Rozdział 27
-Więc jak? Macie mi coś do powiedzenia? - zapytał dyrektor, siadając przy swoim biurku.
Wszyscy milczeliśmy, a ja uparcie wpatrywałam się w podłogę. Była taka ładna. Brązowa.
Czułam się jak przestępca, chociaż tak naprawdę nie zrobiłam nic złego. Zawsze tak mam, gdy mama powie "Chodź, musimy porozmawiać'. Stres.
-Jakby co to on zaczął. - zastrzegł się od razu Luke, a mężczyzna tylko strzelił mu spojrzenie.
-Ja!? - warknął Wood, który przykładał sobie jakąś szmatkę do nosa. Dalej leciała mu krew, a nos może być prawdopodobnie złamany. - To on się na mnie rzucił!
-No gdybyś nie wyzywał mojej dziewczyny od dziwek to byś nie dostał. No chyba, że za debilizm. - odpowiedział Shey z ironicznym uśmiechem.
-Dość! - dyrektor Smith wstał z miejsca i oparł się rękoma o blat. - Roberts, Mitchell, Clark. Możecie wracać na lekcje. My musimy porozmawiać. - zwrócił się do chłopaków, którzy pokiwali głową.
Nie chciałam wychodzić. Chciałam zostać i nawtykać Liamowi, a następnie bronić Shey'a. Tak, bronić. Był chyba pierwszym chłopakiem, który zrobił dla mnie coś takiego. Okej, jest strasznym idiotą, bo nie powinien tak reagować, ale i tak jestem mu wdzięczna.
Z westchnięciem wyszłam z pomieszczenia, siłując się z samą sobą, aby nie trzasnąć drzwiami. Stanęłam na pustym korytarzu i głośno warknęłam, a następnie usiadłam na jednym z krzeseł, które były umieszczone pod ścianą. Nie zamierzam wracać na lekcje jak gdyby nigdy nic. Zamierzam tu siedzieć i czekać, aż będę coś wiedziała. Jestem strasznie upartą osobą i nikt mnie nie przekona.
-To będzie jego drugie ostrzeżenie. Za trzecim go zawieszą. - mruknął zdenerwowany Parker, który nerwowo przeczesywał dłonią swoje włosy w kolorze orzechowego brązu.
-Kiedy było pierwsze? - zapytała zdezorientowana Mia.
-Na stołówce. Tam też pokłócił się z tym pizdokleszczem. - warknął chłopak, chodząc nerwowo w tą i z powrotem.
-O co się pokłócili? - zapytałam zdenerwowana, wstając. Coś czuję, że też poszło o mnie.
-Clark... - zaczął łagodnie.
-O co!?
-Wood zapytał, czy Nate już cię przeleciał, a później zaczął wyzywać od dziwek, bo on nie mógł przez dwa lata. - westchnął, patrząc na mnie niepewnie.
-O Boże! - powiedziałam, a echo rozniosło się po całym korytarzu. - To moja wina! - załapałam się za głowę. - Jego problemy z nim to moja wina!
-Nie, Clark. To nieprawda. - chłopak podszedł do mnie i złapał za moje nadgarstki, a następnie pociągnął za nie, abym nie wyrwała sobie włosów. - Nate jest porywczy i często nad sobą nie panuje, a ten śmieć go prowokuje, bo tylko do tego się nadaje.
-A co jeśli teraz będzie gorzej? Jeśli wyleci ze szkoły, albo coś? - zapytałam, czując zdenerwowanie.
-To wtedy tak wpierdolę Woodowi, że będzie żałował do końca życia, że chociażby na nas spojrzał. - uśmiechnął się, ale mi do śmiechu nie było.
Chwilę później drzwi sekretariatu otworzyły się i stanęły w nich trzy dobrze znane mi osoby.
-A czy wy nie powinniście być na lekcji? - zapytał mężczyzna.
-Wie pan, zostało dziesięć minut, więc się już nie opłaca. Jak mamy się edukować, to lepiej to zrobić dobrze. - odpowiedział Luke, przez co Mia przybiła sobie z otwartej dłoni w twarz.
Zblokowałam spojrzenie z Shey'em, który tylko krótko na mnie spojrzał, a następnie odwrócił wzrok, chowając ręce do kieszeni spodni. Okej.
-Nieważne. Wy macie iść, ale jeśli jeszcze raz się takie coś wydarzy, to znacie konsekwencje. - powiedział dyrektor, patrząc na chłopaków.
-Tak, wiemy. - odpowiedział brunet, z którego nie spuszczałam wzroku.
-Wy na lekcje, a ty do pielęgniarki. - zadecydował i zniknął w gabinecie, zamykając za sobą drzwi.
Liam szybko się zmył, idąc w stronę gabinetu pielęgniarki, a my zostaliśmy sami. Nagle Shey odwrócił się i zaczął iść w stronę wyjścia ze szkoły.
-Stary, czekaj! - zawołał za nim Luke i pobiegł w jego stronę. Razem wyszli ze szkoły i tyle ich widziałyśmy.
-Okej, to było dziwne. - zadecydowała Mia, podchodząc bliżej mnie.
-Było. - stwierdziłam, patrząc na drzwi, za którymi przed chwilą zniknęli chłopaki.
-Chodź już na lekcje. - blondynka pociągnęła mnie za rękę.
Nie wiem co myśleć. Może on żałuje? Żałuje tego, że go uderzył, wpadł w kłopoty i nazwał mnie swoją dziewczyną na oczach tylu uczniów. Gdyby nie żałował, to by się tak nie zachował, ale z drugiej strony sam tego chciał.
Nie wiem już nic.
***
Śpiewając jedną z piosenek Green Day, skakałam po domu i szukałam czegoś do żarcia. Większość osób, gdy ich rodzice wyjadą, robią szalone imprezy i spraszają tłum ludzi, albo uprawiają seks i ćpają do upadłego. Cóż, nie ja.
Otworzyłam paczkę ciastek i postawiłam je na blacie, a następnie usiadłam obok. Całe szczęście, że zdążyłyśmy z mamą zrobić zakupy, ale że ona spotkała tam znajomą to inna sprawa. Dwadzieścia minut przestałam obok tego pieprzonego wózka.
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi, więc zeskoczyłam z miejsca i udałam się w stronę holu. To na pewno Mia, którą zaprosiłam. W międzyczasie poprawiłam swoją szarą bluzę i tego misternie ułożonego koka na mojej głowie. Dlaczego inne dziewczyny wyglądają tak dobrze w tych roztrzepanych koczkach, dobieranych warkoczach i kitkach, a ja jak pizduś plastuś, który nabrał się prochów i jest na haju?
Przewróciłam oczami, a następnie otworzyłam drzwi. Moja mina szybko się zmieniła, kiedy zobaczyłam kto stoi obok niej i ma przerzuconą rękę przez jej ramię.
-Nie patrz tak na mnie. Ja go nie zapraszałam. - odpowiedziała, widząc mój wzrok. Chłopak zaśmiał się i pomachał mi dwoma sześciopakami piwa.
-Nie bądź taka, Clark. Wiesz jak to mówią "Gdzie nie ma Parkera, tam nie ma zabawy". - puścił dziewczynę i minął mnie w drzwiach, a następnie wszedł w głąb domu.
-Nie patrz tak na mnie. Gdy wychodziłam z domu, przyjechał oddać mi notatki z chemii, a potem pytał gdzie jadę i był strasznie uparty. - powiedziała na jednym wdechu, widząc mój wzrok.
-To jest Luke. Tego nie ogarniesz. - zaśmiałam się i wpuściłam ją do środka. Ściągnęła buty i razem udałyśmy się w stronę kuchni, w której siedział już chłopak i otwierał piwo.
-Nie za dobrze się tu czujesz? - zapytałam, widząc jak przeszukuje szafki w poszukiwaniu czegoś
-Nie. Jest okej. - wzruszył ramionami i szeroko się uśmiechnął. - Dziewczyny, dzisiaj się najebiemy.
-Czy ty nie masz kolegów? - zapytała Mia, która stanęła obok niego i otworzyła puszkę.
-Mam, ale uwierz mi Roberts, jesteś lepszym towarzystwem. - odpowiedział dwuznacznie, a następnie klepnął ją w tyłek. Dziewczyna otworzyła szeroko oczy i zwróciła się ku chłopakowi, który ze śmiechem szedł w stronę salonu.
Blondynka z poważną miną chwyciła za jabłko, które leżało w koszyku, i zamachnęła się, a owoc uderzył prosto w tył głowy chłopaka. Luke odwrócił się w naszą stronę, łapiąc za obolałe miejsce.
-Ty wiedźmo! - zawył, a Mia uśmiechnęła się zwycięsko.
-Następnym razem będzie krzesłem. - mruknęła, biorąc łyk piwa.
Czy nie mogę spędzić chociaż jednego wieczoru w spokoju?
Nie.
-Jak dzieci. - westchnęłam, łapiąc jedną z puszek. - Luke?
-No!? - zawołał z salonu.
-Wiesz co z Shey'em? - zapytałam, zagryzając wnętrze policzka.
Nastała krótka chwila, a Mia, która siedziała na blacie, zmarszczyła brwi.
-Jest w domu. - odpowiedział po chwili już ciszej.
Okej, jest w domu. Wszystko jest w porządku. Dlaczego cały czas o tym myślę?
-Więc horror czy komedia? - zapytał chłopak, podnosząc dwa opakowania płyt.
Po czterech godzinach picia, jedzenia, oglądania filmów i śmiania się poczułam, że jestem już lekko wstawiona. Trochę bardziej, niż lekko. Nigdy nie pomyślałabym, że będę aż tak dogadywać się z Luke'iem. Znam go bardzo długo, ale ze względu na moją relacje z Shey'em nigdy nie nawiązaliśmy jakiejś bliskiej znajomości. Mimo wszystko mieliśmy ze sobą wiele wspólnego, a jego poczucie humoru zabijało.
-Co ty pieprzysz! - krzyknęła Mia, prawie przewracając miskę z popcornem. - Oczywiście, że Kapitan Ameryka jest lepszy od Iron Mana!
-Nie. - wycedził chłopak, poprawiając się na kanapie.
-Skoro jesteś team Iron Man to jesteś frajerem. - fuknęła, zarzucając włosami.
-Victor! - oczywiście musiał nazwać mnie przezwiskiem, które wymyślił jakąś godzinę temu. Według niego Victoria jest za długie, Clark należy do Shey'a, a Vi jest zbyt babskie jak na niego. - Powiedz jej, że mam rację.
-Ale ja jestem za Hulkiem. - uśmiechnęłam się, na co oboje strzelili sobie z otwartej dłoni w twarz. - Kurwa, Parker. Jestem w stanie nietrzeźwości, więc nie zadawaj mi takich pytań.
-Jesteście popieprzone. - stwierdził, a blondynka, która siedziała obok niego, przewróciła oczami.
-Też nie jesteś normalny, więc się zamknij.
-Widzisz! Pasujemy do siebie! - krzyknął, obejmując niebieskooką, która usilnie starała się wyrwać.
Ich relacja była dziwna i to chyba jeszcze bardziej, niż moja i Shey'a.
-Okej. - powiedziała dziewczyna, patrząc na swój telefon. - Taksówka już jest. - chwiejnym krokiem wstała, a za nią chłopak. Nie mam pojęcia jak dojadą do domu. Mówiłam już, aby zostali na noc, ale uparcie twierdzą, że dadzą radę.
-Za dużo wypiłam. - stwierdziła. We trójkę poszliśmy do holu. Podtrzymując siebie nawzajem jakoś daliśmy radę założyć buty. Oczywiście nie obyło się bez przeszkód, jakim było między innymi wywrócenie się Luke'a.
-A więc Victor. - chłopak zwrócił się do mnie, gdy oboje stali już na dworze. - Było bardzo miło i kooooniecznie musimy to powtórzyć. - bełkotał, uwieszając się na ramieniu Mii.
-Tak, powtórzymy. - zaśmiałam się.
-A więc Auf Wiedersehen, czy jakoś tak. - machnął ręką i razem odwrócili się w stronę taksówki. Zaczęli coś śpiewać pod nosem, a ja zamknęłam drzwi dopiero wtedy, gdy wsiedli do samochodu.
Pokręciłam z rozbawieniem głową i weszłam do kuchni. Otworzyłam okno, aby trochę tu przewietrzyć. Dzisiejszy dzień był bardzo dziwny. Okej, od zawsze lubiłam Luke'a, ale nigdy nie pomyślałabym, że będziemy siedzieć, śmiać się i pić, jak starzy, dobrzy znajomi. Życie bywa dziwne.
Usiadłam przy stole i umieściłam na nim łokcie, a głowę oparłam na dłoniach. Alkohol już trochę ze mnie wyparował, ale dalej nie czułam się pewnie. Zmarszczyłam brwi i wyciągnęłam telefon z kieszeni spodni.
Bawiłam się nim w dłoni, aż w końcu sama z siebie się zaśmiałam i wybrałam odpowiedni numer. Po jakichś trzech sygnałach usłyszałam jego głos.
-Clark?
-Yup. - zaśmiałam się, kręcąc głową na własną głupotę. Boże, tak bardzo będę tego żałować. - Dzwonię, bo musimy coś sobie wyjaśnić.
-Jesteś pijana. - westchnął.
-Psh nie, ale jestem team Hulk.
-Co? Gdzie jesteś!? - zapytał wyraźnie zirytowany.
-Nieważne. - machnęłam ręką, chociaż i tak tego nie widział. - Chciałabym zapytać co jest z tobą nie tak. No wiesz, raz mnie całujesz. - wstałam z miejsca. - Bronisz przed byłym i przy całej szkole mówisz, że jestem twoją dziewczyną, a później ignorujesz i nie dajesz znaku życia, a dzwoniłam! - zastrzegłam od razu, śmiejąc się. Chwyciłam puszkę piwa, która stała na blacie i upiłam łyk.
-Gdzie jesteś? - wysyczał, próbując nie krzyknąć.
-Daleko. - zaśmiałam się. - Cześć Nate.
-Vict... - rozłączyłam się.
Rzuciłam telefon na krzesło i chwilę tak postałam.
-Kurwa mać, co ja zrobiłam!? - krzyknęłam sama do siebie, dopiero teraz zdając sobie z tego sprawę. Przybiłam sobie z otwartej dłoni w twarz i przewróciłam oczami. Jestem po prostu pojebana. Nie powinnam pić, bo wtedy jestem jeszcze bardziej nieobliczalna. Tyle w temacie.
Pokręciłam głową i zaczęłam sprzątać w kuchni. Nie było jakiegoś mocnego syfu, ale Luke wymyślił sobie gofry, więc wszystko lepiło się od ciasta. Po jakichś dziesięciu minutach wszystko wróciło do dobrego stanu. Zgasiłam światło, ale zapaliłam małą lampkę, dzięki której panował półmrok. Ogarnęło mnie zmęczenie, co mnie nie zdziwiło, bo było już po pierwszej.
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi, przez co podskoczyłam w miejscu. Zmarszczyłam brwi i udałam się w stronę holu z nadzieją, że to może Luke albo Mia czegoś zapomnieli. Otworzyłam je, a następnie pomrugałam kilkakrotnie oczami, widząc osobę przede mną.
-Co ty tu robisz? - zaczęłam, zaciskając dłoń na klamce. - Wyjdź stąd. - chciałam zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, ale był silniejszy i popchnął je w moją stronę. Był zły.
-Co ty sobie wyobrażasz, co? - zaczął, a ja odruchowo cofnęłam się o kilka kroków. - Myślisz, że jak zakręcisz dupą przed Shey'em to wszystko ci można!? Otóż uświadomię ci coś. Nie. - prychnął.
-Liam, wyjdź stąd! - krzyknęłam.
-Nigdy nie będziesz wystarczająco dobra. Dla nikogo. Nikogo nie interesujesz. Shey też się tobą znudzi i znajdzie sobie nową. Dlaczego z tobą byłem? Przecież jesteś nikim. Nic nie warta, mała szmata, która jedyne co potrafi to grać na dwa fronty. Co, długo mnie zdradzałaś?
-Wiesz, to raczej ja powinnam zadać tobie to pytanie. - powiedziałam, hardo unosząc głowę, aby pokazać, że to mnie nie ruszyło.
Cóż, tak nie było. Czułam, jak boli. Czułam, jak powoli upadam.
-Nie byłaś mnie warta. I nigdy nie będziesz warta nikogo. Wcześniej czy później bym cię zdradził. Zmarnowałem dwa lata na kogoś, kto jest nikim i nie zasługuje na nic. Mała, rozpieszczona księżniczka, która na dodatek jest brudną dziwką.
Odwrócił się i wyszedł z domu, trzaskając głośno drzwiami. Moje nogi były jak z waty. Skłamałabym mówiąc, że nie zabolało. Zabolało jak cholera. Czasami słowa ranią bardziej, niż czyny i mogę sobie wmawiać, że on nic dla mnie nie znaczy i, że mam w dupie to, co powiedział.
Boli. Cholernie boli.
Złapałam się ściany i oparłam się o nią, a następnie zjechałam po niej w dół. Podkuliłam nogi i oparłam łokcie na kolanach, a głowę na dłoniach. Wplotłam palce we włosy i szarpnęłam za nie. Moje oczy zaszkliły się, a oddech strasznie przyśpieszył.
I wtedy nie wytrzymałam. Nie płakałam. Wyłam. Nie tak jak te wszystkie dziewczyny w serialach i filmach. Łzy spływały po mojej twarzy strumieniami, a ciałem co chwilę targały silne spazmy. Wiem, że nie ma racji. Nie jestem żadną dziwką, ale boli. Tak cholernie boli, że osoba, która kiedyś była dla mnie całym światem, tak o mnie myśli. Nienawidzę go. Nienawidzę go każdą cząstką mojego ciała, ale nawet nienawiść nie sprawi, że o tym zapomnę.
Zaciągnęłam znowu nosem i nieporadnie starałam się wytrzeć dłońmi łzy i rozmazany tusz. Na marne. Wbiłam paznokcie w dłonie, mając nadzieję, że ból fizyczny choć trochę przyćmi ból psychiczny.
Nagle usłyszałam głośne walenie w drzwi. W pierwszej chwili myślałam, że to znów Liam, więc ze zdenerwowaniem zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Nie chcę go widzieć. Nie chcę widzieć nikogo. Chcę zniknąć.
Walenie w drzwi nie ustawało, a gdy myślałam, że ten ktoś już sobie pójdzie, drewniana płyta otworzyła się.
-Clark, gdzie ty, do kurwy, jesteś!? Przysięgam, że dzisiaj po prostu cię... - usłyszałam ten głos. Ten głos, który od kilku tygodni słyszałam bardzo często. Z tą charakterystyczną dla siebie chrypką. Mimo wszystko cieszyłam się, że go znów słyszę.
-Clark? - bardziej zapytał, niż stwierdził, ale nie mogłam na niego spojrzeć. Po prostu nie mogłam. - Clark co się stało? - chłopak klęknął przede mną. - Hej, hej. Spójrz na mnie. - złapał za moje dłonie i wyplątał je z moich włosów, a ja dalej płakałam. - Victoria spójrz na mnie. - powiedział twardo, ale ja tylko pokręciłam przecząco głową i uparcie wpatrywałam się w swoje kolana. - Proszę cię, powiedz coś do mnie. Cokolwiek.
-Nie umiem tak. - wyszeptałam. - Nie umiem powiedzieć, że mnie to nie boli, bo boli. Cholernie. - uniosłam wzrok, spoglądając w jego czarne oczy, które teraz były lekko skołowane.
-O czym ty mówisz?
-Ja po prostu mam tego dość. - wyrwałam swoje ręce z jego uścisku. Jedną dłoń położyłam na czole, a drugą zaczęłam ścierać łzy. Nie chciałam płakać. Już nie. - Mam dość tego oceniania przez innych. Ja nie jestem z kamienia. Może inni myślą, że wszystko jest okej, ale nie. Nie jest. - przestałam już płakać, a mój głos był zachrypnięty przez płacz. - I tak nie zrozumiesz. - parsknęłam, kręcąc głową.
-Nie zrozumiem? - zapytał, więc na niego spojrzałam. - Cały czas ktoś mnie ocenia. Rodzina, znajomi, nawet ty. Dla innych jestem najpopularniejszym chłopakiem w szkole, który ma wszystko i może mieć każdą. Dla rodziny jestem przyszłym prezesem firmy i kimś, kto ma już zaplanowaną przyszłość, ale na razie jest rozwydrzonym szczeniakiem, któremu poprzewracało się od pieniędzy, a dla ciebie jestem zwykłym dupkiem. - zrobił chwilę przerwy. - Cały czas nas oceniają, niczego tak naprawdę o nas nie wiedząc.
-On tu był. - szepnęłam, opierając głowę o ścianę za mną. - Liam tu był.
Uważnie obserwowałam jego twarz. To jak zaciska szczękę, a jego oczy robią się coraz ciemniejsze.
-Zabiję go. - warknął i już miał wstać, ale złapałam go za nadgarstek.
-Zostań. - powiedziałam, patrząc na jego twarz. Znów kucnął i spojrzał na mnie tym swoim przeszywającym spojrzeniem.
-Przysięgam, że jeśli jeszcze raz coś takiego zrobi, to połamię mu ręce. - mruknął, na co parsknęłam śmiechem. - Chodź.
Starałam się podnieść, ale było mi ciężko. Brunet widząc to bez problemu złapał za moje biodra, a następnie wziął mnie na ręce. Już nawet nie chciałam się kłócić. Chciałam położyć się na łóżku i zasnąć. Bez problemu wszedł po schodach, a następnie otworzył kopniakiem drzwi do mojego pokoju. Wszedł do środka i położył mnie na łóżku. Miałam na sobie dresy i bluzę, więc teoretycznie mogę w tym spać. Czarnooki włączył lampkę, która stała na szafce nocnej.
-To ja chyba...
-Zostań. - przerwałam mu, wchodząc pod kołdrę.
-Co? - zapytał, jakby nie wierzył w to co usłyszał.
-Zostań. - tym razem na niego spojrzałam.
-Jesteś pewna?
-Nie, ale nie chcę być sama. - mruknęłam.
Chłopak ściągnął przez głowę swoją bluzę, a następnie bluzkę i jeansy. Gdy był już w samych bokserkach, położył się na łóżku i naciągnął na siebie kołdrę. Zgasiłam lampkę, a w pokoju nastała całkowita ciemność. Słychać było tylko nasze oddechy.
-Dlaczego to wszystko jest takie trudne? - zapytałam.
-Jesteśmy nastolatkami. Takie już jest nasze życie. - odpowiedział, a ja musiałam przyznać mu rację.
-Dziękuję. Znowu. - szepnęłam.
-Mimo wszystko musimy sobie pomagać, Clark. - zaśmiał się.
-Tylko, że to ty cały czas mi pomagasz. Ja nic nie robię. - parsknęłam, ale nie dostałam odpowiedzi, więc odwróciłam się na bok, tyłem do chłopaka. Położyłam sobie dłoń pod głowę i przymknęłam oczy.
Nagle usłyszałam ruch i poczułam, jak ręka chłopaka obejmuje mnie w talii. Przycisnął mnie bliżej swojej klatki piersiowej. Poczułam jego oddech na swoim uchu.
-Cały czas mi pomagasz. - szepnął, przez co mój oddech z niewiadomych powodów przyśpieszył. - Pomagasz mi tym, że jesteś.
***
awe
Kocham i do następnego xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top