Rozdział 12

-No hej. - obok mnie znalazła się Mia. Podczas jej nieobecności wypiłam już pięć drinków i zaczyna być nie za wesoło.

-Gdzie Nate? - mruknęła, siadając obok mnie na blacie.

-Poszedł gdzieś z Luke'iem. Podobno ktoś rozwalił jeden z głośników. Czy coś. - burknęłam, patrząc na alkohol w moich dłoniach. - A gdzie Chris?

-Poszedł na wyrywanie. - zaśmiała się, a ja razem z nią. W kuchni była już masa ludzi, tak samo jak w całym domu. - Ładna malinka. - przejechała paznokciem po mojej szyi.

Po chwili do kuchni wrócił Shey z jakimś chłopakiem, który prawdopodobnie miał na imię Josh i chyba też należał do drużyny koszykarskiej.

-Kryzys zażegnany? - zapytałam, gdy do nas podeszli.

-Tak. - westchnął, łapiąc za moje kolana i rozsuwając je, aby stanąć bliżej.

Zabierzcie mnie stąd.

Dzięki temu, że siedziałam na blacie, byłam od niego o pół głowy wyższa, co mi bardzo odpowiadało. W końcu nie czułam się jak karzeł.

Umieścił swoje dłonie na moich udach, a ja już chciałam je zdjąć, ale przypomniało mi się, że nie mogę, więc zarzuciłam ręce na jego kark, aby nie było to podejrzane.

-No proszę, aż miło na was popatrzeć. - zacmokała blondynka obok, popijając wódkę z kubka, który przed chwilą mi zabrała.

-Wow, to wy na serio jesteście razem? - pytanie Josha, który stał za czarnookim, wyrwało mnie z zamyślenia.

-Nieoficjalnie, ale niedługo... kto wie. - uśmiechnął się blondyn, ale ja za dobrze go znałam i wiedziałam, że był to uśmiech ironiczny.

Następnie widziałam tylko, jak Shey pochyla się w moją stronę i znów mnie całuje.

Huh, cóż. Jest to bardzo obrzydliwe i wiem, że i ja, i on nie cieszymy się z tego powodu, ale alkohol już trochę zaszumiał mi w uszach, więc jestem w stanie to wszystko lepiej znieść. Miał racje, na trzeźwo byłoby ciężko.

Jedną rękę umieściłam na jego karku, a drugą złapałam za jego kurtkę. Najwyżej kupię jakiś środek czystości i się w tym wykąpię.

Nie zamierzałam całować się z nim z języczkiem, bo to już naprawdę byłoby obrzydliwie i nie na miejscu.

Ogólnie, dla mnie pocałunek nie był niczym nadzwyczajnym. Wiele razy całowałam Chrisa, czy nawet Mię na jakichś imprezach, ale takie prawdziwe obściskiwanie się było dla mnie... bardziej intymne. I na pewno nie będę z nim tego robić.

-Oho, ja stąd spadam, zanim to wasze seksualne napięcie mnie wykończy. - usłyszałam gdzieś w tle głos Mii, a później chyba już poszła.

-Smakujesz jak papierosy. - mruknęłam, odrywając się od niego i przenosząc rękę z jego ubrania na jego żuchwę, aby lekko odsunąć jego twarz.

-Bo właśnie paliłem? - zapytał sarkastycznie, na co przewróciłam oczami. - Wyglądasz, jakby właśnie ktoś zabił ci kota.

-Nudzę się. - wzruszyłam ramionami i poczułam się źle, gdy położył swoje dłonie po obu stronach moich ud. Zamknął mnie w takiej jakby klatce, a ja nie lubiłam tego, że jestem od kogoś zależna.

-Na naszych imprezach nie da się nudzić. - warknął pewny siebie i szybko złapał mnie jedną ręką w tali, aby ściągnąć mnie z blatu. I znów jestem od niego niższa. A było tak pięknie...

Zaczął kierować się w stronę tłumu, a ja chcąc nie chcąc, poszłam za nim. Ocierałam się o spoconych ludzi, którzy właśnie tańczyli. Tego właśnie nienawidziłam w imprezach.

Znałam tu wielu ludzi, ale większość tylko z widzenia, więc musiałam za nim iść, bo znowu zostałabym sama.

Stanęliśmy przy chłopaku, który miał na sobie kask i ochraniacze. Obok niego było pełno ludzi, którzy śmiali się i coś do niego mówili. Naprzeciw niego ustawiona była wielka piramida z czerwonych kubeczków, które prawdopodobnie były napełnione.

Chłopak ustawił się na linii piramidy, a dwóch innych gości złapało go za ręce i nogi. Podnieśli go, więc teraz leżał w powietrzu brzuchem do dołu. Zamachnęli się dwa razy, a za trzecim rzucili go prosto w piramidę, która cała się rozleciała, zalewając wódką wszystko dookoła.

Zaczęłam się niekontrolowanie śmiać, tak jak wszyscy inni, bo niektóre pomysły ludzkie były tak bardzo zjebane.

-Muszę siku. - powiedziałam blondynowi i zaczęłam iść w stronę schodów. Zapytałam jakiejś laski, gdzie jest toaleta, a ona szybko mi wytłumaczyła co i jak.

Znalazłam ją i na szczęście nikogo w niej nie było. Dom był bardzo duży, więc było tu pewnie z milion innych ubikacji.

Załatwiłam potrzebę, a gdy wychodziłam, jakaś dziewczyna na mnie wpadła.

-Uważaj jak łazisz! - fuknęła, poprawiając swoją dziwkarską sukienkę.

-Ja? Raczej to ty na mnie wpadłaś. - rzuciłam zirytowana.

-Czy ty wiesz do kogo mówisz, szmato!? - pisnęła, a ja dopiero teraz dokładniej przyjrzałam się dziewczynie.

Długie do pasa, tlenione włosy, kilogram tapety na mordzie, pięciocentymetrowe, jaskrawe paznokcie i skórzana sukienka, która ledwo zakrywała jej tyłek.

Ashley Manson! Jak ja mogłam zapomnieć!? Pani wice kapitan cheerleaderek, która uważa się za nie wiadomo kogo w naszej szkole. Puściła się chyba już z całą drużyną koszykarską jak i piłkarską.

-Wybacz nie poznałam cię, ale twoja twarz przykryta jest pięciocentymetrową warstwą makijażu, więc. - uśmiechnęłam się sztucznie i chciałam wyjść, ale dziewczyna złapała mnie za ramię i pociągnęła w stronę ściany.

-Słuchaj, do mnie odnosi się z szacunkiem. - warknęła.

Nie byłam osobą nieśmiałą, chociaż czasem ciężko zawiera mi się nowe znajomości. Jestem raczej śmiała, ale nie lubię być w centrum uwagi. Oczywiście nie jestem tą typową "bad girl" która łamie zasady i zawsze jest zimną suką. Cóż, prawdę mówiąc to czasem w McDonaldzie boję się poprosić kasjerkę o dodatkowy sos słodko-kwaśny. Także tak...

-Uh, cokolwiek. Odwal się. - westchnęłam, nie mając najmniejszej ochoty kłócić się z tą pizdą.

-Posłuchaj ty... - zaczęła, ale nie dane było jej skończyć.

-Co się tu dzieje? - zapytał Luke, stając obok nas.

-Nic Lukey, ale uczę tę frajerkę jak odnosi się do lepszych od siebie. - syknęła dziewczyna, a ja przewróciłam oczami.

-Mogę ją uderzyć? - zapytałam szatyna, wskazując na nią kciukiem

-Wydaję mi się, że Nate nie byłby zadowolony. Chodź, szukał cię. - parsknął i złapał mnie za nadgarstek, ciągnąc w stronę dużych schodów. Jego dom był urządzony w stylu nowoczesnym i był bardzo duży, więc współczuję mu sprzątać.

Weszliśmy po schodach na górę, gdzie było już mniej ludzi, a muzyka była przytłumiona. Gdzieniegdzie ktoś się obściskiwał, a niektórzy nawet wchodzili do pokoi na szybki numerek.

-Gdzie ty mnie ciągniesz? - westchnęłam zła, że przez niego muszę się ruszać. Wolałabym teraz siedzieć na dole i pić sama ze sobą.

-Przyprowadziłem twoją zgubę. - zaśmiał się chłopak, gdy doszliśmy do końca korytarza, a Shey stał przy ścianie z jakąś rudą dziewczyną u boku. Widać było, że była na niego napalona, ale chłopak dziś nie porucha. Umowa to umowa.

-Gdzie ty byłaś? - zapytał, całkowicie ignorując dziewczynę.

-Miałam małą pogawędkę z taką jedną. - burknęłam, a zaraz po tych słowach, drzwi obok się otworzyły.

-Co wy tu tak stoicie? O hej, Vic. - w progu stanęła Clara - wysoka, różowowłosa dziewczyna z mnóstwem tatuaży i kolczyków.

-Cześć. - uśmiechnęłam się w jej stronę. Znałam ją, bo pracowała w gazetce szkolnej i była moją dobrą koleżanką.

-Wchodzicie? - zapytała, otwierając szerzej drzwi, a ja zostałam popchnięta w tamtą stronę, prawdopodobnie przez tego czuba.

Pokój był duży i było tu kilkoro ludzi. Znajdował się tu stół do ping-ponga i jeszcze kilka innych maszyn do grania. Był to chyba pokój gier, czy coś takiego.

-No siema! - wydarł się jakiś chłopak, który wyciągał kokainę przy stole.

-Chodź się napić. - Clara szturchnęła mnie w bok i razem powędrowałyśmy do barku. - Co ty tu robisz? Myślałam, że raczej nie lubisz takiego towarzystwa. - różowowłosa należała do elity, ale i tak była bardzo fajną dziewczyną.

-Trochę się pozmieniało. - usiadłyśmy na wysokich krzesłach, a dziewczyna zrobiła nam po cztery shoty.

-Właśnie widzę. - poruszyła brwiami i spojrzała gdzieś za mnie. Też to zrobiłam, aby zobaczyć Shey'a, który stał przy stole bilardowym i gadał z jakimiś typkami.

-Taa. - mruknęłam, odwracając wzrok.

Pogadałyśmy chwilę o pierdołach, wypijając w tym czasie przygotowany alkohol.

-Vic! Chodź zagrać! - blondyn krzyknął w moją stronę i okej, ale to chyba było pierwszy raz od kilku ładnych lat, kiedy powiedział do mnie po imieniu. I to w dodatku zdrobnieniem.

Po pijaku wszystko było takie proste. Nie przeszkadzało mi już nawet to, że Shey to Shey. Liczyła się dobra zabawa i tyle. Jestem już naprawdę, naprawdę wstawiona.

Nate też już chyba zaszalał, bo w jego dłoni była w połowie pusta butelka wódki.

-Już! - chwiejnie zeskoczyłam ze stołka i poszłam w stronę stołu bilardowego, przy którym stał on, Luke i jakiś chłopak, którego nie znałam. Albo znałam, ale byłam pijana i nie kojarzyłam. Ominęłam dwie dziewczyny, które całowały się na kanapie.

-Będziemy grać. - wybełkotał radośnie Luke, a ja pokiwałam głową i stanęłam obok Nate'a, który postawił butelkę na stoliku obok i podał nam kije.

-Jesteś ze mną w drużynie. - mruknął.

-Okej, ale ja nie umiem w to grać. - parsknęłam śmiechem, przez co przewrócił oczami i również się uśmiechnął. On już też był pijany - jak każdy zresztą. Może to było to. Gdy byliśmy pijani jakoś bardziej siebie tolerowaliśmy.

-Gramy.

I okej, naprawdę byłam w to strasznie zła, ale wszystko nadrabiałam humorem, bo nie mogliśmy przestać się śmiać, kiedy wbiłam nie tą bilę co trzeba. Cóż, i tak wygrywaliśmy, ale tylko dzięki Shey'owi, który jakoś ratował tę sytuację.

-Ale ta gra nie ma sensu! - wydęłam wargi, kiedy znów nie trafiłam.

-Trzeba umieć przegrywać, kochanie. - mruknął Nate i uderzył prosto w bilę. Chuj znów trafił, ehh.

-Ale to jest nie fair.

-Życie jest nie fair. - dopowiedział Luke.

-Prawda, bo właśnie przegraliście. - powiedział Shey, a z tymi słowami ostatnia bila wleciała do łuzy.

Zaśmiałam się i uniosłam ręce do góry, wyrzucając kij na stół. Chłopak podszedł do mnie z uśmiechem, a jego oczy były całe przekrwione.

Zarzuciłam ręce na jego szyję, uśmiechając się od ucha do ucha. Co ja robię?

-Wygraliśmy dzięki mnie. - wybełkotał, chwytając wódkę obok i biorąc łyka, więc musiałam zdjąć ręce.

-Też pomogłam! - oburzyłam si.

-Szczególnie wtedy, gdy wbiłaś nie tę bilę co trzeba.

Zaczęłam się niepohamowanie śmiać, co i również chłopak obok uczynił.

A potem już film mi się urwał.

***

Kocham i do następnego xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top