12
Czuję delikatny dotyk na moim policzku. Wszystko mnie boli i wcale nie mam ochoty się budzić, ale samo moje ciało mnie do tego zmusza. Niechętnie unoszę powieki i moje oczy spotykają inne. Nie ciemne należące do Davida. Tylko ciepłe niebieskie.
— Spokojnie — mówi delikatnym głosem. Dopiero teraz zauważam, że leżę z głową na jego kolanach. — Bardzo mocno uderzyłaś się w głowę. Dasz radę coś powiedzieć?
— Tak — odpowiadam. — Wszystko mnie jednak boli.
— Lekarz zaraz powinien być — kulę się na sam dźwięk głosu Davida. Jeszcze nigdy nie bałam się tak innego mężczyzny tak jak jego.
— Nie bój się, dopilnuję żeby nic ci się nie stało — zapewnia mnie chłopak. Nie wiem czy mogę mu wierzyć, ale tak naprawdę to nie mam innego wyjścia. Tylko on jest do mnie w tej chwili życzliwie nastawiony.
— Proszę wypuść mnie stąd — szepcze do niego.
Dostrzegam w jego spojrzeniu współczucie. Jak teraz mam chwilę by mu się przyjrzeć to widzę jak podobny jest do swojego ojca. Tak naprawdę to różni ich kolor oczu, a także to, że chłopak jest od niego młodszy.
— Musi cię zobaczyć lekarz — tłumaczy mi. — Czemu tak ją zmaltretowałeś, co ta biedna dziewczyna ci zrobiła? Mogłeś ją zabić! — drugą cześć swojej wypowiedzi kieruje do Davida.
— To nie twoja sprawa.
— Tylko mi nie mów, że to jest Giulia — czyli mu o mnie opowiadał. Byłam dla niego tak ważna, że wspomniał o mnie swojemu synowi. Teraz jednak to już nie ma żadnego znaczenia. Już dla niego nie istnieje.
— Tak. To jest Giulia Falcone, dopiero co się dowiedziałem — ciekawe czy za chwilę nie oberwę też także od młodszego z mężczyzn. Lecz jego spojrzenie się nie zmienia. Dalej jest pełne współczucia.
— I co tak szybko zmieniłeś zdanie co do niej. Wystarczyło, że poznałeś jej nazwisko.
— Nic nie rozumiesz. Jeśli ona chce wrócić do domu to ją odwieź — nie widzę go, ale słyszę po krokach, że gdzieś idzie.
Muszę teraz tylko przekonać tego chłopaka żeby zezwolił mi odejść. Nie czuję się najlepiej, ale jeśli się skupię to na pewno dam radę pojechać do domu.
Powoli się unoszę, ale gwałtowny ból powoduje u mnie syk. Muszę to przetrwać.
— Pomóż mi jedynie opuścić ten dom, a obiecuję, że już więcej mnie nie zobaczysz — głośno wzdycha i pomaga mi wstać.
— Na całe szczęście mam w głowie tyle rozumu by nie oceniać cię ze względu na twoje nazwisko. Ojciec jak tylko ochłonie to też pojmie jaki błąd popełnił.
Nic mu nie odpowiadam, bo dobrze wiem, że tak się nie stanie.
— Odwiozę cię do domu — proponuje.
— Nie, jestem samochodem, poradzę sobie.
Obejmując mnie w pasie prowadzi mnie do wyjścia.
— A przy okazji stracisz przytomność i się po drodze zabijesz. Nie mam zamiaru do tego dopuścić.
Syn Davida dotrzymuje słowa i odwozi mnie pod moją bramę. Mamy chwilę na rozmowę i dowiaduję się z niej, że ma on na imię Marcelo. Przez całą drogę jest dla mnie miły i wiem, że gdyby nie okoliczności to na pewno bym się z nim zaznajomiła.
— Może jednak odprowadzę cię do domu — proponuje jak już jesteśmy na miejscu.
— Lepiej nie. Dzięki za pomoc — odpowiadam i opuszczam auto. Nadal całe ciało mnie boli, ale teraz przynajmniej jestem już bezpieczna.
Moje ciało jest udręczone, ale najbardziej jednak cierpi moje serce. Poczułam do niego coś silnego, a teraz wiem, że nie było to w żaden sposób odwzajemnione. Byłam tylko jego zabawką.
— Giulia! — słyszę wołanie Antonia. Przyśpieszam jednak kroku, bo nie chce by zobaczył mnie w takim stanie. Nie jestem do pokazywania bez tony makijażu. — Dlaczego tak dziwnie chodzisz? Zatrzymaj się! — łapie mnie za ramię co powoduje u mnie ogromny ból.
Nie mogę się nie skrzywić.
— Co ci się stało? Kto to zrobił? — dopytuje z szokiem wypisanym na twarzy. Nie chce sobie nawet wyobrażać jak wyglądam.
— Nic się nie stało — rzucam najgłupszą rzecz jaką tylko powiedzieć mogę. Nic innego teraz nie przychodzi mi jednak do głowy.
— Czy ty uważasz, że ja jestem ślepy. Ktoś cię chciał zabić, masz rozwaloną głowę i ślady na szyi, siostrzyczko — jego spojrzenie łagodnieje i z delikatnością pociera moje ramię. — Musisz mi powiedzieć kto to zrobił. Potraktuje go w ten sam sposób.
Mogę teraz mu opowiedzieć o tym co zrobił mi David. A na dodatek ubarwić trochę historię tak by nie było w tym ani grama mojej winy. Na pewno moja rodzina nie zostawiłaby tego bez echa, zemściłaby się na Davidzie i może na jego synu.
Nie chce jednak tego.
— Proszę odpuść, bo i tak ci nic nie powiem — wywraca oczami i milcząc prowadzi mnie do domu.
Wiem, że to nie koniec, bo za chwilę nie jeden, a trzech będzie mnie wypytywać co takiego się stało.
I wcale się nie mylę. Mam zaledwie kilka minut dla siebie po dojściu do swojej sypialni. Nie mam czasu nawet się przebrać, bo ktoś już wchodzi do pokoju i to bez żadnego pukania.
— Giulia — spinam się na głos ojca. To jego jak najmniej chciałabym teraz oglądać. — Odwróć się do mnie skarbie.
Nie wykonuje tego polecenia. Dalej stoję do niego odwrócona plecami.
— Wiem, że jesteś bardzo silna i chcesz sama sobie radzić ze swoimi problemami, ale pamiętaj, że masz też rodzinę — zbliża się do mnie i okrąża tak by na mnie patrzeć. Kątem oka widzę jak zaciska pięści ze złości. — Powiedź kochanie kogo mam nauczyć jak powinien traktować moją księżniczkę.
Nic mu nie odpowiadam, ale nie mogę też dłużej udawać silnej. Pozwalam swoim łzom moczyć moje policzki i wpadam ramiona ojca.
Liczę na waszą opinię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top