41

— Nigdy nie miałam cię za porywacza — mówię to Antonio czym wywołuje u niego śmiech. Obejmuje mnie ramieniem i całuje we włosy.

— To ty mnie do tego zmusiłaś siostrzyczko. Chociaż powinienem chyba wrzucić cię do bagażnika. Nie sądzisz? — mimo wszystko cieszę się, że nie jest na mnie zły i od razu przeszedł do żartów. Dobrze chociaż na chwilę zapomnieć o tych kłopotach, które za chwilę na nas spadną.

— Gdybyś to zrobił to już nic by cię nie uratowało — odpowiadam mu i wtulam plecy w jego tors.

Mimo wszystko dobrze znaleźć się w jego ramionach. Stęskniłam się za Tonym i innymi członkami mojej rodziny.

— Jeżeli masz zamiar wywieść mnie w jakieś odludzie to od razu uprzedzam, że nie będę mieszkać bez wygód — cichy śmiech wydobywa się z jego ust.

— Jedziemy do domu, tylko tam będziemy bezpieczni.

Do domu? Po tym co się stało jestem pewna, że nie mam już tam wstępu.

— Oszalałeś po tym z kim się spotykałam ojciec na pewno nie chce mnie więcej widzieć. Nie chce by osobiście mnie wyrzucił — moja duma mi na to nie zezwala. Wolę go unikać niż usłyszeć, że już nic dla niego nie znaczę i nie chce mnie widzieć.

— Naprawdę sądzisz, że odważyłbym się na takie szaleństwo bez pozwolenia ojca. Nawet ja nie jestem takim wariatem.

Czyli co, tata jednak ze mnie nie zrezygnował? Nie, to nie możliwe. Romans z David'em to coś czego nie można wybaczyć.

— Przestań wreszcie analizować. Wracasz do domu i to już postanowione — głośno wzdycham i na chwilę przymykam oczy. Oby to wszystko dobrze się skończyło.

Kierowca parkuje pod samym domem, a mi w ogóle nie śpieszy się z opuszczeniem auta. Boję się, że za chwilę przyjdzie mi usłyszeć, że zawiodłam swoją rodzinę.

— No chodź — Tony łapie mnie za dłoń i wyciąga z samochodu. — Wszyscy już na ciebie czekają.

Na całe szczęście mam przy sobie brata, który nie pozwala mi zbyt długo rozmyślać. Ciągnie mnie do środka, a tam w salonie już czeka tata. Miesiąc czasu, zaledwie tyle się nie widzieliśmy, a mi się wydaje, że się zmienił. Podejrzewam, że ta zmartwiona twarz to moja wina.

Nagle jednak się do mnie uśmiecha i rozkłada swoje ramiona.

— Nie przytulisz mnie?

Nie spodziewałam się usłyszeć tych słów. W najlepszym razie liczyłam na kilka obojętnych słów dlatego z ogromną przyjemnością wpadam w jego objęcia. Tata delikatnie mnie obejmuje zupełnie jak gdyby się spodziewał, że cała jestem posiniaczona.

Niezbyt mnie to dziwi, bo pewnie połączył wszystkie sytuacje, w których wracałam poturbowana z David'em.

— Bardzo się bałem, że już więcej cię nie zobaczę — odsuwa się ode mnie, ale za to dostaje buziaka w czoło. — Wreszcie jesteśmy razem.

Nie mam odwagi teraz powiedzieć, że to tylko tymczasowo, że za chwilę będę musiała wrócić do Davida i nasz kontakt ponownie zostanie urwany.

Tata ciągnie nas na kanapę gdzie oboje siadamy. Tony zajmuje miejsce na fotelu obok.

— Może to nie jest na to czas, ale musimy zacząć działać. Trzeba wzmocnić ochronę i nie reagować na żadne zaczepki. Na pewno będzie chciał nam uprzykrzyć życie, ale po jakimś czasie mu się to znudzi.

— Nie — mówię dokładnie nie to co chce usłyszeć mój ojciec, ale cóż prawdy nie zmienię. — Może gdyby chodziło tu tylko o mnie to by zapomniał, ale swojego dziecka nie zostawi. Nie uwolnię się od niego.

— To oddamy mu te dziecko — nagle wtrąca Antonio.

Te słowa bolą mnie bardziej niż bym tego chciała. To tej pory nie pogodziłam się z faktem, że urodzę dziecko to coś we mnie się ściska na myśl, że miałabym je oddać. Kurwa, sama nie wiem czego chce.

— Ewentualnie załatwimy noworodka, którego on dostanie. Decyzja należy do ciebie Giulio — oznajmia tata i układa swoją dłoń na mojej nodze,

Mam w tej chwili wybór, którego pragnęłam. Mogę się zgodzić i odzyskać swoje wcześniejsze życie, a dodatkowo zachować dziecko lub je oddać. Wszystko teraz zależy ode mnie. I szczerze powiedziawszy nie mam pojęcia co zrobić. Wiem, że każdej swojej decyzji w większym lub mniejszym stopniu pożałuję, ale coś zrobić muszę.

— To dziecko to wpadka, ale już zdążyłam się oswoić z myślą, że będę je mieć.

— Czyli trzeba zaplanować jak zdobędziemy dziecko, które urodzi się w podobnym czasie do twojego — zaczyna Tony jak zwykle nie dając mi dokończyć. Plan ze znalezieniem dziecka wcale nie jest taki genialny.

— On nie jest głupi, w takiej sytuacji na pewno przeprowadziłby testy DNA, wszystkiego sfałszować by się nie dało.

Nie wspominam im też o jednej bardzo istotnej kwestii. Zależy mi na David'ie bardziej niż przyznam to na głos. Trudno mi wyobrazić sobie, że mam na dobre z niego zrezygnować.

— Wiem, że to może być dla ciebie trudne, ale będziesz miała jeszcze inne dzieci. Bez Pierall'iego.

— Chyba powinnam do niego wrócić — obaj robią zaskoczone wyrazy twarzy. Ciężko im uwierzyć, że z własnej woli mogę chcieć wrócić do Davida.

— Nie musisz się aż tak poświęcić. My sobie poradzimy — odpowiada mi tata.

Gryzę się w język by nie powiedzieć, że tu też chodzi o moje uczucia. Niech myślą jedynie o dobru rodziny. Oni i tak nie pojmą, że można pożądać kogoś takiego jak David.

A mnie coś skręca w środku na myśl, że mam zrezygnować z Davida.

— Nie, nie mogę wpędzać was w takie problemy. David jest mściwy i nie pozwoli się tak traktować.

Gwałtowanie wstaje, ale tata łapie mnie za dłoń. Nie mocno, daje mi po prostu znać, że nie chce bym odchodziła.

— Nie idź. Nie chce stracić drugiej córki.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top