35

Widok cierpiącego Massimo jest dla mnie ogromną przyjemnością. Z uśmiechem obserwuje grymas bólu, który widnieje na jego twarzy. Przeważnie nie upajam się aż tak bardzo krzywdą innych, lecz w tej sytuacji nie potrafię się powstrzymać.

Podnoszę zakrwawiony nóż i oceniam czy jest na tyle ostry by poderżnąć mu gardło. Nie jestem co do tego pewna, ale na pewno boleśnie go poranię.

— Zapłacisz za to głupia dziwko! — warczy przyciskając dłoń do swojej rany. Próbuje zatamować krwawienie.

— Na twoim miejscu byłabym milsza. W tej chwili to ja mam nóż w ręce, a ty leżysz na podłodze — mówię spokojnym opanowanym tonem. Zdaje sobie sprawę z tego, że takie zachowanie bardziej go zdenerwuje. A chce mu napsuć tyle krwi ile się tylko da.

— Giulia! — krzyk Davida sprawia, że zastygam w miejscu. Przeklinam pod nosem, że nie udało mi się dokończyć zadania. — Co ty do cholery wyprawiasz? — szybkim krokiem do mnie podchodzi i spogląda raz na mnie, a raz na leżącego na podłodze mężczyznę. Niestety jeszcze żywego.

— A tak jakoś nadział mi się na nóż — mówię półżartem, ale David posyła mi za to groźne spojrzenie. Widocznie moje poczucie humoru mu nie pod pasowało. W tej sytuacji jednak w ogóle się tym nie przejmuje.

— To nie jest zabawa! — udziela mi ostrej reprymendy.

A ja nie udaje nawet, że się tym przejmuje. Massimo nie wyraził nawet cienia skruchy, więc ja też tego nie zrobię.

— Ależ jest. I szczerze to mam nadzieję, że on zdechnie — jeszcze raz posyłam Orsani'emu wredny uśmiech i idę w głąb domu.

W duchu nie jestem już taka pewna siebie. Oczywiście wiem, że mnie nie skrzywdzi, ale nie dla tego, że jestem dla niego najważniejsza tylko ze strachu o swoje dziecko. Ja tu gram drugorzędną rolę.

Wracam do sypialni i włączam sobie telewizor. Jestem odrobinę ciekawa jak się potoczyły sprawy, ale mój instynkt samozachowawczy każe mi zostać w pokoju.

Po około godzinie nasłuchiwania docierają do mnie głośne kroki. Drzwi zostają otworzone z impetem i wchodzi przez nie czarnowłosy.

— Nie masz pojęcia co takiego zrobiłaś! — mówi gniewnie chodząc po pomieszczeniu. Widać, że tym sposobem stara się rozładować emocje. — Jego stan jest poważny.

Kurwa czyli jednak nie umarł. Szczęście mi nie dopisuje.

— Mój też taki był jak gdy on ze mną skończył. Tylko, że on zaatakował z zaskoczenia i mnie zniewolił. A pragnę przypomnieć, że w tym czasie już nosiłam twoje dziecko.

Specjalnie używam tego argumentu. Liczę na to, że tymi argumentami uda mi się sprawić by go dobił. Chociaż Massimo jest mężem mojej siostry to pragnę jego śmierci. I zrobię wszystko by do niej doprowadzić.

— Nie byłaś wtedy pod moją ochroną. Proszę też byś przestała mieszać moje życie zawodowe ze swoimi niechęciami.

Wstaje i się do niego zbliżam.

— Wymagasz ode mnie bym porzuciła własną rodzinę, a ty nie chcesz się pozbyć człowieka, który chciał mnie zabić. Jakim cudem z twoim podejściem ma nam wyjść jakiś związek? — spoglądam mu prosto w oczy mając nadzieję, że uda mi się coś z nich wyczytać. Lecz w ciemnych tęczówkach dostrzegam pustkę.

Nic co by sprawiło, że poczułabym, iż w jakikolwiek sposób mogę na niego liczyć.

— Potrzebowałem go do pewnej sprawy, a ty prawie wszystko zniszczyłaś — jedną dłonią chwyta za moją szczękę i ją ściska. Teraz z jego wzroku bije gniew.

Coraz mniej wierzę w to jego uczucie. W taki sposób nie zachowuję się osoby, które kochają. Jestem tylko zachcianką, a teraz jeszcze naczyniem, które wypełnia jego dziecko.

Decyduje się wykorzystać ostatnią szansę by zniechęcić go do Orsini'ego. Zazdrość to uczucie, które sprawia, że człowiek zaczyna myśleć w zupełnie inny sposób.

— Po tym jak mnie uprowadził zasugerował, że gdybym była mądrzejsza to sama mogłabym się uratować. Powiedział to pomimo tego, że jest mężem mojej siostry, a zresztą wiedział też, że jesteś mną zainteresowany. On nie jest taki lojalny jak ty.

Mój plan poskutkował, bo David puszcza moją szczękę i wyraźnie zirytowany przechodzi na bok.

— To nie ma związku ze sprawą — oznajmia, ale w jego głowie słyszę, że jest zupełnie inaczej.

— Okej — odpowiadam, ale on nagle się do mnie odwraca i łapie mnie za ramiona.

Robi to tak gwałtownie, że aż serce podchodzi mi do gardła.

— Powiedź czy dotknął cię w jakikolwiek sposób? — czyli jednak jest zazdrosny.

— Zniechęciłam go napluciem mu w twarz. Zastanów się jednak czy naprawdę chcesz współpracować z człowiekiem, który tak traktuje twoją kobietę — wzbudziłam w nim ziarno wątpliwości. I widzę, że ono szybko kiełkuje.

— Sprawiasz, że mam cholerny mętlik w głowie — puszcza moje ramiona, a ja specjalnie je pocieram by pokazać mu, że sprawił mi ból. Musi stać się delikatniejszy.

— Proszę cię tylko byś pozbył się jednego człowieka. Nie musisz ogłaszać rozejmu w stosunku mojej rodziny, ale nie szukaj zaczepek. Zależy mi na spokoju.

Widzę, że się waha, muszę teraz zrobić coś dzięki czemu uda mi się go przekonać. Zbliżam się jeszcze do niego i łapie za jego dłoń i umieszczam na moim brzuchu.

— Nie mam pojęcia czy to chłopiec czy dziewczynka, ale wiem, że nasze maleństwo chciałoby żeby jego rodzice żyli w spokoju. Nie chce się ciągle kłócić o Orsani'ego.

Delikatnie pociera mój brzuch. Uśmiecha się też pod nosem.

— Mam pewien pomysł — nie mam pojęcia czego się spodziewać po tych słowach, ale jestem gotowa na wiele by się pozbyć Massimo.

— Słucham — zachęcam go, bo jestem bardzo ciekawa co ma mi do powiedzenia.

— Ja zabiję Orsani'ego, a ty raz na zawsze zerwiesz kontakt ze wszystkimi co mają na nazwisko Falcone. Będziemy uważać, że nigdy nie byłaś jedną z nich.

Liczę na waszą opinię.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top