39


— Coś się stało? — pyta Marcello dotykając mojego ramienia. Widocznie moje chwilowe zamyślenie go zmartwiło. Wracam jednak do kawiarni by Antonio mnie nie zobaczył.

— Dopiero co zauważyłam brata.

— Ale przecież zerwałaś z nimi kontakt — posyłam mu znaczące spojrzenie słysząc te słowa. Rozumiem, że on nie ma rodzeństwa, ale powinien wiedzieć, że domownicy nie zawsze robią to co im mówimy.

To, że zakomunikowałam Antonio, że wybieram Davida nie oznacza, że on przyjął to do wiadomości i pogodził się z tym faktem.

— Tak, lecz on na pewno będzie chciał to przedyskutować. A uwierz mi nie chciałbyś tego — Tony to słodki chłopak dopóki się go poważnie nie zdenerwuje. A jestem pewna, że teraz by się wkurzył.

— Jestem tu dla twojego bezpieczeństwa. A zresztą twojej siostry nie nachodzili, więc pewnie i ciebie będą ignorować — może i tak będzie jednak dalej jestem sceptycznie nastawiona do tego pomysłu. Chłopak chyba to zauważa, bo szybko dodaje. — Możemy jeszcze sobie zamówić po gorącej czekoladzie jeśli wolałabyś jeszcze tu zostać.

Kiwam głową na tak, bo zawsze to lepiej uniknąć konfliktu.

Wracamy do stolika, a Marcello składa zamówienie. Mój spokój nie trwa jednak długo, bo mój brat wchodzi do lokalu i pewnym krokiem zbliża się do mnie. Nie mam pojęcia jakim cudem, ale on wiedział, że tu jestem.

— Strasznie trudno się z tobą skontaktować siostrzyczko — oznajmia starając się nie wybuchnąć. Marcello spogląda na mnie kontem oka jakby chciał się mnie spytać czy za zareagować, pod stołem łapię go za dłoń dając do zrozumienia, że na razie nie ma takiej konieczności.

Tony nie zrażony moim milczeniem przysiada się do stolika.

— Odeślij swoje szofera czy kim on tam jest, bo mamy parę spraw do obgadania — po jego spojrzeniu widzę, że jest zdeterminowany.

— Nigdzie się nie wybieram — zaznacza od razu Marcello czym wreszcie przykuwa uwagę mojego brata.

— Odpuść, nie mamy już nic sobie do powiedzenia. Wybrałam inne życie i nie da się tego już zmienić — recytuje to jak wierszyk, którego nauczyłam się na pamięć. Robię wszystko by mój głos nie zdradził niepewności, która mnie dręczy.

Na twarzy Tony'ego pojawia się grymas.

— Nie można tak po prostu odsuwać się od swojej rodziny. Wszystko było w porządku, a ty nagle sobie ubzdurałaś, że zamierzasz odmienić swoje życie. Jeśli coś ci się nie podobało to wystarczyło powiedzieć, a nie odwalać takie rzeczy — oznajmia pełnym gniewu głosem, lecz nie krzyczy. Widać, że nie chce narobić zamieszania. I dobrze.

— Decyzja już zapadła.

Prycha i ze złości na chwilę przymyka oczy. Zaciska też dłoń w pięść.

— Wcale nie. Jedno słowo i wszystko wraca do normy. Oczywiście na nowych warunkach, jeśli nie chcesz pracować to nie musisz. Swobody też będziesz mieć więcej, ale wróć ze mną. Giulio — z chęcią bym mu uległa. Wiele bym dała by wrócić do opcji gdy jestem ze swoją rodziną, a noce spędzam z David'em, który nie ma pojęcia kim jestem.

Widzi we mnie kochankę, a nie wroga, z którego musi zedrzeć nazwisko by zaakceptować.

— Daj już spokój, Giulia dokonała już wyboru — Marcello stara się zakończyć tą dyskusję. Widocznie zauważył jak ciężkie to jest dla mnie.

— Po co się do cholery odzywasz. Jakim prawem chcecie nam ją ukraść?! — tym razem nie daje rady już pohamować swojego gniewu i podnosi głos. Kilka osób na nas spogląda.

— Giulia sama podejmuje za siebie decyzje, wybrała mojego ojca i trzeba to uszanować.

Marcello niepotrzebnie zdradza swoją tożsamość. Antonio jest wściekły i nie wiadomo do czego może się posunąć. Mam nadzieję, że nie wspomni o mojej ciąży. To mogłoby przelać czarę goryczy.

— To twój ojciec ją bił gdy wracała posiniaczona do domu. A może zmuszacie ją by to wszystko mówiła — znowu przenosi swoje spojrzenie na mnie. — Jeśli się czegoś boisz to mi o tym powiedź. Nie pozwolę cię skrzywdzić.

— Wiem, że ciężko ci w to uwierzyć, ale naprawdę jestem szczęśliwa — kręci przecząco głową, a on gwałtowanie wstaje i wychodzi.

— Wracajmy już do domu — proszę chłopaka, bo straciłam już wszelką ochotę na wszelkiego rodzaju aktywności.

***

— Nie lubię gdy się smucisz — zagaduje do mnie David gdy siedzimy w jego gabinecie i wspólnie przeglądamy jego papiery. Nie jestem głupia i widzę, że podtyka mi tylko mało istotne informacje. To zrozumiałe, że jeszcze mi nie ufa dlatego nie mam mu tego za złe. Ważne, że mogę chociaż na krótką chwilę zająć czymś myśli.

— Nie mów zagadkami, dobrze wiem, że Marcello zdał ci dokładny raport co się wydarzyło.

— To nie był ten brat, który odwiedził cię w szpitalu — kiwam głową na tak. — Niedługo im przejdzie. Zapomną i będziesz miała spokój.

Wiem, że dla nich byłoby lepiej gdyby po prostu zapomnieli, lecz trudna będzie dla mnie świadomość, że już nic dla nich nie znaczę. Naprawdę nie jest łatwo porzucić dotychczasowe życie.

David układa swoją dłoń na moim udzie i pocieszająco je pociera.

— Czekam już na naszą podróż poślubną. Już ją zaplanowałem.

To będzie jakaś podróż poślubna?

Spoglądam na niego pytająco.

— Nawet nie licz, że powiem ci gdzie się wybieramy. To będzie niespodzianka, ale sądzę, że ci się spodoba.

— Nie jestem pewna czy lubię niespodzianki — wyjawiam swoje myśli na głos. On jedynie się śmieje i całuję mnie w policzek.

— To ci się spodoba, lecz teraz jest jeszcze jedna kwestia, która wymaga twoje uwagi. Massimo nie był dość zaradnym człowiekiem i zostawił twoją siostrę bez grosza, a nawet z długami.

Liczę na waszą opinię.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top