27
Nie mogę wydusić z siebie ani jednego słowa, i nie chodzi tu tylko o to, że ucisk Davida nie pozwala mi wziąć oddechu. Boleśnie dociera do mnie jednak fakt, że Alex znów zrobił coś by pokrzyżować moje plany. Nie wydaje się to być teraz ważne, David ubzdurał sobie, że mam coś z tym wspólnego.
— Puść — szepcze cichym głosem, robię się coraz słabsza, a z jego oczu aż bije wściekłość. Do niego chyba nie dociera co robi.
— Zaufałem ci Giulio. A ty zaatakowałaś z najgorszy możliwy sposób. Czemu akurat Marcello? On nigdy nic ci nie zrobił! — delikatnie dotykam jego nadgarstka. Dzięki temu udaje mi się sprawić, że wreszcie spogląda mi w oczy. — Trzeba było się od razu ciebie pozbyć.
Na całe szczęście rzuca mnie na podłogę i mogę wreszcie wziąć głęboki oddech. Jestem tak wyczerpana, że ciężko jest mi się choćby podnieść.
— Zawsze cię bronił.
— Nigdy bym nie pozwoliła mu zrobić krzywdy — mówię pomiędzy atakami kaszlu, które mnie męczą.
— Jestem pewien, że to ktoś z twojej rodziny. Mój syn nie miesza się w konflikty, nie ma wrogów.
Podnoszę się, ale nadal jeszcze jestem słaba, więc siadam na podłodze.
— Dobrze wiesz, że w naszym świecie wystarczy do tego samo nazwisko. Nie bronię jednak mojego brata, podejrzewam, że to właśnie on to zrobił, bo liczył na to, że mnie zaatakujesz i tym właśnie sposobem stracę tobą zainteresowanie.
Powoli się do mnie zbliża i kuca. Staram się nie okazać tego jaki lęk we mnie wzbudza. Mam ochotę się od niego odsunąć by zachować bezpieczny dystans.
— Mówisz logicznie, ale jesteś Falcone i nie można ci ufać — druga cześć zdania szczególnie we mnie uderza. Boleśnie uświadamia mi, że nie ważne co nas połączy to i tak pozostanę dla niego tylko członkiem klanu Falcone. Jego wrogiem.
I to jest chyba znak, że nadszedł czas by to zakończyć. Nie można w nieskończoność ciągnąć czegoś co nie ma najmniejszego sensu. Chociaż to będzie bolesne, lecz jest nieuniknione.
— Zrobię wszystko co w mojej mocy by go uwolnić. Alessandro zależy jedynie na tym by skończyła nasz romans. Udało mu się osiągnąć cel.
Na twarzy Davida znów pojawia się ten przerażający uśmiech. Dokładnie ten, który sprawia, że pojawia się u mnie gęsia skórka.
— Ty naprawdę sądzisz, że po tym wszystkim pozwolę ci tak po prostu odejść? Nie jest aż tak naiwny jak ci się zdaje — łapie mnie za ramię i zmusza do tego bym wstała, a następnie zaczyna mnie ciągnąć za sobą.
— Co chcesz ze mną zrobić? — pytam niepewnym głosem. Wiem, że jest zdolny do wszystkiego.
— Muszę przemyśleć pewne sprawy i nie chce byś w tym czasie mnie rozpraszała — wpycha mnie do pierwszych drzwi przed nami. Słyszę też jak przekręca zamek.
Rozglądam się po pomieszczeniu. Jest to zwyczajny pokój pomalowany na szary kolor posiadający jedynie niewielkie łóżko, na którym zwykłe przekręcenie się na drugi bok może spowodować nieprzyjemne spotkanie z podłogą.
Obecnie jednak wystrój tego pokoju to mój najmniejszy problem.
Po raz kolejny pozwoliłam by David potraktował mnie jak jakąś rzecz. Dobrze wiedziałam jaki on jest i już po pierwszym razie gdy podniósł na mnie rękę powinnam powiedzieć dość i pod żadnym pozorem do niego nie wracać.
To, że raz mnie uratował jeszcze nic nie znaczy.
Siadam na brzegu łóżka i spuszczam wzrok na drewnianą podłogę.
Moje serce należy do Davida, to nie podlega żadnej dyskusji. Kocham go, lecz nie mogę sobie pozwolić na takie podłe traktowanie. Wiele lat walczyłam o to by być traktowana na równi z mężczyznami, a teraz mam pozwolić by jakiś mężczyzna traktował mnie jak zabawkę. Raz całuje i pieści, a następnie dusi nie zwracając uwagi na to, że może mnie zabić.
Oczy napełniają mi się łzami. Nigdy nie sądziłam, że podjęcie decyzji jest takie trudne, a zarazem bolesne.
Lecz pomimo tego wszystkiego nie mogę jednoznacznie stwierdzić, że żałuję poznania Davida. Dzięki niemu poznałam uczucie, które do tej pory było mi całkowicie obce. Wcześniej nie odczuwałam tak ogromnej pasji i uczucia. Dzięki niemu wkroczyłam na nowe tereny. Teraz cierpię, ale nie chciałabym przejść przez życie nie czując czegoś takiego.
***
Jako, że to pomieszczenie nie ma okien nie mogę stwierdzić jaka jest pora dnia, a także ile czasu już tu jestem. Na pewno długo, bo wiele bym dała za szklankę wody.
A może David zamierza mnie tu trzymać aż sama umrę. To by było straszne, umrzeć w tak nędzny sposób. Kilka razy zastanawiałam się jak zejdę z tego świata. W większości obstawiałam wypadek lub postrzał. Ewentualnie dźgnięcie nożem. W najgorszych jednak myślach nie przyszło mi do głowy, że ktoś zechce bym umarła z głodu i pragnienia.
Najwyraźniej jednak David wie jak ostatecznie mnie upokorzyć.
Mimo, że jest wczesna jesień to leżąc na samym materacu w lekkiej sukience odczuwam zimno. Z ogromną chęcią bym się czymś ciepłym przykryła. A tu nie ma nic poza łóżkiem.
Nagle drzwi się otwierają, a mój wzrok wędruje w to miejsce. To David.
— Marcello właśnie wrócił. Ktoś go uwięził i po prostu wypuścił — mówi powoli zbliżając się do łóżka, na którym leżę. Jestem tak wykończona tym wszystkim, że nawet się nie poruszam.
Cieszę się jednak, że Alex nie skrzywdził Marcello. Lubię go i nie chce by przeze mnie cierpiał.
— To co powiedziałaś pewnie było prawdą. Przepraszam, że tak gwałtownie zareagowałem — siada na brzegu łóżka i dotyka mojego nagiego uda. — Obiecuję, że już tak nie zrobię.
— Do czasu aż się na mnie znowu zdenerwujesz — odpowiadam gorzkim tonem. Unoszę się na łokciach i spoglądam w jego smutne oczy. — Oboje wiemy, że nasz związek nie ma dłuższego sensu. Powinniśmy odpuścić.
Nic mi jednak nie odpowiada, wpatruje się jedynie pomiędzy moje nogi i wsuwa między nie swoją dłoń.
— Co ty robisz? — pytam, bo to nie jest czas na to.
— Powiedź, że dostałaś miesiączkę — mówi wyciągając rękę pokrytą moją krwią.
Liczę na waszą opinię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top