długie palca Luke'a dotknęły mojego podbródka unosząc go w górę. Patrzyłem na niego niepewnie zastanawiając się co zamierza zrobić. Dłoń, która trzymała mój podbródek przeniosła się na policzek delikatnie go gładząc. Jego twarz zaczęła zbliżać się do mojej, a ja zdążyłem jeszcze wyszeptać;

- Chyba mieliśmy o czymś...

Wtedy jego miękkie i słodkie usta po raz kolejny dotknęły moich. Pocałunek był delikatny, ale jednocześnie namiętny. Chyba chcieliśmy przelać w nim nasze wszystkie emocje.

Czyli Luke jednak coś do mnie czuje?






Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top