Give me a taste of what you call "brave"
Dazai stuka paznokciami w czarny łupek kuchennej wyspy Chuuyi, upuszcza swój mały palec, po czym macha palcem serdecznym i porusza środkiem, a klekocząca melodia wznosi się od drapania keratyny i wrony. Detektyw opiera się o wysoki stół pośrodku kuchni, opierając przeciwny łokieć na kamiennej powierzchni, wsuwając policzek w zagłębienie dłoni, kontynuując swój stały rytm.
Jego delikatnej piosence wkrótce towarzyszy rozciąganie nogi, długie kończyny Dazaia sięgają daleko poza żelazne pręty na dole stołka barowego. Mimo to mimo wszystko udaje mu się stuknąć w nią piętą, a z każdym ruchem jego nogi w dół dobiega tępy dzwonek.
Ponieważ kiedy Chuuya zaprosił go na kolację i film, głupio spodziewał się, że będzie tak jak ostatnio . Wydarzenie składające się wyłącznie z płonącej skóry, bliźniaczych płomieni zderzających się w przyćmionej fluorescencji telewizora, którego treści żaden z nich nie pamięta. Były bowiem lepsze gwiazdy do obserwowania, liczenia konstelacji rozsianych po szkarłatnych policzkach i poznawania smaku gwiezdnego pyłu. Płonące piekło umierającego słońca, upadłego boga, a Dazai wciska się w jego dłoń, aż jego łokieć się przesuwa. Jego ramię niezgrabnie się wygina, gdy skroń wsuwa się na jego przedramię, niesforne loki wplątują się w bandaże z dyskontu.
A jedyne piekło tej nocy to trzask świecy z drewnianym knotem w rogu lady, jej kołyszący się płomień rzuca cienie na kamień, a ze stale płonącego wosku wydobywa się niewyraźny zapach goździków. Świeca trzeszczy, tańcząc, nieświadoma swojego partnera po drugiej stronie pokoju, nisko wrząca woda konkuruje z subtelnym syczeniem knota.
Gdy porzucony film o Halloween wciąż gra w salonie, głośność jest ściszona, więc ich głosy są niczym więcej niż pomrukiem. Niż biały szum połknięty przez symfonię kuchni i stukot noża wystarczy, by Dazai przerwał trans, spojrzenia monarchy znajdując drogę do silniejszego płomienia.
Do dzikiego ognia, który kradnie powietrze z jego płuc, detektyw ostrożnie wypuszcza powietrze, którego nigdy nie wiedział, że wstrzymuje, kiedy Chuuya się odwraca.
„Więc,” rudzielec podnosi się ze swojego miejsca przez kuchnię, przeciągając słowo, gdy wyciera ręce w spód swojego poplamionego mąką fartucha. "Chcesz, żebym..."
„Udawaj, że jesteś Morim”.
„Udawaj, że jesteś Morim”, Chuuya powtarza to zdanie z ostrożnym skinieniem głowy. Jego ręce pozostają za językiem, gdy opiera biodro o blat, obserwując powolne wycieranie dłoni, nie będąc w stanie naprawdę stawić czoła Dazaiowi u jego boku.
Dazai z wyczekującymi oczami, Dazai z aż nazbyt delikatnym uśmiechem, który nie zasługuje na takie określenie, z cierpliwością nietypową dla rozpieszczonego księcia, a Chuuya oddycha. Pozwala oddechowi przejść przez zaciśnięte szczęki i niespokojne języki i chce, aby uspokoił napięcie przebiegające przez sztywne ramiona. Aby odliczyć każdą sekundę obok bulgoczącej wody, zatrzymać się wśród trzaskającego światła świec przed wydechem, dyrektor w końcu upuszcza fartuch, gdy całkowicie odwraca się do Dazaia.
Opierając się o blat, kamienna krawędź wbija się w dolną część jego kręgosłupa, gdy jego ramiona odchylają się do tyłu, ręce rozkładają się na boki, by chwycić pokryty mąką blat. – Potrzebuję więcej szczegółów niż „udawać Moriego” – kaszle Chuuya, jego mowa jest stwardniała, choćby po to, by chronić schowaną w środku kaszmirową pielęgnację, rudowłosy przełyka ślinę, zanim on również stuka palcami o kamień.
Dazai pochyla się niemożliwie głębiej w swoje pochylone ramię, jego podbródek lekko się unosi, gdy mruga spod kasztanowych rzęs, taniec płomienia wiruje na ciemnej scenie jego tęczówki. Detektyw mruczy w potwierdzeniu, uwagę przykuwa płomień, gdy kontynuuje. „Udawaj, że jesteś nim”, a jego głos ciągnie się wraz z knotem, balansując niepewnie na krawędzi, zanim się poślizgnie, tonąc w lepkim uścisku zbierającego się wosku. „Właściwie, to mam listę”, zaczyna Dazai, a jego ton podskakuje, gdy przesuwa policzkiem po swoim ramieniu, zanim ostatecznie podnosi się do pionu. Detektyw opiera oba łokcie na blacie, leniwie opierając podbródek na splecionych palcach.
Chuuya powstrzymuje zaskoczony śmiech, mimowolny dźwięk, rozmazujący się na jego niezręcznej brodzie, gdy trzęsie głową. — Masz listę? — Podkreśla to słowo, przyciskając policzek do jego ramienia, kiedy jego głowa obraca się do pionu.
Dazai kiwa głową, czynność obejmuje całą jego istotę. „Z rutyny” – precyzuje brunet, mrużąc oczy, gdy cień całuje ciemne rzęsy. Z kolejnym leniwym pomrukiem wsuwa brodę głębiej w nasadę dłoni, jego głowa opada poniżej ramion, gdy kontynuuje, a na jego ustach pojawia się uśmiech. „Uważaj to za scenariusz, nawet aktor tak gówniany, jak Chibi może nadążyć”.
Chuuya prostuje się, sztućce na blacie brzęczą, gdy jego plecy uderzają o krawędź kamienia. „To była jedna misja, dupku” — gryzie kierownik, pochylając się do przodu z przekorą. A jednak nie ma odpowiedzi. Żadnego miłosnego błysku w kasztanowych oczach ani drgnięcia wąskich warg powstrzymujących uśmiech. Powstrzymując złośliwe odpowiedzi i błyskotliwe żarty, płonące, gdy lecą ze srebrnych języków. Jest tylko płytki oddech, który unosi puste ramiona, płaszcz detektywa wisi na wieszaku w pobliżu frontowej części mieszkania.
Ponieważ jest tu obnażony.
W obecności Chuuyi, domu Chuuyi, bezpieczeństwa Chuuyi, a może to coś znaczy? Może... może ...
Chuuya kręci się w miejscu, brwi opadają, gdy jego myśli przebiegają przez ladę, przeskakując przez czarną tablicę i jeszcze czarniejsze wspomnienia, biorąc cień w dłoń. Dyrektor wyprostowuje się, wstrząsając szkarłatnymi falami, po czym drugi raz tej nocy opiera biodro o blat. Delikatnie unosi dolną część fartucha, przesuwając pudrowym kciukiem po granatowym materiale, odwracając uwagę od swojej bezbronności. – Co, nie ma sprzeciwu? — Chichocze, chociaż dzwonek cichnie, ton za nożami, oktawa poniżej płomienia.
„Hej…” Kciuk Chuuyi wiruje w kółko, rozmazując chmury na czystym niebie, mąką na bawełnie, a on przygryza wargę. „Dazai, ty,” zaczyna Chuuya, ale nie może dokończyć zdania. Upuszczając ubranie, jego wzrok w końcu się podnosi, drżący wydech przelatuje przez szczeliny w jego klatce piersiowej, skręcając się wokół jego serca, zanim przełyka, a wiśniowe brwi marszczą się od smaku. „Wiesz, że jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebował porozmawiać, jestem tutaj, prawda?”
"Jasne." W najlepszym razie jest to nieprzekonujące.
„Da-”
„Nie chcę rozmawiać” – wtrąca się Dazai, cichym głosem, emocje tępe, a jednak ostre jest ostrze. Ponieważ błyszczy jak szmaragdowe szkło, jak rzucone butelki wina, a Dazai wierci się na swoim krześle, a żelazo stołka barowego skrzypi w proteście. – Chcę to zrobić – wyjaśnia, a dłoń trafia na jego kolana. Spoglądając w dół, Dazai patrzy, jak poruszają się jego palce, gdy rozważa swoje następne słowa. Obserwuje, jak jego kciuk przesuwa się pod każdym obgryzionym paznokciem, jak keratyna stuka, gdy przesuwa kciuk na zewnątrz. Proste rozproszenia uwagi. „Robiliśmy już różne rzeczy, Chuuya” mruczy w końcu Dazai, poruszając paznokciami, prawie zagłuszając jego szepty. „Dlaczego jest inaczej?”
A telewizor krzyczy w przeciwieństwie do ich szeptanych słów. Do konwersji utrzymywanej przez stukanie kamieni i stukanie gwoździami, zagryzane usta i subtelne oddechy oraz język, którego kuratorem był przez lata. Słowa między słowami, wiadomość ukryta w drgnięciu nerwu, w wstrzymanym wydechu i rozmyciu w niebieskich oczach. „Prosisz mnie, abym cię zgwałcił” szepcze Chuuya, a jego serce pęka od zdania, od wyrażenia, które nigdy nie powinno być wypowiedziane na głos. Nigdy nie być wyłowionym z 46 liter, być skonfigurowanym z trzech alfabetów, bo nie powinno istnieć. Ponieważ te słowa nigdy nie powinny stać obok siebie.
„Udawaj”, Dazai naciska na sylaby, rozciągając je jednym ruchem palca wskazującego, zanim pochyli się nad wyspą kuchenną. - Zgodziłem się wcześniej, więc to nie to samo.
Chuuya odwraca głowę, uwaga skupia się na na wpół uformowanym cieście na blacie. „…to jest to samo…” mówi pod nosem, stukając raz, dwa razy nasadą dłoni w blat, zanim całkowicie odwróci się twarzą do ciasta.
A noc trwa, telewizor przełącza się na następny film z cichym brzęczeniem elektryczności. Początkowa ścieżka dźwiękowa przenosi się do kuchni, a bursztyn spływa z ogromnego ekranu, by czołgać się po kanapie, przesuwając się po flanelowych kocach rozrzuconych przypadkowo na sofie. Rzuca swoje ciepło na kark Dazaia, obdarzając go swoim towarzystwem, podczas gdy Chuuya dalej gotuje, a w pokoju zapada cisza.
Jednak nie jest to niewygodne, raczej jest tak, jak było. Kiedy Dazai zostawał na noc, budząc się na długo przed Chuuyą tylko po to, by cierpliwie siedzieć przy kuchennym stole czekając na niedzielne naleśniki rudzielca. Dawno temu, kiedy dzbanek do kawy zawsze parzył, ostry zapach spalonych ziaren szczypał w nos, a mimo to Dazai wdychał go mimo wszystko, zaciągając się nieco głębiej, gdy zapalał pierwszy papieros.
Jakby przeżywając przeszłość, Dazai wciąga ciężki oddech, goździki mieszają się z ciastem, trzask jajka wiruje z niską bańką wody, a nieśmiałe nucenie Chuuyi wypełnia przestrzeń.
Kierownik mówi bezgłośnie, nieświadomy melodii wydobywającej się z jego gardła, gdy zdrapuje kawałki warzyw z deski do krojenia. Wpadają do wody, Chuuya odchyla się wraz z pluskiem, zanim przejdzie do następnego zadania.
Minuty mijają, odliczane przez cięcie warzyw nożem, uderzenia ciasta o kamień, bez słowa. Ani nie czują potrzeby mówienia. I czy to właśnie oznacza cieszyć się czyimś towarzystwem? Istnieć osobno w tej samej przestrzeni, a jednak jakoś to wystarczy. Po prostu być blisko siebie, oddychać tym samym powietrzem i czuć bliskość drugiej osoby.
Chuuya jako pierwszy przeciął ciszę, a jego delikatne nucenie zostało zastąpione pytaniem podczas pracy. — Czy to pomoże? — I jego wyszeptane miękkie ciasto, mamroczące pod spodem oddychającą melodię, gdy Chuuya kontynuuje pracę, szczypiąc wałkowane ciasto, jakby w ogóle się nie odzywał.
"Nie ?" — Próba Dazai, na wpół przymknięte oczy mrugają do życia. – Co to było, Chuuya?
„Powiedziałem”, powtarza Chuuya, słowa wznoszą się ponad wrzód. „Czy to pomoże? Na przykład" i jest to przerywane drżącym oddechem, upuszczeniem noża, a Chuuya opuszcza dłonie na blat. „Gdybyśmy to zrobili, pomogłoby ci to?"
"Nie wiem." Szczery, prawdomówny, szczery, jakby toczy się obok marchewki w garnku.
Chuuya wysysa zęby, zanim unosi do ust pochlapany ciastem kciuk, obgryzając skórę na swoich paznokciach. „Okej”, sapie wokół palca między zębami, dyrektor odwraca się twarzą do Dazaia z nerwowym skinieniem głowy. "Zrobię to."
Whisky rozszerza się, pęcznieje w blasku ognia i obmywa bursztynem, gdy Dazai się trzęsie, nie mogąc na czas stłumić zaskoczenia. "Naprawdę?"
"Dlaczego jesteś zaskoczony?" Chuuya ze śmiertelną powagą wyjmuje kciuk z ust, by chwycić spód blatu. „Wiedziałeś, że się zgodzę. A teraz podaj mi listę”, trzepocze palcami swojej przeciwnej dłoni w zachęcającym ruchu. – Wiem, że to przyniosłeś.
Zaskoczenie znika w pajęczynowych uśmiechach, słabym uniesieniu wąskich warg, które nie sięgają oczu, gdy Dazai pochyla się do przodu, wyławiając zmiętą kartkę zeszytu z tylnej kieszeni. Kładąc papier na wyspie, Dazai rozwija go, zagięcia marszczą się, gdy pociera nasadą dłoni po na wpół rozdarty papier. Bezwładny i bliski śmierci grafit banknotu rozmazał się w kilku miejscach. Kilka słów jest nieczytelnych z powodu intensywności zagnieceń, a sam papier zmiękł od czasu, jakby został napisany kilka tygodni temu i wepchnięty do kieszeni, zapomniany aż do tej chwili.
Gdy Dazai spłaszcza stronę do kamienia, Chuuya dołącza do szatyna na wyspie. Kierownik opiera swoje przedramię na granicie, pochylając się nad stołem, by stanąć twarzą w twarz z Dazaiem przed nim. Podarowując ostatnie muśnięcie dłoni, Dazai składa ręce na kolanach w niemym zaproszeniu, czekając na następny ruch Chuuyi.
Pojawia się w postaci garbiącego się ramienia, Chuuya dostosowuje swój środek ciężkości, tak aby jego ciało było podparte o blat. Niechlujna ręka sięga w górę, chowając zbłąkaną falę za jego uchem i zostawiając po sobie ślad mąki, Chuuya nieświadomy skazy, gdy spogląda na zniszczony papier.
– Jesteś pewien, że chcesz to zrobić?
Shaky wydycha powietrze, drżąc kiwa głową, istota zbyt mała pod czujnym okiem boga.
Chuuya odgarnia kolejny włos za ucho, jego wzrok błądzi w kierunku świecy, żaru na płycie kuchennej, gdziekolwiek poza przypadkowym kurczakiem przed nim. Wszystko poza na wpół wyblakłymi pociągnięciami pióra i wydrapanymi literami, pozostałości pierwszego szkicu wciąż widoczne pod poprawką. „Odpowiedzi ustne, Makrelo”.
„Tak”, odpowiada Dazai, choć drży na pożegnanie. Chociaż Chuuya jest zbyt blisko i czuje zapach mąki na swoim fartuchu; resztkowy dym papierosowy stale się utrzymuje i kwiatowy szampon skradziony z zagranicznego pokoju hotelowego. Jak truskawkowe włosy wymykają się z koka, opadając kaskadą na jego ramiona, kiedy przechyla głowę, odcień ociepla się w bursztynowych światłach.
A kiedy dłoń Chuuyi rozciągnie się po liściu, kiedy jego mały palec zabłąka się, by sięgnąć do Dazaia, żaden z nich nie wspomni o tym. Żaden z nich nie wyraża uznania dla subtelnego aktu, delikatnego zaproszenia i zaufania, jakie może nieść pojedynczy gest. To ciasto schnące pod paznokciami może zawierać drobinki mąki, które teraz pokrywają papier, gdy mały palec Chuuyi nadal się rozprzestrzenia, rozciągając się, aż znajdzie się obok dłoni Dazaia na blacie. Nigdy się nie dotykając, nigdy nie odchodząc dalej, a jednak ciepło, które promieniuje z bycia Chuuyi, rywalizuje ze świecami i goździkami. Wyzwania dla parzącej wody i palących słońc, i żaru tysiąca gwiazd wymalowanych na jego policzkach.
„Więc,” szepcze Chuuya, chowając palce i przyciągając papier do siebie, zanim złoży go na pół. „Jak wygląda twój weekend?”
•••
Tydzień.
Chuuya trzyma ten zapomniany przez bogów kawałek papieru od tygodnia. Przeczytał ponownie każde uderzenie znaku kanji, każdą zniekształconą plamę atramentu i słonecznikowy bazgroł, nerwowy oddech sapał mu z nosa, gdy pocierał kartkę między palcem wskazującym a kciukiem. Pociera nim o klucz, plastikowa karta hotelowa przesuwa się pod papierem, gdy nerwowo stoi przed drzwiami.
Ponieważ Dazai jest w środku
Ponieważ Dazai śpi za mahoniem, bezpiecznie schowany pod bawełnianą pościelą, a jednak ten klucz krzyczy, że tak nie jest. A każdy szelest papieru i plastiku jest szeptem do jego ucha, niepokojącym przypomnieniem tego, co się stanie, gdy te drzwi się otworzą. Co ma zrobić, a Chuuya po raz trzeci wyjmuje rękę z gniazda na kartę, drżącymi palcami niezdolnymi do przesunięcia klucza.
Z sapnięciem odwagi Chuuya rzuca się do przodu, wsuwając kartę do zamka, gdy urządzenie piszczy na zielono, uchwyt ustępuje po lekkim naciśnięciu. Z zaciągniętymi zasłonami Chuuya robi krok w ciemność, w nieprzebytą otchłań, gdzie ostatni promyk światła ucieka wraz z zamknięciem drzwi. Przy zbyt głośnym kliknięciu zamka w tak małym pokoju, pokój hotelowy składa się z podstaw i nic więcej. Czarne zasłony zasłaniają okno bezpośrednio po drugiej stronie pokoju, ukrywając ostatnie strużki dziennego światła, gdy ametyst przechodzi w szafir. Do błękitnych nocy i bezgwiezdnego nieba, a Chuuya ślepo wędruje w jego głębiny.
Grzejnik włącza się w pobliżu parapetu, zasłony trzepoczą, gdy ciepło zalewa pokój wraz z delikatnym szumem wirujących maszyn. Unosi się nad lekkim chrapaniem promieniującym z łóżka, stertą koców ułożonych na zachodnim materacu, pomysłowo ułożonych w kształt ciała.
Dazai, wzgórze koców lekko unosi się wraz z jego kolejnym chrapaniem, a Chuuya wciąga swój zniekształcony oddech na ten dźwięk. Jeszcze dwa kroki, jeszcze dwa oddechy i kierownik stoi przy łóżku, a uniesienie koców jest z tej odległości jeszcze bardziej widoczne. Sposób, w jaki Dazai krzyżuje stopy podczas snu, lekkie wygięcie jego pleców i to, jak koce są napięte, schowane pod jego biodrem, gdzie leży zwinięty na boku.
Kładąc kolano na łóżku, materac skrzypi pod ciężarem Chuuyi, gdy dyrektor wspina się, by usiąść u stóp Dazaia. A papier jest tym cięższy, gdy jest obciążony atramentem, a złożona notatka marszczy się, gdy siada, błagając, by dać się poznać w nocy. Aby służyć jako niepotrzebne przypomnienie, dlaczego. Dlaczego spędzają weekend uwięzieni w pokoju hotelowym o średnim budżecie. Dlaczego koce są wpychane pod śpiące ciało, którego nie można poruszyć. Dlaczego Chuuya kuli się przy kolejnym skrzypieniu, kiedy pochyla się nad nogami Dazaia, chwytając pilota od telewizora, by otrzymać pierwszy zestaw instrukcji.
Nie musi widzieć, żeby wiedzieć, co brodzi w atramencie, papier wypalił się w jego umyśle, widoczny za każdym razem, gdy zamyka oczy. Za każdym razem, gdy jego myśli odbiegają w bok, gdy chwila ciszy ciągnie się o sekundę za długo, a on przyłapuje się na recytowaniu rutyny. Zastanawia się, wyobraża sobie, a film płonie wraz z poczuciem winy w jego żołądku. Oprócz mdłości w gardle, Chuuya przełyka suchą ślinę, gdy jego kciuk pociera wypukłe przyciski pilota.
Telewizor budzi się mrugając, oświetlając pokój lazurową mgłą, gdy sztuczne światło księżyca odbija się od ekranu, obmywając kremowe koce łóżka. Stopy Dazaia drgają pod prześcieradłem w nowo odkrytym świetle, a Chuuya zatrzymuje się, obracając, by sprawdzić, czy detektyw śpi za nim.
W przypadku braku burbonowych oczu, kontynuuje Chuuya, telewizor migocze, gdy przewija funkcję wyszukiwania na ekranie, szukając nieznanego tytułu zapisanego na notatce. Minuty mijają, grzejnik sporadycznie się wyłącza i powraca do życia ze świszczącym kaszlem, ukrywając skrzypiący materac pod roztrzęsionymi nogami Chuuyi.
Bo nie może usiedzieć w miejscu
Nie może powstrzymać się od obracania się co sekundę, sprawdzając stos koców w poszukiwaniu choćby cienia świadomego dyskomfortu. Jednak za każdym razem wita go tylko chrapanie i okazjonalne szarpnięcie stopą w biodro, podświadomie go zachęcające. Jeszcze kilka kliknięć pilotem i tytuł zostaje znaleziony, Chuuya włącza go bez namysłu, reklama toczy się wraz z kolejnym błyskiem elektryczności.
Wraz z kolejnym skokiem serca, który sprawia, że Chuuya uderza drżącymi dłońmi o szczyty swoich ud. Kiepska próba ugruntowania się, skupienia się na zadaniu i pozwolenia, by zniknęło w tle jego umysłu, jak każda inna misja, którą mu przydzielono.
Ten nie jest inny.
Zadanie do wykonania, misja do spełnienia.
Nie inaczej jest...
Pisk Arahabakiego między jego kośćmi, materaca pod jego kolanami, Chuuya obraca się, aż znajduje się na czworakach na łóżku. Nie jest tak różowo. Bezpośredni zestaw instrukcji. Plan ułożony jasno, zwięźle, nakreślony i poprawiony. Zalane przez wiele dni. Nie ma różnicy.
To misja.
Mimo to serce bije mu w gardle,
a palce drżą na spuście.
Po prostu kolejna misja.
Dlaczego więc boli go klatka piersiowa? Dlaczego jego oddechy są nieruchome?
Dlaczego ciepło tego cholernego pokoju jest tak duszące?
Praca jak każda inna.
Zabić ciało.
Pożreć duszę.
po brzęk sztućców, stuk spustu,
skrzypienie łóżka.
To tylko kolejna misja...
Ręce Chuuyi owijają się wokół krawędzi koca, jego palce są zdrętwiałe pomimo gorąca panującego w pokoju, nieczułe, gdy zaciskają się na bawełnie. Siadając z powrotem na kolanach, rudowłosy klęka na łóżku z kocem w dłoni, przygotowując się do ujawnienia. Punkt kulminacyjny zadania, poderżnięcie gardła, a Arahabaki wibruje pod skórą. Grzechotał jego kościami gorzej niż nerwy, Chuuya gwałtownie wciągnął powietrze, po czym szarpnął w górę i do siebie, ukazując śpiącego Dazaia w ciemności.
Senny książę, który wydaje się o wiele młodszy niż jest. Ciemne kręgi jego oczu zostały wygładzone przez czerń panującą w pokoju, a jego blada skóra nabrała bardziej ludzkiego odcienia, gdy telewizor maluje bliznę na jego nosie. Różowa fluorescencja nadaje się jako rumieniec, gdy scena się zmienia, Dazai rzuca cień na ciało Chuuyi, gdy dyrektor pochyla się nad nim, oszołomiony tym widokiem.
Przez trzepot rzęs burbona, jak usta Dazaia rozchylają się przy kolejnym chrapaniu, a jego niesforne loki rozmazują się po poszewce na poduszkę, gdy przewraca się oszołomiony, wciąż głęboko pogrążony we śnie.
Przechodząc przez koce, Chuuya szura i wije się, aż znajduje się pod prześcieradłami, zarzuca wyrzucony koc na ramiona, a resztkowa fala ciepła ciała ucieka wraz z trzepotem kołdry.
Nigdy nie wiedział, że Dazai może być taki ciepły
Jest tak pełen życia, że jest przeznaczony do kradzieży, przytrzymania, spustoszenia, dyrektor siedzący okrakiem na biodrach śpiącego Dazaia, jego kolana nerwowo wbijają się w materac.
Ale on może to zrobić
Musi zrobić-
Migoczący dzwonek rozbrzmiewa w pokoju, ucieleśnienie światła gwiazd i dzwonków, nimficzna melodia towarzysząca sporadycznym błyskom kolorów. Opalu i ametystu, który bije po plecach dyrektora, ociekając zimnym potem jego kręgosłupa, gdy nieruchomieje z dzwonkiem.
Z radosną melodią programu dla dzieci, Chuuya nie jest w stanie powstrzymać jęku wydobywającego się z jego gardła. Wylewa się z drżących ust i zaciśniętych zębów, jego włosy łaskoczą kark, gdy jego głowa mimowolnie trzęsie się w proteście. W odmowie, w której nie wolno mu uczestniczyć, Chuuya był w stanie chwycić się tylko krawędzi koca owiniętego na jego ramionach, owijając się nim dla pozory komfortu. Spokoju, przypadkowy strzał jasności do podstawy jego czaszki, zmuszając jego kończyny do poruszania się bez nakazu.
Aby kontynuować misję.
Ostrożnie Chuuya pochyla się do przodu, zsuwając się ze swojego miejsca na biodrach Dazaia, by usiąść okrakiem na jego udach.
Jest dobrze.
Jest dobrze, prawda?
On może to zrobić,
musi to zrobić.
Suchy kaszel utrzymuje się pośrodku jego klatki piersiowej, stopniowo narastając, pęczniejąc, aż skóra rozciąga się i pali. Aż zalewa podstawę jego gardła, zdrapując wilgoć z tylnej części jego języka i kruszące się „nie” z przodu jego czaszki. Neon, który migocze za jego oczami, kiedy jego środkowy i serdeczny palec zaczepiają się o gumkę bielizny Dazaia, ciągnąc w dół, by odsłonić jego miękkiego penisa, który drga przy następnym uderzeniu grzejnika.
Gardło Chuuyi zaciska się wokół niewypowiedzianego, rudowłosy sucho przełyka szczątki swoich protestów, gdy przesuwa dłonią po udzie Dazaia, rozkładając palce, gdy dociera do odsłoniętego ciała Dazaia. Delikatnie, jego dłoń owija się wokół podstawy penisa Dazaia, ledwo wywierając nacisk, gdy jego dotyk błądzi. Rudowłosy z zaciekawieniem przygląda się owiniętym bandażem ud drugiego, jak szorstkie strzępy bawełny tak gwałtownie różnią się od skóry. Ze wzgórz i dolin blizn, gąbczastego fioletu siniaka i żołądka Chuuyi wiruje, gdy niespiesznie dotyka.
Gdy masuje kciukami kość biodrową Dazaia delikatnymi kółkami, przeciągając palec w górę iz powrotem, bezmyślnie bawiąc się ciałem młodszego, zgodnie z instrukcją w notatce.
Delikatne dotknięcia. Lekkie
stuknięcia
Wmasowanie palca w delikatną skórę.
Naśladowanie czegoś prawdziwego
Intymności i miłości, seksu między partnerami, a nie gwałtu na dziecku, kolejny urywany krzyk wydobywający się z zaciśniętych ust Chuuyi.
Chuuya sapie cicho, jego wzrok rozmazuje się w nocy, kiedy bierze Dazaia w rękę, delikatnie pieszcząc podstawę jego wciąż miękkiego penisa. A każde pociągnięcie od podstawy do czubka jest lekko nieśmiałe, dotyk skóry płatka kwiatu jest miękki, Dazai ledwo się porusza, chociaż jego biodra od czasu do czasu się wykręcają, ruch jest zatrzymywany przez ciężar drugiego ciała na nim.
Zacieśniając uścisk, Dazai zaczyna zaciskać pięść, nieświadomy jęk wypełza z ust Dazaia, który sprawia, że drugi się zatrzymuje, rude włosy opadają, niezdolny stanąć twarzą w twarz z detektywem. Nie tak jak to. Kiedy sen wyciąga niewinność na powierzchnię, kiedy cienkie brwi zaczynają się marszczyć, a usta wykrzywiają się pod wpływem podniecenia rosnącego u podstawy żołądka. Kropla precum wypluwa z twardej już erekcji Dazaia, gdy kolejny oszołomiony jęk wydobywa się z jego zaspanego gardła.
Precum spływa po knykciach Chuuyi, gdy ten szarpie pięścią po pulsującej erekcji Dazaia, jego skóra jest gorąca w dotyku, a wraz z kolejnym jękiem Dazaia, Chuuya powstrzymuje przesiąknięty żółcią kaszel. Szafirowe oczy mrugają, by odpędzić fluorescencyjne łzy, gdy precum oblewa jego dłoń, a śliskie uderzenie ciała przytłacza nawet warkot grzejnika. Kierownik macha nadgarstkiem, po czym przyspiesza, Dazai nieświadomie się kręci, rumieniec wznosi się na powierzchnię jego skóry, by zajrzeć przez pęknięcia jego bandaży.
To wyzwalacz do kroku trzeciego, do wytartej linii strony wyrwanej z gumki. Z rewizji i przemyśleń, a Chuuya może mieć tylko nadzieję, może tylko modlić się, że żal nie jest słowem, które znajduje się wśród innych. To przylega ciasno do marginesu, ukryte za duchami znaków kanji, które pojawiły się przed nim.
Krok trzeci.
Kiedy palce zaciskają się wokół talii piżamy robota, zsuwają się z zabandażowanych nóg i lądują na podłodze z uderzeniem zbyt ciężkim dla materiału.
Kiedy Chuuya bierze w dłoń swoją haniebną erekcję, jego ciało płonie w dłoni, a mimo to jest tak oddzielone od niego. Odłączony od reszty swojej istoty, od duszy, która unosi się gdzieś obok niego, obserwując rozwój wydarzeń.
Kiedy uda są rozchylone, gdy trzyma się w dłoni ciężkie kutasy, ustawione w linii do nieprzygotowanego ciała, suche i bezlitosne. Dłoń Chuuyi wciska się w biodro Dazaia, przygotowując się do przytrzymania go, gdy ten zacznie krzyczeć.
Ponieważ został ostrzeżony, że Dazai będzie krzyczeć.
Wypowiedziane tak swobodnie, napisane tak nieformalnie, instrukcje, aby kontynuować - bez względu na wszystko.
Jakim cudem nigdy nie słyszał jego krzyku?
Głowa Chuuyi naciska na wejście Dazaia, palce wbijają się w biodro detektywa, aż na ciele pojawiają się dołeczki. Bez odpowiedniego przygotowania ledwo może wepchnąć się w mięsień, ciało Dazaia nie chce się ruszyć, nawet gdy Chuuya zwiększa nacisk. Zaciskając zęby, rudzielec pochyla się do przodu na kolanach, unosząc Dazaia za biodra, by uzyskać lepszy kąt, zanim ponownie wepchnie się w śpiącego bruneta, jego kutas pieknie od suchego nacisku otaczającego jego czubek, kiedy w końcu przebija skórę.
A dźwięk dzwonów brzmi jak przyprawiający o mdłości oklaski, a telewizor wciąż gra w tle, prawie zapomniany w ferworze chwili. Jednak kiedy Chuuya naciska dalej, zostaje zatrzymany przez głos. Przez pojedynczą frazę, która strzela lodem do żył, która ucisza nawet Arahabakiego nucącego w jego krwioobiegu, kończyny Chuuyi opadają, gdy opuszcza biodro w swoim uścisku, twarz blednie od dźwięku.
Rachunkowość.
Uczą się liczyć.
Szkarłatne baty, szyja Chuuyi pęka z szybkością skrętu, gdy stoi twarzą do telewizora za nim. Kolorowe postacie witają go, gdy się odwraca, puszyste potwory uśmiechają się na ekranie, ich futrzane łapy są wyciągnięte, gdy numer miga jasno na środku ekranu, ten niesamowity dzwonek dzwoni z wyświetlaczem.
Żółć podchodzi Chuuyi do gardła, rudowłosy przechyla się na bok, gdy krztusi się przez prześcieradło, plwocina gromadzi się w jego ustach, przygotowując się na potok wymiocin, który nigdy nie nadchodzi. Jest w stanie tylko kaszleć, ramiona szarpią się do wewnątrz, gdy jego plecy wyginają się przy następnym knebluniu, Chuuya pochyla się, by chwycić prześcieradło obok siebie. A postacie śmieją się tylko z jego konsternacji, z tego, że świat obraca się zbyt szybko, czerń pokoju dezorientuje, gdy Chuuya zostaje przewrócony do przodu kolejnym kneblem.
I wiedział, wiedział, czego się spodziewać. Z biegiem czasu udało mu się skleić kawałki razem, strzępki informacji, których Dazai był na tyle uprzejmy udzielić, i strzępki, które sam przekopał. Jak krem maślany łączy się z czerwcowymi nocami, jak letnie powietrze idealnie łączy się z bajkami na dobranoc, jak osiem lat znika ze środka układanki, pustka, której nigdy nie można wypełnić, kawałki wyrzucone gdzieś po drodze.
Ale to? Ukryte na spodzie narożnika, wkopane pod kanapę, zakurzone i zapomniane, leżą programy przedszkolne i postacie z podstawówki. Potwory, by odwrócić uwagę od tego w pokoju, od miękkiej dłoni w sposób bardziej obcy niż przyjazny, a Chuuya wzdryga się na tę myśl.
Bo nie może oddychać. Bo upał jest upalny. Ponieważ pot spływa mu po plecach, żółć pokrywa język, drżące wargi i się łamie. Trzaski z następnym migotaniem i brzęczeniem, gdy desperacko łapie oddech, jego ciało jest niezręcznie wygięte, piekące, gdy walczy o powietrze. Dla pojedynczej, pędzącej myśli, która nie jest z tego .O Dazaiu i Morim i o zbyt małym ciele, piegowatych palcach dziecka zamiast lateksowych dłoni, kolejny dławiący krzyk z tyłu jego języka, gdy płyną łzy. Miesza się z zasychającą prespermą na jego kłykciach, a jego gardło się zamyka, ściskając kilka pozostałych resztek powietrza, i zaczyna się panika. Chuuya fruwa, wciągając tyle powietrza, ile tylko może, podczas hiperwentylacji, czerń pokoju zaczyna się zamykać.
"Dazai?" Chuuya wzywa pustkę, czerń, która miażdży płuca, która morduje dusze.
"Dazai?" Nazwisko łamie się podczas krzyku, sylaby drżą, gdy Chuuya mówi. Kiedy nie nadchodzi odpowiedź, Chuuya pochyla się do przodu, lampka nocna się włącza, światło rozlewa się po pokoju, zanim jeszcze raz woła Dazaia.
"Makrela?"
Na dźwięk tego imienia ciało pod nim zaczyna się poruszać, a oszołomione kończyny unoszą się w półrozciągnięciu, gdy Dazai powoli odzyskuje świadomość. Wchodzi w środek sceny, drugi akt już minął, a jego mięśnie instynktownie napinają się, gdy pokój zaczyna się pojawiać. Kiedy na ekranie gra dziecinna melodia, blokowana przez cień ciała na jego biodrach, Dazai rozbija się o świadomość, ramię wylatuje na zewnątrz, by wbić paznokieć w prześcieradło, przygotowując się na falę bólu, która nigdy nie nadchodzi.
To raczej okrzyk imienia, podmokły i utopiony, oceaniczne oczy napełniają się słonymi łzami, gdy pierś Chuuyi czkaje z kolejnym szlochem. "Makrela?" Przezwisko układa się w pytanie, Chuuya cicho potrząsa głową w świetle lampy, ciało Dazaia wyraźnie rozluźnia się na widok szkarłatnych fal. „Ja-” rudowłosy krztusił się łapczywie wciągając powietrze, łzy plamiły bandaże na gołych nogach Dazaia. - Nie mogę tego zrobić. Nie mogę... nie mogę tego zrobić - jego ramiona opadają na to słowo, oddychające spodnie wypełniają ciszę, a jego nos zatyka się łzami. „Nie mogę cię skrzywdzić”, jego głos drży, uspokojony przez skubanie kciuka, kiedy klęka między nogami Dazaia, jak przerażone dziecko. „Nie mogę cię skrzywdzić tak jak on."
Materac skrzypi, gdy Dazai siada. „W porządku, Chuuya”, a jego głos jest zbyt zrównoważony, zbyt spokojny i demonicznie nieruchomy, kiedy mówi. Jakby to było normalne , jakby nic nie było dziwne, nic nie różni się od każdej nocy, którą spędzili razem. Jakby nie był na wpół twardy, a szczątkowe dreszcze wyraźnie nie wstrząsnęły jego żyłami, a gęsia skórka sprytnie ukryła się pod bandażami.
Chuuya tylko kręci głową, mocniej gryząc kciuk, próbując się uspokoić. „Byłeś taki mały ”, to ledwie mu ucieka, słowo zwiewne i na wpół wypowiedziane, traumatyczne niedowierzanie amortyzujące jego upadek. „Ten program jest dla uczniów szkół podstawowych, uczy cię, jak liczyć , do jasnej cholery, Dazai”, jego kciuk opuszcza się, kropla krwi wypływa na powierzchnię, gdy jego głowa nadal się trzęsie, próbując zrozumieć bezsens. „Byłeś dzieckiem, byłeś ledwie pieprzonym dzieciakiem!" Ręka Chuuyi wczepiła się w jego włosy, ciągnąc za skórę głowy, zanim opadła. Jego dłoń uderza o udo, gdy jego głowa odwraca się w stronę zamkniętego okna, jego myśli są gdzieś za szybą, z dala od tego gloryfikowanego do diabła. „Nie byłeś...” sylaby zatykają mu gardło, Chuuya pociąga nosem, nie będąc w stanie sformułować emocji, które biegną. „Nie byłeś nawet… a on to zrobił, dotykał cię w ten sposób , jak-jak-”
Tak jak się zgodziłeś.
Zrujnowany w łóżku kutas z lokami. — Tak, jakbym tego chciał?
Oceany wciąż. „Nie”, oczy Chuuyi otwierają się szeroko jak sowa, potrząsanie głową zwalnia, gdy przyjmuje słowa, alternatywne znaczenia, patrząc na Dazaia z niepokojącą trzeźwością. „Nie , Dazai, nie, nigdy...”
Przerywa mu wzruszenie ramionami, czekoladowe włosy spływają na ramiona Dazaia, definicja nonszalancji, kiedy detektyw składa za siebie dłonie.
Chuuya mruga, łzy burzy chwilowo ustępują szaremu niebu, błękitowi pogłębionemu przez burzę. „Tylko tak po prostu nie wzruszaj ramionami!” Krzyczy i może tylko żałować, że nie zawiera w sobie tyle gniewu. Że zawodzenie przedzierające się przez jego gardło nie było zabarwione granatowym gniewem. Nie pękał i nie odpryskiwał, miażdżąc się na odłamki, które schodziły z jego języka, co prowadziło do niczego więcej niż bliźniacze blizny. Niż zakrwawione usta i uschnięte posoką uszy, i ból, który wdziera się w nich obu.
Ponieważ gniew Chuuyi jest nie na miejscu, ponieważ złudzenie Dazaia jest nieprzeniknione, a oni nie wiedzą, jak załatać dziury w czarnych płaszczach. Nie wiedzą, jak przewlec igły przez jedwab bez zsuwania się węzła, bez poluzowywania sznurka, i wracają na początek, pokazując na to tylko nakłute igłą kciuki. „Nie zlekceważysz tego, kurwa, Dazai! Miałeś osiem lat, nie czujesz się, kurwa, dobrze!” Chuuya gryzie, zaciskając dłonie w pięści na jego udach, błagając Dazaia, by usłyszał, zrozumiał . Że to nie jest „w porządku”, że on nie jest „w porządku”, że nic z tego nie jest, kurwa, „w porządku ”, a normalizacja nie jest synonimem normalności. - Nie jesteś w porządku, Dazai!
Październikowe powietrze sączy się przez szczeliny w parapecie, lodowaty przeciąg ślizga się po przytłaczającym upale pokoju. – To było życie – mruczy Dazai, pochylając głowę, by skubać bandaże na nadgarstku. Pociera kciukiem wystrzępioną krawędź gazy, głosem odległym, prawie słabym, gdy robi pauzę między słowami. „Nie wiedziałem nic lepszego. Myślałem, że wszyscy tacy są, więc tak naprawdę nie ma to na mnie wpływu”, paplają demony, przywołane przez ofiary w pełni księżyca i chłopców przywiązanych do ołtarza gotowych do wykrwawienia. Przekonany, że to jest zbawienie. Że to jest honor .
„Tak, jesteś ” Chuuya przeciąga to słowo, pochylając się do przodu, by rozsmarować je na upartych ustach, aż lekcja zabrzmi prawdziwie.
Szkoda, że Dazai nigdy nie połyka . „Nic mi nie jest, Chuuya,” usta lalki unoszą się, pozór uśmiechu, który nie jest w stanie spojrzeć w oczy. Loki przędzy kołyszą się wraz z uroczym ruchem głowy, oczy Dazaia zamykają Chuuyę. Bo za drżącymi powiekami, choćby na chwilę, jest jednocześnie człowiekiem i demonem; detektyw i lalka, tęczówka i guzik osłonięte przed wzrokiem, jego prawdziwa postać pozostaje tajemnicą, dopóki oczy burbona nie zdecydują się otworzyć.
Trzepotanie powiek, zanim Dazai ostrożnie pochyla się do przodu, badając wody człowieczeństwa, empatii. Detektyw muska zaciekawioną dłonią ramię Chuuyi, po czym ostatecznie wgryza się w kulę, szarpiąc Chuuyę w jego czekającą pierś. A kiedy ostatnio to zrobili? Po prostu przytulili się bez oczekiwań, bez niechlujnego zdejmowania ubrań i rozpalenia nastoletniej tęsknoty.
Kiedy ostatni raz Chuuya płakał przy nim? Jakiś czas później syrop na kaszel całuje i obiecuje zbyt mocny do przełknięcia, ale zanim żądło słów zostało zastąpione whisky i winem. Czas między czterema latami a wiecznością, a jednak to w kolebce hotelu w centrum miasta naprawdę się trzymają. Gdzie Chuuya może szlochać w ramię szatyna, bandaże pochłaniają potok łez w chwili, gdy płyną.
I to tutaj Dazai owija swoje ramiona wokół Chuuyi, gdzie może przyciągnąć rudowłosego do ochrony zniekształconych kończyn, ramion, które nie boją się krwawić, ręka Dazaia rozciąga się po tył włosów Chuuyi, by trzymać go bliżej.
„Nie,” mruczy Chuuya w obojczyk Dazaia, słowa stłumione przez gazę i łzy, zanim opiera podbródek na ramieniu Dazaia. – Nie, to ja powinienem cię pocieszać – pociąga nosem rudzielec, twarz jest ciepła w dotyku, a z jego nosa sączą się smarki, a jego rysy są wyniszczone przez szloch, który miał nastąpić cztery lata później. „Miałem to dla ciebie zrobić”, czkawka w klatce piersiowej, trzaskające okrzyki, dzwoni dzwonek telewizora.
Płytkie oddechy, serce, które bije za wolno. Zapach środka antyseptycznego, wintergrinowego alkoholu emanuje z szyi bruneta, kiedy przyciąga Chuuyę do siebie. Kiedy gładzi owiniętym w gazę palcem skroń rudowłosej, za jego dotykiem błyszczy krem z antybiotykiem.
Dazai przechylił głowę na bok, kładąc policzek na czubku włosów Chuuyi, po prostu słuchając stłumionych krzyków swojego partnera. Czuje każde szlochanie w plecach starszego z miejsca, w którym jego ramiona obejmują dyrektora. Jak skóra Chuuyi drży podczas szczególnie ciężkiego szlochu i jak brzmią jego płuca, gdy walczą o powietrze między okrzykami.
Łzy nie wylewał za siebie, nigdy za siebie, ale za Dazaia. Za utracone imiona i skradzione dzieciństwo, za kreskówki i ciasta, i drugie znaczenie każdego słowa, Chuuya przycisnął się do Dazaia tak blisko, jak tylko mógł, by objąć go ramionami. Trzymać go mocniej, bliżej, aż będzie mógł udowodnić, że jest na tym świecie dotyk, który nie boli. Że w tym życiu jest czerwień, która się nie pali.
Dazai bierze wdech, wtykając nos w czubek głowy Chuuyi, zanim szepcze, jego słowa są stłumione, ale mimo to są słyszane. „ Czerwony, Chuuya”.
I z tą osobliwą frazą pęka pękająca tama, Chuuya głośno się krztusi, gdy całe jego ciało unosi się od kolejnego szlochu. „Przepraszam” sylaby się łamią, jego mowa jest ledwie zrozumiała, prawie w ogóle nie ma języka, gdy jego przeprosiny ściskają się obok jego krzyków, skręcając się i zniekształcając w drodze do Dazaia. "Przepraszam."
Usta osadzają się na włosach pąków róży, ciągnąc winorośl po nakrapianej nasionami skórze i żyłach nad rzeką, Dazai pochyla się, by złożyć kolejny pocałunek na skroni Chuuyi. W jego policzek, w szczękę, krzyki Chuuyi cichną, gdy Dazai kontynuuje pracę. Gdy jego usta rozchylają się na cienkiej skórze szyi Chuuyi, kontynuując w dół, by skubać obojczyk między zębami. Nie mogąc się bardziej schylić, Dazai obejmuje dłonią ramię Chuuyi, odpychając go, aż dyrektor znajdzie się w połowie drogi do materaca
"Co ty- oi !" Chuuya kopie biodro Dazaia uniesionym kolanem, detektyw niebezpiecznie blisko miejsca, w którym nie powinien się znajdować. "Co robisz?!"
"Nie?" niewinna ciekawość wymyka mu się z języka, kiedy mówi, autentyczność tego zdania sprawia, że oboje milczą. – Chibi jest zdenerwowany – wyjaśnia dalej Dazai, wciąż ślizgając się po łóżku, ciągnąc za sobą pocałunki. „Robię to lepiej”.
Dłonie bez rękawiczek chwytają tył koszuli Dazaia, Chuuya szarpie detektywa na bok, chociaż on nie zwalnia uścisku. „Nie- Mackerelo ” pozostawia go niczym więcej niż oddechem, jęczącym szeptem zaplątanym w czarne nici, w czerwone sznurki i przesiąkniętą krwią historię, której nie da się rozplątać. „Ja- bogowie”, przerywa sobie, wznosząc oczy ku sufitowi, jakby jego siła była zapisana w gwiazdach. „Po prostu tu podejdź, dobrze? To nie… to…” jego usta wykrzywiają się do wewnątrz, gdy stara się znaleźć słowa. Wyjaśnić, dlaczego seks nie leczy, dlaczego złości nie można złagodzić pocałunkiem, skoro wie, że Dazai nigdy nie nauczył się znaczenia. Że nie rozumie, że może nigdy naprawdę zrozumieć. – Czy mogę cię po prostu przytulić? — Chuuya uspokaja się, zdanie to jest ledwie szeptem, gdy pochyla głowę w zakłopotaniu.
Czekoladowe brwi opadają, zanim pośpiesznie się poprawiają, porcelanowe maski wsuwają się na miejsce, ukrywając dziecko za plastikiem. Mały chłopiec zdezorientowany do szpiku kości, Dazai skubał bandaż na przeciwległym nadgarstku, by odwrócić uwagę od uczucia wirującego w jego klatce piersiowej. Uczucie, które można opisać jedynie jako odrzucenie i niepokój, który go otacza. To wyciska poplamione prześcieradła i czerwoną fluorescencję z głębi jego wspomnień, moment, w którym już mu nie wystarczało, a Dazai powstrzymuje początek grymasu.
Szatyn kiwa głową, po czym odsuwa się na bok, kopiąc stopami koce, gdy Chuuya wspina się obok niego, naciągając na nie kołdrę, gdy układa się w łóżku. Żadne z nich nie odzywa się, gdy telewizor wyłącza się z kliknięciem, tylko grzejnik nuci marsz żałobny, a łóżko cicho skrzypi, gdy Chuuya siada.
Kiedy pochyla się nad Dazaiem, by przyciągnąć kołdrę bliżej, wsuwając jej nadmiar pod szatyna, aż koce się naprężą. Kładąc się, robi to samo dla siebie, owijając się kocem, aż są ciasno owinięci wewnątrz kokonem, nawet dolna część kołdry schowana pod ich kostkami, niemożliwa do usunięcia.
Dłonie pokryte bliznami przesuwają się po czole Chuuyi, tworząc miękkie fale, po czym pieszczą skórę głowy Chuuyi, rozprzestrzeniając dziki ogień na bawełnę. Dazai wciąż może rozróżnić kilka stłumionych okrzyków, które wymykają się rudzielcowi, dwa na tyle blisko, że może posmakować łez spływających po policzkach Chuuyi. Czuje sposób, w jaki jego klatka piersiowa unosi się, zanim się ugina, krnąbrna łza dociera do poduszki Dazaia.
Dazai otacza ramieniem plecy Chuuyi, przyciągając go niewiarygodnie bliżej, aż ich czoła się stykają. Jego ręce wciąż wędrują po włosach drugiego, gładząc kosmyki z ich miejsca przylegającego do policzków Chuuyi. „Dziękuję, Chibi,” mruczy Dazai, nigdy nie cofając swojego dotyku, gdy jego kciuk przesuwa się pod opuchniętymi oczami, łapiąc kolejną łzę.
Zbyt wyczerpany, by zareagować, Chuuya tylko leniwie unosi brew, opuszczając pytająco powieki, gdy dręczy swoje wspomnienia w poszukiwaniu odpowiedzi. Nie mogąc znaleźć materiału filmowego, Chuuya rezygnuje z wypożyczenia filmu, zabłąkana ręka unosi się, by bawić się nadgarstkiem Dazaia na jego skroni. .
Usta Dazaia wykrzywiły się, obserwując, jak ich palce skręcają się w ciemności, ciepło Chuuyi otacza jego istotę, jego duszę . I to ciepło, które promieniuje od palących słońc, od wściekłych bogów i rudowłosego, który tyle lat temu siedział przy jego łóżku. Kto obiecał mu to, co tylko głupiec może zapewnić, a jednak jakoś...
– Za to, że nigdy mnie nie skrzywdziłeś – mruczy Dazai, trzymając ich splecione dłonie w wąskiej przestrzeni między nimi. A gdy grzejnik się kręci, w pokoju nie jest już duszno, ale jest bezpiecznie . Wtuleni w swoje ramiona, chronieni przed październikowym chłodem, przed snami wigilijnymi i potworami z ekranu.
Demony pod jego skórą, uciszone obecnością jego boga, w tym momencie są śmiertelne. Nie bóg i jego czciciel, ani diabeł i jego pies, ale człowiek. Krucha i słaba w sposób, w jaki tylko człowiek może być, zbyt pewna siebie obietnica, która spełniła się tyle lat później.
„Dziękuję, że uczyniłeś nas ludźmi”.
***
Link do oryginału: https://archiveofourown.org/works/46725139?view_adult=true#main
Autorem/Autorką oryginału jest: HickorySwallowedTheSun - AO3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top