Rozdział 13

Otworzyłam powoli oczy, czując ból głowy, który rozpierdalał moje szare komórki. Pierwszym co zarejestrowałam było to, że leżę na czymś miękkim, i że to na pewno nie jest mój dom, ponieważ ten sufit wcale nie był znajomy.

Z ciężkim jękiem podniosłam się do siadu i stwierdziłam, że jestem w salonie w domu Luke'a. Leżałam na szarej, dużej kanapie, a pomieszczenie było w opłakanym stanie. Wszędzie kubki, butelki po piwie, śmieci, a gdzieniegdzie nawet wymiociny. O mój Boże.

Obok mnie spała Mia, która chrapała jak traktor, a dalej leżała śpiąca Clara i kilka innych osób.

Na podłodze leżał Chris, który był w samych bokserkach i różowym kapeluszu kowboja. Na stoliku do kawy drzemał śliniący się Luke.

A teraz najważniejsze pytanie:

Co się do cholery tutaj stało?

Film mi się urwał po tym, jak byłam w pokoju gier i grałem w bilard.

-Mia. Mia! MIA! - zaczęłam nerwowo szeptać i szturchać dziewczynę. Głośno jęknęła i machnęła ręką, a następnie przewróciła się na bok i przytuliła do butelki po winie.

Szybko przeszukałam kieszenie w poszukiwaniu telefonu i z wielką ulgą stwierdziłam, że jest w spodniach.

Sprawdziłam powiadomienia i okej, dziesięć nieodebranych połączeń od ojca. Mam przesrane.

Była dopiero trzynasta, a ja już chciałam umrzeć. Wygramoliłam się z sofy i omijając pijanych i śpiących ludzi, wyszłam z salonu, kierując się do najbliższej łazienki.

Zamknęłam się w pomieszczeniu, a gdy zobaczyłam swoje odbicie w lustrze, cicho krzyknęłam. Moje włosy były całe roztrzepane, a makijaż rozmazany.

Przejechałam po tym sianie (albo moich włosach) ręką, starając się trochę je opanować. Gdy to nic nie dawało, ściągnęłam gumkę z nadgarstka i związałam włosy w kucka.

Zmyłam wodą trochę makijażu, ale nie cały, ponieważ nie chcę, aby ktoś mnie bez niego widział. Taka odważna to ja nie jestem.

Westchnęłam i wyszłam z łazienki, a następnie zaczęłam iść w stronę kuchni. Zmarszczyłam brwi, słysząc jakieś odgłosy pochodzące z tego pomieszczenia. Przecież wszyscy śpią. Kurwa, a jak ktoś się włamał?

Tak, na pewno ktoś postanowi włamać się o trzynastej. Naprawdę mądre posunięcie.

Na palcach weszłam do kuchni i z ulgą stwierdziłam, że to tylko Shey.

Zaraz, co?

Stanąłem za nim, opierając się o blat i obserwowałam co robi. Był ubrany we wczorajsze ciuchy, tyle że nie miał skórzanej kurtki. Chyba robił sobie coś do żarcia, ale nie byłam pewna.

Wstrzymałam powietrze i podeszłam do niego na palcach, aby go przestraszyć. Uniosłam ręce i już chciałam klasnąć nimi obok jego ucha, ale przerwał mi głos.

-Widzę cię w odbiciu okna, Clark. - parsknął, a ja popatrzyłam przed siebie i dostrzegłam, że tam serio jest okno, w którym wszystko widać.

Wypuściłam ze świstem powietrze i opuściłam ręce. Wydęłam wargi, a chłopak odwrócił się z kpiącym uśmiechem, opierając się o blat, więc i ja to zrobiłam. Staliśmy teraz naprzeciw siebie. Nie wiedziałam co powiedzieć, bo nie miałam pojęcia co się wczoraj stało.

-Więc...jak bardzo wczoraj przesadziliśmy? - zapytałam po chwili ciszy i założyłam ręce na piersi.

-Nie wiem, ostatnie co pamiętam, to jak Adams robił striptiz. - wzruszył ramionami, a ja przybiłam sobie z otwartej dłoni w czoło.

-Trzeba jakoś ogarnąć ten syf.

-Zadzwoniłem już po firmę sprzątającą, wyluzuj. - przewrócił oczami.

-Nie przewracaj oczami, bo ci tak zostanie. Już i tak masz zeza. - sarknęłam i odwróciłam się w poszukiwaniu czegoś do picia.

-Uwielbiam ten twój radosny nastrój z rana. - prychnął z ironią, więc teraz to ja przewróciłam oczami. - O i nie przewracaj oczami, bo ci tak zostanie. - powiedział nienaturalnie wysokim tonem, na co wystawiłam rękę i pokazałam mu środkowego palca.

Było to przerażające, bo stałam tyłem do niego, a on i tak się domyślił, że to zrobiłam.

Pieprzony jasnowidz.

-Oh, hej. - do pomieszczenia weszła zaspana Mia, a za nią Luke, kiedy ja nalałam sobie soku pomarańczowego do szklanki.

-No cześć. - mruknęłam i odstawiłam szklankę. - Ja już muszę spadać. Starsi mnie zabiją. - gdy to powiedziałam, Shey prychnął, a ja miałam ochotę zdzielić go po łbie.

-Jasne, zadzwoniłam już po Mike'a. Jedziesz z nami? - zapytała blondynka, a ja pokręciłam głową.

-Przejdę się. - wzruszyłam ramionami. - Dobra, spadam.

-Niech cię po drodze coś przejedzie. - blondyn słodko się do mnie uśmiechnął, a ja posłałam mu spojrzenie.

-Spierdalaj. - warknęłam i zaczęłam kierować się do drzwi w akompaniamencie śmiechu Luke'a.

Przeszłam przez długi hol, omijając śmieci i wyszłam na zewnątrz. Było ciepło, ale trochę wiało i w tym momencie przypomniało mi się, że moja kurtka jest w samochodzie Shey'a.

Prędzej sprzedam nerkę, niż dobrowolnie tam wrócę.

***

Sobota i niedziela zleciły bardzo powoli. Głównie leczyłam kaca i słuchałam kazania rodziców, które prawili mi, gdy tylko mnie zobaczyli. Głównie ojciec, bo mama tylko wzdychała i mówiła, że ma już tego wszystkiego dość i chce wyjechać, bo doprowadzamy ją do szału.

No i oczywiście cały mój Instagram i Snapchat był zawalony zdjęciami z imprezy. I cóż, teraz wiem, że się działo.

I nastał poniedziałek. Znienawidzony dzień przez wszystkich nastolatków, którzy po weekendzie muszą wrócić do tego piekła.

Cóż, dla mnie był on znienawidzony z innego powodu. Dziś miałam oficjalnie zostać dziewczyną Shey'a. Wszystko podchodziło mi do gardła, gdy tylko o tym pomyślałam.

Przejechałam ostatni raz tuszem po rzęsach i głośno odetchnęłam, a następnie spojrzałam w lustro.

-Dobra Victoria. Albo to się uda, albo jedziesz do Turcji wypasać alpaki. - szepnęłam sama do siebie.

Miałam na sobie czarne rurki, biały top i bordową bomberkę z białym napisem CLARK na plecach, którą dostałam od mojej babci na święta. Włosy miałam rozpuszczone, a makijaż był jak zwykle lekki.

Zabrałam torbę i telefon z łóżka i wyszłam ze swojego pokoju, a następnie zbiegłam po schodach od razu do holu.

-A śniadanie? - zawołała moja mama z kuchni, gdy nakładałam swoje bordowe Roshe.

-Nie mam czasu! - krzyknęłam, bo Shey napisał, że już czeka, a ja naprawdę dziś niczego nie tknę. Za dużo stresu.

-Wychodzę! - poprawiłam włosy i otworzyłam drzwi.

Od razu zobaczyłam czarnego Bentley'a, który stał na podjeździe. Wyciągnęłam okulary z torby i je założyłam, ruszając w stronę auta.

No to zaczynamy.

Wsiadłam do auta i głośno westchnęłam, a następnie spojrzałam na chłopaka.

Miał na sobie czarne jeansy, tego samego koloru koszulkę i męską baseballówkę, którą miał każdy członek drużyny koszykarskiej. Była bordowa, a jej rękawy - białe. Na piersi z lewej strony wyszyte było godło szkoły, a na plecach jego nazwisko.

Również miał Ray Bany, tylko że jego były oryginalne. O chuj, ale w sumie, czego innego można było się spodziewać.

-Możemy się jeszcze wycofać. - mruknęłam, a blondyn odpalił silnik i odwrócił głowę w moją stronę, ukazując zęby w uśmiechu.

-Boisz się? - zapytał, a ja przełknęłam ślinę. Całe szczęście, że nie widziałam jego oczu, a on nie widział moich.

-Nie. - skłamałam. Prawda była taka, że bałam się jak jasna cholera.

-To źle. - oparł się o fotel i odjechał spod mojego domu.

Denerwuję się. Bardzo się denerwuję. W chuj się denerwuję.

Cała droga minęła w ciszy, a zagłuszała ją jedynie piosenka Rihanny, która leciała w radiu. Po dziesięciu minutach byliśmy pod budynkiem naszego liceum.

Tętno podskoczyło mi niemiłosiernie, a ja naprawdę tego nie chciałam.

Spierdalam do Turcji wypasać alpaki. Elo.

Zaparkował na samym środku parkingu i całe szczęście, że szyby były przyciemniane. Masa ludzi kręciła się obok szkoły i wiedziałam, że zaraz uwaga każdego zwróci się na nas.

-No to co, Clark? Zaczynamy zabawę? - zaśmiał się, wyciągając kluczyki ze stacyjki.

-Zaczynamy. - mruknęłam, a chłopak wyszedł z auta. Odetchnęłam, a zaraz obok, drzwi z mojej strony się otworzyły.

Wysiadłam z samochodu, a czarnooki obok mnie zamknął auto z pilota. Wyciągnął rękę i zarzucił mi ją na ramiona, przeciągając bliżej siebie.

O CHRYSTE.

Wzrok każdego ucznia spoczął na nas, a ja nie wiedziałam co mam zrobić. Zaskoczenie i niedowierzanie ogarnęło wszystkich, a nawet złość pustych idiotek, które uganiają się za Shey'em.

Zaczęliśmy iść w stronę szkoły, a chłopak cały czas mnie nie puszczał. Całe szczęście, że miałam okulary, bo nie musiałam łapać z nikim kontaktu wzrokowego.

Starałam się, aby moja twarz nie wyrażała obrzydzenia, ale naprawdę było ciężko! Myśl, że jestem tak blisko niego była... odrażająca.

Włożyłam jedną rękę do kieszeni, a drugą zacisnęłam na pasku swojej torby. Minęliśmy wszystkich gapiów, którzy stali z szeroko otwartymi oczami i ustami. W sumie to się im nie dziwie. Dwoje największym wrogów w szkole, którzy się nienawidzą, idą właśnie obok siebie i na dodatek się przytulają. Ale tandetny koszmar.

Weszliśmy do budynku, a chłopak odprowadził mnie do mojej szafki. Oczywiście, nawet na chwilę nie przestaliśmy być obserwowani. Czułam się jak w jakimś "Mamy cię" czy coś.

-Dziś mam trening, więc nie mogę cię odwieźć. - oparł się barkiem o szafki, kiedy ja otworzyłam swoją i zaczęłam wyciągać z niej potrzebne rzeczy.

-Okej. - uśmiechnęłam się, choć w środku skakałam z radości. Mniej jego obecności. To jest to.

-Muszę iść. Mam angielski. Do potem Clark. - puścił mi oczko, uśmiechając się chytrze. Szybko pocałował moje usta i odszedł, poprawiając plecak na ramieniu.

Wróciłam spojrzeniem do szafki. Miałam ochotę w nią uderzyć.

Tak, żeby stracić przytomność.

I już się nie obudzić.

Westchnęłam i zamknęłam szafkę, a później zaczęłam kierować się na swoją ukochaną historię. Zajebiście.

-Hej. - usłyszałam wysoki głos obok swojego ucha, kiedy usiadłam w ławce. W klasie były jeszcze trzy inne osoby, a w tym Mia.

-Hej. - uśmiechnęłam się sztucznie, ale i tak tego nie kupiła.

-Czyżby twój humor był tak fantastyczny przez twojego chłopaka? - zaszczebiotała, na co uderzyłam głową w ławkę.

-Nie dołuj. - burknęłam, a mój głos przytłumiony był przez drewno przy mojej twarzy.

-Ale muszę wam powiedzieć, że mega to wyglądało.

-Co? - zapytałam, podnosząc się, aby na nią spojrzeć.

-No jak razem weszliście do szkoły. Trzymał cię tak blisko siebie i macie podobne bluzy i to takie aw. - zmarszczyłam brwi, zastanawiając się o co jej chodzi.

No pewnie. Nasze bluzy są dopasowane, bo mają taki sam kolor, a na plecach mają nasze nazwiska. Jezu.

-Powieszę się. - westchnęłam, ukrywając twarz w dłoniach.

-Nie przeżywaj. - trąciła łokciem moje ramię. - A jeśli będzie tak źle, jak mówisz to...

-Będę wypasać alpaki. - dokończyłam za nią.

-Nie, idiotko. - przewróciła oczami. - Jeśli to nie wypali, to najwyżej puścisz się z nim na oczach Liama i po sprawie. - wzruszyła ramionami, a ja zaczęłam się śmiać.

Uwielbiam ją.

***

-Mam dość. - warknęłam sama do siebie, wychodząc z sali od historii. - Historia ssie.

-Tak. - zgodził się Chris. - Gdyby nie seksowny Albert, który siedział ławkę przede mną, to bym tam zasnął.

-Ta. - burknęłam i już miałam wejść do łazienki, ale zza rogu wyszedł Shey i złapał mnie za nadgarstek, a następnie pociągnął w swoją stronę, więc odbiłam się od jego torsu.

-Musisz tak straszyć? - zapytałam, czując przyspieszone tętno. - Zawału można dostać.

-Niespodzianka. - mruknął, całując mnie w usta. - A teraz musisz gdzieś ze mną pójść.

-Co? - zmarszczyłam brwi, bo okej, wyjaśnijmy sobie coś.

Gość podchodzi do mnie na środku korytarza, całuje, sprawia, że każdy się gapi, a ja czuję się niekomfortowo i chce, żebym gdzieś z nim poszła?

Boże, widzisz i nie grzmisz.

Pociągnął mnie w tłum ludzi. Od rana byliśmy tematem numer jeden w szkole, a nawet na lekcji czułam na sobie spojrzenia innych.

Przeszliśmy przez dziedziniec i znaleźliśmy się na łączniku przy sali gimnastycznej. Chłopak wepchnął mnie do męskiej szatni, w której nikogo nie było.

-Kurwa, nigdy więcej takiego gówna. - okej, znów wracamy do normalności.

-Czego chcesz? - warknęłam, opierając się tyłem o szafkę.

-Słuchaj, Luke kazał mi coś zrobić, żeby uwierzytelnić to całe gówno. - był wyraźnie zdenerwowany. On się nigdy nie denerwuje, czyli coś się dzieje.

No kurwa.

-Naprawdę nie chcę tego robić i przewraca mi się w żołądku, gdy pomyślę, że mam to zrobić, bo kurwa, cię nienawidzę. - zaczął, a ja się wyprostowałam.

Złapał za rękaw swojej bluzy i ją ściągnął, a następnie popatrzył na nią i z mocnym zawahaniem, wystawił ją w moją stronę.

Otworzyłam oczy i na nią spojrzałam, a następnie na blondyna.

-No ty chyba żartujesz.

-Nie, więc ją bierz i mnie, kurwa, nie denerwuj. - rzucił wyraźnie zirytowany.

W naszej szkole od zawsze był zwyczaj, że jeśli chłopak z drużyny chodzi ze swoją dziewczyną i jest dla niego ważna, oddaje jej swoją bluzę. Oczywiście nie pierwszej lepszej, ponieważ bluza jest najważniejszą rzeczą, jaką ma zawodnik. Jest chlubą i polem do popisu.

Shey jeszcze nigdy żadnej jej nie dał, ponieważ nigdy nie miał dziewczyny. Tylko te swoje dziewczynki na jedną noc i teraz ja mam ją wziąć. Była dla niego chyba najważniejszą rzeczą na świecie i nikomu nawet nie daje jej potrzymać. Kurwa.

Oficjalnie zostałam dziewczyną kapitana, Nathaniela Shey'a.

***

Kocham i do następnego xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top