Rozdział 3

-Uh, jak ja go nienawidzę. - z rozdrażnieniem postanowiłam tace z jedzeniem na stoliku.

Odsunęłam swoje krzesło i na nim usiadłam, głęboko wzdychając i rzucając torbę na podłogę.

-A tobie co się stało? - zaśmiał się Chris, napychając sobie usta sałatką.

Strzeliłam mu spojrzenie, bo brunet doskonale wiedział dlaczego mam taki podły humor.

-Znów musieliście się przepraszać? - wtrąciła Mia, a ja pokiwałam głową, jedząc swoje frytki.

-Jakbyście przestali się kłócić, to przestalibyście się też przepraszać. - parsknął Brayan, ale widząc moje spojrzenie, szybko ucichł.

Kątem oka spojrzałam na stolik, przy którym siedział ten pojeb. Był on na lekkim podeście, bo był on zarezerwowany dla "elity" czyli całej drużyny koszykarskiej i pustych lal, którymi bawią się te tępe osiłki.

Oczywiście na środku siedział on. Wielki pan i władca, któremu każdy chce się przypodobać. Największy frajer w tej szkole. Nathaniel Idiota Shey.

-Dlaczego ty go tak w ogóle nie lubisz? - zapytał Chris, a ja przewróciłam oczami.

-Długa historia. - bąknęłam, chcąc zakończyć temat. Nasza niechęć do siebie zaczęła się w przedszkolu i trwa do dziś, więc jest co opowiadać.

-Koniec tych smętów. - Mia przerwała ciszę i popatrzyła na nas z uśmiechem. - W sobotę jest impreza u Luke'a. Idziemy. - Luke to najlepszy kumpel Shey'a, czyli analogicznie rzecz biorąc, Shey też tam będzie.

-Nie idę. - mruknąłem, a blondynka spojrzała na mnie z politowaniem.

-Idziesz, koniec tematu. - mruknęła, patrząc na mnie z rozbawieniem. - Nie będziesz siędziała w domu jak jakiś aspołeczniak!

-Masz coś do moich seriali i słodyczy? - syknęłam, grzebiąc widelcem w sałatce.

To nie tak, że byłam jakaś aspołeczna, czy coś. W szkole byłam raczej popularna i lubiana. Ludzie mówili mi "cześć" i zapraszali na imprezy, ale i tak najlepiej czułam się w domu, przed telewizorem z toną jedzenia obok.

-Oczywiście, że nie. - parsknęła śmiechem. - Uwierz, Dylan O'Brien to ktoś, kogo mogę oglądać często. - poruszyła dwuznacznie brwiami, a cała nasza trójka parsknęła śmiechem. - Ale musisz wyjść do ludzi, więc się szykuj, bo to już postanowione.

-Okej. - westchnęłam. Z Mią Roberts nie można było dyskutować.

***

-W końcu w domu. - westchnęłam, ściągając buty i wchodząc w głąb domu. - Jest ktoś?! - krzyknęłam, ale odpowiedziała mi cisza.

Poszłam do kuchni, w międzyczasie zostawiając plecak w salonie. Stanęłam przed blatem i chwyciłam w dłonie małą kartkę.

Kochanie, ja i tato jesteśmy dziś do późna w firmie. Nie czekaj na nas, wrócimy w nocy. Kocham

Mama

Westchnęłam i wyrzuciłam kartkę do śmieci. To nie tak, że rodzice mnie nie kochają, czy coś. Nie. Oni po prostu mają dużo pracy, ponieważ własna firma to wiele wysiłku.

Dzięki temu mam wszystko, czego potrzebuję. Nie mam im tego za złe, że dużo pracują, bo i tak, w tej codziennej gonitwie za pieniędzmi, tak spędzamy razem wiele czasu.

Wyciągnęłam z lodówki wczorajszy obiad i wstawiłam go do mikrofali.

-Yup, kolejny nudny wieczór. - mruknęłam sama do siebie.

***

-Mam, kurwa, dość tej szkoły. - warknęłam, gdy tylko podeszłam do Mii i Chrisa, którzy stali przy szafkach.

-Kochanie, mamy dopiero połowę października. - chłopak się zaśmiał, a ja strzeliłam mu spojrzenie.

-Chcę wakacje. - sapnęłam, uderzając głową w metalową szafkę przede mną.

-To sobie poczekasz. - prychnęła blondynka.

-Idziemy dzisiaj do KFC? - brunet objął mnie ramieniem, a ja pokiwałam głową.

Chwilę później zadzwonił dzwonek, a ja jęknęłam, bo miałam teraz fizykę, a cóż... Ja i ten przedmiot niezbyt się lubimy.

-Okej, my spadamy, bo mamy teraz biologię. Do potem. - niebieskooka zaczęła kierować się do sali, nie czekając nawet na bruneta za sobą.

-Mam nadzieję, że będziemy dziś kroić żaby. Narka. - uśmiechnięty odwrócił się i dogonił Mię, którą objął ramieniem.

Korytarz powoli pustoszał, a ja miałam już iść na lekcję, gdy zobaczyłam niezbyt przyjemny widok.

Liam i Mercedes, którzy obściskiwali się na środku korytarza, praktycznie się pożerając. Brunetka miała na sobie jego bluzę, którą miałam kiedyś i ja...

Szybkim krokiem poszłam do łazienki i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Na szczęście nikogo w niej nie było, a ja oparłam się o blat i spojrzałam w lustro, widząc gówniane, blade, coś.

Kurde, naprawdę mi na nim zależało i naprawdę boli mnie jego widok z tą sałatą u boku. Wszyscy myślą, że jestem twarda i mam wylane, ale tak nie jest.

Kurwa, mam jednak jakieś uczucia, więc to normalne, że jest mi przykro.

Westchnęłam i poprawiłam swoje długie włosy. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia, aby chociaż trochę przybrać oznaki normalności.

Jesteś Victoria Clark. Nie możesz mazać się przez jakiegoś frajera.

Zabrałam z blatu obok swoją torbę i wyszłam z łazienki. Na korytarzu nie było już nikogo, bo od dziesięciu minut trwa lekcja, więc się nie dziwię.

Postanowiłam odpuścić sobie tę lekcję, bo naprawdę nie czuję się zbyt dobrze.

Skierowałam się w stronę wyjścia ze szkoły. Dzisiaj jest słonecznie, a trzeba korzystać z ładnej pogody, bo niedługo przyjdzie ten jebany śnieg i będzie przekichane.

Gdy byłam już na zewnątrz, usiadłam na wysokim murku za szkołą i zaczęłam patrzeć na miasto, które było stąd doskonale widoczne.

-Poczciwa Clark opuszcza lekcje? Nieładnie. - ktoś zacmokał w powietrzu, a ja już wiedziałem kto to.

-Męska dziwka Shey też jest poza szkołą w czasie lekcji? - udałam jego ton i odwróciłam głowę w stronę blondyna, który stał kilka metrów dalej i palił papierosa.

-Szmata. - mruknął.

-Chuj. - odwarknęłam, zeskakując z murka i kierując się w stronę chodnika.

Wolę przesiedzieć pół godziny przy jakimś kiosku, niż przy nim.

-Trochę ci współczuję, Clark. - zarechotał, a ja zatrzymałam się i znów odwróciłam, robiąc znudzoną minę.

-Jaśniej. - warknęłam, a chłopak rzucił peta na ziemię i przydeptał go butem.

-Chyba nie fajnie widzieć twojego byłego, który całuje się z Mercedes. - wyszczerzył się od ucha do ucha, a ja nieświadomie zacisnęłam ręce w pięści.

-Spierdalaj. - burknęłam, a chłopak wybuchnął śmiechem.

-Nie dziwię się mu. Też bym cię zdradził przy pierwszej, lepszej okazji. - jego czarne oczy patrzyły na mnie z kpiną, a ja parsknęłam śmiechem, uświadamiając sobie jedną, ważną rzecz.

-Właśnie, tylko, że nigdy nie będziesz miał takiej okazji. Powiedzmy sobie szczerze, przespałeś się chyba z każdą dziewczyną z naszego rocznika, czy nawet ze szkoły, ale nie ze mną. Jestem dla ciebie za dużym wyzwaniem i każdy o tym wie. Jeśli chodzi o to, to przegrałeś Shey. Właśnie uświadomiłam ci, że nie możesz mieć każdej. - zgasiłam jego za duże ego i byłam z siebie tak cholernie dumna.

Patrzył na mnie przez chwilę, a w jego oczach widziałam wyraźne zdenerwowanie. Jego całe ciało się spięłam, a ja z miną zwycięscy, odwróciłam się i skierowałam w stronę szkoły.

***

-Vi? - obok mnie na szkolnym korytarzu stanęła Mia. - Co ty zrobiłaś Nate'owi?

-Co? - zmarszczyłam brwi i popatrzyłam na nią z niezrozumieniem.

-Cały dzień chodzi narwany, a przed sportem prawie pobił się z jakimś gościem, a na dodatek, gapi się na ciebie, jakbyś mu chomika zabiła. - na jej określenie parsknęłam śmiechem i pokręciłam z zadowoleniem głową.

-Trochę się... posprzeczaliśmy. - powiedziałam, na co popatrzyła na mnie jak na idiotkę.

-Zrobiłaś coś więcej.

-Okej, powiedzmy, że dyskretnie wytłumaczyłam mu, że nigdy mnie nie przeleci i, że nie jestem jak każda, aby wskoczyć mu do łóżka. - na moje słowa, szeroko otworzyła oczy i przybiła sobie z otwartej ręki w czoło.

-Nie zrobiłaś tego. - zaśmiała się, a ja pokiwałam głową. - Więc zapewne w jego małej, aczkolwiek seksownej główce rodzi się plan, jakby cię tu wypieprzyć. - na jej słowa zachłysnęłam się powietrzem.

-Nawet sobie tak nie żartuj. - blondynka zaczęła się śmiać na moją reakcję, a ja strzeliłam ją lekko w tył głowy.

-No wiesz. Według wielu moich, tajnych źródeł, naprawdę byście do siebie pasowali.

-Że co? - zapytałam, nie wierząc w to co usłyszałam.

-Boże, ale ty jesteś głupia. Każdy mówi, że jakby Shey miał dziewczynę na dłużej, to byłabyś to ty. Żadna nowość.

-No właśnie nowość, bo ja nigdy bym się z nim nie umówiła. - wzdrygnęłam się. Jak ja przebywam z tą chodzącą wenerą to mi się niedobrze robi.

-Mów sobie co chcesz, ale... od nienawiści do miłości...

-Jest bardzo dużo kroków. - dokończyłam za nią, na co strzeliła mi spojrzenie.

-Ale wiesz...

-Na lekcje. Już. - przerwałam jej, zapewne głupią wypowiedź i popchnęłam w stronę sali od chemii.

Że niby ja i on? Razem? To by było tak bardzo obrzydliwe, że nawet nie wiem jak to wyrazić słowami.

***

-Przyłazisz dziś? Mama zrobiła ciasto - zachęcała mnie Mia, a ja jęknęłam.

-Nie kuś, bo i tak nie mogę. Rodzice dziś są w domu i zapewne będziemy musieli zjeść rodzinną kolację. - wytłumaczyłam, gdy razem kierowałyśmy się do jej samochodu.

-Szkoda. - sapnęła, a ja odwróciłam głowę w stronę tylniej bramy

Zobaczyłam tam Liama i Mercedes, którzy obściskiwali się, nie kryjąc się z tym.

-Nie warto. - usłyszałam głos Mi'i, więc szybko odwróciłam wzrok i popatrzyłam przed sobie.

-Mówiłaś coś? - odkaszlnęłam i spojrzałam, jak gdyby nigdy nic na niebieskooką, która patrzyła na mnie ze smutkiem.

-Nie warto się nim przejmować. Zapewne złapie od tej szaty jakąś chorobę weneryczną i już żadna go nie zechce. - parsknęłam śmiechem na jej wypowiedź.

Tylko Mia wiedziała, jak bardzo zranił mnie Liam swoim zachowaniem. To właśnie w jej ramię płakałam po nocy i powtarzałam jak bardzo go nienawidzę.

-Zapewne tak. - wzruszyłam ramionami, zakładając okulary przeciwsłoneczne.

-Jedziesz ze mną? - wskazała na swoją czerwoną Mazdę cx 5, którą dostała na szesnaste urodziny.

-Nie, przejdę się. Wstąpię jeszcze do jakiegoś sklepu, bo jestem głodna. - wzruszyłam ramionami i przytuliłam blondynkę. - Cześć.

-Nara laska. - poszłam za szkołę gdzie już nie było nikogo i skierowałam się w stronę ogrodzenia, w którym była spora dziura.

Tutaj zawsze przychodzili palić uczniowie, a przez to właśnie ogrodzenie, ja szłam do domu. Był to najszybszy skrót, którym zawsze chodziłam.

-Clark. - usłyszałam za sobą, gdy byłam już przy siatce.

-Spierdalaj. - warknęłam, nawet się nie odwracając i kiedy chciałam przejść, ktoś złapał mnie bardzo mocno za rękę, a ja powstrzymywałam się od jęknięcia z bólu.

Odwróciłam się w stronę blondyna i uniosłam wolną rękę, aby go spoliczkować, ale niestety chłopak był szybszy, więc złapał mój nadgarstek.

Z boku innego przechodnia, zapewne wyglądaliśmy jak ludzie, którzy się lubią i trzymają za ręce. W rzeczywistości było nieco inaczej.

-Grzeczniej. - warknął, w końcu puszczając moje obolałe ramię i nadgarstek, na co w duchu westchnęłam z ulgą.

-Czego chcesz? - syknęłam, poprawiając ramiączko mojej czarnej torby.

-Mamy do pogadania.

***

Kocham i do następnego xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top