11
Orsani dobrze wie, że zdradzając moją tożsamość wyrządza mi wielką krzywdę. Nie utrzymuje z nami kontaktów, ale na pewno wie, że David i mój ojciec nie żyją w pokoju.
— Szwagierka? — dopytuje David. Pewnie ma jeszcze nadzieję, że to jednak nie prawda. Ja także chciałabym żeby sytuacja wyglądała inaczej.
— Tak siostra mojej żony. Giulia Falcone — na jego twarzy widzę satysfakcję. Massimo cieszy się, że wreszcie doczekał się chwili, w której może skrzywdzić kogoś z rodziny Alicii. I to jeszcze zrobi to w białych rękawiczkach. Nikt nie będzie mógł oskarżyć go o moją śmierć.
— Następnym razem załatwimy te sprawy. Dziś wypadła mi nagła sprawa — mówi to w taki sposób, że wiem iż mam kłopoty. Chociaż nie, taką sytuację ciężko nazwać kłopotami, ja pewnie zaraz umrę.
— Oczywiście — odpowiada z wstrętnym uśmiecham na ustach. — Żegnaj Giulio — rzuca na odchodne.
Doskonale wiem, że on pożegnał mnie na zawsze. On także uważa, że nadszedł mój koniec.
Przerażenie naprawdę ogarnia mnie gdy David odwraca się w moją stronę. Jego wściekłe spojrzenie sprawia, że na moim ciele pojawia się gęsia skórka.
— Wiedziałaś kim jestem. Nie ukrywałem tego przed tobą, i jak ostatni idiota pozwoliłem ci kłamać i bawić się mną. A może po prostu miałaś za zadanie się do mnie zbliżyć i mnie zabić! — krzyczy wyraźnie wzburzony.
Milczę, bo nie wiem co powiedzieć. Nie ważne co ode mnie usłyszy to i tak mi nie uwierzy.
— Dlaczego tak długo z tym zwlekałaś? Miałaś wiele sposobności żeby wbić mi nóż w serce, ale najwidoczniej postanowiłaś najpierw się zabawić. Zapomniałem, że taka jest właśnie natura kobiet! Zdradziecka!
— To ty pierwszy do mnie podszedłeś — wreszcie zabieram głos. Nie mogę tylko wysłuchiwać tych oskarżeń. I to jeszcze bezpodstawnych. — Nie miałam pojęcia kim jesteś aż do dnia, w którym sprawdziłam twój portfel i znalazłam dowód. Chciałam odejść zasłaniając się złym samopoczuciem, ale ty mi na to nie pozwoliłeś.
— Bo nie miałem pojęcia kim jesteś! — aż się kulę na jego wrzask.
Mrugam, a po moich policzkach spływają pojedyncze łzy. Nie potrafię powstrzymać tego odruchu, a nawet nie chce.
— Nie miałam odwagi ci tego powiedzieć, a ty ciągle nalegałeś na spotkania. Było mi z tobą dobrze, więc nie mogłam, a nawet nie chciałam odmawiać — robię krok w jego stronę. Może jednak uda mi się przemówić mu do rozsądku. Nie raz powtarzał, że jestem dla niego ważna. — Przysięgam też, że miałam żadnych złych zamiarów.
— Nie powinnaś była w ogóle pozwolić byśmy się zaangażowali w tą relację. Trzeba było to przerwać!
— Teraz już wiem — odpowiadam smutnym tonem. Cholernie mi przykro, że mimo iż tyle razy zapewniał mnie o tym jak ważna dla niego jestem to jedna informacja potrafiła wszystko między nami przekreślić. Nie moją winą jest to, że mam na nazwisko Falcone. Osobiście też nic złego mu nie zrobiłam.
Brunet pokonuje dzielącą nas odległość i mocnym chwytem boleśnie łapie mnie za ramię.
— Za to co zrobiłaś powinienem cię teraz zabić. Pokazać każdemu jak kończy się igranie ze mną — już nie krzyczy, ale ton jego głosu jest tak przerażający, że coraz bardziej się boję.
— Nie igrałam z tobą — skoro i tak mój los jest już przesądzony to muszę mu także przedstawić swoją wersję. — Po prostu czułam się w twoich ramionach dobrze i pragnęłam jeszcze jakiś czas z tobą spędzić. Jeśli bardzo chcesz to możesz mnie za to zabić, ale wiedź, że nie miałam złych zamiarów.
Nagle kładzie dłoń na moim policzku. Jest to delikatny dotyk i budzi on we mnie dezorientację.
— Skoro tak dobrze ci ze mną to pozwolę ci po raz ostatni to poczuć — oznajmia i o wiele mniej delikatnie pcha mnie w stronę kanapy.
Wiem co chce zrobić i mimo iż seks z nim sprawia mi ogromną przyjemność to teraz tego nie chce.
— Nie — odpowiadam opierając mu się.
— Tylko, że ja cię nie pytam o zdanie. Tyle razy dawałaś mi dupy to raz więcej nie zaszkodzi — oznajmia i zaczyna rozpinać moje spodnie. Próbuję odepchnąć jego dłonie za co zostaje mocno spoliczkowana. — No już teraz nie udawaj takiej świętej. Wiem, że też tego chcesz.
Popycha mnie na kanapę i nim zdążam się podnieść to on już się nade mną znajduje. Staram się go z siebie zepchnąć, ręka Davida wędruje jednak do mojego gardła i mocno się na nim zaciska.
— Dalej jeszcze nie wiem co z tobą zrobię, a ty swoim zachowaniem tylko sobie szkodzisz — próbuję za wszelką cenę odciągnąć jego dłoń, ale on jest ode mnie o wiele silniejszy i nie potrafię tego zrobić. — Leż spokojnie to może przeżyjesz.
Powoli słabnę, więc nie pozostaje mi nic innego by mu się poddać. David widząc moją uległość pozwala mi złapać kilka oddechów. Gwałtowny kaszel mnie atakuje.
— Czemu ze wszystkich kobiet w tym cholernym klubie to ty musiałaś mi wpaść w oko — nie jestem pewne czy mówi to do mnie czy może bardziej do siebie. Czuję też jak zsuwa ze mnie spodnie wraz z majtkami.
— Pozwól mi odejść — proszę spoglądając na niego błagalnie. Po tym ile nas połączyło powinien chociaż to dla mnie zrobić.
Lecz on zamiast nadziei na życie ofiarowuje mi szyderczy śmiech. Rozpina swoje spodnie gdy nagle docierają do mnie jakieś kroki.
— Z tego co wiem to takie sprawy załatwia się we własnej sypialni. Sto razy mi to powtarzałeś tato — przyszedł jego syn. David ze mnie schodzi, a ja szybko naciągam na siebie spodnie.
Muszę wykorzystać tę okazję.
— To jest zupełnie inna sytuacja idź gdzieś stąd.
Wstaje i chce odejść, ale on znowu łapie mnie za ramię.
— A ty gdzie się wybierasz! — pyta wściekle. Ja jednak zamierzam wykorzystać okaże i zaczynam się z nim szarpać. Udaje mi się na chwilę wydostać, ale zostaje popchnięta i uderzam głową o kant stolika.
Liczę na waszą opinię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top