Rozdział 11
-Wolność! - powiedziałam głośno, kiedy pan Watson wszedł do pokoju z pudełkiem, w którym są nasze telefony, pod pachą
Prawie wszyscy naraz się na niego rzuciliśmy, a mężczyzna pisnął i odsunął się na bezpieczną odległość. Złapałam swojego czarnego iPhona i pocałowałam go, a następnie odblokowałam, aby sprawdzić wszystkie powiadomienia z Twittera.
Jestem tylko nastolatką, która przeżywa napad fangirlingu, gdy zobaczy DiCaprio. I Horana. I O'Briena. I Hemmingsa. I dwudziestu kilku innych idoli.
-Chodź. - westchnął Shey, łapiąc swój telefon. Wyszedł z pomieszczenia jako pierwszy, a ja zaraz po nim.
Nie rozmawialiśmy w ogóle po tej całej sytuacji. Lepiej zapomnieć, bo jeśli zaczęlibyśmy dyskutować, to skończyło by się to niemałą awanturą.
Szliśmy po korytarzu, a ja już wariowałam, bo zaraz umrę z głodu. CHCĘ JEŚĆ.
-Przyjadę dziś po ciebie o ósmej i razem pojedziemy na imprezę. - mruknął, patrząc w swój telefon.
-Yhym. - mruknęłam, ciesząc się, gdy już wyszłam na dwór.
Zaczęłam iść w stronę swojego samochodu, a gdy już przy nim stałam, zwróciłam głowę w stronę chłopaka. Stał przy swoim Bentley'u trzy miejsca parkingowe dalej ode mnie.
-Shey! - powiedziałam głośniej, a blondyn, który założył już okulary przeciwsłoneczne, przekręcił głowę w moją stronę. Obejrzałam się, aby zobaczyć czy nikogo nie ma w pobliżu. - Jeśli znów nie przyjedziesz to wbiję ci to w dupę. - uniosłam kluczyki od samochodu, aby pokazać mu moją "broń".
Wsiadłam do auta w akompaniamencie jego śmiechu i trzasnęłam drzwiami, aby pokazać, że jestem zirytowana.
Odjechałam spod szkoły, a gdy stałam na światłach, mój telefon wydał z siebie dźwięk.
Od: Ex
Naprawdę z nim chodzisz?
Zmarszczyłam brwi, bo czego on chce? Nie mam zamiaru się tym przejmować.
Do: Ex
Odpierdol się.
Po tym zablokowałam jego numer i ruszyłam, bo światło zmieniło kolor na zielony.
***
-Kochanie! Mam założyć czarną czy granatową koszulę!? - Chris wyszedł z mojej łazienki z dwoma wieszakami w dłoniach, na których wisiały ubrania.
-Czarna. - burknęłam, nawet nie patrząc na niego znad swojego telefonu.
-Będzie grantowa. - zadecydował, a ja przewróciłam oczami.
-Kochanie, zabieraj się. Muszę ci jeszcze zrobić makijaż. - powiedziała Mia, która siedziała przy białej toaletce i kończyła prostować włosy.
-Nie chce mi się tam iść. - westchnęłam, rzucając się na łóżko i łapiąc za serce.
-Ja tu jestem od odgrywania roli królowej dramatu! - krzyknął chłopak z łazienki.
-Vic, idziesz, bo za godzinę przyjeżdża po ciebie Nate i musisz się wyrobić. - zrzędziła blondynka, a ja z głośnym jękiem wstałam z łóżka i powędrowałam do szafy.
Umyłam i ogoliłam się już wcześniej, a włosów nie suszyłam, więc teraz będzie to jedno, wielkie siano.
Mozolnie ściągnęłam z wieszaka czarny top z logiem AC/DC, a do tego jakąś bluzę w tym samym kolorze. Zabrałam również jeansy, które nie uwierzycie, ale są w kolorze czarnym! To mój ulubiony kolor i chuj z tym, że wyglądam tak, jakbym szła na pogrzeb.
Powolnym krokiem ruszyłam do łazienki, z której właśnie wyszedł Adams. Zamknęłam się w niej i przebrałam w ciuchy, a później weszłam z powrotem do swojego pokoju.
-No ty sobie chyba żartujesz. - prychnął brunet, który z oburzeniem wstał z fotela. - Nigdzie w tym nie pójdziesz.
-Raczej nie ty o tym decydujesz. - fuknęłam, zakładając ręce na piersi.
-Pójdziesz w sukience. - odpowiedziała blondynka, również wstając i zajmując miejsce obok chłopaka.
-Nie. - warknęłam.
-Tak. - odpowiedzieli razem.
-Nie.
-Tak.
-Nie!
-TAK! - wydarli się, a ja zacisnęłam szczękę.
-Okej, zróbmy tak. Zostaję w rurkach, ale możecie mi wybrać górę. Wiecie, że nie odpuszczę. - westchnęłam z rezygnacją. Popatrzyli się na siebie przez chwilę i kiwnęli głowami. - Ale żadnych dziwkarskich krok topów. - specjalnie przedrzeźniłam ten element ubioru. Nienawidziłam tych krótkich bluzeczek.
-Okej. - uśmiechnęła się pod nosem dziewczyna, a ja wiedziałam, że już coś wymyśliła.
Powędrowała do swojej torby, którą tu przynosiła jakąś godzinę temu i wyciągnęła z niej czarny materiał.
-Wkładaj. - rzuciła w moją stronę ubraniem, a ja je złapałem i na nie spojrzałam. Super.
Była to czarna, nakładana bluza z długim rękawem, która sięgała prawdopodobnie do pępka.
-Nie jest to bluzka, więc zakładaj. - mruknęła ze zwycięskim uśmiechem, a ja warknęłam i znów wróciłam do łazienki.
Założyłam to gówno i spojrzałam w lustro. Nie było tak źle, jeśli nie będę podnosić rąk. Cudownie. Najwyżej będę chodzić jak pingwin.
-Zadowolona? - warknęłam, wychodząc z pomieszczenia.
-Yup, a teraz chodź. Muszę cię pomalować.
Następne pół siedziałam przy Mii, która mnie szpachlowała i robiła mi fryzurę. Powiedziałam jej wcześniej, że jeśli zrobi ze mnie typową tapeciarę, to wrzucę ją pod śmieciarkę. Chociaż w sumie, tapeciarą byłam zawsze.
-Skończyłam! No teraz wyglądasz jak dziewczyna. - uśmiechnęła się w moją stronę, spoglądając razem ze mną w lustro.
Makijaż nie był mocny, ale wyrazisty, a włosy jeszcze bardziej mi wyprostowała, za co jej nienawidzę.
-Wyglądam dziewczęco. Fuj. - stwierdziłam, wstając.
-Twój lovelas już przyjechał. - zarechotał Chris, patrząc przez okno.
Panie, zabij mnie.
-Dobra, leć. My też już zaraz jedziemy.
Pokiwałam głową i załapałam telefon, a następnie wyszłam z pokoju i zbiegłam po schodów. Szybko wskoczyłam w moje białe Air Force, a gdy miałam wychodzić, usłyszałam głos.
-Gdzie idziesz? - mój tato z rękoma na piersi stanął w futrynie.
-Na imprezę. Mówiłam to już wam jakiś tydzień temu. - zagryzłam wargę.
-Gdzie jest Mia i Chris?
-Na górze. Jadą później.
-A ty? - o nie. Włączył mu się TOO, czyli Tryb Opieki Ojcowskiej.
-Z kolegą. - na moje słowa zmarszczył brwi.
-Z kim? Jak się nazywa? Gdzie mieszka? Chodzi z tobą do szkoły? Ile ma lat? Kim są z zawodu jego rodzice i kim chce zostać w przyszłości? Jeśli to Liam to wyjdę tam i wyrwę mu nogi. Masz się z nim nie spotykać. I nie zaakceptuję nikogo z imieniem Sam. Czy kiedykolwiek dotykał cię w nieprzyzwoity sposób?
-Tato! - pisnęłam, a zza rogu wyszła mama.
-Kochanie, uspokój się i daj jej żyć. O której wrócisz i masz w ogóle czym? - zapytała kobieta, a ja pokiwałam głową i mruknęłam, że około północy.
-Baw się dobrze. - powiedziała i siłą zabrała ojca z holu. Westchnęłam, chwytając w międzyczasie skórzaną kurtkę i wyszłam z domu. Nie było zimno, z czego się cieszyłam.
Ruszyłam w stronę czarnego samochodu, a gdy już przy nim stałam, odwróciłam się w stronę budynku.
Mia i Chris przyciskali twarze do szyby w moim pokoju, a mój tato obserwował mnie z salonu. Rodzina patologiczna.
Wsiadłem do auta, kładąc kurtkę na swoich kolanach i przenosząc wzrok na blondyna. Miał okulary przeciwsłoneczne, mimo tego, iż jest ciemno. Debil.
Miał na sobie czarne, dopasowane jeansy, które nie, nie były rurkami. Tego samego koloru koszulkę i skórzaną kurtkę. Jego włosy jak zwykle były postawione do góry.
Każda miałaby teraz mokro w majtkach. Każda, z wyjątkiem mnie.
W ciszy ruszyliśmy na imprezę, a ja wiedziałam, że się dziś na niej nie pobawię.
Dom Luke'a był na uboczu obok lasu. Byłam tu raz, na imprezie w drugiej klasie. Samochodów było pełno i byłam pewna, że będziemy musieli iść, bo nie znajdziemy miesiąca blisko budynku. Ludzi za to było dwa razy więcej i kręcili się wszędzie. Muzykę było słuchać jakieś dwieście metrów od domu i w tej chwili współczułam sąsiadom.
Ku mojemu zdziwieniu, chłopak wjechał w uliczkę prowadzącą do domu i podjechał pod sam budynek, parkując w dużym garażu, w którym stał tylko jeden samochód. No tak.
-Słuchaj, kilka spraw. - zaczął, gdy zgasił samochód. - Po pierwsze nie flirtujesz z jakimś typami, nie kłócisz się ze mną i ogólnie trzymasz się obok mnie.
-Teraz ty posłuchaj. Masz trzymać swojego kutasa z daleka od innych dziewczyn, bo nie chcę znowu wyjść na zdradzoną idiotkę. I to się tyczy tych trzech miesięcy. Jeśli chcesz poruchać to jedziesz na drugi koniec miasta, jasne? - pokiwał głową, poważnie się nad czymś zastanawiając.
-Muszę cię naznaczyć. - powiedział, a ja strzeliłam mu spojrzenie.
-Nie jestem psem. - fuknęłam, krzyżując ręce na piersi.
-Nie panikuj. Muszę zrobić ci malinkę. - że, kurwa, co.
On chyba nie chce przyssać SWOICH ust do MOJEJ szyi.
-Nie. - jęknęłam, wykrzywiając twarz
-Też nie tryskam entuzjazmem z tego powodu. - warknął.
Tryskasz to ty czymś innym każdej nocy w inną dziewczynę.
Nie, nic.
-Ugh, okej. - westchnęłam, odchylając szyję i podtrzymując włosy.
Blondyn pochylił się i zassał skórę na mojej szyi. To było obrzydliwe, ale szczerze powiem, że brakowało mi tego. Kiedyś Liam często robił mi malinki, a ja to uwielbiam. Dobra, bredzę.
Chłopak zajął się chwilę moją skórką, a gdy skończył, dmuchnął zimnym powietrzem i odsunął się.
Rzucił okulary na deskę rozdzielczą i wyszedł z auta, więc i ja to zrobiłam. Z garażu prowadziły drzwi do domu, przez które przeszliśmy. Muzyka była tu jeszcze głośniejsza, a ludzie ze szkoły byli wszędzie. Niektórzy tańczyli, inni się obściskiwali, a jeszcze inni palili trawkę. Ta, to jest to.
-Nate! Jesteś! - ktoś krzyknął, a chwilę później podszedł do nad Luke z czerwonym kubkiem w dłoni. - O, pani Shey też. - uśmiechnął się, a ja strzeliłam mu mordercze spojrzenie.
Lubiłam Luke'a. To fajny gość, który mimo że nie różnił się za bardzo od Shey'a, był spoko. Był typowym rozrabiaką.
-Zamknij się. - warknęłam.
-Uśmiechnij się, bo ludzie pomyślą, że twój chłopak cię unieszczęśliwia. - zarechotał, a gdy usłyszeliśmy głośny huk tłuczonej lampy, szatyn zmarszczył twarz. - Dobra, spadam, bo sobie beze mnie nie radzą. Niezła malinka. - z tymi słowami zniknął w tłumie ludzi.
-Chodź, muszę się napić. - stwierdził chłopak i zaczął kierować się do barku, a ja poszłam za nim. Nie zamierzałam się upijać. Po ostatniej nocy z Mią mi wystarczy.
Przepchnęłam się przez ludzi i zatrzymałam w kuchni, która była prowizorycznym barem. Na blacie było bardzo dużo różnych alkoholi, ale ja nawet nie miałam ochoty na to patrzeć.
Oparłam się tyłem o blat i patrzyłam, jak chłopak nalewa wódkę i colę do czerwonego kubeczka.
-Dlaczego te kubki są zawsze czerwone? - zapytałam.
-Bo najtańsze. - odpowiedział, wypijając drinka, a ja parsknęłam śmiechem. I wszystko jasne. - Pij. - podstawił mi drinka pod nos.
-Nie dzięki. - przewróciłam oczami.
-Czy uważasz, że damy radę odgrywać dziś ten cyrk na trzeźwo? - zapytał, a ja przez chwilę popatrzyłam w jego czarne oczy. Czy miał rację?
Nie wiem, pomyślę o tym jutro, gdy będę leczyła kaca.
Chwyciłam kubek i naraz przechyliłam całą zawartość do gardła. Przełyk zaczął palić mnie żywym ogniem, a moja twarz wykrzywiła się w grymasie.
-Zacznijmy zabawę. - stuknął swoim kubkiem o mój, a ja szturchnęłam językiem wnętrze policzka.
No to się wpakowałam.
***
Kocham i do następnego xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top