03

— Cześć, Cole — przywitałam się szybkim całusem w policzek z moim potencjalnym chłopakiem.

Oboje nienawidziliśmy się z całego serca, jednak dla jego dobrej reputacji musiałam zostać jego "dziewczyną". Przez to, że prowadził rozbudowane życie towarzyskie, szkoła zaczęła węszyć na temat jego osoby. Jako kapitan drużyny piłkarskiej nie mógł pić ani palić, więc kiedy został przyłapany na paleniu z jakąś dziewczyną w toalecie, szkoła zawiesiła go w prawach ucznia na kilka miesięcy. Musiał poprawić swoją opinię, co równało się z ustatkowaniem i przebywaniem w towarzystwie normalnych osób. Padło na mnie tylko dlatego, że Davies znał mojego brata i uznał, że jako tako uda mu się mnie przetrawić. Zdecydowanie wolał te puste dziewczyny, a ja byłam całkowitym przeciwieństwem panienek ze szkoły. Było mi na rękę prowadzanie się z nim, ponieważ ludzie inaczej zaczęli na mnie patrzeć i nie traktować jak "byle co" lub jako "siostrę ideała". Dzięki niemu budowałam swoją pozycję w szkole, co wiązało się też z nawiązywaniem nawet dobrych znajomości. Poznałam trzy dziewczyny z jego paczki, które nie są tak głupie, jak wydawało mi się na początku.

— Kto to? — zapytał, mierząc szatyna wzrokiem.

Jamie pewnie wyciągnął dłoń w jego stronę z głupawym uśmieszkiem.

— Jamie Biezles, nowy uczeń.

— Cole Davies. — Przypatrywał mu się uważnie, po czym wręcz odepchnął mnie na bok, podchodząc bliżej niego. — Trenujesz coś?

— Grałem w nogę, mieszkając w Kalifornii. Macie tu jakieś zajęcia dodatkowe z tego sportu? — Skrzyżował ręce na klatce piersiowej.

— Tak się składa, że jestem kapitanem szkolnej drużyny, mogę zobaczyć, co potrafisz i cię przyjąć jak będziesz wystarczająco dobry. — Nie słyszałam ich dalszej rozmowy, gdyż Cole postanowił potowarzyszyć Jamiemu w dalszym zwiedzaniu szkoły i odebraniu planu lekcji z sekretariatu.

Zirytowana pokierowałam się w stronę klasy, gdzie miała się odbyć moja pierwsza lekcja. Amanda czekała już przed nią, sprawdzając swój telefon.

— Hej Amy — przywitałam się z dziewczyną, z którą złapałam najlepszy kontakt z paczki Daviesa.

— Hej Popi. — Nienawidziłam tego przezwiska, ale starałam się to zignorować.

Porozmawiałyśmy chwilę, następnie zaraz po dzwonku wchodząc do klasy. Lekcja, tak jak trzy następne ciągnęły się niesamowicie. Odetchnęłam, kiedy szłyśmy w stronę stołówki na trzydziestominutową porę lunchu. Przy naszym stoliku siedział tylko Nash i Aaron, co mnie zdziwiło. Brak z nimi Cole'a nie wróżył nic dobrego, a nie miałam zamiaru kolejny raz udawać skruszonej, gdy ktoś skopie mu tyłek. Przywitałam się z chłopakami, zajmując potem swoje miejsce. Kilka minut później dołączyła do nas Samatha wraz z Jasmine. Oparłam łokcie na stole, kładąc głowę na swoich dłoniach. Miałam już dość szkoły i tego całego przedstawienia.

— Niezły ten nowy. — Usłyszałam komentarz ze strony Sam, przez co podniosłam głowę.

Cole szedł w naszym kierunku z moim sąsiadem, zawzięcie z nim rozmawiając. Wszystkie inne stoliki z ludźmi ze szkoły w stołówce były skupione na nich. Mogłam dostrzec, jak co druga dziewczyna śliniła się na widok nowego, pustego przystojniaka w szkole. Col zasiadł obok mnie, od razu zarzucając na mnie swoje ramie. Codziennie starał się pokazywać, że się zmienił i jedyną dziewczyną w jego życiu byłam ja. Oszukiwał ludzi w szkole, a poza nią ciągle świetnie się bawił na domówkach. Biezles siedział naprzeciwko mnie, wciągając się w rozmowę z Nashem.

— Jak ci minęły lekcje? — zaczął brunet.

— Daruj sobie i tak wiem, że cię to nie obchodzi — burknęłam, zaczynając sączyć przez słomkę swój sok pomarańczowy.

— Nie rób szopki, Penelope.

— Nie uważasz, że to całe przedstawienie z nami w roli głównej trwa za długo? — Uniosłam brew, uważnie obserwując jego wyraz twarzy. Był zdenerwowany, ale wciąż musiał udawać szczęśliwego.

Uśmiechnął się szeroko, ukazując rząd swoich idealnie prostych i białych zębów.

— Skarbie. — Położył wyraźny nacisk na to słowo. — Porozmawiamy o tym dziś wieczorem u ciebie, okej?

— Dobra — powiedziałam, kończąc swój sok. Jamie spojrzał się na mnie, uśmiechając, po czym puścił oczko.

Zmrużyłam oczy, chcąc rzucić w jego stronę jakiś komentarz, ale Davies musiał wszystko zepsuć.

— W sobotę jest mecz, więc Peny przyprowadzisz na niego Jamiego, dobrze? Musi zobaczyć wszystko, co i jak, bo dołączy do zespołu.

— Po co mam tam przyjść?

— Bo jesteś moją dziewczyną i chcę, żebyś tam była? — ścisnął moje ramię, chcąc mnie uświadomić, żebym milczała. — Poza tym słyszałem, że Jamie jest twoim sąsiadem, więc idealnie się składa, nie zgubi się po drodze.

— Dobra już, w porządku. Przyjdę.

— No i świetnie.

***

Wszystkie lekcje z dzisiejszego dnia dobiegły końca, pozwalając mi na powrót do domu. Byłam strasznie zmęczona, a świadomość ujrzenia wieczorem Cole'a sprawiała, że czułam się jeszcze gorzej. Opuściłam teren szkoły, kierując się w kierunku swojej dzielnicy. Śnieg sypał niesamowicie, utrudniając mi widzenie.

— Co tak pędzisz? — usłyszałam głos tuż obok siebie, a dopiero potem z trudnością ujrzałam sąsiada po mojej prawej stronie.

— Daruj sobie.

— Długo jesteś z Colem? - zmienił temat, poprawiając kaptur od kurtki na głowie.

— Z jakieś pół roku, nie wiem — prychnęłam, starając się nie wywrócić przez lód znajdujący się pod śniegiem.

— Związek na pokaz?

— Słucham?

— Mnie nie oszukasz, czuć na kilometr nienawiść między wami.

W tym momencie zatkało mnie albo Cole mu zdążył wszystko powiedzieć, w co szczerze wątpię, albo tak świetnie zna się na ludziach i potrafił rozpoznać, kto był szczęśliwy, a kto udawał.

— Jesteś dziwny — skomentowałam krótko, nie chcąc kontynuować tej rozmowy.

— Taa, słyszałem już to — chrząknął, odwracając wzrok.

Nie wiem czemu, ale napadły mnie wyrzuty sumienia (?) przez te dwa głupie słowa.

— Jesteś z Kalifornii? — zapytałam, chcąc trochę poprawić jego nastrój, który chwile wcześniej zepsułam.

— Tak, z LA.

— Też mieszkałam kiedyś w Kalifornii.

— To świetnie. W sumie może to nawet zabrzmieć dziwnie, ale kojarzę cię skądś.

— Wyprowadziłam się stamtąd w wieku dziesięciu lat, więc wątpię, że się znamy.

— Wątpisz Jenkins? Mi się wydaje, że to właśnie z tobą bawiłem się w chowanego na Santa Monica Beach.

— Nigdy nie chodziłam na tamtą plażę, więc niestety, ale coś ci się pomyliło — mruknęłam.

— Możliwe.

Zakończył rozmowę, schylając się po coś. Gdy chciałam zapytać, co robi, dostałam prosto w twarz ze śnieżki.

_____________________________________________________________________________

Możesz zostawić komentarz albo gwiazdkę. ❄️🌨💋

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top